Jestem dla siebie, ale jak?

W poszukiwaniu recepty na życie (fragmenty)

Jestem dla siebie, ale jak?

Ks. Paweł Prüfer

W POSZUKIWANIU RECEPTY NA ŻYCIE

Między codziennością a Ewangelią

ISBN: 978-83-7767-045-3
wyd.: Wydawnictwo WAM 2012

Spis wybranych fragmentów
Wstęp
Jestem dla siebie, ale jak?
Dusza i ciało — oby nic złego im się nie stało

ROZDZIAŁ I

Jestem dla siebie, ale jak?

Rozwój myśli społecznej, zarówno dotyczącej historii nowożytnej, jak i dużo wcześniejszej, dostarcza czasem zastanawiających — a innym razem tylko oczywistych — odpowiedzi na pytanie, dlaczego współczesność wygląda tak właśnie, a nie inaczej. Marzenia o nowym ładzie i porządku między ludźmi, pomiędzy ludźmi a instytucjami, pomiędzy instytucjami a ich globalnym otoczeniem, nie opuszczają ludzi i dzisiaj. Znaleźć sposób na przyjazne współbycie i współbrzmienie, aby nie doświadczać niepokoju i kłopotliwego stanu permanentnego rozdrażnienia — oto pragnienie, choć jedno z wielu, nie tylko domatorów i miłośników „oaz spokoju”, ale każdego przeciętnego człowieka. Niczym slogan powtarzana jest prawda o tym, że aby osiągnąć spokój i budować pozytywne więzi ze światem, trzeba najpierw ten spokój znaleźć w sobie i uczynić go sposobem zawiązania przyjaźni z samym sobą. Wiemy o tym, wiele w tej sprawie robimy, lecz coś nam jednak wciąż nie wychodzi.

Chrześcijaństwo, w tym szczególnie tzw. katolicka nauka społeczna, w sposób usystematyzowany i organiczny przekazuje nam prawdę, już od ponad stu lat regularnie ją powtarza, że bez innych ludzi i bez społeczności jako takiej człowiek nie może zaspokoić swoich takiej człowiek nie może zaspokoić swoich żywotnych potrzeb (Strzeszewski 2003: 155-159). Myśl socjologiczna wypowie to słowami Norberta Eliasa, który jest przekonany, że wszyscy ludzie, nawet jeśli się między sobą nie znają, przykuci są do siebie czymś w rodzaju niewidzialnych łańcuchów, a funkcje, które spełniają, uzależniają ich od innych. Nie znaczy to jednak, że jedni i drudzy są dla siebie nawzajem marionetkami, lecz że wyznaczają sobie wzajemnie obszary własnych możliwości i niemożności (Elias 2008: 20). W tym miejscu powstaje wyłom, który jednym udaje się jakoś zasypać i wypełnić, a innym niekoniecznie. ci pierwsi, choć sami sobie poradzili, myślą o tych, którzy sobie jeszcze nie radzą. Chcą im pomóc. Czy potrafią? To już inna kwestia. Sprawą najistotniejszą jest jednak to, że chcą. I to pragnienie jest autentyczne. stają więc razem z tamtymi przed wyłomem i cierpliwie podpowiadają, własnoręcznie zasypując żmudnie przepaść, której głębokość mierzona jest ludzką nieufnością i niewiarą. Po pewnym czasie coś się udaje, widać skutki. Jedni i drudzy z zadowoleniem wpatrują się w zapełniającą się dziurę marazmu i niechęci, ponad którą wyrasta wreszcie coraz wyżej i wyżej stożek ufności i zrozumienia. „oni mi pomogli, choć ich o to nie prosiłem”. Choć oczy były przez cały czas szeroko otwarte, teraz otworzyło się nieco również serce, wnętrze. I pojawiła się być może myśl: „Mogę nadal myśleć i żyć dla siebie, lecz już trochę inaczej”. Potem przychodzi następna i jeszcze dojrzalej odmieniona: „Mogę nadal myśleć i żyć dla siebie, lecz już trochę inaczej, to znaczy ze świadomością, że inni też chcą żyć dla siebie”. Pierwszy krok do powstania więzi i do przekonania, że nie jestem ani zwierzęciem, ani bogiem, został postawiony.

Jeśli być dla siebie, to oczywiście na różne sposoby. Możesz pomóc sobie sam, mogą pomóc ci inni, może przyjść ci z pomocą „Pierwiastek nadprzyrodzony”. W tym ostatnim chrześcijanie rozpoznali Osobę, która, jeszcze zanim to nastąpiło, po cichu i w ukryciu za nimi wędrowała. Gdy już Ją uznali za swoją, podąża przed nimi, nie tylko dlatego, że została przez nich o to poproszona, lecz głównie dlatego, że jest mocniejsza niż ich mocne zamiary. Poniższe skromne refleksje-świadectwa mają nie tylko socjologiczno-teologiczną perspektywę, lecz mogą także zainspirować refleksję nad znajdowaniem siebie, by być dla siebie, ale bez egoizmu.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama