Jeśli chcesz, pójdź za Mną

W rozważaniu wielkopostnym o tym, czym jest powołanie? Kogo ono dotyczy? Do czego jesteśmy powołani?

Rozważanie wielkopostne

Wielki Post jest dobrą okazją do tego, by każdy z nas przypatrzył się swemu powołaniu, które otrzymał jako dar i zadanie. To święte Boże powołanie w nas - mamy odkryć, przyjąć, pokochać i realizować. Czym jednak w istocie jest powołanie? Możemy określić je jako spotkanie miłości Boga i wolności człowieka, które dokonuje się w historii życia osoby ludzkiej.

Powołanie jest czymś bardzo realnym, konkretnym, opartym na faktach. Rozgrywa się w naszej codzienności. Powołanie to głos Boga, który zaprasza człowieka; głos delikatny, subtelny, a przy tym stanowczy. Bóg nie zmusza do pójścia za sobą, ale zawsze mówi: „Jeśli chcesz, pójdź za Mną”. Myśląc o swoim powołaniu, możemy i powinniśmy zadać sobie podstawowe pytania: Czy słyszę głos Boga? Jak mam go usłyszeć, skoro wokół mnie tak wiele różnych dźwięków, opinii, komentarzy, informacji, słów, często pozbawionych jakiegoś głębszego przekazu?

Rozpoznanie głosu Boga

W kontekście naszych starań o to, by usłyszeć Boga, warto zatrzymać się na fragmentem nauczania Benedykta XVI: „Jak pośród tysięcy głosów, które codziennie słyszymy w naszym świecie, możemy rozpoznać głos Boga? Powiedziałbym: Bóg rozmawia z nami na bardzo wiele sposobów. Mówi poprzez inne osoby, poprzez przyjaciół, rodziców, proboszcza, księży... Mówi poprzez wydarzenia naszego życia, w których możemy rozpoznać Boże działanie. Mówi także poprzez przyrodę i stworzenie. Mówi też i przede wszystkim w swoim słowie, w Piśmie Świętym, czytanym we wspólnocie Kościoła i czytanym osobiście w rozmowie z Bogiem. (...) Św. Augustyn w swych homiliach często wspomina: Wielokrotnie pukałem do drzwi tego słowa, dopóki nie zdołałem zrozumieć, co sam Bóg mówił do mnie”. Bóg powołuje przez swoje słowo. W tym słowie objawia nam nasze doczesne i ostateczne przeznaczenie. Zawsze, gdy słuchamy Bożego słowa jesteśmy powoływani, przede wszystkim do tego, by pójść za tym słowem.

Mamy tyle ważnych spraw

Kościół to wspólnota powołanych. Rozważając tę prawdę, sięgnijmy do opisu powołania Piotra i innych uczniów (Łk 5,1-11). W tym fragmencie Ewangelii czytamy, że „tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego”. Podziwiamy determinację tamtych ludzi, którzy chcieli się nasycić słowami płynącymi z ust Nauczyciela z Nazaretu, a przy tym otrzymać łaskę uzdrowienia ze swoich chorób. Nam często brakuje takiej stanowczości. Dość łatwo zapominamy, że Jezus, który przemawia dziś przez Ewangelię w Kościele, jest tym samym Synem Bożym, pełnym mocy Ducha Świętego, który przemawiał do mieszkańców Palestyny i uzdrawiał ich dwa tysiące lat temu. On był wczoraj, jest dziś i ten sam pozostanie na wieki (zob. Hbr 13,8). Chrystusowi nie brakuje słowa i mocy, aby przyjść nam z pomocą. Tylko my tak mało w to wierzymy. Zajmujemy się swoim sprawami - podobnie jak Szymon w scenie powołania. Płuczemy, naprawiamy nasze puste sieci. Zadziwia fakt jakiejś początkowej obojętności Piotra na Jezusa i tłum na brzegu jeziora. Zdarza się, że taka obojętność pojawia się także w naszym życiu. Niby słuchamy słowa Bożego, tak jak wszyscy zgromadzeni w kościele na liturgii, ale nie słyszymy; myślimy o sobie, o swoich planach, o sukcesach i porażkach, o tym, jak mamy sobie ze wszystkim dać radę. Jezus mówi do nas, ale to słowo trafia między ciernie. „Troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo tak, że zostaje bezowocne” (Mt 13,22). Możemy jednak pocieszyć się tym, że również apostołowie wzywani przez Jezusa początkowo zajmowali się swoimi sprawami.

Chcę wejść do twojej łodzi

Na szczęście dla nas Chrystus jest bardzo cierpliwy. On rozumie nasz lęk i brak wiary w to, że możemy być święci. Dlatego to On jest inicjatorem powołania. „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili” (J 15,16). Jezus już wcześniej w swym sercu wybrał Piotra i jego towarzyszy. Teraz wchodzi do jego łodzi, tak zwyczajnie - bez specjalnego zaproszenia. Prosi rybaka o pomoc, powoli nawiązuje z nim relację. Piotr czuje się wyróżniony, że Nauczyciel wybrał jego łódkę, jest dumny z tego powodu. Ale za chwilę przeżyje pierwszą próbę wiary z Jezusem. Otrzyma polecenie, by wypłynąć na głębię i zacząć łowić ryby. Doświadczony rybak wiedział, że o tej porze dnia takie działanie nie ma sensu. Nie bardzo chciał narazić się na ośmieszenie. Zaryzykował jednak. Na słowo Jezusa, w posłuszeństwie Jego słowu, zarzucił sieci. Dzięki temu stał się świadkiem cudu.

W naszym życiu będzie lub jest podobnie. Jezus wybiera nas nie z powodu jakiś szczególnych zdolności czy zasług, ale dlatego, że On tak chce. Wchodzi do naszego życia - jeśli Mu oczywiście pozwolimy. Piotr przecież mógł się nie zgodzić na wejście Jezusa do swojej łodzi, a nawet w obliczu cudu mógł nie uwierzyć.

W spotkaniu ze świętością Boga objawioną w Jezusie Piotr uświadomił sobie swoją grzeszność. Uważał, że nie jest godny przebywać z Jezusem. Prosił Pana, by odszedł, ale Pan się nie poddał. Wypowiedział słowo: „Nie lękaj się!” My również bardzo potrzebujemy usłyszeć to słowo, gdyż na skutek naszych grzechów podlegamy bojaźni śmierci. Z tej niewoli duchowej, z tego utrapienia gorszego niż ból fizyczny może nas wyzwolić tylko Zwycięzca piekła, śmierci i szatana.

Wszystko się zmienia

Apostołowie w chwili swego powołania zachwycili się Jezusem do tego stopnia, że „zostawili wszystko i poszli za Nim”. Piotr nie myślał o tym, ile mógłby zarobić ze sprzedaży ogromnej ilości złowionych ryb. Uznał wszystko - podobnie jak św. Paweł - „za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa” (Flp 3,8). Przyjęcie Bożego powołania radykalnie więc zmienia nasze życie, przeżywane do tej pory tylko po ludzku, w oparciu o własną moc. Oddanie wszystkiego Chrystusowi jest jak odnalezienie skarbu ukrytego czy perły drogocennej (zob. Mt 13,44-46). Nie wszyscy to rozumieją, nie wszyscy chcą zrozumieć. Wynika to m.in. z tego, że w relacji z Chrystusem skupiamy się na tym, co musimy oddać naszemu Panu, a zapominamy o tym, co od Niego otrzymujemy.

Moja ludzka poprawność i niewierność

Powołaniem do wspólnoty z Jezusem możemy wzgardzić i tak naprawdę codziennie to czynimy. Popełniając grzechy, uciekamy od Boga, zamykamy się w sobie, jesteśmy smutni i zalęknieni, przeżywamy jakąś życiową porażkę. Oddalenie od Boga, który jest źródłem życia, sprawia, że odczuwamy nieustanny niepokój o własne życie. Doświadczając nędzy grzechu, mamy często wielką trudność, by uwierzyć, że ktokolwiek może nas pokochać w takim stanie, w jakim się znaleźliśmy. Ile razy myślimy, że święty i dobry Bóg nie może nas kochać, gdy upadamy? Kiedy ulegamy pokusie, zły duch staje się naszym oskarżycielem i usiłuje nam wmówić, że jako grzesznicy nie możemy być kochani przez Boga, że czeka nas już tylko odrzucenie i kara, że musimy się przed Bogiem ukrywać.

W relacjach z ludźmi często funkcjonujemy według zasady: będę poprawny - będę kochany. Przydarzające się nam upadki najchętniej „zamietlibyśmy pod dywan”. Boimy się przyznać do grzechu, bo czujemy, że gdy wyjdzie na jaw trudna prawda o nas, zostaniemy przez naszych bliźnich odrzuceni i potępieni. Podobnie zachowujemy się w relacji z Bogiem.

Za darmo ukochał mnie Pan

A Pan Bóg potępia grzech, ale zbawia grzesznika, nienawidzi zła, ale kocha człowieka, który się zagubił. Przez nasze występki wchodzimy w śmierć i stajemy się nieprzyjaciółmi Boga, ale Bóg w Jezusie Chrystusie, który za nas umarł i dla nas zmartwychwstał, nieustannie okazuje nam swą dobroć. Bóg bogaty w miłosierdzie zrobi wszystko, abyśmy przyjęli Jego dar. On kocha za darmo - także tych, którzy Go nie kochają. Taki jest nasz Pan Bóg. O rzeczach, które dane nam są za darmo, często myślimy: to nie ma zbyt wielkiej wartości. Miłość Boga jest darmowa, gdyż nie potrafimy w żaden sposób za nią zapłacić! Chrystus za nasze życie zapłacił swoją Krwią. On pierwszy nas umiłował.

Darmowość Bożego zbawienia sprawia, że mogą go dostąpić najwięksi grzesznicy i nigdy nie jest za późno na nawrócenie. Natomiast najbardziej poprawni i ułożeni, którzy samych siebie uważają za sprawiedliwych, mają z ową darmowością wielki problem.

Jestem ochrzczony - jestem z Chrystusem

Jesteśmy powołani, by pójść drogą Jezusa w Kościele. To droga przez krzyż do zmartwychwstania, droga Paschy - przejścia ze śmierci do życia. To droga przyjęcia Dobrej Nowiny: sprawiedliwy Jezus umarł za mnie, niesprawiedliwego, aby mnie przyprowadzić do Ojca. Jest to droga, na której uznaję, że potrzebuję być przyprowadzonym. Początkiem tej drogi był chrzest. W Wielkim Poście chciejmy odnowić w sobie świadomość naszego powołania, aby chrzest, który kiedyś przyjęliśmy, był dla nas - jak mówił św. Augustyn - „źródłem zbawienia”.

KS. IRENEUSZ JUŚKIEWICZ
Echo Katolickie 8/2013

opr. ab/ab

Echo Katolickie
Copyright © by Echo Katolickie

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama