Przyjdź, Panie

Ilu z nas wykorzysta Adwent na rozmowę z samym sobą, rozliczenie się w duchu pokory ze swoich słabości i upadków, obmycie w sakramencie pokuty?

Wzbudź, prosimy Cię, Panie, potęgę swą i przyjdź — takimi słowami rozpoczyna Kościół liturgiczne obchody Adwentu, który dla wierzących jest czasem przygotowania się nie tylko do najradośniejszych świąt Bożego Narodzenia, ale także początkiem nowego roku liturgicznego.

Słowo adwent pochodzi od łacińskiego adventus i oznacza „przyjście”. Dla starożytnych Rzymian oznaczało ono oficjalny przyjazd cezara. Dla chrześcijan jest to czas przygotowania się na wspomnienie pierwszego przyjścia Syna Bożego na ziemię, ale także przygotowywanie się i oczekiwanie na Jego powtórne przyjście, by w ostatecznym tryumfie rozliczyć się z ludzkością i zamknąć na wieczność kartę jej dziejów. Dlatego powinien być to czas wzmożonej wewnętrznej pracy nad sobą, rozwijania własnej duchowości, otwarcia się na miłość Boga, który z miłości do ludzkiego stworzenia przyszedł dwa tysiące lat temu do nas.

Całe życie człowieka jest nieustannym oczekiwaniem na nadejście czegoś. Jako rodzice oczekujemy, kiedy nasze dzieci, pokonując pracowicie trudy lat szkolnych, osiągną dojrzałość emocjonalną, umysłową i fizyczną. W tej dojrzałości z kolei oczekujemy coraz lepszej pracy, osiągnięcia dobrej pozycji zawodowej i rodzinnej, stabilizacji materialnej, realizacji marzeń, powrotu do zdrowia, czasem powrotu do domu, który się utraciło. Oczekujemy na przyjście do naszego życia miłości — najpierw narzeczeńskiej, potem małżeńskiej i rodzicielskiej, wielu z nas oczekuje na trwałe związki przyjacielskie. Nieliczni oczekują, kiedy Bóg dotknie ich serca, budząc w nich nadprzyrodzoną miłość do Niego. Naszym zadaniem jest nie tylko tę miłość przyjąć, ale i obdarzać nią innych. I tylko ci, którym dane było w życiu odczuć głębię i pełnię miłości do Boga i ludzi, odchodzą z tego świata, doświadczając sytości życia. Większość z nas w pogoni za dobrami tej ziemi zapomina zwykle, że czas nam przeznaczony jest drogą prowadzącą w jednym kierunku — do Boga. Nie szukamy odpowiedzi na pytanie o sens życia, o wartości, za które bylibyśmy gotowi oddać wszystko. Ciągle zaaferowani i niespokojni odsuwamy w bliżej nieokreśloną przyszłość sprawy najważniejsze. Nasze życie nie jest adwentowym oczekiwaniem na przyjście Pana, a przecież tylko Jego — Prawdy, Miłości i Światłości — naprawdę potrzebujemy. Bo tylko On rozjaśnić może szarość naszej codzienności, rozgrzeszyć nas z naszej małości, zakłamania i nienawiści, przywrócić zdolność do dobroci i bezinteresowności. Tylko On może sprawić, że na nowo zamieszka w nas życzliwość, serdeczność i prawda. Ale musimy ponieść trud prawdziwego uporządkowania własnego życia zgodnie z Jego przykazaniami.

Dlatego teksty biblijne czytane w tym okresie nawołują do pokuty, nawrócenia i odnowy. Św. Paweł w Liście do Rzymian (13, 11-14) przypomina: Bracia, rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. Żyjmy przyzwoicie, jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, (...) nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom.

Nic to, że Bóg twój urodził się w żłobie, jeżeli także nie zrodzi się w tobie
— napisał Adam Mickiewicz.

Przychodzi czas liturgicznego Adwentu. Ilu z nas wykorzysta ten okres na rozmowę z samym sobą, rozliczenie się w duchu pokory ze swoich słabości i upadków, obmycie w sakramencie pokuty? Czy znowu te cztery tygodnie nie będą przede wszystkim zabieganiem o świetne przygotowanie świąt, kupowaniem prezentów, planowaniem świątecznych wyjazdów i rozrywek. Czy znajdziemy wolną chwilę na refleksję i modlitwę w samotności, udział w roratach, lekturę wartościowej książki za cenę rezygnacji z oglądania telewizji, słuchania ogłuszającej muzyki, udziału w towarzyskich imprezach? Czy w ramach odnowy swojego życia przeprosimy i zadośćuczynimy tym, których skrzywdziliśmy, odwiedzimy samotnego chorego sąsiada chociażby tylko ze słowami otuchy i chęcią pomocy, podzielimy się z tymi, których stół świąteczny nie będzie zbyt obfity...

A może właśnie podczas tegorocznego Adwentu powrócimy do zwyczaju naszych pracowitych i pobożnych przodków, którzy wieczorem o „szarej godzinie” całą rodziną zbierali się przy stole, aby w ciszy podzielić się doświadczeniami odchodzącego dnia, refleksją o przeszłości i nadziejami na przyszłość, wspólną modlitwą. Tylko jedyne 60 minut z całego dnia poświęcone sobie, bliskim, Bogu. Bez pośpiechu, hałasu, niepotrzebnego zalewu słów niewiele znaczących. Tylko jedna szara godzina, która może zbliżyć nas do pustego jeszcze żłóbka.

W Rozważaniach o wierze ks. T. Dajczer pisze: Miłość chce być oczekiwana, jeżeli nie jest oczekiwana, jest miłością wzgardzoną. W tym sensie wiara jest oczekiwaniem. Stopień oczekiwania na Pana jest świadectwem wiary w Jego moc i Jego miłość. Nigdy nie dość naszego oczekiwania na Boga. Oczekiwanie na Tego, który chce do ciebie przyjść i chce być przez ciebie przyjęty, powinno stale wzrastać. Dokonuje się to dzięki podejmowanym przez ciebie próbom oczekiwania, ale przede wszystkim dzięki Jego łasce, która sprawia, że twoja tęsknota za Nim może wzrastać i pogłębiać się.

Adwent to właśnie czas osobistego oczekiwania na przyjście do nas tej miłości. Nie czekajmy jednak biernie — zróbmy wreszcie krok w stronę Tego, który jest jej ucieleśnieniem. Pogodzeni z najbliższymi i obcymi, uspokojeni i zatrzymani w pędzie nie lękajmy się otworzyć drzwi naszego serca Jezusowi, który w wigilijny wieczór udzieli nam radości i pogody ducha, pokoju i ufności.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama