Żywa Solidarność

Rozmowa o Europejskim Centrum Solidarności

Żywa Solidarność

Ojciec Maciej Zięba OP. Znany teolog, filozof i publicysta. W latach 80. był doradcą NSZZ „Solidarność”. Założył i kierował Instytutem Tertio Millennio w Krakowie. W latach 1998—2006 był prowincjałem polskiej prowincji dominikanów. Obecnie jest dyrektorem Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku. Foto: Józef Wolny

Andrzej Grajewski: Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku działa już od trzech lat, co udało się zrobić?

O. Maciej Zięba OP: — Mówiąc precyzyjnie, przed trzema laty podpisano jedynie akt erekcyjny.

Ojcami założycielami byli m.in. Aleksander Kwaśniewski i Marek Belka. To dobrzy patroni?

— Nie ja decydowałem o tym, kto był wówczas prezydentem i premierem RP. Oprócz nich było jednak jeszcze 20 prezydentów i premierów, a wśród innych osób także Lech Wałęsa i kard. Dziwisz, jako delegat Stolicy Apostolskiej. Później jednak, przez ponad dwa lata, niewiele się działo. W listopadzie 2007 r. zostałem mianowany dyrektorem Centrum i za ten okres mogę ponosić odpowiedzialność, acz wówczas nie miałem ani jednego pracownika, lokalu, komputera lub choćby krzesła. Naprawdę pracę rozpoczęliśmy w lutym 2008 r. Stworzyliśmy już parę wydarzeń, ale w dużej mierze jest to praca jeszcze niewidoczna, bo składa się na nią współpraca z architektami, muzealnikami, plastykami, historykami, filmowcami, muzykami, która dopiero skonkretyzuje się i uwidoczni w konferencjach, książkach, filmach, koncertach, a zwłaszcza w naszym archiwum i muzeum.

A co z wystawą „Drogi do wolności”, która była pierwszą próbą opowiedzenia o „Solidarności”?

— Było to ważne przedsięwzięcie fundacji powołanej przez miasto Gdańsk. Teraz została nam przekazana, a jej pracownicy przeszli do Centrum.

Budynek Centrum miał powstać do 2010 r. Czy konkurs na projekt został rozstrzygnięty?

— Tak, konkurs wygrała pracownia Fort z Gdańska. Wyboru dokonało międzynarodowe jury spośród ponad 60 projektów z całego świata. Budynek stanie na stosunkowo niewielkiej działce na terenie stoczni, zaraz za historyczną Bramą nr 2 na tle gdańskich krzyży. Znajdą się tam muzeum, sale konferencyjne, pracownie multimedialne, czytelnia, biblioteka, archiwum. Częścią ekspozycji będzie Sala BHP, gdzie podpisano porozumienie w 1980 r.

Kto jest głównym inwestorem?

— Miasto Gdańsk.

Ile to będzie kosztowało?

— Podstawą są środki przeznaczone przez miasto Gdańsk oraz 38 mln euro z funduszy unijnych, które dzieli Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Miało być ponad 50 mln euro...

— Minister Zdrojewski obciął fundusze, podobnie jak w przypadku innych projektów, które zastał. Ale obiecuje, że w razie potrzeby brakujące środki uzupełni z budżetu. Merytoryczna działalność Centrum jest natomiast finansowana przez miasto Gdańsk, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Sejmik Samorządu Pomorskiego. W obecnym roku są to środki wystarczające, choć niezbyt duże. Konferencja z okazji 25. rocznicy przyznania Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie ma podobny budżet do tego, jaki mamy na całoroczną działalność Centrum. Wierzę, że budżet ten wzrośnie wraz ze wzrostem Centrum.

Całość miała zostać zakończona do 2010 r. To jest realny termin?

— W 2010 r. chcemy otworzyć muzeum, a cały wykończony budynek w 2011 roku.

Rozmawiamy w budynku dawnej dyrekcji Stoczni Gdańskiej, której właściwie już nie ma. Ilu z tych, którzy zaczęli Sierpień '80, ruszyłoby, gdyby wiedzieli, jaki będzie ich los w przyszłości?

— Na los stoczni wpływ miało bardzo wiele czynników. Niewątpliwie jednak jej legenda utrudniała racjonalne działanie. Cała sprawa prywatyzacji w Polsce jest złożona, wielowątkowa, niekiedy słusznie kontrowersyjna. Na to nakładają się nieuniknione procesy cywilizacyjne. Socjalizm deformował zarówno strukturę zatrudnienia, jak i płac, oraz wyznaczał polityczne funkcje gospodarce. Zmiana tego systemu musiała być bolesna. Ale zgadzam się, że cena, jaką za to zapłaciliśmy, była bardzo wysoka, a dla niektórych grup wręcz tragiczna. Ucierpieli zwłaszcza ci, którzy byli najbardziej zaangażowani w przemiany, robotnicy w przemyśle ciężkim, rolnicy, ale także spora część inteligencji.

Zmierzam do pytania, czy w tworzonym przez Ojca Centrum odnajdą się tylko ci, którym po 1989 r. powiodło się, czy także ci, a moim zdaniem jest ich więcej, którzy zapłacili za reformy bezrobociem, biedą, marginalizacją?

— To trudne i ważne pytanie, ale obawiam się, że nie da się stworzyć przekazu, który będzie zadowalał wszystkich. Naszym celem jest pokazanie prawdziwego wymiaru „Solidarności” oraz losów ludzi, którzy zaangażowali się w ten ruch i czasem odnieśli osobisty sukces, a czasem ponieśli porażkę. Chcemy mówić o jednych i drugich. Mamy cały program notacji filmowych, czyli rejestracji dokumentalnej biografii ludzi, którzy byli ważnymi postaciami Sierpnia ‘80 i którzy później, z różnych zresztą przyczyn, zostali odsunięci na margines.

Gdy przeglądałem programy realizowane w Centrum, zauważyłem, że pewne nazwiska w ogóle się nie pojawiają, a trudno bez nich mówić o „Solidarności”. Czy w Centrum znajdzie się miejsce dla Anny Walentynowicz, Andrzeja Gwiazdy czy Krzysztofa Wyszkowskiego?

— Chciałbym, aby Centrum działało ponad podziałami politycznymi, ale oczywiście mam świadomość, że wszystkich nie zadowolę i będę krytykowany zarówno za tych, których zaprosiłem, jak i tych, których z jakichś powodów u nas jeszcze nie było. Generalnie jednak do Centrum zapraszani są zawsze wszyscy ludzie „Solidarności”.

Jeśli Ojciec mówi, że muzeum ma przypomnieć prawdziwe dzieje „Solidarności”, czy znajdzie się w ekspozycji ślad po dyskusji, jaką wywołała książka Cenckiewicza i Gontarczyka na temat związków Wałęsy z SB.

— Trwa konkurs na scenariusz wystawy do muzeum. W jury są ludzie z różnych środowisk, m.in. historycy i muzealnicy: Eisler, Paczkowski, Friszke, Gawin, Dudek, Hall, więc sądzę, że ich wybór będzie odzwierciedlał różną wrażliwość i przekonania polityczne oraz naukowe.

To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Zapytam więc wprost, czy wątek agenturalny także będzie podejmowany w tej ekspozycji?

— To jest oczywiste, ale trzeba w tym wszystkim znaleźć właściwe proporcje. Nie da się w muzeum opowiedzieć wszystkiego, co wydarzyło się od 1970 do 1989 r., a takie ramy czasowe ma mieć ekspozycja. Zadaniem scenarzystów będzie uwzględnienie wszystkich problemów. Ja nie będę w ich pracę ingerował, mówiąc, że za mało jest o agenturze albo za dużo.

Przewiduje Ojciec współpracę z IPN?

— Jestem już po rozmowach z prezesem Kurtyką. Współpraca Centrum z Instytutem, posiadającym ogromne zasoby dokumentów i pamiątek, winna mieć charakter trwały i strukturalny.

A z NSZZ „Solidarność”?

— Związek jest jednym z założycieli Centrum. „Solidarność” wspiera projekt, ale chciałaby — co zrozumiałe — zachować nad nim pewną kontrolę. Jednak podmiotów tworzących ten projekt jest więcej, dlatego, moim zdaniem, najlepszym wyjściem jest programowa niezależność Centrum.

Ale ekspozycja muzealna nie będzie jedynym wątkiem w Centrum?

— To będzie część retrospektywna, czyli, mam nadzieję, ciekawe muzeum opowiadające o tym, co się w Polsce wydarzyło od grudnia 1970 r., realistycznie przedstawiające wielkie polskie zwycięstwo. Powinna to być nowoczesna narracja, zrozumiała także dla młodego pokolenia oraz obcokrajowców, których z pewnością będzie tu wielu przychodziło. Ale oprócz tego czeka nas poważna praca badawcza, a zorientowałem się , że wiele dokumentów jest w bardzo złym stanie.

O jakich archiwach Ojciec mówi?

— O archiwach opozycji, a także dokumentacji komisji zakładowych znajdujących się w poszczególnych regionach związku.

Czy więc tutaj miałoby powstać centralne archiwum „Solidarności”?

— Nie chcę tak tego nazywać, ale gdzieś musi być miejsce, aby zbierać i opracowywać dokumenty dotyczące „Solidarności”, jej prasy, wydawnictw oficjalnych i podziemnych, dziejów represji. Organizowana jest także akcja zbierania prywatnych pamiątek i świadectw. Temu powinny towarzyszyć badania naukowe. Ale w projekcie Centrum równie ważna jest część skierowana ku przyszłości. Chcemy w niej powiedzieć, jakie dla nas, Polaków, ale także dla przedstawicieli innych narodów, wypływają wnioski z tego niezwykłego doświadczenia, jakim była „Solidarność”. Nie będzie to zresztą łatwe. Najważniejszą bronią „Solidarności” był bowiem papier. Jednakże „muzeum papieru” nie będzie ciekawe ani dla obcokrajowców, ani dla młodych pokoleń. Dlatego tak ważny będzie scenariusz przyszłej ekspozycji. Zgłosiło się obecnie sześć sensownych zespołów i mam nadzieję, że jeszcze w sierpniu tego roku uda się rozstrzygnąć zarys projektu scenariusza, nad którym będziemy dalej pracować. Wtedy także ogłosimy konkurs na scenografię, czyli jak opowiedzieć treści zawarte w scenariuszu.

Czy Centrum będzie działało tylko w Gdańsku, czy w całym kraju? Przecież „Solidarność” to sprawa całej Polski. Stocznia jest ważna, ale kopalnia „Wujek” także.

— To zależy od środków, jakimi będziemy dysponować. Moim zdaniem, Centrum powinno zaznaczyć swą obecność wszędzie tam, gdzie były silne regiony „Solidarności”. W tym celu prowadziłem już rozmowy z prezydentami paru miast. Jeśli jednak środków nie będzie, siłą rzeczy skoncentrujemy się na Gdańsku.

Nie ma „Solidarności” bez Jana Pawła II. Czy ten wątek także będzie poruszany?

— W Centrum planowana jest specjalna sala poświęcona Janowi Pawłowi II, tak usytuowana, że jej okna będą wychodziły na gdańskie krzyże. Zbieramy także świadectwa na temat relacji Papieża i „Solidarności”.

Co nam zostało z tamtego Sierpnia?

— Nuta solidarności, jako pewien ideał, pewien szlachetny cel naszych działań, rozbrzmiewa nadal w wielu ludzkich sercach. Dla milionów z nas był to najpiękniejszy okres życia. To doświadczenie trzeba pokazać młodemu pokoleniu, nie tylko w Polsce. Chcemy je jednak nie tylko pokazać, ale i przekazywać jako żywą wartość — wartość, która nadaje sens i piękno życiu.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama