Medytacje paschalne: Niedziela Palmowa

Fragmenty rozważań na okres Wielkiego Postu i Wielkanocy (Wydawnictwo Księży Marianów 2008)

Medytacje paschalne: Niedziela Palmowa

Pierre-Marie Delfieux oraz mnisi i mniszki z Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich

Medytacje paschalne

Wydawnictwo Księży Marianów
Warszawa
luty 2008
ISBN: 978-83-7502-107-3


Przez krzyż do chwały

W pierwszym dniu tego Wielkiego Tygodnia możemy, z palmami w ręku, wychwalać Zbawiciela świata i śpiewać wszyscy razem: Hosanna Synowi Dawida!

Możemy wylewać łzy żalu nad krzyżową śmiercią Tego, który jest Chlebem Życia, i usłyszeć Go, jak powtarza: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Droga zbawienia została oto wyznaczona. Przez osiem dni będzie nas ona prowadzić śladami Zbawiciela ludzi. Jedynie miłość jest godna wiary i to dlatego do chwały idzie się tylko przez krzyż. Bo poza krzyżem jawi się wieczność!

Wiemy dobrze, że końcem nie był kamień zatoczony u wejścia do grobu (por. Mk 15,46), co nie przeszkadza, że zawsze pozostaje w nas jakieś, niemożliwe do przemilczenia lub zapomnienia „dlaczego”. Jakieś „dlaczego”, na które nie za bardzo potrafimy odpowiedzieć. Tak bardzo to, co widzimy, przekracza nasze oczekiwania. Nawet gdy trwamy długo wpatrując się w Przebitego. Ostatecznie, dlaczegóż zabito Tego, który jest Dawcą Życia (por. Dz 3,15)?

Być może nie był On jedynie nieszczęśliwą ofiarą spisku przeciwko swojej osobie. Nawet jeśli tamtego dnia wszyscy sprzysięgli się, by skazać Go na śmierć (por. Dz 4,27). „Czy myślisz — Szymonie — że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?” (Mt 26,53). „Gdyby królestwo moje — Piłacie — było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany... Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd” (J 18,36). Chrystus do końca był Synem „Tego, który mógł Go wybawić od śmierci” (Hbr 5,7). A więc, dlaczegóż to uniżenie na krzyżu (por. Flp 2,8)?

Tym bardziej chyba nie z powodu „ofiarniczej woli Ojca” pragnącego, „poprzez unicestwienie swojego Syna”, odkupić grzech człowieka. Bóg nie potrzebuje się uniżać, by nas wywyższyć; lub cierpieć, by nas odkupić. „Starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary” (Mt 9,13). W śmierci Jezusa na Kalwarii nie ma ani ludzkiego fatalizmu, ani Bożego przymusu. Dlaczego więc owo przekleństwo krzyża (por. Ga 3,13)?

Chyba nie chodzi również o to, że Chrystus pragnął zostawić nam piękny „przykład” odwagi i wiary w obliczu śmierci. „Smutna jest moja dusza aż do śmierci, zostańcie tu i czuwajcie ze Mną. (...) Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich” (Mt 26,38-39). Jezus podążał z Getsemani na Golgotę nie jak bohater, ale jak święty. I nie przeszkodziło to naszemu przewodnikowi w wierze (por. Hbr 12,2) opuścić ten świat mówiąc: „Odwagi, jam zwyciężył świat” (J 16,33). Bo śmierć, którą poniósł, ani nie spowodowała Jego rozpaczy, ani Go nie unicestwiła. Dlaczego więc w drzewo krzyża wpisane jest owo pełne szaleństwa świadectwo?

***

Bracia i siostry, skoro świat, stworzony z miłości i dla miłości, skoro świat przez mądrość, to znaczy przez przyjęcie tej miłości; „skoro świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących” (1 Kor 1,21). I to przez głoszenie czego? Przez głoszenie niewiarygodnie szalonego daru miłości nie cofającej się nawet przed męką (por. J 15,13; Rz 5,8).

I ostatecznie, dlaczego to wszystko? Bracia i siostry! Dlatego że zło istniało na świecie! Dlatego że zło nadal istnieje. Dlatego że zło ciągle będzie istniało. A także dlatego że ostatnie słowo nie może należeć do zła, to znaczy do cierpienia, samotności, smutku, śmierci i grzechu, ale do dobra. Do dobra, to znaczy do łaski, do życia, radości, jedności. Jednym słowem — do szczęścia w końcu przywróconego, odnalezionego i na zawsze dzielonego.

Przypomnijmy sobie: zło pojawiło się już na samym początku. Martwe drzewo ogrodu Eden nigdy więcej nie wydało owocu. „Ból i pożądanie — znój i pot — ciernie i nieurodzajna ziemia” (por. Rdz 3,16-18). Bratobójstwo i tułaczka na pustyni. „Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci?” (Rz 7,24).

Za dni ciała Jego zło się rozpleniło. Chrystus dostrzegał i doświadczał nędzy swojego ludu. Od wieków wygnania, przesiedlenia, obce panowania, niesprawiedliwości znaczyły drogę zagubionych owiec z Domu Izraela. A kiedy Jezus zbliżał się do Jerozolimy, „na widok miasta, zapłakał nad nim” (Łk 19,41).

A cóż powiedzieć o naszym stuleciu (z plejadą jego wojen, głodów, totalitaryzmów, tortur, holokaustów, samobójstw, samotności)? Choć było najbardziej cywilizowane, zostawiło po sobie wspomnienie jako także najbardziej mordercze i chyba najbardziej okrutne. I wszyscy znamy dobrze ciężar naszego krzyża, wszystkich naszych krzyży, odczuwany w pewne dni, w pewne wieczory naszego życia w głębi naszej duszy.

***

Oto dlaczego, bracia i siostry, serce Boga zwróciło się ku nam. I Syn przyszedł. Stał się Synem Człowieczym. Jak zaczyn w cieście zanurzył swoją boską naturę w nasz ludzki stan. Wziął na siebie naszą nędzą, by lepiej móc jej doświadczyć. Zanurzył się w nasze grzechy, aby nas z nich wyzwolić. Umieścił swój ogień pośrodku chłodu śmierci przenikając ją swoim Życiem (por. Łk 12,49).

Przyszedł nas wydobyć z głębin naszych rozpaczy. Zstąpił aż do naszych otchłani, by nas z nich wyzwolić. W pośrodku całkowitej ciemności światłość świata rozpoczęła swój bieg. Pośrodku nienawiści rozkwitła miłość. A bolesny krzyż Jego śmierci stał się chwalebnym krzyżem naszego odkupienia. O krzyżu, wznoszący się w pośrodku naszego życia, o krzyżu Jezusa Chrystusa! Rozumiemy więc odtąd Pisma: „Z głośnym wołaniem i płaczem za swych dni doczesnych zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci... i chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (Hbr 5,7). Dlaczego istnieją łzy?

Pewien żydowski midrasz opowiada, że po swoim upadku Adam i Ewa, aby wynagrodzić swą winę, ze skruszonym sercem przez siedem kolejnych szabatów chodzili zanurzać się w rzece Giszon, błagając Boga, by im wybaczył. Bóg, przejęty współczuciem, wziął ze swego skarbca perłę i darował ją im i ich potomkom. Otóż perłą tą była łza! Dosłownie: dam hayim, krew oczu. Z wpisanym w to podwójnym obrazem — źródła (oko) i życia (krew). Odwieczny powiedział im wówczas: „Kiedy będziecie zasmuceni, wylejecie tę łzę z waszych oczu. W waszym smutku zostaniecie pocieszeni, a ziemia, na którą ona spadnie, zostanie nią uświęcona”. I midrasz, nie bez racji, dodaje: „Nikt poza potomstwem Adama, żadna z istot żywych nie potrafi wylewać łez, by płakać w swoim smutku”. Ale, bracia i siostry, łzy, które człowiek wylewał i których był powodem, znaczą historię na wszystkich ludzkich drogach! I oto nagle nasze pytanie „dlaczego” rozjaśnione zostaje wstrząsającym światłem! Jezus, mówi nam Ewangelia, „pogrążony w udręce, jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię” (Łk 22,44).

I począwszy od tamtego dnia wszyscy synowie Adama poznali, jak ogromną miłością obdarzył ich Syn Boga, który stał się człowiekiem.

br. Pierre-Marie

(...)

Posłowie

Był rok 1974. Jedna z niedziel w okolicach Wielkanocy... W niedzielę tę dwóch pustelników zamieszkujących okolicę Assekrem, gdzie przed laty żył i poniósł śmierć br. Karol de Foucauld, spotkało się na wspólnej Eucharystii i braterskim posiłku. Jednym z nich był mały brat Jezusa, Jean-Marie, drugim, Pierre-Marie Delfieux, duszpasterz paryskiej Sorbony, który za zgodą ówczesnego arcybiskupa Paryża, kard. Marty, od dwóch lat przebywał na Saharze, by, jak mówi, spróbować usłyszeć, do czego Pan naprawdę go powołał...

To w czasie tego pamiętnego, niedzielnego posiłku br. Jean-Marie wyciągnął, nie wiedzieć skąd, skrawek papieru — fragment paryskiej gazety sprzed dwóch lat, gdzie wydrukowano rzucony przez kard. Marty na forum Les Halles apel, w którym wołał, że potrzeba Paryżowi „mnichów roku 2000”, którzy na pustyni wielkich miast stworzą oazy ciszy i modlitwy, miejsca liturgii otwarte dla zagubionych, spragnionych sensu życia mieszkańców miast... Postawione wówczas przez br. Jean-Marie pytanie: „A może to jest właśnie dla ciebie?” sprawiło, że to, co od dłuższego już czasu kiełkowało i dojrzewało w sercu Pierre-Marie, nagle zostało sformułowane i nabrało kształtu... Potem był powrót do Paryża, spotkanie z kard. Marty, propozycja: „Być mnichem w mieście” i kardynalskie: „Zgoda”.

Rok później, w uroczystość Wszystkich Świętych, dwunastu pierwszych braci celebrowało w położonym w samym centrum Paryża kościele St. Gervais pierwszą liturgię. 8 grudnia 1976 roku dołączyły do nich pierwsze siostry. Tak rozpoczęła się historia Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, zatwierdzonych dziś przez Kościół jako dwa odrębne Instytuty Zakonne o charakterze monastycznym.

Mnisi i mniszki jerozolimskie całym swoim życiem usiłują stworzyć w sercu wielkich miast przestrzenie ciszy i modlitwy, a jednocześnie braterskiej miłości i gościnności. Nosić w swej modlitwie miasto, ale także napełnić to miasto modlitwą. Zgodnie z życzeniem kard. Marty, aby byli „stróżami” czuwającymi nad miastem, ale jednocześnie też rozbudzającymi je... na wartości duchowe, wieczne. Dlatego tak drogie jest im zawołanie „W sercu Boga, w sercu miast”. Obecnie poza Paryżem fundacje Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich istnieją w takich miastach jak: Strasburg, Bruksela, Florencja, Montreal, Rzym. A także w Vézelay i na Mont St. Michel, które choć nie są miastami w ścisłym tego słowa znaczeniu, to jednak są miejscami, przez które co roku przewijają się tysiące, a nawet miliony turystów. Mnisi i mniszki starają się tym miejscom, tak bogatym w chrześcijańską tradycję i historię całych wieków, przywrócić ich pierwotny, duchowy charakter, napełnić je modlitwą i liturgią, a zwiedzających je turystów przemienić w pielgrzymów. Żyjąc rytmem miasta sprawują w powierzonym im kościele codzienną liturgię, bo „jeśli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa daremnie” (Ps 127,1). Liturgia ta, choć pozostaje liturgią głęboko „rzymską”, to jednak obficie czerpie z przeogromnego bogactwa chrześcijańskiego Wschodu, zakorzeniona jest w Tradycji oraz szeroko korzysta z pism Ojców Kościoła. Cała pozostaje zasłuchana w słowo...

Słowo odczytywane, komentowane, medytowane...Trzy razy dziennie... Rano, w południe, wieczorem... Jak pokarm, którym się człowiek karmi i którego ciągle jest spragniony. I tak, kropla po kropli, wpada ono w serca i je rzeźbi... „Rzeźbiona tym słowem, zanurzająca swe życie w tym słowie — słuchanym, medytowanym, studiowanym, noszonym w sobie jak oddech na ustach albo uderzenia serca, wyśpiewywanym i celebrowanym, dosłownie «spożywanym»- jak zwój z Księgi Ezechiela — najgłębsza istota człowieka jest przez nie prowadzona, krok po kroku, do zjednoczenia w sobie działania i kontemplacji”. I właśnie coś z atmosfery tego zasłuchania w słowo chcieliśmy przybliżyć poprzez te tłumaczenia.

Paschalna droga ku męce i zmartwychwstaniu, rozważana i medytowana przez br. Pierre-Marie, pozwala coraz głębiej odkrywać miłującą twarz Ojca, który „Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3,16), abyśmy życie mieli, i mieli je w obfitości. Pozwala ona odkrywać oblicze Boga, zamieszkującego sekretne głębie naszego serca. Jego czułość jest źródłem naszej radości. Radości w Duchu Świętym, który sam jest nieustannym hymnem wesela i miłości w łonie Trójcy Świętej. Pozwala ona odkrywać oblicze Boga, który „tańczy dla nas z okrzykami radości, jak w dzień uroczystego święta” (por. So 3,17), i obdarza nas łaską „usynowienia” w Synu, i czyni mieszkaniem Ducha.

Teksty tych medytacji rodziły się w ciszy i na modlitwie, wyrastały z codziennego, wiernego wsłuchiwania się w Boże słowo, dlatego też są nim tak przesycone. I z pewnością dlatego tak bardzo przemawiają swoją głębią i autentyzmem. A br. Pierre-Marie, będąc założycielem Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich, nie przestaje być dla swoich braci i sióstr zarazem ojcem, jak i starszym bratem, „pierwszym posłusznym” wspólnej Regule, o której zwykł powtarzać, że została napisana mocą Ducha Świętego i sercami wszystkich braci i sióstr, obecnych i przyszłych. Ale pozostaje on też tym, który — wsłuchując się w tchnienie Ducha i potrzeby Kościoła — wytycza drogę wspólnot.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama