Też idziesz do Emaus?

Uciekając nie rozwiążemy niczego. Możemy jedynie w Nim, szukać odpowiedzi...

Też idziesz do Emaus?

Jak sobie radzisz z sytuacjami trudnymi?

Jak postępujesz wobec tego, czego się boisz?

Jak reagujesz względem tego, co dla ciebie niezrozumiałe?

Uciekasz???

Kiedy spoglądam na fragment, mówiący o uczniach w drodze do Emaus (Łk 24,13-35), zastanawiam się każdorazowo, dlaczego wyszli z Jerozolimy, gdzie przebywali wszyscy i poszli oni do Emaus? Czyżby to była ich reakcja na wydarzenia, które widzieli i o których słyszeli?

Reakcje, które towarzyszą nam w różnych, niecodziennych sytuacjach, wydają się często niespotykane i niezrozumiałe. Nagle postępujemy zupełnie inaczej niż dotychczas. Uczniowie i Apostołowie wszędzie chodzili razem, wiele czasu spędzili z innymi, a moment śmierci Chrystusa, dosłownie przyczynił się do ich rozproszenia. Papież Franciszek, mówi, że ich droga do Emaus, jest drogą powrotu do domu, skąd pochodzili. Niektórzy komentatorzy tego fragmentu, mówią o powrocie do początku, do miejsca, gdzie spotkali pierwszy raz Jezusa, gdzie ich powołał. Ale to i tak rodzi kolejne pytania – dlaczego teraz?

Im bardziej oddalają się od Jerozolimy, tym mocniejsza istnieje pomiędzy nimi przepaść. Rozmawiają ze sobą, rozprawiają o tym wszystkim, co się wydarzyło, ale i tak nie mogą dojść do porozumienia. Trwają we własnych myślach, pragnieniach, opiniach – „a myśmy się spodziewali…”

Tak długo, jak długo każdy z nich obstaje przy swojej wersji i rozumieniu, tak długo nie może dojść pomiędzy nimi do porozumienia. Mam wrażenie, że ich dyskusja jest nieco bez sensu. Po co im ta rozmowa, skoro są zamknięci na siebie, a nawet rozdrażnieni na tego, który do nich dołącza, a który „wydaje się jakoby nic nie wiedział…”

Niewłaściwy kierunek…

Kiedy chcemy zrozumieć jakieś wydarzenie, staramy się być jak najbliżej tego, co może nam o tym wydarzeniu cokolwiek powiedzieć. Uczniowie wychodzą z Jerozolimy… Skoro chcą poznać prawdę, powinni zostać na miejscu, gdzie gromadzą się inni, pomiędzy którymi zaczyna krążyć coraz więcej informacji o tym, że Jezus Zmartwychwstał, że Go widziano. Uczniowie wydają się, jakby nie potrafili poskładać wielu elementów w jedną całość. Miota nimi przerażenie i dlatego uciekają. Idą w przeciwległym kierunku, niż powinni. Sami nie poszli na miejsce, gdzie położono Jezusa, nie sprawdzili sami, tylko słuchali tego, co powiedziały im kobiety, które były przy grobie i które widziały Aniołów.

Widocznie ten etap drogi był im potrzebny do tego aby zrozumieć. Niekiedy idąc gdzieś bez celu, szukamy czegoś znacznie głębszego i ważniejszego, co może pomóc nam odpowiedzieć, na różne pytania.

Podobnie mają się sprawy kiedy w naszych domach, rodzinach, w różnych więziach… Uciekamy, albo uciekamy się do różnych nietypowych rozwiązań. Pojawia się walka na argumenty – kto ma silniejsze, kto będzie bardziej przekonywujący, kto zwycięży. Brak spójności pomiędzy osobami, podobny jest do tej podróży, którą odbyli Uczniowie, którzy zmierzają do Emaus, rozprawiając ze sobą o wszystkim…

Brak dialogu nie przyniesie rozwiązań, ani zrozumienia. Potrzeba niekiedy zrezygnować z własnych opinii, pewności, dowodów, aby przyjąć to, co mówi do nas druga osoba. W tym można odnaleźć odpowiedzi.

„Ktoś” na drodze…

Uczniowie spotykają „negocjatora”, który ukazuje im argumenty zupełnie z innej strony. On przekonuje ich, że tak miało się stać, bo tak mówi Pismo. Jego Słowa wydają się ich interesować, bo gdy docierają do Emaus, przymuszają ów Nieznajomego, aby pozostał z nimi. Jedno ich teraz łączy, gdy pomiędzy nimi idzie „Ktoś”. Oboje słuchają… Nie denerwują się już, nie rzucają argumentów. Oni się wyciszyli! Umieją się już słuchać, a to ogromny krok we właściwym kierunku.

Emaus i stół

Osiągnęli nieświadomie swój cel. Siadają przy stole. Ten przedmiot jednoznacznie kojarzy się nam z domem z rozmowami i wspólnymi pracami, które podejmuje rodzina. Siadają przy nim, to znaczy, że chcą się wzajemnie zrozumieć, chcą ze sobą rozmawiać. Ale w tym momencie, ów stół staje się znakiem innego wydarzenia. Uczniowie obserwują, co wykonuje ów Tajemniczy… bierze chleb, modli się i błogosławi, łamie go, rozdziela im. Te znaki przypomniały im to, co Jezus uczynił podczas ostatniej wieczerzy – przypomina się im nakaz Jezusa – „Abyście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem…” Eucharystia przypomniała im o miłości, która ma ich scalać, tworzyć szczególną z nich wspólnotę; przypomina im o sensie ofiary, którą miał ponieść Jezus. Zrozumieli z kim rozmawiają, zrozumieli wszystkie elementy i złożyli je w całość. Tylko obecność Jezusa, Jego słowa są wstanie zmienić nastawienie człowieka, otworzyć go na coś, do czego zostaje nieustannie powoływany.

Powrót żarliwości…

Mimo nocy, natychmiast udają się do Jerozolimy. Towarzyszy im wewnętrzne światło – wiara w Zmartwychwstanie. Oddalając się od Jerozolimy, coraz bardziej oddalali się od Ideału – od tego jak mieli żyć, co było dla nich najważniejsze. Po rozpoznaniu Jezusa, powraca żarliwość – w miłości, w jedności, we wspólnocie… Powracają, bo wiedzą, że tam mogą żyć tym, co było dla nich ważne.

Moje życie traci właściwą wartość, gdy oddalam się od tego, co jest dla mnie ważne. Niekiedy porywamy się na nowe sytuacje, zamiast rozwiązać to, co już jest, zamiast odnowić naszą żarliwość. Uciekając nie rozwiążemy niczego. Możemy jedynie w Nim, szukać odpowiedzi, które pomogą nam na nowo, docenić to, co już przeżyliśmy.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama