Niebo za tymi drzwiami

Historia miłości, która rozkwitła, choć nie dane jej było rozwinąć skrzydeł... (wstęp)

Niebo za tymi drzwiami

Marcin Janicki

Niebo za tymi drzwiami

ISBN: 978-83-7580-169-9
wyd.: Wydawnictwo Salwator 2010

Spis treści
Wstęp
Prawdziwość świata
Zamiast domu
Historie proste i nie
Wybiegając w deszcz
Przed siebie
Zakończenie

Bo prawda jest trudna. Bo wielka miłość zaczyna być trudna. Ludzie często nie są w stanie tego udźwignąć, czują lęk przed czymś wspaniałym, wielkim, nieznanym.
Krzysztof Piesiewicz
Rozmowy na koniec wieku

Wstęp

Marcinie...

Odkąd się pojawiłeś, odkąd wszedłeś w moje życie, bardzo śmiało i pewnie, mimo wszelkich wahań i pytań dokonałam odkrycia, że byłam samotna i muszę być odważna. Od pierwszej chwili, gdy cię pokochałam, tęsknotę za Tobą niosłam w sobie jako coś nienazwanego i niedoświadczonego nigdy wcześniej. Szukałam odwagi, ale wciąż bardziej się bałam.

Twoje słowa są ważne, ważne jest wszystko, co mówiłeś. Ważny był dla mnie każdy Twój oddech, każdy uśmiech, każda łza, każdy ból, każdy dotyk i pocałunek, każda rana. Obawiam się słów, nie lubię nazywać, ale Twoje pytanie co wieczór: „A porozmawiasz ze mną?” nauczyło mnie słuchać i odkrywać w słowach tajemnicę, nauczyło mnie patrzeć z uwagą i cierpliwością, nauczyło dostrzegać szczegóły i milczeć. Do ciebie, Marcinie, wypowiadałam słowa nie jak pewniki — coś, co wiedziałam — to było tylko to, co czułam, co musiałam powiedzieć. To były słowa jak zaklęcia, oboje wypowiadaliśmy myśli, w które chcieliśmy wierzyć. Wielu ważnych rzeczy nie zdążyłam Ci powiedzieć, bo to ja nie miałam siły.

Odkąd się pojawiłeś w moim życiu, nauczyłeś mnie inaczej patrzeć na ludzkie ciało, na wysiłek, na ból. Ludzkie ciało, z całym jego pięknem i brzydotą, które są takimi tylko w naszych ludzkich oczach, z całym jego cierpieniem, ranami, bliznami, stało się dla mnie świętością. Dotykając Twoich ran, czułam, że się modlę, i tak było od pierwszej chwili do ostatniej. Podziw dla Ciebie, Twoje piękno, Twoje oczy, usta, Twoje silne ramiona, zachwyt Tobą — młodym, wciąż jeszcze silnym mężczyzną o cudownym uśmiechu, były zawsze pomieszane we mnie z modlitwą, pewnym rodzajem zamyślenia nad Tobą. Nic nie było łatwe i wszystko było tajemnicą, niespodzianką. Każda chwila dawała poczucie tęsknoty za następną, która mogła nie nadejść nigdy. Im więcej Cię poznawałam, im więcej byłeś, tym bardziej za Tobą tęskniłam i stawałam się uważniejsza i milcząca w sobie, żeby nie przegapić nic z Ciebie, żadnego Twojego gestu, słowa, myśli, reakcji. Z każdą minutą, sekundą Twój świat stawał się moim światem, którego uczyłam się jak dziecko od pierwszego „A”. Wsłuchiwałam się w Ciebie, uczyłam się Ciebie na pamięć, szukałam w sobie Twoich myśli. Twój oddech, bicie Twojego serca i Twój ból wyznaczały granice mojego bycia, działania, śmiechu, łez. Cała moja uwaga była skupiona na Tobie, w Tobie, co sprawiało, że całą resztę świata, ludzi, zdarzenia dostrzegałam jakby przez pryzmat Twojego widzenia, odczuwania.

Nie wiem, czy było to dobre — wiem, że w tym momencie było mi dane, a ja mogłam to przyjąć lub odrzucić.

Wiem, że lubiłeś ludzi, tak po swojemu, mając zawsze dla nich uroczy uśmiech, dobre słowo, żart. Chciałeś być naprawdę, czuć smak życia, więc ten Twój uśmiech był trochę pobłażliwy. Dawałeś nam prawo do bycia śmiesznymi, nieuważnymi, bo sam potrafiłeś słuchać innych, gdy oni mówili o sobie. Potrafiłeś być dla ludzi. Ci, którzy widzieli Ciebie w prawdzie, w całości, byli nieliczni i bardzo odważni. Kochałeś ich i cieszyli Cię, dawali odwagę i siłę życia, dopełniali Twój świat. To było ważne jak poranne pukanie do drzwi, w których pojawiały się dobre i uważne oczy człowieka...

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama