Za murem korporacji [GN]

Korporacyjne podejście do zawodów - to ograniczenie swobody i konkurencji

Adwokaci, radcowie prawni, notariusze, rzecznicy patentowi, biegli rewidenci, pielęgniarki, położne, lekarze, lekarze weterynarii, farmaceuci, diagnostycy laboratoryjni, psycholodzy, doradcy podatkowi, architekci, inżynierowie budownictwa, urbaniści, kuratorzy sądowi... Wszyscy oni nie mogą pracować w swojej branży, jeśli nie przystąpią do samorządu zawodowego.

Być może jednak to się zmieni. Rzecznik Praw Obywatelskich skierował właśnie do Trybunału Konstytucyjnego wniosek kwestionujący obowiązek przynależności do kilkunastu samorządów zawodowych. Z wniosku cieszą się m.in. młodzi prawnicy, oburza się natomiast samorząd adwokacki. Czemu inicjatywa Janusza Kochanowskiego budzi tyle emocji?

Płać albo spadaj

Samorządy zawodowe, zwane potocznie korporacjami, mają — według Konstytucji RP (art. 17, ust. 1) — reprezentować osoby wykonujące zawody zaufania publicznego oraz sprawować pieczę nad należytym wykonywaniem tych profesji. Z konstytucyjnego zapisu nie wynika jednak wcale, że aby wykonywać dany zawód, trzeba być członkiem samorządu. Tymczasem aż 20 przepisów różnych ustaw, zaskarżonych przez Rzecznika Praw Obywatelskich, zmusza przedstawicieli około 20 zawodów, by przyłączyli się do korporacji. To samorząd wydaje licencje na wykonywanie zawodu (np. o wpisie na listę adwokatów decyduje okręgowa rada adwokacka, a prawo wykonywania zawodu lekarza przyznaje okręgowa rada lekarska). Samorząd może także dożywotnio pozbawić prawa do wykonywania danej profesji. Z jakiej przyczyny? Ano na przykład z takiej, że ktoś uporczywie nie płaci składek członkowskich! Tym samym — zwraca uwagę rzecznik Kochanowski — przyznaje się korporacjom szersze kompetencje niż sądom powszechnym. Kodeks karny przewiduje bowiem jedynie możliwość pozbawienia prawa do wykonywania zawodu na 10 lat. I to w przypadku, gdy ktoś w rażący sposób sprzeniewierzy się swojej profesji.

Bezkonkurencyjni

Co dają samorządy? To ochrona interesu publicznego i gwarancja jakości usług — twierdzą ich zwolennicy. To źródło nepotyzmu i przyczyna windowania cen do niebotycznych rozmiarów — odpowiadają przeciwnicy. Sam Rzecznik Praw Obywatelskich nie występuje przeciwko samorządom w ogóle. Chce tylko ukrócić ich wszechwładzę. Uważa, że obecne przepisy naruszają zasadę wolności zrzeszeń, zawartą zarówno w naszej konstytucji, jak i w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Tymczasem Piotr Sendecki, rzecznik lubelskich adwokatów, oskarża Kochanowskiego o antykorporacyjną obsesję. Zaznacza też, że aktualnie obowiązuje inny od powszechnej deklaracji akt prawa międzynarodowego.

Ten akt to Międzynarodowe Pakty Praw Człowieka z 1966 roku. W myśl tego dokumentu prawo do „swobodnego stowarzyszania się” nie jest prawem absolutnym. Możliwe są ingerencje w to prawo na drodze ustawy, gdy jest to konieczne, na przykład dla porządku i bezpieczeństwa publicznego. Zdaniem Sendeckiego, sprawowanie pieczy nad zawodem nie byłoby możliwe bez obligatoryjnej przynależności zainteresowanych osób do samorządu.

Czy jednak rzeczywiście nie byłoby możliwe? Przykład takich krajów jak Finlandia czy Szwecja pokazuje, że ta przynależność wcale nie jest konieczna. Natomiast polska sytuacja jest wręcz patologiczna. Liczba adwokatów i radców prawnych przypadających na 100 tys. mieszkańców jest w naszym kraju jedną z najniższych w Unii Europejskiej (Polska — 69, Hiszpania — 260, Włochy — 225, Anglia — 200, Niemcy — 150). Wnioski nasuwają się same: samorządy celowo ograniczają dostęp do zawodu, by nie wpuścić na rynek konkurencji i śrubować ceny.

Rynek reguluje

— W roku, w którym kończyłem wydział prawa, wszystkie miejsca na aplikacji adwokackiej zajęli bliscy krewni członków Naczelnej Rady Adwokackiej — wspomina Robert Gwiazdowski, przewodniczący Centrum im. Adama Smitha, promującego ideę wolnego rynku. — Zawsze twierdziłem, że istnienie jakichkolwiek korporacji jest szkodliwe dla rynku. Niestety, ustawowo jestem zmuszony do bycia członkiem korporacji doradców podatkowych. Moim zdaniem, najlepszym regulatorem tych spraw jest rynek. To on, a nie monopolizacja, wymusza podwyższenie jakości usług. Być może pewne ograniczenie jest konieczne w przypadku tych prawników, którzy zajmują się sprawami karnymi. Ale dlaczego mówimy o zawodzie zaufania publicznego w przypadku kogoś, kto doradza klientom w handlu pietruszką?

Samorządy zawodowe namnożyły się zwłaszcza w ostatnich latach — dwie trzecie z nich powstało po roku 1989. Tymczasem zgodnie z konstytucją, aby utworzyć samorząd w rozumieniu wspomnianego ustępu konstytucji, muszą istnieć przesłanki, że dany zawód faktycznie jest zawodem zaufania publicznego. A to stanowi spory problem. Z reguły zwykło się przyjmować, że osobom wykonującym taką profesję powierza się informacje dotyczące życia prywatnego osób korzystających z ich usług. Tyle że obowiązujące prawo niezwykle rzadko posługuje się pojęciem „zawód zaufania publicznego”. Jedynie w stosunku do rzeczników patentowych i notariuszy używa się w ustawach tego określenia. Jednak nawet jeśli przyjąć, że każda z profesji wymienionych na początku artykułu jest zawodem zaufania publicznego, nie wynika z tego jeszcze obowiązek przynależności do samorządu.

Przełamać monopol

Były prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień jest jednak innego zdania. Twierdzi on, że zawody zaufania publicznego nie mogą być regulowane wyłącznie prawami rynku, bo rynek kontroluje tylko efekt końcowy, a po drodze trzeba dochować zasad etyki zawodowej. Konieczna jest zatem — jego zdaniem — kontrola ich przestrzegania. Drugą kwestią jest to, kto miałby wydawać licencję tym, którzy nie chcą należeć do samorządu. Czy byłby to rząd? — Nie chciałbym, żeby na przykład w sporze z władzą reprezentował mnie adwokat zależny od tej władzy, która może go nawet pozbawić licencji — mówił Stępień w „Gazecie Wyborczej”. Rzecznik Kochanowski odpowiedział, że to tani argument: — Wielu z nas otrzymywało swoje licencje, stopnie, dyplomy od państwa, i to nie znaczy, że w jakimkolwiek stopniu jesteśmy od niego zależni.

Z wniosku rzecznika najbardziej zadowoleni są młodzi prawnicy. Grzegorz Maj ze stowarzyszenia Fair Play liczy na to, że skutkiem wniosku będzie swoboda świadczenia usług, lepsza ich jakość i niższe ceny. Tak właśnie stało się, kiedy zniesiono monopol samorządu biegłych rewidentów w Wielkiej Brytanii. U nas o ewentualnych skutkach będzie można mówić dopiero po decyzji Trybunału Konstytucyjnego. A na tę przyjdzie nam poczekać pewnie z półtora roku.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama