A to Polska właśnie...

Fragmenty książki "Dzieła Czasy Ludzie"

A to Polska właśnie...

prof. Stanisław Rodziński

Dzieła Czasy Ludzie

ISBN: 978-83-60703-60-1

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007



A to Polska właśnie...

Nie dalej jak wczoraj późnym wieczorem, 28 stycznia, obejrzałem program Tomasza Lisa z cyklu „Co z tą Polską” poświęcony problemowi „teczek”.

Na pierwszym planie grupa ludzi zaproszonych przez prowadzącego. Działacze „Solidarności”, podziemia, opozycji z różnych okresów i epok Peerelu. Z każdym z tych ludzi wiąże się spory kawałek historii współczesnej Polski, prawie każdy był prześladowany i represjonowany, kilku było, czy jest nadal, parlamentarzystami RP, są to znakomici publicyści. Biorąc nawet poprawkę na jednego z dyskutantów, który swego czasu przekazał legitymację „Solidarności” na aukcję, gdyż — o ile pamiętam — miał to być gest zamykający jakąś część jego życia — patrzyliśmy na historię. W tle słuchacze oklaskujący na przemian różne wypowiedzi, raz popierający, raz potępiający, reagujący niejednokrotnie jak widzowie kabaretu, a nie świadkowie dyskusji czy sporu o jednym z najbardziej tragicznych dylematów naszej współczesności. Dyskusja zresztą przeistaczała się w gigantyczną awanturę, wymianę inwektyw i szyderczych min, uwag, docinków.

A przecież jeszcze tak niedawno (myśląc w kategoriach historycznych) kilku ubeków lub zomowców mogło wszystkich tych skłóconych ze sobą dyskutantów wpakować do kryminału, do jednej celi, w której prawdopodobnie w czasie posiłku dzieliliby się ostatnim okruchem chleba.

Jak to się stało, że na oczach telewizyjnej widowni, wspomnianych już „widzów kabaretowych”, podejmując dyskusję o teczkach, awanturują się ludzie, z któ­rych każdy winien być lub jest hasłem encyklopedii współczesnej Polski? Co ich kiedyś połączyło i co ich potem podzieliło? Jeżeli ma zaistnieć szansa na polityczny przełom w Polsce, trzeba odpowiedzieć sobie również i na to pytanie.

Naiwna jest wiara w rozpad czy upadek postpeerelowskiej lewicy, która dzieląc się, kompromitując, rozpadając i przegrywając, w sytuacjach politycznie ważnych łączy się i konsoliduje, znajdując problemy, które mimo wszystko łączą ludzi Millera, Kwaśniewskiego, Szyszkowskiej, Borowskiego, Pola i Jarugi-Nowackiej. Jeżeli zbliżają się politycznie decydujące momenty, obserwujemy natychmiastowe ujawnianie wszystkiego, co dzieli, może dzielić, powinno lub nie musiałoby dzielić tzw. polską prawicę. Chłopi i inteligenci, chirurdzy i intelektualiści, członkowie „Solidarności”, KOR-u, TKN, sygnatariusze antypezetpeerowskich inicjatyw, nowi i starzy ludowcy, ludowcy bogobojni i lewicujący, wierzący i niewierzący, partyjni i bezpartyjni — wszyscy wytykają sobie błędy, wskazują na dzielące ich różnice i deklarują wyłącznie swoje własne opcje i poglądy jako jedynie trafne, zaznaczając, że dla jakichkolwiek wspólnych działań z opcji tych nie zrezygnują.

Szansa na przełom polega więc na tym, by politycy, którzy naprawdę mają dość wszelkich trzeciorzędnych sporów, które niejednokrotnie gubiły już Polskę, spotkali się i ustalili wspólny system i hierarchię wartości, dla których musi się porzucić spory i prymitywne awantury o detale.

Jeżeli w Polsce przeciwnicy prawicy nie demonstrują z portretami Bieruta, tak jak z portretami Stalina walczą o swoje rosyjscy emeryci, to jak sądzę dlatego, że trudno byłoby odnaleźć wizerunki twórców peerelowskiej lewicy. Żart jednak na bok. Albo są, albo nie ma obszarów wspólnych polskiej prawicy czy polskiego centrum, albo są, albo nie ma spraw, które łączą polityków, którzy nie będą Polski dzielić na II, III, IV czy V Rzeczpospolitą — zaczną natomiast dostrzegać odchodzenie społeczeństwa, w tym młodzieży, od obywatelskiej aktywności. Na tę aktywność stać jest tylko ekstremistów i miłośników zadym politycznych. Radzę sobie wyobrazić towarzyskie spotkanie (trudno, nigdy go nie było) Jana Pawła II, Jerzego Giedroycia i Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Proszę zestawić ze sobą podstawowe teksty o Polsce, o polityce, o świecie i o wartościach decydujących o sensie życia i działania tych trzech ludzi.

Czy mówiąc o współczesnej Polsce, o prawdzie i kłamstwie w życiu politycznym i społecznym, o biedzie ludzkiej, sensie kultury w życiu narodu i państwa, o wartości i trwaniu społecznej i politycznej pamięci, ale i przebaczeniu — czy więc ta trójka skończyłaby na awanturze, czy ustaleniu wspólnego, pełnego wyobraźni systemu ważności spraw koniecznych do odrodzenia Polski?

Tak jak życie jednostki, jej formacja, wychowanie, wiedza i wiara zaczynają się kształtować w rodzinnym domu, tak wizja roli i powinności państwa winna być budowana na znaczeniu rodziny, szkoły, przeżywaniu wspólnoty szkolnej klasy, grupy studenckiej, grona bliskich, rozmawiających o ważnych sprawach. Nie można nie dostrzegać demontażu systemu wartości, zniechęcenia do pracy dla innych, obrzydzania pracy politycznej, automatycznego łączenia polityki z pieniędzmi, kłamstwem i łajdactwem.

Tym właśnie jesteśmy zakrzykiwani od dłuższego czasu, zasypywani rankingami, sondażami, dysputami, które do reszty obrzydzają istotę polityki, która — jakkolwiek by na to nie patrzeć — jest pracą ludzi dla ludzi. Dla współczesnego Polaka polityka to niemal agencja towarzyska, a jak się okazuje, że polityk nie jest złodziejem i nie ma kontaktów z gangsterami, wszystkich ogarnia smutek.

Rosnąca popularność kardiochirurga, który wkracza w politykę, wynika, jak sądzę, z wiary, że operując i badając, nawet jeżeli będzie prezydentem — okaże się amatorem o czystych rękach.

Jeżeli polscy politycy dojrzeją do porzucenia prymitywnego szukania tego, co ich dzieli, jeżeli ustalą system wartości nadrzędny w strukturze ich politycznej wyobraźni, jeżeli sobie uświadomią, że niedopuszczalne jest dalsze istnienie Peerelu w mentalności zmęczonego społeczeństwa — można będzie mieć nadzieję, że doczekamy Polski, o jakiej z oddali myślał Giedroyc, o jakiej myślał i jaką współtworzył Jan Nowak-Jeziorański i o jaką modlił się cierpiący Jan Paweł II.

2005

 

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama