Nasze dzieci są filozofami

Spis treści i pierwszy rozdział książki

Nasze dzieci są filozofami

Hans-Ludwig Freese

NASZE DZIECI SĄ FILOZOFAMI

Jak rozmawiać z dziećmi o poważnych sprawach

Przekład: Urszula Poprawska

ISBN: 978-83-7505-015-8

wyd.: WAM 2008


Spis treści
I Zdziwienie i myślenie5
II Przeczucie prawdy21
III Wielcy filozofowie o małych filozofach32
IV Etapy rozwoju myślenia43
V Kto jest naiwny?59
VI Rozmowa - najbardziej skuteczne i naturalne ćwiczenie naszego umysłu77
VII Czy kwiaty mogą być szczęśliwe?89
VIII Filozofia w szkole99
IX Czy filozofia tylko dla szczególnie uzdolnionych?109
X Filozofować razem z dziećmi - tematy i teksty117
Literatura159

Zdziwienie i myślenie

Christa Wolf w powieści Der Stórfall (Awaria, 1987) przytacza historię, która wiązała się z jej własnym kilkuletnim wnukiem, a którą opowiedziała jej mama chłopca, a córka pisarki: "Cały dzień szalał na rowerku (...). A do tego zajmowały go właśnie najbardziej zasadnicze pytania związane ze sprawami istnienia. Dziś na przykład, siedząc w toalecie, zadał przez drzwi pytanie swemu ojcu:

- Tato, właściwie jak to jest, że te duże drzwi do ubikacji mieszczą się w moich oczach?

- Zlituj się! - wyrwało mi się. - I co było dalej?!

- Naturalnie jego ojciec w odpowiedzi naszkicował mu stosowny rysunek: drzwi i oko, w którym krzyżują się promienie świetlne, oraz drogę prowadzącą od nerwu wzrokowego do mózgu. Wyjaśnił mu, iż to sprawa mózgu, że w świadomości tego, kto patrzy, maleńkie odbicie danego przedmiotu rośnie do rzeczywistych, prawdziwych rozmiarów drzwi.

- No i co? - dopytywałam się zaintrygowana. - Zadowolił się tą odpowiedzią?

- Znasz go przecież - odparła moja córka. - Wiesz, co odpowiedział? Powiedział: Skąd wiadomo, że mój mózg pokazuje mi drzwi do klozetu w ich rzeczywistej wielkości?

- No tak - odpowiedziałam po chwili. - Poczekaj... rzeczywiście... skąd możemy mieć pewność?!

- No nie, przynajmniej ty przestań! - jęknęła córka, przywołując mnie do porządku".

Jest to przykład, jak pięcioletnie dziecko, rozmyślając nad zagadkami tego świata, dotknęło problemu, nad którym biedzili się myśliciele, począwszy od czasów starożytności aż po dzień dzisiejszy. Przypadek ten uzmysławia współczesnym neurofizjologom i psychologom badającym procesy spostrzegania granice nauki, którą uprawiają. Tym, co przeczuł w swoim myśleniu ten mały chłopiec, jest przepaść między materialnym światem zewnętrznym a świadomością, pomiędzy danym zjawiskiem a rzeczywistością. Małego filozofa zdumiało, jak z fizycznych procesów przebiegających w narządach zmysłowych i w mózgu tworzy się świat, którego doświadczamy. Filozofowie na pytanie, jak to możliwe, że daną rzecz widzimy w jej "właściwej" wielkości, chociaż jej wzór, który odbija się na siatkówce, jest tak inny, oraz jak to się dzieje, że "obrazy wewnętrzne" stają się przedmiotami istniejącymi na zewnątrz - dawali na przestrzeni dziejów różne odpowiedzi. Im bogatsze było psychologiczno-duchowe zaplecze, na którym się one opierały, tym bardziej tajemniczo przedstawiali ten problem.

By jasno unaocznić, że za pytaniem pięcioletniego chłopca kryje się ogromny problem, wskażę przykłady kilku filozofów. Pierwszym z nich był grecki lekarz i filozof natury Galen (130-200 n.e.), który pytał podobnie: "W jaki sposób wielki dom »wchodzi« w małe oko?". Jego odpowiedź brzmiała, że duch w człowieku, czyli jego pneuma, "zmniejsza" obraz przedmiotów. Z kolei wielki francuski filozof Kartezjusz (1596-1650), niepokojony pytaniem, w jaki sposób treść naszej świadomości pokrywa się z "prawdziwymi" przedmiotami fizycznymi, znalazł odpowiedź w przeświadczeniu, że należy ufać, iż Bóg nie oszukuje człowieka co do prawdziwej natury rzeczy. Nicolas Malebranche (1638-1715), znaczący filozof francuski, zgłębiając ten problem, uczynił z niego punkt wyjścia daleko sięgających spekulacji metafizycznych i rozprawił się przy tym z teoriami scholastycznymi. W swych rozważaniach doszedł do przekonania, że istnieją "naturalne" osądy zmysłowe, których człowiek nie jest świadomy, a które sprawiają, że podniety wzrokowe trafiające na siatkówkę oka osiągają tam "właściwą" wielkość. Aby nasza świadomość mogła uzmysłowić sobie przedmioty, potrzebne są ich wyobrażenia albo idee jako konkretnych przedmiotów, które pośredniczą między obiektami a ich spostrzeganiem. Według Malebranche'a ciał nie spostrzegamy bezpośrednio, zmysłami, lecz żyjemy w świecie idei i archetypów ciał (spostrzeganych jedynie umysłem), które są wzorcem świata stworzonego przez Boga: "Tylko w Bogu widzimy wszystkie rzeczy".

Niektórzy - skłonni nawet przyznać, że nasz pięcioletni chłopiec, zadając swoje pytanie, ujawnił w istocie głęboką intuicję filozoficzną - będą mimo wszystko zdania, że jest to sytuacja wyjątkowa. Cóż wspólnego mogą mieć bowiem dzieci z trudnym i poważnym zajęciem, jakim jest filozofia? Czy dociekliwe dzieci, które często nad czymś się zastanawiają, nie są po prostu przedwcześnie dojrzałymi mądralami, które same pozbawiają się uroków dzieciństwa? A może robią to ich ambitni rodzice? Czy w ogóle dzieci, zanim zaczną dojrzewać, dysponują potrzebnymi umiejętnościami i doświadczeniami duchowymi?

Te krytyczne pytania na temat tezy zawartej w tytule tej książki zasługują, by potraktować je poważnie! Czy jednak nie dzieje się zwykle tak, że czujni rodzice i nauczyciele zwracają uwagę na nieoczekiwanie dojrzałe uwagi dzieci, zdradzające głęboką refleksję na temat fundamentalnych problemów? Czy w pozornie beztroskich, lecz trafiających w istotę rzeczy pytaniach dzieci nie tkwi często to "coś"? Czy mamy pobieżne choćby wyobrażenie tego, co w naszej kulturze uważa się za stosowne dla dziecka? Czy patrząc z drugiej strony, filozoficzne myślenie dorosłych nie jest kontynuacją niezakończonej nigdy powodzeniem próby odpowiedzi na naiwne dziecięce pytania? Czy filozofowie nie są w jakimś stopniu ludźmi, którzy uratowali i zachowali w swoim dorosłym życiu dziecięcą naiwność i których powołaniem stało się szukanie odpowiedzi na "dziecinne" pytania?

Muszę wyznać, że bliscy mi są ci wielcy i mniejsi filozofowie, którzy za ważniejsze uważali mnożenie pytań i poważne ich traktowanie niż znalezienie odpowiedzi na nie. Pytania wnoszą bowiem intelektualny ferment i podsycają potrzebę myślenia, odpowiedzi natomiast wprowadzają zazwyczaj uspokojenie i zastój. Ludwig Wittgenstein (1889-1951) powiedział kiedyś, że mógłby wyobrazić sobie właściwie całą filozofię opartą jedynie na pytaniach! A co my, dorośli, robimy z pytaniami naszych dzieci? Czy zdajemy sobie sprawę, jak cenne jest to dziecięce myślenie, zdolne do zadziwienia i zdumienia, niezastygłe jeszcze w utrwalonych schematach i niezblazowane nadmiarem posiadanej wiedzy?

Jakże często zbywamy pytania naszych dzieci, uważając je za naiwne i dziecinne, i nawet nie próbujemy potraktować ich z powagą, na jaką zasługują! Często też brakuje nam cierpliwości, by w ogóle się nad nimi zastanowić. Bywa też, że odczuwamy je jako ciężar, więc zamykamy dziecku usta niecierpliwym: "Nie zadawaj tylu pytań!" albo "Tego teraz nie zrozumiesz, kiedyś ci to wyjaśnię". Co opowiada się w szwajcarskim kantonie berneńskim? Mała dziewczynka miała zapytać: "Mamusiu, czy za tą górą są ludzie?". "Dziecko - odparła matka - nie będziemy o tym myśleć!" Czy ta niepedagogiczna reakcja nie jest rodzajem obrony, gdy pytania dzieci są dla nas za trudne? Albo kiedy konfrontują nas z zepchniętymi w nieświadomość metafizycznymi lękami i moralnymi wątpliwościami? Niektórzy dorośli traktują pytania swoich dzieci jak egzamin, czują się zakłopotani i bezradni, boją się, że stracą twarz. Są przekonani, że zawsze powinni udzielać "właściwych" odpowiedzi. Nie przyjdzie im na myśl, że mogliby próbować szukać tej odpowiedzi wspólnie z dzieckiem, pobudzać w nim chęć stawiania pytań i podsycać w ten sposób jego ciekawość i zdolność dziwienia się światem, "tęsknotę za wiedzą" (Tomasz z Akwinu), zamiast ją gasić dawaniem zbyt pospiesznych i wyczerpujących odpowiedzi.

Jak na filozoficzne rozmyślania dziecka nad światem, które zapewne nie są rzadkością, reagowali w historyjce przytoczonej przez Christę Wolf dorośli? Ojciec chłopca, mający wykształcenie i przygotowanie pedagogiczne, zachował się w tej sytuacji w sposób poniekąd typowy i niewątpliwie zacny: "Naturalnie jego ojciec naszkicował mu w odpowiedzi stosowny rysunek...", czego pisarka nie omieszkała powiedzieć ze szczyptą ironii. Pytanie chłopca: "Właściwie jak to jest, że duże drzwi do ubikacji mieszczą się w moich oczach?" ojciec uznał za rozsądne, dostrzegł w nim jednak wyłącznie problem z dziedziny nauk ścisłych, możliwy do wyjaśnienia za pomocą praw optyki. Nie spróbował natomiast dyskretnie wysondować, zadając kilka szczegółowych pytań, jak głębokie jest w istocie zainteresowanie syna problemem. W pytaniu chłopca usłyszał tylko to, na co od razu potrafił dać odpowiedź, i uznał problem za jednoznaczny. Jego wyjaśnienie niejako automatycznie zazębia się z rzekomo uniwersalnym problemem i ojciec bez trudu - i niewątpliwie z dydaktycznym zacięciem - zabiera się do rzeczowego objaśnienia problemu w sposób naukowy. Zachowuje przy tym postawę nauczyciela. Dziecko cierpliwie słucha jego wyjaśnień, lecz można wątpić, czy naprawdę je zrozumiało, bo brak mu przecież odpowiedniego przygotowania z zakresu fizyki.

Dzieci z zasady są tak onieśmielone tego rodzaju objaśnieniami, że z obawy, by nie sprowokować kolejnego potoku wymowy, który skazuje je na rolę biernego słuchacza i tłumi możliwość własnych dociekań, rezygnują z dalszych pytań. Zbyt często w podobnych sytuacjach objaśnienia dorosłych zmieniają się w wykład o rzeczach, których dzieci wcale nie są ciekawe.

W przywołanym na początku książki przykładzie mały chłopiec nie wykazuje jeszcze tej typowej dla dzieci nieco starszych postawy rezygnacji; jest na szczęście jeszcze na tyle niewykształcony, że nadal chce myśleć sam. Nie zadowala się odpowiedzią usłyszaną od ojca, lecz pozostaje w punkcie, do którego doszedł na początku - w swoich domysłach na temat tajemnic ludzkiego spostrzegania. Jego pozornie niewinne pytanie: "Skąd wiadomo, że mój mózg pokazuje mi drzwi do ubikacji w ich rzeczywistej wielkości?!" - domaga się refleksji filozoficznej, a nie wyjaśnień z dziedziny nauk przyrodniczych, nawet jeśli mogą mieć one wartość jako wstęp do rozważań czysto filozoficznych. Dla dzieci pytania "ostateczne" również z dziedziny nauk przyrodniczych są często pytaniami pierwszymi. Nasz mały myśliciel o wiele za szybko wyniesie ze szkoły przeświadczenie, że nauka dostarcza - przynajmniej potencjalnie - gotowych odpowiedzi na wszystkie pytania. Być może ulegnie też rozpowszechnionym wśród uczniów "zabobonom nauki" i szybko straci pierwotną umiejętność dziwienia się i zadawania pytań. Uwolniwszy się dopiero co od złudzenia, że dorośli są wszystkowiedzący, nadal jednak wierząc ślepo, że nauka rozwiązała wszystkie zagadki świata i ma gotowe odpowiedzi na wszystkie pytania, a przynajmniej jest na najlepszej drodze w tym kierunku, dziecko szybko popadnie w uzależnienie od nowych autorytetów: "Kto wierzy, kto jest posłuszny, kto poprzestaje na pytaniu, kto jako pobożne dziecko pasie domowe bydło na kawałku własnej łąki, temu nigdy prawda nie wyrośnie jak trawa przed nosem" (Nicolaus Lenau, 1836).

Ojciec chłopca z opowiastki Christy Wolf, nie dostrzegając lub nie chcąc dostrzec filozoficznego wymiaru pytania - "Jak to jest, że duże drzwi do ubikacji mieszczą się w moich oczach?" - traci szansę rozmowy ze swoim synem na niebanalny temat, który dla niego samego stanowi zapewne równie duże wyzwanie intelektualne co dla syna. W ten sposób ojciec traci też szansę głębszego zrozumienia problemu, a może też uzyskania nowego spojrzenia na sprawę. A miał przecież okazję doświadczyć z dzieckiem wspólnoty na płaszczyźnie równości intelektualnej, co przyniosłoby mu radość i satysfakcję.

Postawa babci w omawianej historii dowodzi, że niektórzy dorośli potrafią na szczęście reagować na wypowiedzi dzieci z otwartością, dostrzegając w nich z miejsca głębsze pojmowanie "ostatecznych kwestii bytu". Otwartości na dziecięce myślenie nie zniszczyło w nich uprzedzające przekonanie, że ze strony dziecka można się spodziewać tylko naiwności i głupoty. Babcia w naszej historii od razu dostrzega w pytaniu swego wnuka problem filozoficzny, zagadkę, która zaczyna ją frapować: "Poczekaj... rzeczywiście... - skąd możemy mieć pewność?!". Być może pytanie wnuka stało się dla niej okazją do zastanowienia nad czymś, co do tej pory uważała za oczywiste i co dopiero teraz ukazało się jej jako problem. Psychiczna otwartość i wrażliwość na tajemnicę ukrytą w pozornej oczywistości ochroniły ją przed intelektualnym protekcjonalizmem i pozwoliły z szacunkiem odnieść się do odkrywczego myślenia dziecka.

Jak mógłby zatem zachować się ojciec, słysząc pytanie syna: "Skąd wiadomo, że mój mózg pokazuje mi drzwi do ubikacji w ich naturalnej wielkości?". Mógłby najpierw delikatnie wysondować, stawiając kilka ostrożnych pytań i starając się zrozumieć, jak jego dziecko tłumaczy sobie proces postrzegania, jaką "teorię" wymyśliło sobie na ten temat. Jeśli słuchamy dzieci uważnie i bez uprzedzeń, możemy dowiedzieć się rzeczy zadziwiających i przekonać się, że dysponując pewnymi elementami wiedzy, nasze pociechy potrafią zbudować sensowne całości. Dziecko umie - i pod tym względem jego możliwości są niemal nieograniczone - wytłumaczyć sobie wszystko, czego dostarczają mu wewnętrzne i zewnętrzne, początkowo niezrozumiałe, zagadkowe i intrygujące doświadczenia. Udaje mu się niekiedy sformułować wnioski i wyjaśnienia podobne do tych, które w historii ludzkiej myśli zajmują miejsce zasadnicze. Oto przykład: Pewna młoda kobieta przypomina sobie: "Wcześniej zawsze myślałam, że w mózgu siedzi taki człowieczek, który pokazuje oku wszystkie obrazy, to znaczy myślałam, że oczy widzą też do wewnątrz" (Ch. Büchler, Kindheit und Jugend (Dzieciństwo i młodość)). Wyobrażenie, jakie miała owa kobieta jako dziewczynka, było w swojej istocie podobne do tego, co głosił na ten temat Leibniz (1646-1716). Wyobrażenie to można zatem nazwać wszystkim, tylko nie absurdem ani niedorzecznością; jest ono o wiele głębsze i mądrzejsze niż teorie odbicia - naprawdę naiwnie brzmiące z punktu widzenia filozofii - które wyznaje większość "światłych" dorosłych! Im więcej okazujemy zrozumienia dla spontanicznych wyjaśnień dziecka, tym mniej mamy powodów, by sobie podkpiwać ze zdolności przeczuwania i pracy myślowej, jaką wykonuje dziecko. A jeśli jeszcze potrafilibyśmy dostrzec paralele, jakie istnieją w historii filozofii, wtedy nasze, początkowo protekcjonalne, odniesienie do wysiłków myślowych dziecka zmieniłoby się w pełen podziwu szacunek.

Ojciec chłopca z opowiadania Christy Wolf mógłby przypuszczalnie jeszcze bardziej rozbudzić zdolność syna refleksji i dziwienia się zjawiskami występującymi w świecie, a zarazem twórczy sceptycyzm chłopca, gdyby wpadł na pomysł wtajemniczenia go w sposoby spostrzegania w świecie zwierząt albo w problem złudzeń optycznych, który dzieci nadzwyczaj interesuje, ponieważ trafia w samo sedno pytania, co jest "rzeczywiste" i jak możemy dowiedzieć się czegoś o rzeczywistym świecie na podstawie obserwowanych zjawisk. "Ten, komu ludzie i wszystkie rzeczy nie wydają się czasem tylko zjawami albo cieniami, nie ma zadatków na filozofa" (Schopenhauer). W myśl tej maksymy dzieci są naturalnymi filozofami, bo poczucie "nierealności" świata, myśl, że istnieje on wyłącznie w ich głowach, jest im szczególnie bliskie.

Dzieci przejawiają niekiedy zaskakująco filozoficzne podejście do wielu spraw. Można w nim odnaleźć jądro myśli wielkich filozofów. Oto kilka przykładów. Chłopiec imieniem Toni wyraził myśl Anzelma z Canterbury (1033-1090), zwanego ojcem scholastyki, mówiąc o Bogu: "On jest taki wielki, taaaaaki wielki - On jest ideą". Inny chłopiec, Günter, ze zdania, że Bóg wszystko sam stworzył, wyciągnął następujący wniosek: "Jak dziwnie, że Bóg sam się stworzył", co ma swój odpowiednik w myśli św. Augustyna (354-430), że Bóg jest causa sui - przyczyną samego siebie. Nicola uznała, że wiedzieć i posiadać wszystko, czego się zapragnie, oznaczałoby odebrać życiu wszelki urok, co pokrywa się z powiedzeniem Heraklita (ok. 540-480 p.n.e.), które weszło do tradycji: "Ludziom nie byłoby lepiej, gdyby dostali wszystko, czego chcą". Myśl Stefanie: "Może śnimy tylko, że żyjemy, a gdy umarliśmy, śnimy, że jesteśmy martwi" można zestawić z poglądami przedsokratejczyków, Kartezjusza i Schopenhauera. Ten ostatni powiedział: "Życie ludzi nie jest niczym innym jak tylko marzeniami sennymi w śnie śmierci. Czy jednak koniec życia każdego człowieka jest tylko przejściem z jednego dzikiego snu w drugi, czy też przebudzeniem; jest to megas agon Platona, moralne znaczenie i waga życia, jedyna poważna strona naszego postępowania" (Manuskripte, 1815).

Julia pyta: "Skąd wiem, że istnieję?" i odpowiada: "Ponieważ czuję tak, jak czuję, i myślę, że myślę". Komuż zaraz nie przychodzą na myśl podobnie brzmiące sformułowania Arystotelesa i Kartezjusza! Z kolei spostrzeżenie pewnego amerykańskiego chłopca wykazuje pokrewieństwo z rozumowaniem neoplatońskiego filozofa Plotyna (204-269). Chłopiec ten zapytał: "Jaka jest relacja między ciałem a duszą?" i odpowiedział: "Taka jak między grejpfrutem a smakiem grejpfruta". Plotyn w tej samej kwestii dał odpowiedź: "Dusza obecna jest w ciele jak światło w powietrzu".

Inny epizod: D. Katz, psycholog zajmujący się terapią rodzin, w swojej nadal jeszcze wartościowej książce Gespriiche mit Kindern (Rozmowy z dziećmi, 1928) przytacza rozmowę matki (M) z ojcem (O) i ich pięcioletnim wówczas synem (T):

"T: Czy Bóg się urodził? M: Opowiem ci, jak będziesz większy. T: Bóg stworzył wszystkich ludzi, więc musiał się urodzić. (b) M: Bóg się nie urodził i Bóg nie umiera, jest niewidzialny i niesłyszalny, jak to się dzieje - opowiem ci, jak będziesz większy. T: Jeśli Bóg nie umiera, ludzie też nie umierają. (c) M: To wszystko opowiem ci, jak będziesz większy. T (protestuje): Tak nie można mówić, to niegrzecznie! O (głaszcząc syna): Mały metafizyk z ciebie! T (zastanawia się chwilę, najwyraźniej szukając słowa, którym mógłby zrewanżować się ojcu za metafizyka): A ty jesteś krokodyl!".

Katz podkreśla żywe zainteresowanie dziecka opisanym problemem, słusznie upatrując w tym dialogu ważnej rozmowy na tematy teologiczne: "Zdanie (c), które poniekąd stanowi odwrócenie zdania (b), zawarte jest explicite bądź implicite w każdym systemie racjonalnej teologii. To, że potrafiło je sformułować pięcioletnie dziecko, bez udziału czynników zewnętrznych, że jest to efekt jego samodzielnej intelektualnej spekulacji, daje przecież wiele do myślenia! Nasz mały myśliciel czuł się obrażony, że na pytanie, które tak bardzo go interesowało, nie dostał natychmiast jasnej odpowiedzi, i nie pocieszyło go wcale, że tę odpowiedź miał dostać kiedyś, później. Wynalazł więc rodzaj obelgi, która jednak - w stosunku do określenia, użytego wobec niego przez ojca - nie mogła być równoważna i wywołała niezamierzony efekt komiczny".

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama