Dylemat posłuszeństwa

Fragment książki "Posłuszeństwo wobec autorytetu"

Dylemat posłuszeństwa

Stanley Milgram

POSŁUSZEŃSTWO WOBEC AUTORYTETU

ISBN: 978-83-7318-930-0

wyd.: WAM 2008


Dylemat posłuszeństwa

Posłuszeństwo jest jednym z najbardziej podstawowych elementów struktury życia społecznego. W każdej społeczności niezbędny jest jakiś system władzy i tylko człowiek żyjący w odosobnieniu nie jest zmuszony reagować nieposłuszeństwem lub uległością na polecenia innych. Posłuszeństwo, jako wyznacznik zachowania, jest szczególnie związane z czasami, w których żyjemy. Dowiedziono w sposób wiarygodny, że między rokiem 1933 a 1945 zamordowano na rozkaz miliony niewinnych osób. Budowano komory gazowe i dobrze strzeżone obozy śmierci, w których wypełniano dzienne normy produkcji zwłok z taką samą niezawodnością, jak przy produkcji sprzętu. Ta nieludzka polityka mogła zrodzić się w umyśle jednego człowieka, ale na skalę masową mogła zostać zrealizowana tylko pod warunkiem, że wielka liczba osób będzie wykonywała rozkazy.

Posłuszeństwo jest mechanizmem psychologicznym, który łączy indywidualne działanie z celem politycznym. Jest spoiwem wiążącym ludzi z systemami władzy. Fakty z najnowszej historii i obserwacje z codziennego życia sugerują, że dla wielu osób posłuszeństwo może być głęboko zakorzenioną w zachowaniu skłonnością, przemożnym impulsem, który odsuwa na dalszy plan wszystko, czego jednostka nauczyła się w zakresie etyki, współczucia i moralnego postępowania. C. P. Snow (1961) wskazuje na jego znaczenie, pisząc:

Gdy pomyślisz o długiej i ponurej historii ludzkości, to odkryjesz, że więcej odrażających zbrodni popełniono w imię posłuszeństwa, niż w imię jakiegokolwiek buntu. Jeśli masz wątpliwości, to przeczytaj Powstanie i upadek Trzeciej Rzeszy Williama Shirera. Niemieckie korpusy oficerskie były wychowywane zgodnie z najbardziej rygorystycznym kodeksem posłuszeństwa… w imię posłuszeństwa współuczestniczyły i wspomagały najbardziej haniebną operację na wielką skalę w historii świata (s. 24).

Eksterminacja europejskich Żydów dokonana przez nazistów jest najbardziej krańcowym przykładem odrażającego i niemoralnego czynu przeprowadzonego przez tysiące ludzi w imię posłuszeństwa. Jednak na mniejszą skalę ten rodzaj sytuacji ciągle się powtarza: zwyczajni obywatele otrzymują rozkaz zgładzenia innych ludzi i wykonują go, ponieważ uważają wypełnianie rozkazów za swój obowiązek. Tak więc posłuszeństwo wobec władzy, długo sławione jako zaleta, zyskuje nowe oblicze, kiedy zaczyna służyć złym celom. To, co było zaletą, staje się haniebnym występkiem.

Ale czy istotnie?

Problem moralny dotyczący tego, czy powinno się podporządkować, jeśli rozkazy są sprzeczne z sumieniem, rozważany był przez Platona, udramatyzowany w Antygonie i poddawany filozoficznym analizom w każdej epoce historycznej. Filozofowie konserwatywni argumentują, że nieposłuszeństwo jest zagrożeniem dla samej struktury społeczeństwa, i nawet wtedy, gdy działanie nakazane przez władzę jest złem, lepiej jest je wykonać, niż naruszyć strukturę władzy. Hobbes posunął się jeszcze dalej, twierdząc, że za takie działanie w żadnym wypadku nie jest odpowiedzialna osoba, która je wykonała, ale władza, która je nakazała. Jednak humaniści wysuwają argumenty za nadrzędnością sumienia jednostki w takich sprawach, utrzymując, że zasady moralne jednostki muszą mieć pierwszeństwo przed władzą, kiedy pozostają one ze sobą w sprzeczności.

Prawne i filozoficzne aspekty posłuszeństwa mają doniosłe znaczenie, jednak empirycznie zorientowany badacz dociera w końcu do punktu, w którym chciałby przejść od abstrakcyjnej dyskusji do wnikliwej obserwacji konkretnych przypadków. W celu bliższego przyjrzenia się aktowi posłuszeństwa przeprowadziłem prosty eksperyment na Uniwersytecie Yale.

Ostatecznie wzięło w nim udział ponad tysiąc osób badanych, został on też powtórzony na kilku uniwersytetach, jednak początki były skromne. Osoba przychodziła do laboratorium psychologicznego i była proszona o wykonanie serii czynności, które wchodzą w coraz większy konflikt z sumieniem. Głównym pytaniem było, jak długo osoba badana będzie stosować się do poleceń eksperymentatora, zanim odmówi podjęcia wymaganych od niej działań.

Jednak czytelnik musi znać nieco więcej szczegółów na temat eksperymentu. Dwie osoby przychodzą do laboratorium psychologicznego, żeby wziąć udział w badaniach nad pamięcią i uczeniem. Jedna z nich zostaje wyznaczona na "nauczyciela", druga na "ucznia". Eksperymentator wyjaśnia, że badanie dotyczy wpływu kar na uczenie się. Uczeń zostaje zaprowadzony do pokoju, posadzony na krześle i przypięty za ręce, aby zapobiec nadmiernym ruchom, a do jego nadgarstka przyczepia się elektrodę. Zostaje on poinformowany, że ma się nauczyć listy par słów; za każdym razem, gdy popełni błąd, będzie poddawany coraz silniejszym wstrząsom elektrycznym.

W rzeczywistości eksperyment koncentruje się na nauczycielu. Najpierw obserwuje on, jak uczeń jest przypinany do krzesła, a następnie zostaje zabrany do głównego pomieszczenia eksperymentalnego i posadzony przed wywierającym duże wrażenie generatorem wstrząsów, którego głównym elementem jest poziomy szereg trzydziestu przełączników, obejmujących zakres od 15 do 450 woltów, w odstępach co 15 woltów. Znajdują się tam także słowne opisy, uszeregowane od określenia LEKKI WSTRZĄS do NIEBEZPIECZEŃSTWO - BARDZO CIĘŻKI WSTRZĄS. Nauczyciel zostaje poinformowany, że ma przeprowadzić badanie procesów uczenia się u osoby w drugim pokoju. Gdy uczeń odpowiada poprawnie, nauczyciel przechodzi do następnej pozycji; gdy druga osoba podaje odpowiedź nieprawidłową, nauczyciel ma podać jej wstrząs elektryczny. Powinien zacząć od najniższego poziomu wstrząsów (15 woltów) i zwiększać poziom za każdym razem, gdy osoba popełni błąd, przechodząc przez 30 woltów, 45 woltów itd.

"Nauczyciel" jest niezorientowaną osobą badaną, która przyszła do laboratorium, aby wziąć udział w eksperymencie, nie zna jednak jego prawdziwego celu. Uczeń, albo inaczej ofiara, jest aktorem, który w rzeczywistości nie jest poddawany żadnym wstrząsom. Celem eksperymentu jest zbadanie, jak daleko posunie się dana osoba badana w konkretnej i wymiernej sytuacji, w której każe się jej zadawać coraz większy ból protestującej ofierze. W którym momencie odmówi ona wykonywania poleceń eksperymentatora?

Konflikt powstaje, gdy osoba otrzymująca wstrząsy zaczyna sygnalizować, że odczuwa dyskomfort. Przy 75 woltach "uczeń" chrząka. Przy 120 woltach skarży się; przy 150 domaga się przerwania eksperymentu. Jego protesty utrzymują się w miarę wzrostu siły wstrząsów, stając się coraz bardziej gwałtowne i przejmujące. Przy 285 woltach jego reakcje można nazwać jedynie "wyciem z bólu".

Obserwatorzy tego emocjonującego eksperymentu zgadzają się, że sam jego opis nie oddaje tej, trzymającej w napięciu, sytuacji. Dla osoby badanej sytuacja nie jest zabawą; konflikt jest poważny i oczywisty. Z jednej strony cierpienie okazywane przez ucznia skłania ją do rezygnacji. Z drugiej strony eksperymentator, będący prawdziwym autorytetem*, wobec którego osoba badana czuje się zobowiązana, poleca jej kontynuować. Za każdym razem, gdy osoba badana waha się przed podaniem kolejnego wstrząsu, eksperymentator nakazuje jej kontynuować. Aby wyzwolić się z tej sytuacji, osoba badana musiałaby w sposób oczywisty zbuntować się przeciwko władzy. Celem naszych eksperymentów było zbadanie, kiedy i w jaki sposób ludzie przeciwstawią się władzy w obliczu oczywistego imperatywu moralnego.

Istnieje oczywiście olbrzymia różnica pomiędzy wykonywaniem rozkazów oficera dowodzącego podczas wojny, a wykonywaniem poleceń eksperymentatora. Jednak istota określonej relacji pozostaje taka sama, gdyż można zadać ogólne pytanie: jak zachowuje się człowiek, któremu prawowita władza nakazuje działać przeciwko innej osobie? Możemy oczekiwać, że władza eksperymentatora będzie znacznie mniejsza niż władza generała, ponieważ nie ma on możliwości wyegzekwowania swoich nakazów, a uczestnictwo w eksperymencie psychologicznym tylko nieco przypomina poczucie obowiązku i poświęcenia wywołanego uczestniczeniem w wojnie. Pomimo tych ograniczeń uznałem, że warto rozpocząć staranne obserwacje posłuszeństwa nawet w tej prostej sytuacji, w nadziei, że przyczynią się one do lepszego rozumienia posłuszeństwa i pozwolą na sformułowanie ogólnych twierdzeń możliwych do zastosowania w różnorodnych warunkach.

W pierwszym odruchu czytelnik może zastanawiać się, dlaczego ktokolwiek przy zdrowych zmysłach miałby zastosować nawet pierwsze wstrząsy. Czy nie odmówiłby po prostu i nie wyszedł z laboratorium? Jednak w rzeczywistości nikt tego nigdy nie zrobił. Osoba badana przyszła do laboratorium, aby pomóc eksperymentatorowi, dlatego jest całkowicie gotowa podporządkować się procedurze. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, zwłaszcza że osoba, która ma zostać poddana wstrząsom, początkowo wydaje się chętna do współpracy, choć nieco przestraszona. Zaskakujące jest to, jak daleko zwykli ludzie posuwają się w przestrzeganiu instrukcji eksperymentatora. Wyniki eksperymentu są rzeczywiście zaskakujące i przerażające zarazem. Mimo że wielu badanych doświadcza stresu, i mimo że wielu z nich zgłasza eksperymentatorowi swoje protesty, to jednak znaczny odsetek badanych kontynuuje zadanie aż do podania ostatniego wstrząsu na skali generatora.

Wielu badanych będzie posłusznych eksperymentatorowi niezależnie od tego, jak usilne będą błagania osoby poddanej wstrząsom, jak bolesne wydają się wstrząsy, ani jak bardzo ofiara domaga się uwolnienia. Widzieliśmy to wielokrotnie w naszych badaniach, a zjawisko to zostało też zaobserwowane na kilku uniwersytetach, gdzie ten eksperyment był powtarzany. Ta skrajnie nasilona skłonność dorosłych osób do prawie całkowitego podporządkowywania się poleceniom władzy stanowi główne odkrycie tych badań i fakt, który domaga się jak najszybszego wyjaśnienia.

Powszechnie proponowana interpretacja tego zjawiska jest następująca: ci, którzy zastosowali wobec ofiary najsilniejsze wstrząsy, są potworami, sadystycznym marginesem społeczeństwa. Jednak jeśli wziąć pod uwagę, że prawie dwie trzecie badanych zaliczyć można do kategorii "posłusznych" badanych, oraz że byli oni przedstawicielami zwykłych ludzi wybranych z warstwy robotniczej, kierowniczej i specjalistów, ten argument staje się bardzo słaby. W istocie bardzo przypomina to spór, jaki powstał w związku z książką Eichmann w Jerozolimie autorstwa Hannah Arendt z 1963 r.**. Arendt stwierdziła, że starania oskarżycieli, aby przedstawić Eichmanna jako sadystycznego potwora były z założenia niesłuszne, gdyż był on raczej przeciętnym urzędnikiem, który po prostu siedział za biurkiem i wykonywał swoją pracę. Za obronę tego stanowiska Arendt stała się przedmiotem powszechnej pogardy, a nawet oszczerstw. W ogólnym odczuciu potworne czyny, jakich dopuścił się Eichmann, wymagały brutalnej, wypaczonej i sadystycznej osobowości, wcielonego zła. Po obejrzeniu setek zwykłych ludzi podporządkowujących się władzy w naszych eksperymentach, muszę stwierdzić, że koncepcja banalności zła Arendt bardziej zbliża się do prawdy, niż można by ośmielić się przypuszczać.

Zwyczajny człowiek, który stosował wstrząsy wobec ofiary, czynił to z poczucia obowiązku - określonego sposobu pojmowania swoich zobowiązań jako osoby badanej - a nie z powodu jakichś szczególnie agresywnych skłonności.

Jest to prawdopodobnie najbardziej fundamentalna nauka płynąca z naszych badań: zwyczajni ludzie, wykonujący po prostu swoją pracę, bez jakiejkolwiek szczególnej wrogości ze swojej strony, mogą stać się aktywnymi uczestnikami straszliwie destrukcyjnego procesu. Co więcej, nawet gdy destrukcyjne skutki ich działań staną się bezspornie oczywiste, a oni sami proszeni są o zachowanie się niezgodne z fundamentalnymi standardami moralnymi, stosunkowo niewiele osób jest w stanie przeciwstawić się władzy. Wchodzą tu w grę rozmaite zahamowania nie pozwalające na sprzeciwianie się władzy, które skutecznie utrzymują osobę w sytuacji, w której się znalazła.

Siedząc wygodnie w fotelu łatwo jest potępiać zachowania posłusznych osób badanych. Jednak ci, którzy je potępiają, oceniają je według kryterium swoich własnych możliwości formułowania szlachetnych nakazów moralnych. Nie jest to kryterium sprawiedliwe. Wiele osób badanych na poziomie wyrażanych opinii jest tak samo mocno przekonanych, jak każdy z nas, o moralnej konieczności powstrzymania się od działania przeciwko bezbronnej ofierze. Oni także znają ogólną zasadę, jak powinno się postąpić, i mogą określić swoje wartości, jeśli zajdzie potrzeba. Ma to niewiele wspólnego, jeśli w ogóle cokolwiek, z ich rzeczywistym zachowaniem pod presją okoliczności.

Kiedy ludzie proszeni są o wyrażenie moralnego osądu na temat tego, co stanowi właściwe zachowanie w tej sytuacji, bez wahania wskazują na nieposłuszeństwo. Jednak wartości moralne nie są jedynymi czynnikami działającymi w toku rzeczywistej sytuacji. Stanowią one zaledwie małą cząstkę czynników w całym spektrum oddziaływań mających wpływ na jednostkę. Wiele osób nie było w stanie podporządkować swego działania głoszonym wartościom i kontynuowały one eksperyment, mimo że nie zgadzały się z tym, co robiły.

Siła, jaką wywierają przekonania moralne jednostki, jest mniej skuteczna, niż się powszechnie uważa. Choć takie przykazania, jak "nie zabijaj" zajmują dominujące miejsce wśród zasad moralnych, to nie zajmują one równie niezmiennej pozycji w konstrukcji psychicznej człowieka. Kilka zmian w nagłówkach gazet, wezwanie komisji poborowej, rozkazy wydawane przez człowieka z epoletami - wszystko to wystarczy, aby prowadzić ludzi do zabijania z dużą łatwością. Nawet siły zawarte w eksperymencie psychologicznym są wystarczające, aby pozbawić jednostkę kontroli moralnej.

Czynniki moralne można stosunkowo łatwo odsunąć na bok przez rozmyślną rekonstrukcję pola informacyjnego i społecznego. Co w takim razie skłania osobę do posłuszeństwa wobec eksperymentatora? Po pierwsze, istnieje zestaw "czynników wiążących", które utrzymują osobę badaną w sytuacji. Są to takie czynniki, jak uprzejmość ze strony osoby badanej, jej pragnienie dotrzymania początkowej obietnicy pomocy eksperymentatorowi i skrępowanie, nie pozwalające się wycofać. Po drugie, w sposobie myślenia osoby badanej pojawia się szereg mechanizmów przystosowawczych, które osłabiają jej postanowienie przeciwstawienia się autorytetowi eksperymentatora. Mechanizmy te pomagają jej utrzymać związek z eksperymentatorem, redukując jednocześnie napięcie wywołane przez konflikt związany z eksperymentem. Są one typowe dla sposobu myślenia pojawiającego się u posłusznych osób, kiedy władza poleci im działać przeciwko bezbronnym jednostkom.

Jednym z takich mechanizmów jest skłonność jednostki do takiego zaabsorbowania wąskim aspektem technicznym zadania, że traci ona wgląd w jego szersze konsekwencje. Film Doktor Strangelove*** w mistrzowski sposób ośmiesza zaabsorbowanie załogi bombowca wymagającą znacznej koncentracji procedurą zrzucania broni jądrowej. Podobnie dzieje się w naszym eksperymencie - osoby badane zagłębiają się w procedurę, czytając pary słów z doskonałą artykulacją i naciskając przełączniki z wielką uwagą. Chcą one wykonać zadanie w sposób cytatetentny, ograniczając równocześnie refleksję nad moralnym aspektem swego zachowania. Osoba badana powierza szersze zadanie ustalenia celów i oceny moralnej eksperymentatorowi, dla którego wykonuje zadanie.

Najbardziej powszechnym mechanizmem przystosowawczym w myśleniu u posłusznej osoby badanej jest spostrzeganie siebie jako nieodpowiadającej za swoje własne czyny. Uwalnia się ona od odpowiedzialności przez przypisanie całej inicjatywy eksperymentatorowi, prawowitej władzy. Spostrzega siebie nie jako osobę działającą w sposób moralnie odpowiedzialny, ale jako wykonawcę poleceń zewnętrznej władzy. W wywiadzie poeksperymentalnym, kiedy osoby badane pytano, dlaczego kontynuowały podawanie wstrząsów, typową odpowiedzią było: "sam bym tego nie zrobił, robiłem tylko to, co mi kazano". Nie będąc w stanie przeciwstawić się władzy eksperymentatora, przypisują mu całą odpowiedzialność. Jest to dobrze znana historia "wypełniania jedynie swojego obowiązku", słyszana wielokrotnie w mowach obrończych oskarżonych w procesie norymberskim. Błędem byłoby jednak uważać, że jest to słabe alibi wymyślone w tej sytuacji. Jest to raczej fundamentalny sposób myślenia bardzo wielu ludzi, którzy znaleźli się na podporządkowanej pozycji w strukturze władzy. Zanik poczucia odpowiedzialności jest najbardziej dalekosiężną konsekwencją podporządkowania się władzy.

Mimo że zachowania osoby działającej na polecenie władzy wydają się sprzeciwiać się głosowi sumienia, nie byłoby prawdą stwierdzenie, że traci ona poczucie moralności; natomiast cała sytuacja nabiera innego znaczenia. Działania, które jednostka wykonuje, nie wywołują u niej uczuć moralnych. Jej refleksja moralna zostaje teraz raczej zastąpiona rozważaniem, jak dobrze spełnia ona oczekiwania, jakie ma wobec niej władza. W czasie wojny żołnierz nie pyta, czy zbombardowanie wioski jest dobre, czy złe; nie doświadcza wstydu czy poczucia winy z powodu zniszczenia wioski: odczuwa raczej dumę lub wstyd w zależności od tego, jak dobrze wypełnił powierzoną mu misję.

Kolejny czynnik psychologiczny, działający w tej sytuacji, można nazwać "kontrantropomorfizmem". Przez dziesięciolecia psychologowie dyskutowali nad prymitywną skłonnością ludzi do przypisywania nieożywionym obiektom i siłom właściwości gatunku ludzkiego. Skłonnością, która stanowi dla niej przeciwwagę, jest natomiast przypisywanie bezosobowych właściwości czynnikom, których istnienie i źródło jest w swej istocie ludzkie. Niektórzy ludzie traktują systemy stworzone przez człowieka tak, jakby istniały one ponad lub poza jakimkolwiek ludzkim oddziaływaniem, poza kontrolą zachcianek czy ludzkich uczuć. Ludzki pierwiastek kryjący się za organizacjami i instytucjami zostaje zanegowany.

Tak więc, kiedy eksperymentator mówi: "ten eksperyment wymaga, aby pan/i kontynuował/a", osoba badana odczuwa to jako nakaz wychodzący poza jakiekolwiek wyłącznie ludzkie polecenie. Nie zadaje ona pozornie oczywistego pytania: "Czyj eksperyment? Dlaczego żądania jego autora miałyby zostać spełnione, podczas gdy ofiara cierpi?". Życzenia człowieka - pomysłodawcy eksperymentu - stały się częścią schematu, który wywiera na umysł osoby badanej wpływ wykraczający poza to, co osobowe.

"To musi trwać. To musi trwać" - powtarzała jedna z osób badanych. Nie zdołała uświadomić sobie, że to człowiek podobny do niej chce, aby eksperyment był kontynuowany. W jej obrazie sytuacji czynnik ludzki zatarł się, a "eksperyment" nabrał swego własnego, bezosobowego rozmachu. Żadne działanie samo w sobie nie ma niezmiennego psychologicznie charakteru. Jego znaczenie może być różne, jeśli umieści się je w określonym kontekście. Amerykańska gazeta zacytowała ostatnio słowa pilota, który przyznał, że Amerykanie bombardowali wietnamskich mężczyzn, kobiety i dzieci, uważał jednak, że bombardowania te miały "szlachetny powód", a zatem były usprawiedliwione. Podobnie większość osób badanych w naszym eksperymencie spostrzega swoje zachowanie w szerszym kontekście, który jest szczytny i użyteczny dla społeczeństwa - poszukiwania prawdy naukowej. Laboratorium psychologiczne rości sobie prawa do legalności i wzbudza zaufanie i wiarę w tych, którzy tam pracują. Działanie takie, jak podawanie ofierze wstrząsów elektrycznych, które w izolacji spostrzegane jest jako złe, nabiera zupełnie innego znaczenia, kiedy zostanie umieszczone w takim otoczeniu. Jednak dopuszczenie do tego, żeby czyn został zdominowany przez swój kontekst, z pominięciem jego ludzkich konsekwencji, może być w najwyższym stopniu niebezpieczne.

Co najmniej jedna istotna właściwość sytuacji w Trzeciej Rzeszy nie została tutaj zbadana - a mianowicie ogromne poniżenie ofiary poprzedzające skierowane przeciwko niej działania. Przez ponad dekadę zaciekła antyżydowska propaganda systematycznie przygotowywała ludność niemiecką do zaakceptowania zagłady Żydów. Krok po kroku Żydzi byli wykluczani z kategorii obywateli miasta i państwa, a w końcu zanegowano ich status jednostek ludzkich. Systematyczna dewaluacja ofiary służy jako psychologiczne uzasadnienie jej brutalnego traktowania i nieodłącznie towarzyszyła ona masakrom, pogromom i wojnom. Najprawdopodobniej nasze osoby badane doświadczałyby większej łatwości w stosowaniu wstrząsów wobec ofiary, jeśli zostałaby ona przekonująco opisana jako brutalny przestępca lub dewiant.

Niezwykle interesujący jest natomiast fakt, że wiele badanych osób bezwzględnie dewaluuje ofiarę w konsekwencji skierowanego przeciwko niej działania. Powszechne były komentarze takie, jak: "był tak głupi i uparty, że zasługiwał na otrzymywanie wstrząsów". Badani ci zadziaławszy przeciwko ofierze, uważali za konieczne spostrzegać ją jako jednostkę bezwartościową, której ukaranie było nieuchronne z powodu jej własnych braków intelektualnych i charakterologicznych.

Wiele osób przebadanych w eksperymencie było w pewnym sensie przeciwnych temu, co zrobili uczniowi, i wielu z nich protestowało nawet wtedy, gdy byli posłuszni. Jednak pomiędzy myślami, słowami i krytycznym momentem nieposłuszeństwa wobec nieprzyjaznej władzy, istnieje jeszcze Dylemat posłuszeństwa jeden element - zdolność przekształcania przekonań i wartości w działanie. Niektórzy badani byli całkowicie przekonani o niewłaściwości tego, co robili, jednak nie potrafili zdobyć się na otwarte przeciwstawienie się władzy. Niektórzy czerpali satysfakcję ze swoich myśli i czuli, że - przynajmniej w swoim wnętrzu - byli w zgodzie ze swoim sumieniem. To, czego nie byli w stanie zrozumieć, to fakt, że subiektywne uczucia są w niewielkim stopniu związane z rozważanym problemem moralnym, o ile nie zostaną przekształcone w działanie. Kontrola polityczna realizowana jest poprzez działanie. Postawy strażników w obozie koncentracyjnym nie mają znaczenia, skoro w rzeczywistości pozwalają oni na to, aby masowy mord niewinnych ludzi odbywał się na ich oczach. Podobnie jak "opór intelektualny" w okupowanej Europie - gdy ludzie poprzez specyficzną zmianę myślenia czuli, że przeciwstawiają się najeźdźcy - był jedynie uleganiem psychologicznemu mechanizmowi pocieszania. Tyranie są podtrzymywane przez niewierzących we własne siły ludzi, którzy nie mają odwagi działać zgodnie ze swoimi przekonaniami. Wielokrotnie w naszym eksperymencie ludzie deprecjonowali to, co robili, jednak nie byli w stanie zmobilizować wewnętrznych sił, aby przełożyć swoje wartości na działanie.

Jedna z odmian podstawowego eksperymentu obrazuje bardziej ogólny dylemat niż ten, który w zarysie przedstawiono powyżej: osobie badanej nie polecano naciskać przełącznika, który powodował podanie ofierze wstrząsu, lecz tylko wykonać działanie pomocnicze (przeprowadzenie testu par słów skojarzonych), zanim druga osoba badana rzeczywiście zastosuje wstrząs. W tej sytuacji 37 spośród 40 dorosłych osób z okolicy New Haven kontynuowało eksperyment do najwyższego poziomu wstrząsów na skali generatora. Prawdopodobnie osoby badane usprawiedliwiały swoje zachowanie mówiąc, że odpowiedzialność spoczywa na osobie, która faktycznie naciskała guzik. Może to unaoczniać niebezpiecznie typową sytuację w złożonym społeczeństwie: z psychologicznego punktu widzenia łatwo uwolnić się od odpowiedzialności, gdy jest się tylko ogniwem pośrednim w łańcuchu złych uczynków, będąc daleko od ich ostatecznych konsekwencji. Nawet Eichmann czuł się źle, kiedy przeprowadzał inspekcje obozów koncentracyjnych, jednak uczestniczenie w masowych mordach wymagało od niego jedynie siedzenia za biurkiem i przekładania dokumentów. W tym samym czasie człowiek w obozie, który rzeczywiście wrzucał cyklon B do komór gazowych, mógł usprawiedliwić swoje zachowanie tym, że wypełniał tylko rozkazy przychodzące z góry. Tak więc dochodzi tu do fragmentacji całościowego ludzkiego działania; żadna z osób nie decyduje o podjęciu nieprawego działania, stając jednocześnie w obliczu jego konsekwencji. Osoba, która bierze pełną odpowiedzialność za to działanie, zniknęła. Być może właśnie to jest najbardziej powszechną właściwością społecznie zorganizowanego zła we współczesnym społeczeństwie.

Problem posłuszeństwa nie jest zatem wyłącznie psychologiczny. Kształt i kondycja społeczeństwa oraz kierunek, w jakim się ono rozwija, mają z tym wiele wspólnego. Być może był taki czas, kiedy ludzie byli w stanie zareagować w sposób w pełni ludzki na każdą sytuację, ponieważ byli w nią całkowicie zaangażowani jako jednostki ludzkie. Jednak kiedy nastąpił podział pracy, wszystko się zmieniło. Od pewnego momentu podział społeczeństwa na ludzi wykonujących wąskie i bardzo specjalistyczne zadania odbiera człowiekowi wartość pracy i życia. Jednostka nie może poznać całej sytuacji, a jedynie jej niewielki wycinek, nie jest zatem w stanie działać bez pewnego rodzaju ogólnych wskazówek. Poddaje się władzy, jednak robiąc to, zostaje oderwana od swoich własnych działań. George Orwell uchwycił istotę tej sytuacji, pisząc:

Kiedy piszę, wysoce ucywilizowane jednostki ludzkie latają nad moją głową, próbując mnie zabić. Nie czują żadnej wrogości wobec mnie jako jednostki, ani ja jej nie czuję wobec nich. Słyszy się, że "spełniają tylko swój obowiązek". Nie mam żadnych wątpliwości, że większość z nich to zacni, praworządni ludzie, którzy w życiu prywatnym nigdy by nawet nie pomyśleli o popełnieniu morderstwa. Z drugiej strony, jeśli któryś z nich zdoła rozerwać mnie na kawałki dobrze wycelowaną bombą, nigdy nie będzie ani trochę gorzej spał z tego powodu.

*W jęz. angielskim authority oznacza zarówno autorytet, jak i władzę; autor nie dokonuje rozróżnienia tych terminów (przyp. tłum.).

** Wydanie polskie ukazało się w 2004 r. (przyp. tłum.).

*** Tytuł oryginalny: Dr. Strangelove or: How I Learned to Stop Worrying and Love the Bomb (Doktor Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę), komedia s.f. w reż. S. Kubricka, W. Brytania, 1964 r. (przyp. tłum.).

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama