Wspólnota New Life M

Z muzykami zespołu New Life M rozmawia Beata Mencel

— Tworzycie zespół, ale czy jesteście także wspólnotą?

Robert: Jeżeli wspólnotą nazwiemy grupę ludzi razem podążających do Boga, to jesteśmy nią. Bardzo zależy nam na tym, żeby pogłębiać nasze wzajemne otwarcie się na siebie, miłość wzajemną, zrozumienie.

— Piotr: Nasza wspólnota to dar, który wciąż odkrywamy i coraz bardziej doceniamy. Bóg z wielu krytycznych dla zespołu momentów wyprowadzał nas dzięki swej łasce. Jestem pełen wdzięczności dla Pana Boga. W New Life uczę się przebaczać, modlić za braci. Często na próbie czujemy się niezdatni, niezdolni, tymczasem Bóg nas używa, i okazuje się nagle, że na naszym koncercie ktoś przeżywa coś ważnego z Bogiem i my możemy się tą radością dzielić.

— Natalio, jesteś od niedawna w zespole, jak się tu odnajdujesz?

Natalia: Znam chłopców krótko, ale już czuję, że NLM to moja druga rodzina. Już pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy, w czasie wspólnej modlitwy poczułam, jakbyśmy się długo znali. Bycie w tej wspólnocie jest dla mnie czymś wspaniałym. Dziękuję Bogu, że dzięki Jego łasce możemy razem przebywać w miłości i grać na Jego chwałę. Jeśli się chce służyć swoimi talentami i przez muzykę przekazać innym coś o Panu Bogu, wszyscy członkowie grupy muszą być jednego ducha. Nigdy nie czułam takiej jedności. Tu nie chodzi tylko o muzykę, ale i o wspólne przebywanie. Nawet w moim kościele nie doświadczałam takiej wspólnoty.

— Czy planujecie wspólne modlitwy lub jakieś inne zajęcia wspólnotowe, czy też wasze spotkania przebiegają spontanicznie?

Marcin: Niezastąpioną rolę w tej dziedzinie odgrywa Robert Cudzich, który pilnuje rytmu naszego działania na trasie. Wiadomo, że nie możemy funkcjonować bez modlitwy. Nasze granie i relacje w zespole kulały, kiedy jej brakowało, gdy była spychana na dalszy plan i stawała się jedynie dodatkiem do koncertu.

— Robert: Ostatnie spotkania i dwie tegoroczne trasy koncertowe były dla nas duchowym odnowieniem. Dużo się modliliśmy, często czytaliśmy Pismo Święte, i to przynosiło błogosławione skutki. Najwięcej czasu spędzamy ze sobą na trasie. Spotykamy się też w innych okolicznościach, udajemy się np. z rodzinami na kilkudniowe dni skupienia zespołu połączone z rekreacją, planujemy wtedy wspólne wycieczki, ognisko.

— Czy macie jakieś zajęcia formacyjne?

Robert: Każdy z nas ma inny rytm słuchania Pana Boga, zależny od życiowych okoliczności, doświadczenia duchowego. Kiedy się spotykamy, dzielimy się swoimi przeżyciami duchowymi czy wersetami z Pisma Świętego, które są dla nas ważne.

— W zespole jest trzech katolików i dwoje zielonoświątkowców. Wasze świadectwo wskazuje, że w takiej wspólnocie ekumenizm jest możliwy. Czy jednak różnice międzywyznaniowe nie są powodem problemów i konfliktów między Wami?

Natalia: Dla mnie ta wspólnota jest przykładem tego, że katolik z zielonoświątkowcem mogą żyć w zrozumieniu i pokoju. W zespole świetnie się dogadujemy. Z żadnym protestantem, katolikiem czy zielonoświątkowcem nie czułam takiej jedności. Myślę, że wielkimi krokami nadchodzą czasy jedności chrześcijan.

— Piotr: Chrześcijanie muszą spojrzeć na siebie z szacunkiem. Przed paroma laty przeżywaliśmy kryzys i musieliśmy wykazać się niesamowitym szacunkiem i pokorą względem siebie. Nie było to łatwe. Boleśnie potykaliśmy się na tej drodze, ale staraliśmy się koncentrować na Jezusie. Okazało się, że On jest silniejszy od różnic, które nas dzieliły. Jesteśmy bardzo wdzięczni Bogu, że przeprowadził nas przez ten trudny czas. Różnimy się w swoich poglądach, ale zaakceptowaliśmy to. Służymy Bogu grając dla chrześcijan różnych wyznań.

— Robert: W Biblii nie przeczytamy o prawosławnych, katolikach, protestantach czy zielonoświątkowcach, jest tam natomiast mowa o jedności. Jezus wzywa do przemiany serca, do słuchania Jego Słowa, życia w prawdzie. Mamy tego świadomość i chcemy żyć Ewangelią.

— Marcin: To niesamowite, że zespół przetrwał wszystkie wstrząsy związane z różnicami poglądów. Kiedy koncentrujemy się na Jezusie, różnice nie przeszkadzają nam we wspólnym uwielbianiu Pana Boga, w przekazywaniu ludziom Dobrej Nowiny. Skoro New Life istnieje w takim, a nie innym składzie, skoro jest możliwość pokazywania ludziom drogi ku wolności przez wspólne granie, to byłoby rzeczą straszną, gdybyśmy tego nie robili i zaprzepaścili szansę, jaką jest istnienie tego zespołu. To jest wielki dar, że możemy razem grać i uwielbiać Pana Boga.

— Marcinie, wspomniałeś wcześniej, że Robert ma szczególny dar organizowania różnych zespołowych zajęć. Czy każdy z Was ma jakiś charyzmat, uzdolnienie, którym służy w NLM?

Marcin: Rzeczywiście tak jest. Widzimy, jak naturalnie ujawniają się i rozkładają nasze dary. Robert pisze piosenki, Joachim jest głównym twórcą repertuaru, Piotr wnosi, nazwijmy to, poważny element niepokoju duchowego, zawsze szuka głębi w naszym działaniu, drąży, w jaki sposób powinniśmy grać, jaki powinien być przebieg koncertu, co i jak powinniśmy mówić...

— Piotr: Marcin natomiast jest głównym aranżerem zespołu.

— A czy już odkryliście charyzmaty Natalii?

Joachim: Natalia z wielkim wyczuciem potrafi swoim śpiewem organizować czas na scenie i zwracać uwagę na to, co jest najważniejsze. Zawsze dużym przeżyciem dla mnie są modlitwy wyśpiewywane przez nią na koncertach. Nie jest to tylko jej indywidualne wołanie do Boga, czujemy, że jest to modlitwa wspólnotowa. Natalia modli się z razem z nami, a także za nas.

— Marcin: Wielką inspiracją jest dla nas rodzaj ekspresji, jaki cechuje śpiew Natalii. Na niektóre nasze piosenki musieliśmy zupełnie inaczej spojrzeć. Wydawało nam się, że wiemy, jak je grać, że znaleźliśmy jedyny doskonały sposób wykonania, tymczasem nagle okazało się, że one powinny i mogą zupełnie inaczej brzmieć. Dzięki współpracy z Natalią zobaczyliśmy, że możemy tworzyć zupełnie inną muzykę niż do tej pory.

— Robert: Dzięki Natalii staliśmy się spokojniejsi, bardziej wyciszeni. Nasze spotkania, kontakty z ludźmi są bardziej delikatne, pokorne. Rodzi się w nas więcej Bożego pokoju. Także w naszej muzyce ujawniła się głębia ciszy, nie boimy się grać wolnych, spokojnych utworów.

— Piotr: Natalia wnosi też dużo dynamiki. Podczas każdego koncertu można się spodziewać, że wydarzy się coś, czego jeszcze nie było. Świadczy to o jej otwarciu na Boże prowadzenie. Dziękujemy za nią Panu Bogu.

— Co jest dla Was jako zespołu najważniejsze?

Natalia: Najważniejsze jest dla nas szerzenie Ewangelii, a wiadomo, że to działanie może obfitować w dobre owoce tylko wtedy, gdy człowiek naprawdę pragnie naśladować Chrystusa. Takie priorytety ma każdy z członków NLM. Najważniejsze więc jest uświęcanie się. Ja ciąglę się tego uczę.

— Piotr: Pełnić wolę Boga — to brzmi górnolotnie, ale takie jest pragnienie mojego serca, żebyśmy byli tam, gdzie Bóg nas chce mieć.

— Robert: Można robić dobre rzeczy, ale nie w tym czasie, który jest wybrany przez Boga i rozmijać się z Jego wolą. Największym zagrożeniem dobra, czyli trwania w woli Bożej, jest często ludzka ambicjonalna pogoń za jeszcze „większym dobrem”.

— Joachim: New Life M. to mój zespół życia — moja życiowa przygoda duchowa. Granie tutaj jest dla mnie bardzo ważne. New Life ewangelizuje przede wszystkim nas samych. Jeśli ten zespół ma służyć innym ludziom, to najpierw my sami musimy być w dobrej kondycji duchowej. Dlatego dla mnie najważniejsze w New Life jest właśnie wspólne trwanie przy Bogu, modlitwa. Dzięki temu nasze życie się zmienia, a świat wokół staje się lepszy. W historii zespołu było kilka przerw, podczas których bardzo brakowało mi naszych koncertów, spotkań, dyskusji. Bycie razem ogromnie mnie rozwija.

— Marcin: Trudno jest mi powiedzieć, co dla mnie w tym zespole jest najważniejsze. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale zawsze czułem, że tutaj wydarzy się jakieś wielkie dobro i że chcę przy tym być.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama