Kołem go lub nakłuj na szpice

Opis prac Zbigniewa Libery z lat 90-tych w związku z prezentacją jego sztuki w krakowskiej galerii "Zderzak"

 

Krótka notatka o pracach Libery powstałych w latach 90.

Były to Lalki Libery gotowe do ogolenia (Zestaw: możesz ogolić dzidziusia, 1995); Lalki Libery - starzejące się Sindy w bieliźnie (Ciotka Kena, 1996); Przyrządy gimnastyczne dla dzieci (1994) uzupełnione tablicą z obrazem "10-letniego kulturysty" - chłopczyka o subtelnej fizys i ciałku pozbawionym skóry ku lepszej widoczności zdobytej muskulatury; model aparatury służącej, według wydrukowanej instrukcji, do wydłużania męskiego członka (1995)... (Wśród widzów w "Zderzaku" w pierwszym rzędzie usiadła matka z dzieckiem.) Libera wyświetla slajdy, komentuje obrazy. Większość zebranych gości czeka na najbardziej kontrowersyjną realizację, czyli pracę wycofaną przez organizatorów z udziału w Biennale w Wenecji: Obóz koncentracyjny z klocków LEGO (1996).

Libera zaaranżował z produkowanych seryjnie klocków przysłanych przez firmę (według szczegółowego zamówienia autora) 7 mniejszych i większych zestawów. Sam wykonał opakowania - dokładnie według standardowych wzorów dla klocków LEGO: kolor, proporcje, sposób komponowania obrazka i znak firmowy. Jedynym odmiennym elementem jest umieszczona poniżej wspomnianego znaku niewielka adnotacja, że to konkretne pudełko (te konkretne pudełka - nota na wszystkich zestawach jednakowa) jest autorstwa Zbigniewa Libery. Co jest na obrazkach? Co zawierają kartony? Odpowiedź: Obóz koncentracyjny. Zestawy klocków do budowania bloków, komór gazowych, do zabawy w oprawców i ofiary. Są również malutkie ludziki odpowiednio ucharakteryzowane. Są postacie kościotrupów.

Podczas wystąpienia Libera opisuje każdy szczegół modeli. Uzupełnia charakterystykę pracy zdjęciami z miejsc i sytuacji rzeczywistych: kadry z wyzwalania obozów, krematoria, otwarte drzwi do pomieszczeń wypełnionych po brzegi ubraniami, zdjęcia szczoteczek do zębów, ciała zagłodzonych...

Podczas projekcji zdjęć związanych z pracą o obozie koncentracyjnym w galerii "Zderzak" panuje kompletna cisza.

Realizacje Zbigniewa Libery zaowocowały na łamach prasy codziennej i specjalistycznej bardzo licznymi komentarzami, od skrajnie krytycznych, zarzucających autorowi efekciarstwo, brak smaku, po zawierające różne stopnie aprobaty. Podczas jesiennej prelekcji w galerii "Zderzak", o tyle ciekawej, że bez fizycznej obecności dzieł-obiektów, udało się Liberze i organizatorom wykreować "wystawę monograficzną", udało się pokazać w jednym miejscu obiekty z pozoru odległe w idei i skusić do postawienia zasadniczego pytania. Mianowicie: czy jest jakaś wspólna myśl, która spaja prace typu "roznegliżowana Ciotka Kena" z teatrum o mordowaniu ludzi?

Jest tych myśli co najmniej kilka, a pierwsza z nich to: Jesteśmy ciałem. Bawimy się ciałem, ubieramy ciało, ciało się starzeje. Poddajemy je rytuałom, mamy wobec niego wymagania. Były i są miejsca na ziemi, gdzie zadajemy ciału ból, eksperymentujemy na nim, niszczymy je. W Oświęcimiu zlikwidowano ciała kilku milionów ludzi.

(Ciało - miejsce schronienia. Jakże niepewne i zdradliwe lokum dla duszy. Czy przypadkiem nie wymyślono duszy, bo trudno uwierzyć w ciało?

Stuletnia Paulina W.2 już nie wychodziła z domu, nie czytała książek, nie rozróżniała kolorów. Przez ostatnie dwa lata obserwowała gradację świateł na murze budynku za oknem. Zapytana, co ją najbardziej dotyka, odpowiedziała, że widok własnych rąk. Że to największe i nieoczekiwane oszustwo, jakie ją spotkało.)

Istnieje rozległy obszar sztuki współczesnej, który zajmuje się problemem istnienia ciała. W galeriach, co nie zdarzyło się w żadnej innej publicznej przestrzeni, prezentowano (prezentuje się) bezwzględne, naturalistyczne opisy ciała, dokonuje się brutalnych jego penetracji. Wyświetlane są projekcje, które za medium wypowiedzi biorą nie słowo, nie tylko akcję, ale samo ciało. Ponieważ wyjaśnienie motywów leżących u podstaw operujących ciałem artystycznych realizacji jest niezwykle złożone, w roli tylko skromnego przyczynku do rozważań proponuję dziś taką kwestię: czyż u końca XX wieku nie dowiedziono skutecznie, stosując doświadczenia, że ciało nie jest już zadaną nam, niezmienialną formą bytu? Okazaliśmy się dawcami i biorcami fragmentów ciała (za moment umiejętność klonowania niewyobrażalnie poszerzy możliwość manipulacji naszym "biologicznym materiałem"; trudno uwierzyć, że systemy prawne zdołają temu zapobiec). Ciało stało się bardziej niż kiedykolwiek maską do korekty, modyfikacji. Czy może nie podano tym sposobem w wątpliwość wartości fizycznego bytu pojedynczego istnienia, podważając tym samym w ogóle wartość bytu? Byłoby zaskakującym odkryciem, że nie funkcjonowanie w anonimowych, rozrośniętych (w nowoczesny sposób niewolniczych) społecznościach (z ich patologiami), ale brak zabezpieczeń pojedynczego indywidualnego ciała sprzyja dehumanizacji kultury jako całości?

Powyższą dygresję umieszczam celowo, by wyjaśnić, że Libera nie wpisuje się w awangardowe nurty opowiadań o cielesności, problem ujmuje tradycyjnie. Interesuje go starość, okrucieństwo, ludobójstwo.

Drugim motywem w pracach Zbigniewa Libery jest wizualizacja niektórych procesów współczesnej "socjalizacji" jednostki. Zastanówmy się, do czego służy oryginalna laleczka Sindy, do czego są klocki LEGO?

Lalka jest jedną z najnaturalniejszych zabawek dla małego dziecka - potwierdza w procesie zabawy, procesie intelektualnym, instynktowne zachowania gatunkowe wobec potomstwa. Jednakże lalka Sindy nie jest małym dzieckiem - jest modelem kobiety. Wyprodukowane dla niej akcesoria to nie buteleczka i kocyk, ale tysiące rzeczy, które mają określić standard jej świata: meble ubrania, pralki, lodówki, samochody, domy... dzieci. Dodano jej Kena, ma młodszą siostrę, przyjaciółki. Przez lata istnienia znakomicie wspomaga zupełnie inne zachowania dziecka niż opiekuńcze. Jest elementem budowania wyobrażeń, jak ma wyglądać dorosłe życie. Stymuluje rozwój potrzeb materialnych. W koprodukcji z wysokonakładowymi pismami poświęconymi modzie, urodzie (zwyczajom, egzotyce itp.), w rzeczywistości kultury masowej niewinna Laleczka Sindy jest cząstką (inwokacją) gry dla ludzi.

Klocki LEGO to niezła zabawa w małego konstruktora, jeśli starcza dziecku wyobraźni. Może też budować według zaproponowanego wzoru - domki, gospodarstwa, stacje kolejowe, ogrody zoologiczne itd. (rozpoznawanie świata). Zestawy z obrazkiem na pudełku zachęcają malucha do zabawy w konkretne gry: policjantów, piratów, kosmonautów... (nauka zachowań). Ludziki otrzymują niezbędny sprzęt: na przykład aparaty do nurkowania, kaski, młotki, ale też łuki, strzelby, noże, dzidy. LEGO może więc kształtować bardzo szerokie spektrum postaw: od konstruktywnych po agresywne, wojownicze, niszczycielskie.

Laleczka Libery, Ciotka Kena, ubrana w przezroczystą bieliznę, pod którą dostrzegamy pogrubione biodra i obwisły biust, jest swoistym antymodelem - uzmysławia charakter promowanych wzorów. Jest jasnym symbolem stawianych wymagań - trzeba być młodym, zdrowym, pięknym i bogatym. Klocki  LEGO Obóz koncentracyjny prezentują jeden z rodzajów "gier społecznych", którego doświadczyło w przeszłości i doświadcza obecnie wiele milionów ludzi. Libera podpowiada, że podany dziecku każdy system o rozbudowanej modalności, przy równoczesnej obecności klisz rzeczywistych procesów, zawiera w sobie narzędzie do manipulowania wyobraźnią i zachowaniami. Nie polegajmy na stymulacji systemem, bądźmy czujni.

Jeśli same czyste dzieła-obiekty Zbigniewa Libery poddają się próbie naszej pierwszej (nazwijmy, zewnętrznej) interpretacji, problemy stwarza ich strona formalna. Otóż Libera, układając pudełka z Ciotką Kena czy opakowania leku Placebo (praca z roku 1995), zachwalając rozmaite przyrządy i oferując obóz koncentracyjny z klocków LEGO, prowadzi monolog na poziomie gazetowych tekstów, reprodukcji i sloganów reklamowych. Nieporozumieniem najczęstszym jest sąd, że ta sztuka jest cząstką kultury masowej. Jeszcze jednym bulwersującym, lecz tylko chwilowym wydarzeniem, które zostanie zaraz uśmiercone przez kolejne wydarzenie. Nic bardziej błędnego. Język wypowiedzi został wybrany świadomie. Ten poziom impulsów ma najszerszego odbiorcę, jest znakomitą ścieżką dostępu. Ale znaleźć ścieżkę dostępu to za mało. Wypowiedź trzeba adresować. Poprzez rodzaj i charakter obiektów Libery odczytujemy, kim ma być odbiorca. I tutaj dzieje się najciekawsze. Nie temat prac bulwersuje najmocniej - łatwo spostponować go określając mianem specyficznego żartu - to adres budzi lęk. Ostatnim adresatem, który jest zdolny nas zawstydzić, gdy patrzy wraz z nami na nieuchronną starość, na perwersję, gwałt, zbrodnię, czyli na to, co usiłujemy przemilczeć, oferując mit cywilizacji bez grzechu, jest nasze dziecko. Tę część prawdy ma otrzymać w późniejszym terminie. (W galerii kobieta odwraca chłopcu twarz przy zdjęciach trupów czy komór gazowych.)

Libera nie kwestionuje prawa do całkowicie instynktownego odruchu obrony dziecka przed niebezpieczeństwem czy przed prawdą o niebezpieczeństwie. Adres, o którym wspominam wyżej, jest tylko "na zewnątrz" produktu, w zewnętrznej warstwie pracy, forma jest tylko dokładniejszym kodem ścieżki dostępu do nas samych. Komponowanych przez kulturę masową, znieczulanych zatarciem granicy pomiędzy prawdą i iluzją dramatu, bezwolnych w strukturach społecznych łudzących wolnością wyboru i... niemych w poczuciu braku głosu.

Jeśli kupujemy dziecku laleczkę Sindy, pamiętajmy, gra się dopiero zaczyna, jeśli promujemy piękno umięśnionego ciała, to może trzeba zacząć treningi wcześniej, jeśli budujemy uroczy domek z klocków LEGO i zamek dla straszydła, musimy liczyć się z tym, że kolega już buduje dla nas baraki za drutami... Proponując formę prac, która może być obiektem zainteresowania dziecka lub która istnieje w strefie jego ikon, Libera prawdopodobnie chce zwrócić naszą uwagę na zbyt słaby płaszcz ochronny, jaki rozpościeramy nad niewinnymi (na słabość naszego instynktu). Na nikłość naszych zabiegów (i czy je czynimy) wobec siły deprawującej kultury masowej. Na łatwość manipulacji wyobrażeniami. Na kształtowanie towarowego stosunku do człowieka. Jeśli Libera posługuje się językiem kultury masowej, to dlatego, że właśnie w jej obszarach rozmowa o jakości pojęcia wolności jest najbardziej konieczna i jednocześnie tam prowadzi się ją najtrudniej, bo wszystko, co tam spotkamy, ma lekką, błahą naturę zabawy.

Jeszcze o sztuce współczesnej. Jej obraz jest niejednorodny. Przy mnogości wystąpień i niedostatku publikacji widz w galeriach czuje się bezradny. Sztuka wcześniejszych okresów miała jasno określone tak miejsce, jak role w społeczeństwie. Dziś szuka uprawomocnienia. Bywa - mówi to, czego nie słyszymy lub nie umiemy usłyszeć z innych ust. Jest niejednokrotnie licha w kształtach, nawet mało materialna, za walor uznaje swą niedekoracyjność. Ma błazeńską czapkę. Mówiono kiedyś o sztuce - o jej pięknie, o wartościach, jakie ochrania, mówiono, że nas zbawi. Ta najnowsza pragnie tylko rozmowy. Nim odpędzimy jej obraz jak natrętnego brzydkiego owada, warto zadać pytanie, kto na forum publicznym naprawdę chce jeszcze z nami rozmawiać.

 

BARBARA WRÓBLEWSKA-BOGOON, absolwentka Wydziału Malarstwa krakowskiej ASP; uprawia malarstwo, rysunek, fotografię. Publikowała m.in. w "Art and Business".

 

Przypisy:

1. Tekst został napisany w związku z prezentacją autorską Zbigniewa Libery, która odbyła się w listopadzie 1997 w krakowskiej galerii "Zderzak".

2. Paulina W., ur. w 1888, zm. w 1988. Zachowała światłość umysłu do końca swoich dni.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama