Dziennik z czasu zarazy #2

Puste ławki w kościele to dobra okazja do refleksji nad tym, za czym tęsknimy i co jest dla nas wartością

Dziennik z czasu zarazy #2

16.03.2020 r. / Poniedziałek III tygodnia Wielkiego Postu

Ciągle trwa Miłość w czasach zarazy, jednak przecież ufamy, że nie tylko teraz, ale że kiedy to się skończy (pewnie szybciej niż później), to ta miłość i życzliwość w nas zostanie. Ten czas będziemy wspominać jako takie specyficzne rekolekcje.

Zacznijmy od tego, że i dzisiaj, i w niedzielę, kiedy wszedłem razem z moimi współbraćmi do kościoła, żeby odprawić Mszę św. i zobaczyłem puste ławki, to, powiem wam, bardzo mi was brakowało. Pomyślałem sobie, że jednak nie jest to dobre, kiedy nie możemy się spotkać, tak więc pamiętajcie, że nie tylko wy tęsknicie za Eucharystią, ale — mówię też w imieniu moich współbraci, ale myślę, że i innych kapłanów — naprawdę za wami bardzo tęsknimy. Taka myśl mi przyszła, że to jest trochę taka sytuacja, jak gdyby małżonkowie albo zakochani w sobie musieli się rozstać i mogą porozmawiać ze sobą tylko przez Skype'a czy telefon. Wiadomo, że to nie jest dobra sytuacja, ale, trzymając się tej analogii, ufamy również, że nie będzie ona długo trwała i wkrótce wszystko wróci do normy — będziemy mogli znowu zgromadzić się wokół Stołu eucharystycznego.

Myślę, że ta tęsknota, jaka w nas jest, powinna też uwrażliwiać na tych, którzy być może naszej pomocy potrzebują: sąsiadów, starszych, którym trzeba zrobić zakupy, tych, którzy są samotni, może się boją, że są chorzy. Trzeba otoczyć ich swoją opieką — od znajomych wiem, że takie sytuacje się zdarzają. Ludzie samorzutnie organizują „komitety osiedlowe” i wynajdują osoby starsze, chore, opiekują się nimi; nawet przez to, że wyprowadzą psa, żeby ktoś się niepotrzebnie nie narażał. Myślę, że ta sytuacja budzi w nas, Polakach, naszą prawdziwą naturę, pełną życzliwości. I chociaż może być trudno, to cała ta sytuacja pomoże nam zobaczyć, ile w nas jest dobra. W każdym z nas są jego olbrzymie pokłady, których na co dzień nie zauważamy, chowamy je może gdzieś tam głęboko, ale tak naprawdę mamy w sobie ocean życzliwości. Może epidemia nauczy nas, byśmy nie chowali tej życzliwości na czarną godzinę, ale okazywali ją sobie ot tak, po prostu, również w zwykłe dni, które niebawem nadejdą.

Namawiam was do tego, żebyście w tych dniach, kiedy — jak już mówiliśmy — dostęp do kościoła jest ograniczony, troszczyli się właśnie o naszą miłość względem Boga i bliźnich.

O bliźnich już była mowa, zresztą mamy Wielki Post, więc dzieła miłosierdzia jak najbardziej wpisują się w ten okres roku liturgicznego. Natomiast jeżeli chodzi o Pana Boga, to jak to benedyktyn, będę was namawiał przede wszystkim do śledzenia tekstów liturgicznych. Mszał rzymski, którym na co dzień się posługujemy, jest olbrzymią skarbnicą, do której warto się odwoływać. Teraz mamy nawet możliwość, żeby sprawdzić sobie modlitwy mszalne i czytania w internecie.

Na dzisiaj, poniedziałek III tygodnia Wielkiego Postu, mamy dwa niezwykłe teksty, mianowicie historię Naamana wodza wojsk króla Aramu (zob. 2 Krl 5,1—15a), który był trędowaty i przybył do proroka Elizeusza, żeby ten go uzdrowił. Na jego polecenie Aramejczyk zanurzył się siedem razy w Jordanie, dzięki czemu został uzdrowiony.

Mamy również czwarty rozdział Ewangelii według św. Łukasza (zob. Łk 4,24—30), który opisuje, jak Jezus przychodzi do Nazaretu i mówi do swoich ziomków, że wielu było trędowatych w czasach proroka Elizeusza, ale tylko Naaman został uzdrowiony. Wtedy ludzie rzucają się na Chrystusa, po to, żeby Go strącić z góry, na której zbudowany jest Nazaret.

Obydwa teksty odwołują się do cudownego uzdrowienia, którego Bóg udziela bądź nie. Myślę, że w kontekście obecnych wydarzeń warto te czytania wykorzystać do nawet kilkuminutowej medytacji, by zobaczyć, że niewiele się zmieniło od tamtych czasów.

Kluczem do zrozumienia tych opowieści, jak zwykle, jest Ewangelia (staramy się zawsze czytać Pismo Święte przez jej pryzmat) i ona nam pozwala zrozumieć Stary Testament i pozostałe teksty Nowego, jak mówi św. Augustyn. Dzisiejsza ewangeliczna lekcja przypomina, że gdzieś głęboko w nas jest ukryta tendencja, dokładnie taka sama, jak ta mieszkańców Nazaretu, żeby manipulować Panem Bogiem. Wydawało się im, że są Narodem Wybranym, a więc są specjalnie uprzywilejowani i to oni wiedzą, co Pan Bóg powinien, a czego nie powinien. Pan Jezus im przypomina o Bożej suwerenności, ale i o Bożym miłosierdziu, które nie ma względu na osoby, ale patrzy przede wszystkim na ludzkie serce — jego usposobienie, otwartość, posłuszeństwo wobec Boga — na skruchę, ale również na wstawiennictwo, jak w przypadku na Naamana. Wstawił się za nim do Boga sam prorok Elizeusz. Czasami możecie usłyszeć głosy, że cała ta obecna epidemia to jest kara Boża, że Bóg karze ludzi za niszczenie świata, że nie pozwala się w nieskończoność obrażać. Myślę, że bardziej Go obraża takie mówienie o Nim — nie bójmy się tego powiedzieć. On nie jest wspólnotą Osób, Trójcą Świętą, która zamierza ludzi karać dokładnie w taki sposób. Myślę, że ludzie wystarczająco karzą się sami za własne grzechy. Pan Bóg nie musi nas tu w niczym wyręczać. Nie obrażajmy Go, mówiąc o Nim w taki sposób. Popatrzmy raczej na tę sytuację dokładnie tak, jak popatrzył syryjski wódz. Dla niego była to droga do tego, żeby odnaleźć Boga prawdziwego. Stało się to dzięki jego chorobie, słabości, która nie była w niczym zawiniona przez niego (tekst natchniony nic takiego nie sugeruje), bo dzięki niej zobaczył, co jest dla niego istotne. Tak jak my mówimy, że w czasach zarazy najważniejsza jest Miłość. Odnalazł prawdziwego Boga i Jego zabrał do Aramu, w dalszym ciągu był sługą tamtejszego króla, ale czcił już jedynego Pana, Boga Izraela.

Módlmy się o to, żeby sytuacja, w której obecnie tkwimy, nie spowodowała, że zgorzkniejemy, staniemy się zamknięci, zaczniemy Pana Boga postrzegać jako tego, który zsyła na nas plagi, żeby nas ukarać. Wręcz przeciwnie, to wszystko wydarza się po to, żebyśmy bardziej Go kochali, bardziej kochali naszych bliźnich, żebyśmy zatęsknili za Eucharystią i za więzią z naszymi braćmi i siostrami.

Niech Pan Bóg nas prowadzi po drogach Wielkiego Postu tak, żebyśmy Pana Jezusa nie próbowali strącić z góry jak mieszkańcy Nazaretu, ale wręcz przeciwnie — żebyśmy byli dla innych ludzi pełni miłosierdzia i dobroci jak On.

Fragment książki „Dziennik z czasu zarazy”

Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła "Pomiędzy grzechem a myślą" oraz o praktyce modlitwy nieustannej "Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie".

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama