Magia liczb na mapie historii (Mt 1, 1-17)

Fragmenty medytacji nad Ewangeliami dzieciństwa (św. Łukasza i św. Mateusza) p.t. "Poznać Dziecię i Jego Matkę"



Magia liczb na mapie historii (Mt 1, 1-17)
Gianfranco Ravasi
Poznać Dziecię i Jego Matkę.
rozważania o ewangeliach dzieciństwa
ISBN: 978-83-7580-039-5
14 medytacji nad Ewangeliami dzieciństwa (św. Łukasza i św. Mateusza). Autor prowadzi krok po kroku przez teksty Ewangelii, przedstawiając krótkie wyjaśnienie fragmentu, a następnie wskazując, w jaki sposób może on zainspirować czytelnika. Książka pisana językiem żywym odkrywa „nowe skarby” w dobrze znanych tekstach. Jest pięknym przykładem tego, jak w świetle Pisma Świętego można patrzeć na codzienność i jej trudne problemy na różnych etapach życia. Trafne odniesienia do problemów dzisiejszego człowieka oraz do tekstów literackich i religijnych, dzieł malarskich i muzycznych, czynią tę książkę szczególnie atrakcyjną.
Wybrane fragmenty:

Sześć medytacji o Ewangelii dzieciństwa
według Mateusza

1. Magia liczb
na mapie historii
(Mt 1, 1-17)

O ile dla nas tekst ten jest suchy, podobny do monotonnego katalogu, judeochrześcijanin cenił go i czytał z łatwością. Imiona przywoływały spontanicznie twarze, opowieści, sceny, a przede wszystkim rysowały historię zbawienia, w której czuł się zanurzony. To drzewo genealogiczne, zgodnie z nauką starożytnej tradycji kapłańskiej (VI w. przed Chr.: Rdz 2, 4; 5, 1; 10 itd.), wymienia wszystkie etapy Objawienia Bożego; z korzeni tego drzewa czerpał soki również ówczesny Izrael.

W drzewie tym można wyróżnić dwa korzenie, na pozór „ubogie”: o jednym wspomina Mateusz, który przywołuje Abrahama jako początek „zstępującego” szeregu pokoleń; drugi korzeń odkrywa dla nas Łukasz (rozdz. 3), każąc nam „wrócić” aż do Adama, do ludzkości jako takiej. Człowiek z bagażem swoich niedoli i splendoru, grzechu i wiary, cielesny „dom” wielu ludzi związanych z sobą nieprzerwaną nicią historii Dawida (2 Sm 7), jest ziemią, na której zostaje posiane Słowo, domem, w którym zamieszkuje Słowo (J 1, 14). Wszyscy zatem odnajdują wspólny święty korzeń: wszyscy ludzie w Adamie, wszyscy żydzi w Dawidzie, wszyscy chrześcijanie w Abrahamie, „naszym ojcu w wierze” (por. Rz 4).

Korzenie te, ludzkie i Boskie, przechodzą w pień historii biblijnej, w wielu miejscach suchy, mizerny, popękany, który nakarmił jednak nawet najdalsze gałązki. Znamy określenia odnoszone do Mesjasza Starego Testamentu: „I wyrośnie różdżka z pnia Jessego” (Iz 11, 1); „on wyrósł (...) jakby korzeń z wyschniętej ziemi” (Iz 53, 2); „wzbudzę Dawidowi Odrośl sprawiedliwą”, „wzbudzę Dawidowi potomstwo sprawiedliwe” (Jer 23, 5; 33, 15-16); „ześlę sługę mego — Odrośl”, „a imię jego Odrośl” (Za 3, 8; 6, 12) itd. Ostatnim słowem tej genealogii jest przecież „Chrystus” (Mt 1, 16). Drzewo historii zbawienia ma bowiem nie tylko koniec, lecz także cel. Jego wzrost, często nieprawidłowy wskutek grzechu, ma doprowadzić do rozkwitu w obliczu Chrystusa i w Jego Królestwie. My znajdujemy się wewnątrz tej linii genealogicznej: czy jesteśmy znani jak Jakub, czy nieznani jak Salatiel, sprawiedliwi jak Ezechiasz lub Jozjasz, czy też grzeszni jak Manasses. Drzewo i tak rośnie, ponieważ nie rozwija się ono tylko dzięki mechanizmom biologicznym — ciału, krwi i woli człowieka — lecz dlatego, że Bóg jest Emmanuelem, God on our side („Bogiem po naszej stronie”), jak głosi tekst piosenki jednego z najbardziej znanych współczesnych wykonawców, Boba Dylana. W obliczu koszmaru wojny nuklearnej, apokalipsy moralnej, nihilizmu i goryczy, to drzewo genealogiczne chce być mapą historii, mapą rozsądną, prowadzącą ku przystani, nakreśloną według planu, w który zaanga­żowany jest Bóg ze swoim Synem. Wszyscy mogą być budowniczymi i wszyscy są cenni. W jednym ze swych rozważań o Bożym Narodzeniu znany teolog Karl Rahner napisał: „Niektórzy wyrażają swoją wiarę w prawdę Bożego Narodzenia, inni tylko przyjmują w milczeniu ogromną głębię swego istnienia, w którym możliwa jest nadzieja. Pierwsi powinni przyjąć drugich, bo oni także są chrześcijanami, chociaż «anonimowymi», i wszyscy razem powinni obchodzić Boże Narodzenie. Ostateczną prawdą Bożego Narodzenia, niezależnie od kłamliwych pozorów konsumpcjonizmu, jest prawda tego spotkania, aby razem świętować autentyczne Boże Narodzenie”.

Zgodnie ze zmysłem symbolicznym kultywowanym w świecie semickim ta mapa-genealogia historii zbawienia zawiera ukryty, lecz sugestywny wątek, wątek liczb i ich tajemnych znaczeń (jest to tak zwana „gematria”, bardzo popularna już w Biblii, a następnie w judaizmie: mamy tutaj na myśli średniowieczną kabałę). Jak zapisano w wersie 17. pierwszego rozdziału Ewangelii Mateusza, historia ta dzieli się na trzy wielkie cykle; każdy z nich składa się z czternastu imion; pięć kobiet wpisuje się w ogniwa tej genealogii; korzenie są, jak widzieliśmy, dwa (Abraham, Dawid); cel jest jeden — Chrystus. Rabini chrześcijańscy ­prawdopodobnie potrafili opleść te liczby aluzjami symbolicznymi i alegorycznymi: tak na przykład czternastka, liczba doskonałości (7×2), mogła odsyłać do sumy wartości liczbowych trzech liter imienia „Dawid” (dwd, 4+6+4). My natomiast chcemy uchwycić ich ogólny sens. Liczby mówią o harmonii, a więc odsyłają nas do podstawowego przesłania, o którym już wspominaliśmy. Powtórnie zachęcają do tego, aby mieć nadzieję co do życia i historii pomimo splatania jej wątków, aby poszukiwać węzła, łączącego rzeczy i zdarzenia. Istnieje piękny liryk Antoine'a de Saint-Exupéry'ego, który odsłania tragedię ludzi, niepotrafiących znaleźć ukrytego szyfru, nadającego sens ich licznym działaniom — rozproszonym, monotonnym i pustym: „Ich pracę ogarnia nuda. / Nic im nie brakuje / tylko boskiego węzła / który łączy rzeczy. / I brakuje wszystkiego”. Ich życie jest jak pełen napięcia obraz odmalowany przez Koheleta: „Ku południowi ciągnąc i ku północy zawracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia. (...) Każde mówienie jest wysiłkiem” (Koh 1, 6.8). Jeśli ktoś nie posiada tej liczby życia, jego dni i dzieła są więzieniem, a nudę i obrzydzenie można uśmierzyć narkotykiem uniku, złudzenia, pośpiechu, hałasu, wyjaławiającej rozrywki. Zawsze jest jak w tej starej historii trzech kamieniarzy zatrudnionych przy budowie średniowiecznej katedry. Każdemu z nich zadano kolejno to samo pytanie: „Co robisz?”. „Jak widzisz, ociosuję kamienie”, odpowiedział pierwszy ze złością. Drugi odparł: „Ja zarabiam na utrzymanie swoje i rodziny”. Trzeci natomiast odrzekł z radością: „Buduję wielką katedrę”. Wszyscy wykonywali te same czynności, lecz tylko jeden odkrył ich ostateczny, a nie tylko cząstkowy sens.

Wśród liczb, które są ogniwami genealogii Chrystusa, spotykamy pięć imion niepasujących do schematu. Na razie nie omawiajmy postaci Maryi, żony Józefa, której obecność nabierze większego blasku u Łukasza, tylko zatrzymajmy się na chwilę przy pozostałych czterech imionach kobiecych: Tamar, Rachab, Rut i „żona Uriasza” (Batszeba). Ich dziwną i „ekscentryczną” obecność wyjaśniano na różne sposoby. Według Hieronima były one grzesznicami, a więc świadczą o tym, że Chrystus jest zbawicielem ludu grzeszników, w którym się narodził. Zdaniem Lutra zostały wymienione, ponieważ były cudzoziemkami, co świadczy o tym, że Chrystus jest również zbawicielem pogan. Według egzegetów współczesnych zostały wprowadzone dlatego, że były narzędziami Ducha Bożego w historii zbawienia, również poprzez ich niezwykłą sytuację małżeńską (były więc podobne do Maryi). Kobiety te, ubogie już dlatego, że były kobietami, stały się „punktami odniesienia” umiłowanymi przez Boga, który „wybrał co niemocne, aby mocnych poniżyć; i to, co nieszlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co [w ogóle] nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić” (1 Kor 1, 27-28). My użyliśmy krzyża jako symbolu „więcej”; w rzeczywistości, jak sugeruje Paweł (Flp 2), jest on symbolem „mniej” — tego, co małe, co ostatnie. To jest właśnie wielkie „głupstwo” krzyża. To, co puste jest bliższe Bogu niż to, co pełne, małe jest bliższe niż wielkie, biedne bliższe niż bogate. Boga można spotkać nie na okazałej drodze posiadania i triumfu, lecz na opuszczonej ścieżce oderwania się, oddania, ogołocenia. Bóg jest obecny nie w trzęsieniu ziemi, które rozłupuje góry, nie w wietrze, który gnie i wyrywa z korzeniami cedry Libanu, lecz, jak musiał nauczyć się Eliasz podczas swej pielgrzymki do źródeł wiary synajskiej, w lekkim wietrze wieczornym. Dlatego „Nie bój się, robaczku Jakubie, nieboraku Izraelu! Ja cię wspomagam — wyrocznia Pana” (Iz 41, 14). Bóg bowiem interesuje się właśnie tą małą istotą podeptaną przez wielkie moce albo wyrzuconą na pobocze drogi. Aby zainteresować Boga, aby przyciągnąć Jego pełną miłości uwagę, nie trzeba okrywać się honorami ani owijać w płaszcze dokonanych dzieł, trzeba być jak te kobiety, nieznaczące, lecz szczere, jak Jego Syn, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i oddać życie. Hinduski mistyk Tukaram w jednym ze swoich „psalmów” wykrzykiwał: „Bóg sprowadza deszcz z chmury i tak karmi białą kukułkę. Bóg mówi jej: Jak mógł­bym o tobie zapomnieć? Kukułka mówi: Jak mógł­byś o mnie zapomnieć?”.

Na koniec tej refleksji nad genealogią Chrystusa zbierzmy syntetycznie słowa, które nas prowadziły. Dwa korzenie, z których wyrasta cała ludzkość, prowadzą nas do Odrośli, którą jest Chrystus; mapa nakreślona według algebry ducha; cztery biedne kobiety, w których objawia się Bóg. Ukrytym wątkiem, który łączy wszystko, jest nadzieja: Syn Boży, pochodzący „według ciała z rodu Dawida” (Rz 1, 3), uświęca historię, człowieka i świat ze wszystkimi jego meandrami, zaczynając właśnie od najciemniejszych i najbardziej zapomnianych. Taka jest dobra nowina Wcielenia. We Mszy nocy Bożego Narodzenia w Missale Gothicum, tekście, który uczył Franków chrześcijańskiego sposobu myślenia, znajdujemy tę modlitwę: „Wzniosłeś się nad nami, o Jezu Chryste, jako prawdziwe słońce sprawiedliwości, zstąpiłeś z nieba jako zbawiciel rodzaju ludzkiego” (Patrologia Latina 72, 227).



opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama