Poznań, Bazylika Archikatedralna

Co kryje się za słowem „przyzwoity”?

1 grudnia 2013 r.

Rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom.
(Rz 13,11-14)

Pewne regiony Polski opisuje się jako szczególnie serdeczne i gościnne wobec przyjezdnych. Podchodziłem do takich spostrzeżeń z dużą dozą ostrożności wiedząc, że w gruncie rzeczy wszystko zależy od ludzi, którzy staną na naszej drodze. A ci mogą być różni w  każdym regionie, mieście i  wsi. Więc położenie geograficzne raczej nie ma żadnego wpływu na łagodność charakteru, czy miłą powierzchowność ludzi, których dane mi było spotkać.

Ale Wielkopolskę i  Poznań odwiedzałem setki razy i  zawsze spotykałem się z  ciepłą gościnną serdecznością. Może nie wylewną i zakrzyczaną, ale taką stateczną, z zasadami, nigdy niesprawiającą zawodu. Więc z jednej strony powściągliwość, reglamentowany uśmiech i  ciekawość, a  z  drugiej otwarcie, ciepło i pragnienie zaopatrzenia przybysza w drobiazgi, choćby najbardziej błahe. Taka szczera, ujmująca uczynkowość. Nie chcę przez to powiedzieć, że te walory zostały zawłaszczone wyłącznie przez Wielkopolan. Na pewno przekraczają granice tego regionu. Ale tam, właśnie tam, ta gościnność nie zawodzi. Przynajmniej w moim osobistym doświadczeniu.

No więc, zanim znalazłem się w wewnątrz Tumskiej archikatedry, zanim mój wzrok spoczął na oprawionym w czerwoną skórę lekcjonarzu, zanim uścisnąłem dłoń kapłana odprawiającego Eucharystię, zanim przyjąłem jego zaproszenie do posługi lektorskiej, odbyłem spacer, najpierw po poznańskiej starówce, potem po szerokich alejach, w tym dniu zimnych i  wietrznych, ale niezawodnie prowadzących do najbardziej znanej świątyni Poznania. Po drodze niewielka kafejka użyczyła mi ciepła, a aromatyczne cappuccino przywróciło ciału właściwą temperaturę.

Miętosiłem w  ręku wydrukowany fragment Listu do Rzymian, znałem jego treść, ale jeszcze nie opatrzyłem go indywidualną refleksją. Chwilę zamyślenia nie wiedzieć dlaczego, może z  lenistwa i chwilowego odrętwienia, wciąż odwlekałem. Kiedy wreszcie rozwinąłem karteluszek, mój wzrok od razu spoczął na zdaniu: „żyjmy przyzwoicie, jak w jasny dzień”. Żyjmy przyzwoicie. Dziś, tu i  teraz — dopowiedziałem sobie te słowa. „Hulanki”, „pijatyki” „rozpusta i wyuzdanie” to dziś powszechne doświadczenie. „Kłótnia i zazdrość” też. Czy rozminięcie się z  tymi doświadczeniami daje paszport do krainy przyzwoitości. Myślę, że nie. Przekraczanie granicy nieprzyzwoitości przyjmuje dzisiaj bardziej subtelne, powiedziałbym wyrafinowane formy. Z drugiej strony trzeba przyznać, że w naszej rzeczywistości „przyzwoitość” jest wartością bardzo pożądaną. Któż nie chciałby być przyzwoity? Mało tego, któż powątpiewa w swoją przyzwoitość?

Poznań, Bazylika Archikatedralna

Przyzwoitość deklarujemy niemal wszyscy. Co więcej, bronimy przyzwoitości, która w  naszych oczach, niczym całun, spowija nasze szare życie. Dbałość o dobre imię daje dziś mnóstwo pracy sądom, które strzegą przyzwoitości zwłaszcza polityków i  celebrytów, poruszających się w  przestrzeni publicznej, szczególnie narażonych na działanie oszczerstwa. Jeśli nie będą się bronić, oszczerstwo stanie się etykietką, która przylgnie do nich na zawsze. Aura przyzwoitości, tak bardzo przez nich pożądana, może nagle prysnąć niczym mydlana bańka.

Co więc kryje się za słowem „przyzwoity”? Myślę, że to już nie tylko dobre prowadzenie się wolne od hulanek, pijatyk i rozpusty, kłótni i zazdrości. Ale też wyrozumiałość i tolerancja wobec innych, uczciwość i rzetelność słów i czynów, odpowiedzialność, wyrugowanie z życia złodziejstwa, naciągactwa, kombinatorstwa i  kłamstwa na rzecz jednoznacznego „tak” lub „nie”. Myślę, że tego moglibyśmy oczekiwać od osoby, która miałaby aspiracje do tego, by być człowiekiem przyzwoitym. Zaczynam się wokół rozglądać, by odnaleźć miejsca, środowiska, w których przyzwoitość jako wartość deklaratywna jest sprzęgnięta z praktyką dnia codziennego i staje się wartością spełnioną.

Szukam i  szukam tych środowisk i  wspólnot żyjących „jak w  jasny dzień” i  widzę, że nie będzie to łatwe. Dostrzegam mnóstwo przekonywujących deklaracji przyzwoitości i kryjący się za nimi fałsz. Czy bezwzględna walka na poziomie politycznym, przenikająca do niemal wszystkich środowisk zawiść, prywata, kombinatorstwo, zgarnianie „pod siebie” wszystkiego, co tylko jest możliwe, nie jest przejawem zupełnego rozminięcia się z poczuciem przyzwoitości. Nawet wulgarny język, którym się posługują politycy i celebryci, a który raz po raz dociera do wiadomości publicznej nie powstrzymuje ich przed uporczywym deklarowaniem swojej przyzwoitości. Dla jasności wyjaśniam, że opisuję tu tylko pewne zjawisko, nie osądzam ani osób, ani konkretnych środowisk.

Nasze polityczne i  artystyczne elity nie miały szans na to, by „przyzwoitość” zdążyła się w  nich wykształcić w  wielopokoleniowej, wychowawczej pracy. Stąd patrząc z pogardą na tzw. „ulicę”, „tłum”, a  mają w  swoich głowach słowa bardziej dosadne, powiedziałbym, że wręcz obraźliwe, nie wiedzą, że w gruncie rzeczy czasy PRL-u wyposażyły ich w tę samą aksjologiczną wyprawkę, co pogardzana przez nich „ulica”. Stąd każda sposobność, by coś zgarnąć dla siebie z publicznych pieniędzy, jest wykorzystywana. Opinia publiczna raz po raz jest informowana o skandalicznym łakomstwie naszej władzy. „Ulica” się oburza z jednej strony, z drugiej jednak, zamiatane pod dywan, z dużą dozą bezczelności, kolejne afery, pozwalają sporej części tzw. „tłumu” czuć się bezpiecznie, wśród swoich. I co się okazuje? Aferogenna rzeczywistość nie ma w  gruncie rzeczy wielkiego wpływu na słupki w sondażach i wynikach wyborów. Ci, którzy chcieliby w polskiej rzeczywistości stanąć na straży prawa, przyzwoitości i elementarnej uczciwości są na straconych pozycjach.

Poznań, Bazylika Archikatedralna
Fragment pochodzi z książki:
Mariusz Marczyk
Kartki z podróży lektora

ISBN: 978-83-7720-369-9
wyd.: Wydawnictwo PETRUS 2015

I  tak mamy dziś do czynienia z  pośmiertnym triumfem etyki PRL-u. Złodziejstwo, kombinatorstwo, marnotrawstwo, arogancja, poczucie bezkarności — to tylko kilka przymiotów naszej, przekonanej o  swoim poczuciu przyzwoitości, dzierżącej władzę elity.

Oczywiście taki opis rzeczywistości społecznej nie obejmuje wszystkich i wypowiedzianym przed chwilą gorzkim słowom towarzyszy moje przekonanie, że Polska jest bogata w ludzi uczciwych, solidnych, potrafiących z  wielkim poświeceniem wykonywać publiczną służbę. Oni odrzucili „uczynki ciemności”, przyoblekli się w  „zbroję światła”, żyją przyzwoicie „jak w jasny dzień”. Powinniśmy dostrzegać ich obecność, wsłuchiwać się w ich głos, udzielać im poparcia, jeśli tylko zgłoszą swój akces do publicznej służby. Ich obecność to szansa na wyrugowanie z przestrzeni publicznej PRL-owskich politycznych standardów elit. Tym, którzy przeniknęli do struktur władzy musi się przestać opłacać kraść, kombinować, naciągać i, co może najważniejsze, permanentnie kłamać. Kłamstwo świadomie wypowiedziane w przestrzeni publicznej to hańba. Cisza wokół przedwyborczych obietnic to arogancja, lekceważenie i  pogarda dla tych, którzy zaufali i  udzielili poparcia. Polska potrzebuje nowych ludzi, przyzwoitych „jak w  jasny dzień”. Oni są wśród nas. Skromni, uważni, uczciwi, a przede wszystkim zdolni do tego, by z oddaniem poświęcić się publicznej służbie.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama