Kościół, psychologia i duszpasterstwo

Czy Kościół boi się psychologii?

- Czy Kościół boi się psychologii. Co ksiądz o tym myśli?

M.D. - Kościół nie boi się wiedzy, gdyż prawda wyzwala. Kościół przestrzega natomiast przed jednostronnością spojrzenia na człowieka w jakiejkolwiek nauce, a także przed manipulowaniem wiedzą dla potrzeb ideologicznych czy politycznych. Psychologia jest bardzo cenną nauką, na ile bada wszystkie uwarunkowania ludzkiego zachowania. Niestety psycholodzy współcześni mają wiele tematów tabu, np. miłość, odpowiedzialność, sumienie, cierpienie, śmierć, sens życia. Mają też tendencję do koncentrowania człowieka na jego cielesności i emocjonalności kosztem pozostałych wymiarów ludzkiego życia.

Zdarza się nawet, że promują zaburzone myślenie. Przykładem jest postulat kształtowania pozytywnego obrazu siebie. Tymczasem obraz samego siebie nie powinien być ani pozytywny, ani negatywny, lecz po prostu prawdziwy. Niektórzy psycholodzy mówią o spontanicznym samorozwoju człowieka, a więc ze względów na ideologiczne założenia negują empiryczny fakt, że rozwój wymaga świadomości i dyscypliny. W obliczu tego typu jednostronności oraz ideologizowania psychologii Kościół musi mówić o zagrożeniach dla człowieka i dla procesu wychowania. Chyba nie jest przypadkiem, że im więcej mamy psychologów tym więcej mamy zaburzeń psychicznych w danym społeczeństwie. Mówię o tym z bólem, gdyż sam jestem z wykształcenia psychologiem.

- Część psychologów uważa, że proponowane przez Kościół metody wychowawcze prowadzą do nerwic i niepotrzebnego cierpienia.

M.D. - Takie twierdzenia są wynikiem ignorancji albo uprzedzeń. Wszelkie badania wykazują związek między dojrzałą religijnością i moralnością a zdrowiem psychicznym i satysfakcją życiową. Nie chodzi tylko o klasyczne już badania Allporta czy Maslowa, ale także o najnowsze badania empiryczne w Polsce. Te same zasady widzimy w skali całej Europy. W krajach, w których maleje wychowawcza rola Kościoła, gwałtownie wzrasta ilość chorób psychicznych, uzależnień, samobójstw, rozbitych małżeństw, przestępczości wśród nieletnich.

Kościół jest odpowiedzialnym wychowawcą, gdyż oferuje człowiekowi prawdę i miłość. Prawdą jest fakt, że człowiek jest zraniony wewnętrznie, że potrafi krzywdzić samego siebie, że łatwiej mu czynić zło, którego nie chce niż dobro, którego pragnie. W tej sytuacji potrzebuje Zbawiciela, który nas nieodwołalnie kocha i w którym możemy stać się nowymi, niezwykłymi ludźmi. Jak Matka Teresa z Kalkuty czy Ojciec Święty.

Kościół zdaje sobie też sprawę, że łatwiej jest demoralizować niż wychowywać, gdyż demoralizatorzy obiecują łatwe szczęście: bez dyscypliny i zasad moralnych, bez miłości i odpowiedzialności. Są to iluzje, które część młodych chętnie przyjmuje, bo nie stawiają wymagań. W konsekwencji prowadzą jednak do dramatycznego cierpienia. Dlatego wychowawcza misja Kościoła polega także na demaskowaniu antywychowawców.

- Czasem jednak samo staranie się o to, by dobrze żyć, nie przynosi rezultatu. Na przykład ludzie z rodzin patologicznych, odtwarzają błędy rodziców we własnym życiu, chociaż bardzo tego nie chcą.

M.D. - Rzeczywiście sytuacja tych ludzi jest dużo trudniejsza. Ale także w tym wypadku leczy prawda i miłość. Chrystus przyszedł najpierw do tych, którzy się źle mają, aby ich wyzwalać z chorób, uzależnień, słabości i grzechów. Szczególną troską Kościoła jest pomaganie tym właśnie ludziom nie tylko poprzez wizytę duszpasterską, rekolekcje czy sakrament pokuty. Także poprzez małe grupy formacyjne czy świetlice katolickie, których powstaje coraz więcej i w których pomoc otrzymują dzieci z rodzin biednych czy dotkniętych patologiami.

Część z tych ludzi potrzebuje terapii, pomocy prawnej, psychologicznej i materialnej. I tutaj podstawowa odpowiedzialność spoczywa na państwie, które dysponuje pieniędzmi, specjalistami, budynkami. Bardzo cenną rolę spełniają tu także ruchy samopomocy, np. grupy AA, Al-Anon, Al-Ateen czy Kluby Abstynenta.

- Jakie są według księdza kryteria zdrowia psychicznego?

M. D. - Zdrowie psychiczne nie jest jakąś autonomiczną dziedziną ludzkiego życia. Jest ono raczej konsekwencją całej historii i sytuacji życiowej danej osoby. Na nasz stan psychiczny najbardziej wpływa rodzaj więzi, które przeżywamy. Więzi oparte na strachu, przemocy, manipulacji, traktowaniu przedmiotowym człowieka prowadzą do napięć, poczucia zagrożenia i zaburzeń psychicznych. Więzi oparte na miłości i odpowiedzialności prowadzą do poczucia bezpieczeństwa i satysfakcji. Zdrowie psychiczne nie jest zatem osiągalne wprost i nie może być oderwane od realiów życia. Jest konsekwencją dojrzałego postępowania i budowania dojrzałych więzi. Wielu psychologów nie chce pamiętać o tym fakcie, gdyż łatwiej pomagać np. w uformowaniu "pozytywnego" obrazu samego siebie niż pozytywnego postępowania.

Podstawowymi kryteriami zdrowia psychicznego jest zdolność szukania obiektywnej prawdy o własnym postępowaniu, umiejętność budowania więzi opartych na miłości i odpowiedzialności, a także wewnętrzna wolność w odniesieniu do osób, rzeczy i sytuacji, które tworzą środowisko naszego życia. W ustalaniu kryteriów zdrowia psychicznego koniecznie trzeba też uwzględniać odmienności psychiczne między kobietą a mężczyzną. Np. obraz samego siebie oznacza dla mężczyzny niemal dosłownie obraz samego siebie. Natomiast kobieta włącza w obraz samej siebie także więzi z najbliższymi oraz ich sytuację życiową. Kobieta rozlicza się zatem nie tylko z własnego życia i postępowania, ale też z życiowej sytuacji innych osób. W tej sytuacji trudniej jest jej osiągnąć satysfakcję życiową czy poczucie bezpieczeństwa.

- Czy rzeczywiście różnica między kobietą a mężczyzną jest aż tak duża?

M.D. - Jest ogromna. Kobieta i mężczyzna to dwa różne, a jednocześnie komplementarne sposoby bycia człowiekiem. Podstawowa różnica polega na tym, że kobiety żyją bardziej w świecie osób a mężczyźni bardziej w świecie rzeczy. W konsekwencji obie płci mają inaczej funkcjonujące ciało, psychikę, sferę społeczną, gdyż inne kompetencje, sposoby myślenia i przeżywania potrzebne są w świecie osób a inne w świecie rzeczy.

Różnice te nie wynikają z procesu socjalizacji (co sugerują niektóre feministki), lecz są zdeterminowane już na poziomie biologicznym. Niezwykle istotne są tu np. różnice w budowie mózgu. Półkule mózgowe u kobiet mają bogatsze połączenia neurologiczne niż u mężczyzn a przez to mężczyznom łatwiej jest oddzielić myślenie od emocji, a także emocje od myślenia. Łatwiej zatem także o zachowania irracjonalne. Stąd m.in. większa ilość uzależnień od alkoholu u mężczyzn niż u kobiet. Z kolei kobiety mają tendencję, by jednocześnie myśleć i przeżywać emocjonalnie, bo to jest bardziej adekwatne i potrzebne w świecie osób. Aby zrozumieć rzeczy - wystarczy myśleć. Aby zrozumieć człowieka - trzeba myśleć i odczuwać jednocześnie.

Ponadto kobiety mają z reguły większą wrażliwość moralną, duchową i religijną, gdyż żyjąc bardziej w świecie osób niż rzeczy, na co dzień dotykają tajemnicy Boga i człowieka, dobra i zła, cierpienia i choroby. Z natury są więc karmicielkami i wychowawczyniami człowieka. Mogą być jednak Ewą, która karmi zatrutym owocem lub Maryją, która karmi Chrystusem, a więc miłością i prawdą.

Warto dodać, że na tej ziemi najlepszym wyobrażeniem Bożej miłości jest miłość macierzyńska, a więc kobieca. Matka daje przecież kawałek własnego ciała i część własnej krwi z miłości do dziecka. Przy okazji warto też przypomnieć, że Bóg nie jest ani mężczyzną ani kobietą, gdyż płciowość oznacza niepełność. A Bóg jest pełnią.

- Według statystyk kobiety cztery razy częściej podejmują próby samobójcze niż mężczyźni, a jednak aż trzy razy więcej mężczyzn umiera śmiercią samobójczą. Czy kobiety udają?

M.D. - Nie chodzi o udawanie lecz o inny sens stanów samobójczych. Dla kobiet stany samobójcze są wołaniem o pomoc, a dla mężczyzn są wołaniem o śmierć. Kobiety z natury rzeczy mają tendencję do pomagania innym w trudnościach ale też łatwiej przyznają sobie prawo szukania pomocy. Gdy zawiodą inne środki, wtedy zwracają na siebie uwagę poprzez próby samobójcze. Kobiety funkcjonują bowiem na zasadzie współzależności i wzajemnego wsparcia. Mężczyźni natomiast żyją bardziej na zasadzie samodzielności i niezależności. Kiedy sobie nie radzą ze sobą i życiem własną mocą, wtedy trudno jest im zwrócić się o pomoc. Stąd stany i próby samobójcze u mężczyzn pojawiają się rzadziej niż u kobiet ale są za to o wiele groźniejsze.

- Czego obawia się ksiądz w związku z wprowadzeniem do szkół przedmiotu "wiedza o życiu seksualnym człowieka"?

- Obawiam się, że w niektórych przypadkach będzie to manipulacja uczniami, czyli ukazywanie im wyselekcjonowanej, jednostronnej wiedzy czy wręcz demoralizowanie młodych, aby zarobić na ich słabościach czy uzależnieniach. W większości krajów Europy Zachodniej nie ma oddzielnego przedmiotu o ludzkiej seksualności, gdyż seksualność dotyka wszystkich sfer ludzkiego życia: osobistego, rodzinnego, moralnego, prawnego, społecznego. Błędy wychowawcze w odniesieniu do ludzkiej seksualności powodują dramatyczne zaburzenia w kontakcie wychowanka z samym sobą, z drugim człowiekiem i z Bogiem.

Antywychowawcy promują rozrywkową wizję ludzkiej seksualności, oderwanej od miłości i płodności. A seksualność bez miłości to przecież m.in. gwałty i seksualne wykorzystywanie nieletnich. Pośrednio zatem tacy antywychowawcy namawiają młodych do popełniania przestępstw.

Boję się też antywychowawców, którzy sugerują młodym, że ukazują naukową prawdę o seksualności, gdy tymczasem ukazują jedynie własne założenia polityczne albo interesy ekonomiczne. Na przykład Z. Lew-Starowicz sam siebie zdemaskował w książce pod tytułem "Nowoczesne wychowanie seksualne", gdyż pisze w niej, że "zdrowie seksualne oznacza połączenie seksualności człowieka ze zdrowiem w jego politycznym, społecznym, kulturowym i osobowym aspekcie". Autor przyznał w ten sposób, że według niego pierwszym kryterium zdrowia seksualnego jest określony system polityczny czy poglądy określonej partii politycznej! Oto więc mamy polityka, który się uważa za naukowego seksuologa.

Boję się antywychowawców, którzy ukrywają przed młodymi fakt, że człowiek potrafi kierować seksualnością własną mocą i że antykoncepcja nie tylko szkodzi fizycznie ale - podobnie jak prezerwatywy - nie daje bezpiecznego seksu i w ogóle nie chroni przed ranami psychicznymi, moralnymi czy społecznymi nieodpowiedzialnego współżycia. Tego typu antywychowawcy są po prostu dealerami antykoncepcji i prezerwatyw i dostają za to duże pieniądze.

Osobiście spotykam się rocznie z około 15 tysiącami młodzieży w małych i dużych grupach. Spotkania takie trwają zwykle od trzech do sześciu godzin. Wielu młodych prosi potem o rozmowę indywidualną. W czasie tych spotkań okazuje się jak wiele cierpienia i krzywd doznają młodzi, którzy nie nauczyli się być panami własnej seksualności. Seksualność zaburzona bywa przecież miejscem wyraża przemocy i przekazywania śmierci (np. AIDS i aborcja). Z drugiej strony moje spotkania z młodzieżą potwierdzają fakt, że młodzi są bardzo zafascynowani seksualnością, która wyraża miłość małżeńską i odpowiedzialne rodzicielstwo.

- Czy młodzi nie dziwią się, że to ksiądz prowadzi takie zajęcia? Czy osoba księdza, który jest przecież celibatariuszem, jest dla nich wiarygodna?

MD. - Przekonuję się, że młodzi widzą w księdzu osobę bardzo wiarygodną w tym względzie i to z różnych powodów. Po pierwsze, młodzi dostrzegają, że być księdzem to być duchowym tatą, który kocha młodych i troszczy się o ich rozwój, który poświęca im czas, zdrowie i siły, który jest wychowawcą rozumiejącym całego człowieka. Po drugie, młodzi zdają sobie sprawę, że ksiądz, który rozmawia na te tematy z tysiącami młodych, który zna ich sukcesy i porażki, może łatwiej odróżniać to, co rozwija od tego, co szkodzi człowiekowi w sferze seksualnej. Po trzecie i najważniejsze, młodzi wiedzą, że ksiądz jest świadkiem Boga, który najlepiej zna człowieka i który może objawić mu pełną prawdę także o ludzkiej seksualności.

- Jaka jest różnica między programami wychowania seksualnego opracowanymi przez środowiska katolickie a innymi?

M.D. - Kościół patrzy na ludzką seksualność w sposób realistyczny, podczas gdy większość tzw. programów laickich kieruje się ideologią, polityką czy korzyścią materialną. Przytoczona powyżej definicja "zdrowia seksualnego" w wersji L. Starowicza jest czytelnym przykładem upolitycznienia programów laickich. Realizm programów katolickich wyraża się w szukaniu całej prawdy o ludzkiej seksualności oraz w ukazywaniu potrzeby dyscypliny i odpowiedzialności w tym względzie. Ważnym natomiast celem większości programów laickich jest zwiększenie sprzedaży antykoncepcji czy prezerwatyw oraz promocja aborcji. Programy laickie są antypedagogiczne, gdyż sugerują młodym, że antykoncepcja jest zdrowym i bezpiecznym sposobem kierowania seksualnością. Tymczasem tylko miłość i odpowiedzialność daje gwarancję dojrzałego kierowania własną seksualnością.

Programy laickie nie ukazują podstawowych badań naukowych. Nie spotkałem w żadnym z tego typu programów omówienia np. największych w historii badań nad związkiem między aborcją a rakiem piersi u kobiet. Wyniki badań prowadzonych przez lekarzy z Uniwersytetu w Seattle zostały opublikowane jesienią 1995 r. Okazuje się, że jeśli aborcji dokona kobieta 18-letnia lub młodsza i jest to pierwsza ciąża (a więc chodzi o najczęstsze przypadki) to prawdopodobieństwo raka piersi wzrasta u niej 800 razy, czyli 80.000% w stosunku do kobiet, które nie poddały się aborcji.

- Czy Kościół nie ma jednak sobie czegoś do zarzucenia w kwestii zbyt surowego traktowania seksualności?

M.D. - Jest możliwe, że część wychowawców katolickich popełnia tego typu błędy. Mogą oni sami mieć problemy z pogodnym patrzeniem na własną seksualność czy z odpowiedzialnym kierowaniem seksualnością. Mogą mieć kompleksy, urazy czy braki w kompetencjach. Takie wypadki trzeba rozpatrywać indywidualnie.

Natomiast zasady podawane przez Kościół Katolicki są właściwe. Ich jednoznaczność i stanowczość, która może kojarzyć się komuś z surowością, wynika z realizmu pedagogicznego. Jest faktem empirycznym, że słabości w dziedzinie seksualnej mszczą się na całym człowieku i na jego więziach, zwłaszcza z najbliższymi. Ponadto łączą się zwykle z popadnięciem w nałogi i uzależnienia, które prowadzą do dramatycznego cierpienia. Takich faktów żaden wychowawca nie może lekceważyć.

- Czy fala ideologicznych pomysłów, kłamstw na temat człowieka, np. promowanych w pisemkach typu Girl czy Bravo, jest do opanowania dzisiaj?

MD. - Jest to trudne zadanie przynajmniej z dwóch względów. Po pierwsze, młodym ludziom przyjemnie jest słuchać miłych iluzji typu: rób, co chcesz; koncentruj się na twojej cielesności i emocjonalności. Po drugie, tego typu kłamstwa, iluzje i pisemka są promowane przez bardzo bogatych sponsorów, którzy szukają wśród młodych nowych rynków zbytu. Są oni dealerami nieszczęścia i cieszą się każdym nieszczęśliwym człowiekiem, bo na nim można najwięcej i najłatwiej zarobić. Ktoś nieszczęśliwy łatwiej niż inni da sobie wmówić, że do szczęścia potrzebny jest mu alkohol, narkotyk, antykoncepcja, pornografia, leki psychotropowe, tabletki odchudzające czy cokolwiek innego, co obiecuje łatwe szczęście. Tymczasem łatwe jest tylko nieszczęście.

W tej sytuacji zadaniem wychowawców katolickich jest demaskowanie antywychowawców i trujących iluzji o łatwym szczęściu. Sam się przekonuję, że demaskowanie zła i zagrożeń skutecznie otwiera oczy wielu młodym. Nie mniej ważnym zadaniem jest fascynowanie młodych trwałym szczęściem, opartym na życiu w miłości i prawdzie. Czasami demaskowanie zła i iluzji dokonuje się dopiero na skutek dramatycznego cierpienia młodych. Zróbmy wszystko, aby nie dochodziło do takich sytuacji.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama