Miłość bliźniego

Fragmenty książki "Konferencje i rozważania"

Miłość bliźniego

Ks. Edward Staniek

KONFERENCJE I ROZWAŻANIA

© Copyright by Wydawnictwo "M", Kraków 2003
Wydawnictwo "M" ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, 269-32-77
www.wydm.pl e-mail: wydm@wydm.pl




MIŁOŚĆ BLIŹNIEGO

Temat naszych rekolekcji brzmi: Formy ewangelicznej miłości drugiego człowieka albo innymi słowy: Stopnie ewangelicznej miłości. Chodzi przede wszystkim o jasne sprecyzowanie trzech różnych form miłości drugiego człowieka, które są ściśle uzależnione od postawy, jaką drugi człowiek zajmie wobec mnie. Pierwszą z tych form jest miłość bliźniego. Występuje ona wówczas, gdy drugi człowiek jest nastawiony do mnie obojętnie, czasami wyczekująco, a co najwyżej wdzięcznie. Chodzi o człowieka znajdującego się w potrzebie, któremu mogę pomóc. Druga forma to miłość nieprzyjaciół. Chodzi tu o miłość człowieka, który jest do mnie nastawiony niechętnie, czasem zionie nienawiścią i zmierza do tego, aby mnie zniszczyć. Może to czynić albo bezpośrednio, kiedy godzi wprost we mnie, albo pośrednio, kiedy atakuje wielkie wartości dla mnie drogie, np. moich rodziców, Ojczyznę, Kościół. I wreszcie trzecia forma ewangelicznej miłości - miłość wzajemna. Można ją określić słowami: kocham i jestem kochany. Oto program naszych rekolekcyjnych spotkań.

Miłość własna

Rozpoczynamy od pierwszej formy miłości, mianowicie od miłości bliźniego. Z punktu widzenia nauki Chrystusa należy kochać każdego człowieka. Wszystko zależy teraz od jego postawy. Forma mojej miłości może być i powinna być bardzo różna.

Czym jest miłość? Ograniczmy się do najbardziej podstawowego pojęcia: jest to troska o prawdziwe dobro osoby. W grę wchodzi każda osoba, a więc na pierwszym planie moja własna. Stąd też u podstaw wszelkiej miłości stoi miłość własna, miłość samego siebie. Jest to troska o moje własne dobro, o to, co mnie ubogaca, co pomaga mi wzrastać, osiągnąć pełnię dojrzałości. Każdy brak miłości własnej jest wielkim nieszczęściem człowieka i często nie co innego, ale właśnie brak miłości własnej prowadzi do samobójstwa. Człowiek bowiem, który przestaje się martwić, troszczyć u ubogacenie siebie, nie dostrzega sensu życia i niejednokrotnie sięga po śmierć. Z punktu widzenia Ewangelii miłość własna jest fundamentem i miarą miłości bliźniego. Wypowiedź Chrystusa w Kazaniu na Górze jest jasna:

Wszystko, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Na tym polega Prawo i Prorocy (Mt 7,12). Jest to pozytywne i maksymalistyczne ujęcie podstawowego prawa natury: Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Chrystus wyraźnie zaznacza, że cały Stary Testament, cała jego moralność sprowadzała się do realizacji miłości bliźniego jak siebie samego. W sformułowaniu przykazania miłości bliźniego mamy powiedziane: Miłuj bliźniego jak siebie samego (Łk 10,28). Wniosek zatem jest prosty: kto nie umie kochać siebie, nie potrafi kochać bliźniego.

Sprawa jest niezwykle doniosła. Dlaczego? Obok bowiem całkowitego zniszczenia miłości własnej, co występuje stosunkowo rzadko, niezwykle często mamy do czynienia z różnymi wypaczeniami miłości własnej. Po grzechu pierworodnym każ- dy z nas rodzi się z jakimś wypaczeniem tej miłości i dorastając staje przed trudnym zadaniem, aby to wypaczenie naprawić. Nauka moralna sprowadziła różnorakie wypaczenia miłości własnej do siedmiu wad głównych. Znamy je z katechizmu na pamięć. Przypominam: pycha, która zmierza do tego, by zawsze władać, a nigdy nie służyć; chciwość, która ubóstwia to, co materialne; nieczystość, która na pierwszy plan wysuwa seks; gniew, zmierzający do realizacji wyłącznie własnej woli; zazdrość, nieszczęśliwa z powodu szczęścia innych ludzi; nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu oraz lenistwo. To są różne formy wypaczenia miłości własnej. Objawiają się jednak w miłości bliźniego, ponieważ ten, kto nie umie kochać siebie, nie umie również kochać drugiego człowieka. Pan Jezus kładzie na to niezwykle mocny nacisk, kiedy wzywając do troski o właściwe ustawienie miłości własnej, mówi o belce w oku. Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata (Mt 7,1-5). A więc stwierdza zupełną niezdolność do miłości bliźniego u człowieka, który nie umie kochać siebie. Troska o własne oko jest pierwszą i podstawową troską i ona dopiero upoważnia do troski o cudze oko. Źle ustawiona miłość własna czyni z człowieka ślepca niezdolnego do praktykowania miłości bliźniego. W tym samym kontekście Pan Jezus powiada: ślepy ślepego nigdzie nie zaprowadzi, obaj w dół wpadną.

Bliźni

Jeżeli człowiek potrafi uporać się z miłością własną i ustawić ją tak, aby skierowana była na jego rozwój, na ubogacenie, wówczas może ona stanowić podstawę miłości bliźniego. Kto jest moim bliźnim? Z takim pytaniem wprost i dosłownie zwrócił się do Chrystusa jeden z uczonych w Piśmie. Pan Jezus, jak to w Jego praktyce było, nie odpowiedział bezpośrednio, odpowiedział przez przypowieść.

Kto jest moim bliźnim?

Jezus nawiązując do tego pytania, rzekł: Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko, że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą z winem: potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał". To jest przypowieść. A po niej Pan Jezus stawia uczonemu w Piśmie pytanie:

Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? On odpowiedział: „Ten, który mu okazał miłosierdzie". Jezus mu rzekł: „Idź, i ty czyń podobnie" (Łk 10,29-37). Zwróćmy uwagę na dwa elementy w tej przypowieści. Samarytanin zajmuje się poszkodowanym człowiekiem, jakby zajął się sobą: zobaczył siebie w jego sytuacji. Uświadomił sobie, że gdyby godzinę wcześniej przechodził tą drogą, to on znalazłby się w rękach zbójców i teraz leżałby tam półprzytomny w rowie. Jezus powiada: wzruszył się głęboko, a więc dostrzegł go nie tylko oczami, dostrzegł go również swoim sercem. I momentalnie przystępuje do działania, poświęcając mu swój czas, swoje pieniądze, swoje staranie, troszczy się o niego tak, aby ten człowiek mógł wrócić do sił, do zdrowia, ażeby znów był samodzielny. Tak ma wyglądać miłość bliźniego. Drugi moment. Bliźni to człowiek pochylający się nad potrzebującym pomocy. A więc Chrystus odwraca pytanie uczo- nego w Piśmie. Nie chodzi o to, kto jest twoim bliźnim, chodzi o to, dla kogo ty jesteś bliźnim, nad kim się ty pochylasz, kim ty się zajmiesz, o kogo ty się troszczysz. My pytamy często, kto jest moim bliźnim? Tymczasem zgodnie z Ewangelią należy zapytać, dla kogo ja jestem bliźnim, bliskim (ten sam źródłosłów - „być bliskim").

Kochając człowieka, kocham Chrystusa

Czy w tej sytuacji miłość bliźniego wymaga motywacji religijnej? Odpowiedź Ewangelii jest jasna - nie wymaga. Chrystus mówi o tym wyraźnie, przedstawiając obraz sądu ostatecznego w 25. rozdziale Ewangelii św. Mateusza. Wielkie zgromadzenie całej ludzkości. Zjawia się Chrystus i dokonuje podziału. Jednych ustawia po swej lewicy, drugich po prawicy. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; (...) byłem nagi, a przyodzialiście Mnie" (...). Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? (...) chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?" A Król im odpowie: „Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25,34-35.37-40). Zwróćmy uwagę na wielkie zdziwienie sprawiedliwych. Oni nie są zaskoczeni tym, że wspominają ich dobre czyny; nie są zdziwieni wielkością otrzymanej nagrody. Ich zdziwienie płynie stąd, że dowiadują się, iż w ciągu życia wiele dobrego uczynili Chrystusowi, a przecież nigdy Go nie widzieli. To jest powodem ich zdziwienia. Okazuje się, że służąc drugiemu człowiekowi, nie wiedząc o tym można służyć samemu Chrystusowi. Wielu ludzi swoją miłością bliźniego zasługuje na Królestwo niebieskie, mimo że w ogóle nie uświadamiają sobie religijnego charakteru swej miłości.

Podobnie Król na sądzie ostatecznym odezwie się do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom. Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść, byłem spragniony a nie daliście Mi pić, przybyszem, a nie przyjęliście Mnie" (...). Wówczas zapytają ci: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym, albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?" Wtedy odpowie im: „Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili". I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego (Mt 25,41.44-46). I tu zdziwienie potępionych nie dotyczy tego, że im wypominają obojętność, nawet nie złe uczynki, ale obojętność. Przeszli obojętnie obok potrzebujących. Ich zdziwienie nie dotyczy wielkości kary, wiecznego potępienia, dla nich to jest już jasne, to im się należy. Ich zdziwienie dotyczy tego, że oni kiedyś, w ciągu swego życia, mogli usłużyć Chrystusowi, a nie usłużyli. Dotykamy tu sedna chrześcijańskiej religii, owego niezwykle głębokiego związku miłości drugiego człowieka z życiem religijnym, połączenia tego zwykłego codziennego życia, nastawionego na drugiego człowieka, z życiem religijnym. Okazuje się, że od tej chwili, kiedy Bóg stał się człowiekiem, każde potraktowanie człowieka jest potraktowaniem Boga. I wcale nie jest ważne, czy my o tym wiemy, czy nie wiemy. A więc od chwili Wcielenia miłość drugiego człowieka staje się aktem miłości Boga. Obojętność wobec drugiego człowieka staje się aktem obojętności wobec Boga. Nienawiść wobec drugiego człowieka staje się aktem nienawiści wobec Boga. W tej sytuacji możemy zrozumieć, że sądzeni będziemy z miłości. Nie będą nas pytać, jak długo odmawialiśmy pacierz, nie będą nas pytać, ile razy uczestniczyliśmy w Komunii św., nie będą nas pytać, jak wyglądały nasze posty - zapytają o miłość. To wszystko jest ważne: i modlitwa, i Komunia św., i post, ale tylko o tyle, o ile pomaga w miłości. Jeżeli nie ma związku z miłością, staje się puste.

Najdoskonalszy wzór miłości bliźniego

Dochodzimy w ten sposób do podstawowego pytania: U kogo należy się uczyć miłości bliźniego? Z Ewangelii wynika, że nie u duchownych. To nie przypadkiem Pan Jezus w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie wymienił kapłana i lewitę, którzy przeszli obojętnie obok potrzebującego pomocy. Oczywiście, nie wolno uogólniać. Jest wielu duchownych, którzy żyją na co dzień autentyczną miłością, ale trzeba pamiętać, że jeżeli spotkamy obojętnych, to nie należy się dziwić, bo Pan Jezus już to w przypowieści zapowiedział. Miłości można się często uczyć u swojej matki lub ojca. Chciałbym, ażeby w czasie tych rekolekcji każdy z nas postawił sobie pytanie: czy wśród wielu wzorów ewangelicznej miłości najwierniejszym nie jest przykład matki i ojca?

Jest jeden jedyny wzór, który zawsze musi być na pierwszym planie, to najdoskonalszy wzór miłości bliźniego, wzór samego Chrystusa. Trzeba wiele razy przeczytać Ewangelię, aby zobaczyć, jak Chrystus kocha drugiego człowieka, jak odnosi się do chorych, jak do głodnych, którzy trzy dni stoją przy Nim i obawia się, że kiedy ich opuści ustaną z osłabienia, jak odnosi się do pogrążonych w żałobie, jak do poszukujących prawdy, jak do grzeszników. Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie jest przypowieścią o Chrystusie. On tak pochyla się z miłością nad każdym potrzebującym pomocy. Bywają nieliczne sceny w Ewangelii, gdzie Chrystus ociąga się z tą pomocą. Oto Kananejka, matka ciężko chorej córki błaga: Ulituj się nade mną. A Chrystus jakby nie słyszał. Apostołowie przychodzą i powiadają: Odpraw ją, bo krzyczy za nami. Chrystus stawia wówczas twarde wymagania, ale nie po to, by ją odesłać z niczym, lecz aby udoskonalić jej wiarę i spełnić życzenie. Nie ma ani jednej sceny w Ewangelii, w której przeszedłby obojętnie obok potrzebującego pomocy. Był bliźnim dla wszystkich.

Warto otworzyć Ewangelię i wędrować razem z Chrystusem po palestyńskiej ziemi, obserwując jak On się zachowuje. A póź- niej zamknąć Ewangelię i wyjść razem z Chrystusem na ulice naszego miasta i chodzić po krakowskiej ziemi i patrzeć na ludzi Jego oczyma i Jego sercem, a wtedy otaczająca nas rzeczywistość stanie się niezwykle piękna i bogata. Oczywiście dobroć, miłosierdzie, miłość bliźniego musi być roztropna. Być dobrym to wielka sztuka. Aby ten temat dokładnie rozważyć, potrzebne by były całe rekolekcje. Chrześcijanin nie może być naiwny. Miłość to troska o prawdziwe dobro osoby. Chrześcijanin kochając drugiego człowieka nie może tracić. On musi zyskiwać i bliźni musi zyskiwać.

Przeszkody w rozwoju miłości bliźniego

I wreszcie chciałbym ostatnie minuty dzisiejszego rozważania poświęcić na zwrócenie uwagi na największą przeszkodę w rozwoju miłości bliźniego. Chrystus mówi o niej również w przypowieści.

Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: „Ojcze, Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu". Lecz Abraham odrzekł: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać" (Łk 16,19-26). Przypowieść ta mówi o najpoważniejszej przeszkodzie utrudniającej praktykę miłości bliźniego, a jest nią bogactwo, i to bogactwo nie tylko materialne, ale wszelkie bogactwo. Bogac- two bowiem zawiązuje człowiekowi oczy i nie jest w stanie dostrzec biedy drugiego człowieka: młody nie dostrzega starego, zdrowy nie dostrzega chorego, silny słabego, zdolny tego, który ma tylko dwa talenty, piękny nie dostrzega brzydkiego, syty głodnego, mający mieszkanie bezdomnego itd., itd.... Każde bogactwo jest niezwykle niebezpieczne, gdyż tworzy przepaść między mną a człowiekiem, który tego bogactwa nie posiada. Tylko miłość jest zdolna przerzucić most nad tą przepaścią. W świetle tej przypowieści można zrozumieć, dlaczego Chrystus, jako pierwszy warunek Ewangelii, stawia ubóstwo: Błogosławieni ubodzy. Ubodzy to ci, którzy potrafią zrozumieć każdą ludzką biedę. Bogactwo jest belką w oku, która czyni człowieka ślepym.

Z tej przypowieści wynika jeszcze jeden wniosek. Tu na ziemi bogactwo uniemożliwiło bogatemu dostrzeżenie żebraka leżącego u progu, obok którego przechodził może kilka razy na dzień, i to samo bogactwo stwarza olbrzymią przepaść w życiu wiecznym. Bogacz błaga Abrahama, ażeby Łazarz wykonał jeden maleńki uczynek miłości bliźniego: umoczył palec w wodzie i dotknął jego warg. Abraham powiada: To niemożliwe. Między nami a wami jest taka przepaść, że nikt od was do nas nie przejdzie, ani nikt z nas do was podejść nie potrafi. To jest ta przepaść, o której mówi scena sądu ostatecznego. Miłość i tylko miłość potrafi przezwyciężyć przepaść, jaka powstaje między ludźmi z powodu bogactwa.

Kończę nasze pierwsze rekolekcyjne rozważanie stawiając dwa pytania. Niech one ułatwią refleksję przy rachunku sumienia. W jakiej mierze troszczę się o właściwe ustawienie miłości samego siebie? Innymi słowy: czy wiem, która z wad głównych grozi wypaczeniem mojej miłości własnej?

Dla kogo jestem bliźnim w chwili obecnej, teraz, dziś? Dla kogo? Kogo pielęgnuję? Kim się opiekuję? Komu pomagam? Komu jestem potrzebny?


opr. mg/ab




Miłość bliźniego
Copyright © by Wydawnictwo "m"

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama