Cierpliwe rozpoznawanie

O społeczeństwie obywatelskim i przyczynach braku zaangażowania Polaków w życiu społecznym

Wydaje się, że nie ma nic prostszego, niż zacząć myśleć w sposób obywatelski. Okazuje się jednak, że w życiu jest to niesłychanie trudne. Bycie obywatelem rodzi bowiem obowiązek przyjęcia konkretnej i świadomej postawy. Niechęć do bycia obywatelem, to niechęć do podejmowania odpowiedzialności. Nam - Polakom - społecznej odpowiedzialności wciąż brakuje. Nieprzyjmowanie pełni obowiązków, jakie obywatel ma wobec innych obywateli, a przy okazji przywilejów pełnoprawnego uczestnika życia społecznego i państwowego grozi popadnięciem społeczeństwa w stan długotrwałej niedojrzałości.

Czy grozi nam społeczeństwo obywatelskie?

Koncepcja społeczeństwa obywatelskiego zakłada podmiotowe uczestnictwo człowieka w życiu społecznym. Podmiotowe - to znaczy twórcze i odpowiedzialne. Uczestnictwo - to znaczy: wspólnie z innymi, świadomie, opierając się na wypracowanych przekonaniach i intencjach. Stąd wyznacznikiem społeczeństwa obywatelskiego jest sztuka (!) organizowania się. Gdyby według tych kryteriów spojrzeć na nasze życie społeczne A. D. 2000, to należy stwierdzić, że do zbudowania społeczeństwa obywatelskiego w naszym kraju wciąż bardzo daleko. Gdzież naszym elitom do odpowiedzialności Adenauera - zwłaszcza w najtrudniejszych dla Niemiec latach, gdy został pierwszym po wojnie nadburmistrzem zburzonej Kolonii. Gdzież nam do fenomenu amerykańskich katolików, z których połowa działa czynnie w stowarzyszeniach i ruchach społecznych. Świadomość obywatelska jest rezultatem wychowywania do udziału w życiu społeczności. "Mamy wprawdzie około pięćdziesięciu tysięcy zarejestrowanych organizacji pozarządowych, ale znaczna część z nich istnieje tylko na papierze. Nasuwa się więc wniosek, by nie żądać zbyt wiele od społeczeństwa, którego pokolenia zostały wychowane przez system polityczny do bierności - do nieuczestnictwa" - twierdzi socjolog kultury prof. Wojciech Świątkiewicz. Tymczasem jesteśmy zachęcani dziś do decydowania, brania spraw we własne ręce. Chce się ludzi stawiać przed obowiązkiem dokonywania wyborów. Sytuacja wyboru rodzi dylematy również w społeczeństwach najlepiej zorganizowanych. W wielu środowiskach naszego kraju - na przykład w rzeczywistości postpegeerowskiej - konieczność decydowania o sobie okazuje się zadaniem ponad siły. PGR to najtrafniejszy symbol społeczności całkowicie uzależnionej od panującego systemu. Dziś wokół niego właśnie, ale nie tylko tam, biją źródła społecznej frustracji.

Dlaczego jeszcze długo nie?

Pierwsza przyczyna braku zaangażowania w życie obywatelskie tkwi w dziedzictwie komunizmu. Człowiek był obywatelem z pozoru. Pozornie pracował, bo nie oddawał się pracy w pełni. Jego czas wolny był pseudowolny, ponieważ stał w nocnych kolejkach albo biegał do drugiej pracy, żeby coś mieć. "Mimo przemian, do dziś niewiele się zmieniło - uważa o. Krzysztof Mądel, jezuita zajmujący się filozofią społeczną. - Ze względów ekonomicznych zapracowujemy się lub spędzamy bezczynnie miesiące jako bezrobotni. W wielu zakładach praca nadal nie jest odpowiednio wynagradzana i trzeba szukać dodatkowych zajęć". Druga przyczyna wynika ze statusu ekonomicznego polskich rodzin, których większość żyje "od pierwszego do pierwszego". Dlatego ich wolny czas ogranicza się do biernej konsumpcji tego, co można konsumować za darmo - czyli telewizji. Czas wolny w społeczeństwach, których cechą jest zamożność, a ta często idzie w parze z obywatelską dojrzałością, koncentruje się wokół rozmaitych aktywności: rekreacyjnych, edukacyjnych i zaangażowania społecznego. Sir Ralf Dahrendorf podczas jednej z "rozmów w Castel Gandolfo" zauważył, że w Europie Zachodniej ostatnich dekad zakres i czas pracy ulegają redukcji oraz że "zbyt intensywna praca jest jedną z przyczyn erozji społeczeństwa obywatelskiego. Ludzie po prostu nie mają dość czasu, by się stowarzyszać lub podejmować inicjatywy społeczne". To, co na Zachodzie powoduje erozję, u nas nie pozwala rozwinąć się społeczeństwu.

Błąd szybkich syntez

Za obywatelską karłowatość polskiego społeczeństwa odpowiadają także nasze elity. Chodzi zwłaszcza o sposób porozumiewania się polityków ze społeczeństwem, ale też o względy kulturowe. Polacy, bardziej świadomie niż inne narody Europy Wschodniej, przeżyli okres zagrożenia podstaw bytu narodowego. Każde słowa o dobru wspólnym i o tożsamości naszej kultury były obroną przed kimś obcym. Łatwo identyfikowaliśmy wroga. Nie nazywaliśmy go po imieniu, ale wszyscy wiedzieli, kto nim jest. Uwierała nas rzeczywistość. Wystarczyło powiedzieć "kocham Polskę", "idziemy na Mszę za Ojczyznę" i to wystarczyło, żeby się domyśleć, po której jest się stronie. To był czas łatwych syntez, bo rozumieliśmy się bez słów, mówiliśmy między wierszami. Polacy bezbłędnie rozpoznawali obszary, w których czai się zło. Ale to przynosiło rezultaty tylko w obliczu bezpośredniego zagrożenia. Dziś, gdy rzeczywistość jest o wiele bardziej różnorodna i wielowątkowa, tzw. szybkie syntezy nie zdają egzaminu. Człowiekowi nie wystarcza - więcej: drażni go - zbyt prędkie wskazywanie palcem, że ci są źli, a ci dobrzy. To jest "be", a tamto "ok". Kontynuowanie metody szybkich syntez jest błędem politycznym i złem dla społeczeństwa, które nie akceptuje "namolnego" machania sztandarami partyjnymi. Odwraca się od polityki, a w końcu od aktywności obywatelskiej, uważając ich obszary za zakłamane i brudne. W demokratycznej i wolnorynkowej rzeczywistości trzeba cierpliwie rozpoznawać rozmaite sektory życia, środowiska, intencje, zadania do wykonania itd. "Dziś pojawia się klimat dla mozolnej analizy rzeczywistości, kawałek po kawałku. Nie można już - jak chciała władza dawnego reżimu - delegować wszystkich kompetencji na awangardę proletariatu czy jakiekolwiek inne ciało" - twierdzi o. Krzysztof Mądel. Tylko odpowiedzialni i świadomi swoich możliwości, praw oraz obowiązków uczestnicy życia społecznego, czyli obywatele w pełnym tego słowa znaczeniu, są w stanie odpowiednio rozpoznawać przestrzenie i zjawiska społeczne wymagające przemiany, naprawy lub rozwoju. Tylko tacy dostrzeżemy szansę pokonania problemów swoich i ludzi obok nas. Tylko wtedy rozsądnie będziemy przekazywali kompetencje i zadania na odpowiednie szczeble, a więc trafnie zastosujemy podstawową zasadę życia społeczeństwa obywatelskiego - zasadę pomocniczości. Tylko... że tego musimy się najpierw zwyczajnie nauczyć. Szkoda, że jesteśmy spóźnieni o jakieś dziesięć lat.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama