Globalizacja - błogosławieństwo czy przekleństwo

Czy globalizacji da się uniknąć?

Globalizacja jest procesem nieodwracalnym, ale to nie znaczy, że jesteśmy wobec niej bezsilni. Nie wynika ona z prawa naturalnego, lecz jest wytworem człowieka. Otwartym pozostaje natomiast pytanie, czy może ona służyć solidarności międzyludzkiej i nie naruszać niezbywalnych praw człowieka. Nie da się ukryć, że logika rynku wtargnęła we wszystkie dziedziny życia, ograniczając obszar dobrowolnego działania zarówno jednostek, jak i społeczeństw.

Globalizacja bez wątpienia posiada także cechy negatywne. Jednak po bankructwie gospodarki planowej i nakazowo-rozdzielczej dla rozwoju ekonomicznego świata nie ma innej propozycji jak globalny rynek. Tak zwana trzecia droga w postaci korporacjonizmu okazała się już przed II wojną światową nierealna. Rynku globalnego nie można ani demonizować, ani ubóstwiać. Trudno zgodzić się z liberałami, że rynek decyduje o wszystkim, ale z drugiej strony nie da się od tego rynku odgrodzić murem, gdyż taka izolacja skazywałaby każde państwo na regres ekonomiczny i napięcia społeczne. Łagodzenie negatywnych skutków globalizacji wymaga niewątpliwie działań politycznych, a ze strony społeczeństw — krytycznej obserwacji oraz moralnej presji na menedżerów, by uświadomić im ich odpowiedzialność.

Biedni i bogaci

Kapitaliści budują nowe zakłady produkcyjne w krajach, które wprawdzie posiadają niskie koszty pracy, ale także siłę nabywczą miejscowej ludności, potencjał produkcyjny oraz infrastrukturę. Tym warunkom może odpowiadać Polska, ale nie kraje afrykańskie, zwłaszcza te, które z cywilizacją europejską zetknęły się najwcześniej 100 lat temu.

Należy się spodziewać, że dysproporcje w stopie życiowej oraz w przychodach ludności będą rosły. W roku 1960 średni dochód na głowę ludności w siedmiu najbogatszych krajach świata był 25 razy wyższy niż w siedmiu najbiedniejszych. W roku 1997 był już 40 razy wyższy.

Egoizm krajów bogatych przejawia się także w tym, że wprawdzie umarzają zadłużenie państw Trzeciego Świata, jak ostatnio w Genui, ale nie godzą się na import ich towarów (np. cukru, tekstyliów). Niemcy obawiają się, że biedny Wschód może zagrozić ich dobrobytowi, ale w handlu ze Wschodem to oni mają obecnie nadwyżki. Niektórzy politycy niemieccy narzekają, że ich kapitał ucieka do krajów wschodnich, tymczasem ten eksportowany kapitał stanowi zaledwie 1 proc. inwestycji krajowych.

Kraje bogate emitują do atmosfery aż 80 proc. gazów cieplarnianych i zużywają 80 proc. surowców. Stany Zjednoczone do dziś nie podpisały układu z Kyoto, który obliguje kraje uprzemysłowione do ograniczenia zanieczyszczeń atmosfery.

Nie da się ukryć, iż poważny udział w handlu bronią mają przede wszystkim kraje bogate, a kupującymi są najczęściej dyktatorzy z krajów Trzeciego Świata. Pieniądze na zakup broni nierzadko pochodzą z tzw. pomocy dla krajów biednych, rozwijających się.

Istnieją przypuszczenia, iż bakterie wąglika, które budzą dziś taki niepokój w Ameryce, trafiły tam z laboratoriów rosyjskich przez Irak, gdzie dostały się do rąk terrorystów. Również gazy trujące, o zagrożeniu którymi coraz częściej się mówi, mają pochodzić z Iraku, ale fabryki produkujące je wybudowali tam Niemcy, rzekomo jako zakłady farmaceutyczne. To także globalizacja.

Anonimowość kapitału

Innym problemem, jaki rodzi globalizacja, jest anonimowość kapitału. Dziś coraz trudniej powiedzieć, że dana fabryka jest własnością konkretnego człowieka. Rozmaite przedsiębiorstwa, zwłaszcza duże, są rozmieniane na udziały i akcje, które są rozprowadzane wśród wielu ludzi. Również oszczędności lokuje się w różnych bankach i funduszach, by przynosiły odsetki. Potężne zasoby kapitału gromadzą dziś fundusze emerytalne, dzięki którym ludzie chcą zapewnić sobie spokojną i zasobną starość. Oblicza się, że za 15 lat miliard emerytów będzie dysponować kwotą 300 bilionów dolarów. Pojedynczy udziałowiec może nawet nie wiedzieć, gdzie jego pieniądze aktualnie się znajdują. To go zresztą nie interesuje, on chce tylko jednego — by się pomnażały. Ta anonimowość powoduje, że przysłowiowa pazerność kapitalistyczna dotyczy nie tylko wielkich bogaczy, ale także zwykłych ciułaczy.

Doświadczyła tego w roku 1999 szwedzka centrala związkowa LO. Zapytała zrzeszone związki, czy chcą, by ich środki emerytalne zainwestować tak, by przyczyniały się do wzrostu zatrudnienia, poprawy warunków pracy i życia ludzi biednych lub chorych. Odpowiedzią było zdecydowane „nie”. Związki chciały możliwie najwyższego zysku. Gdyby człowiek biedny, bezrobotny, chory znajdował się w zasięgu ręki, może jego los wzruszyłby związkowców, ale na odległość cierpienie ludzkie obojętnieje.

Zagrożona suwerenność

Do negatywnych cech globalizacji trzeba zaliczyć zagrożenie suwerenności państwa ze strony międzynarodowych korporacji oraz instytucji finansowych. Wiele państaw narodowych to dziś petenci wielkich firm, co pociąga za sobą uzależnienie zarówno ekonomiczne, jak i polityczne. Wystarczy zauważyć, że na 100 najbogatszych republik świata 51 to superkoncerny. Polska znajduje się na tej liście na 35. miejscu, a wyprzedzają nas takie koncerny jak: Daimler—Chrysler, Ford Motor, General Motors. Obywatel polski, pracujący w gliwickiej fabryce samochodów General Motors—Opel, nie jest już tylko obywatelem naszego państwa, ale posiada także dokument tożsamości stwierdzający jego przynależność do światowej organizacji General Motors — potężniejszej, bogatszej i lepiej rozpoznawanej w świecie niż Polska. Duże koncerny mają ponadto własną ochronę, służbę zdrowia, system szkoleń dla pracowników, własny wywiad. Coca-cola, Ford, Nissan czy Daimler—Chrysler otworzyły swe przedstawicielstwa w dwustu krajach świata, tyle placówek dyplomatycznych ma tylko jeden najbogatszy kraj — Stany Zjednoczone.

Czy w tej sytuacji instytucja państwa nie stanie się zbędna? Nie może stać się zbędna, gdyż byłby to koniec demokracji. Władze międzynarodowych korporacji nie są wybierane demokratycznie. Ponadto firmy kapitalistyczne nie posiadają mandatu, by dyktować, w jaki sposób mają być użyte dobra wyprodukowane dla społeczeństwa. To leży w kompetencji władz politycznych. Również problem pomocy społecznej, która często dotyczy znacznego procentu obywateli, znajduje się poza sferą zainteresowań międzynarodowych korporacji.

„Globalna wioska”

Produktem globalizacji jest również tzw. globalna wioska. Wioska to teren, na którym ludzie żyją blisko siebie, dzielą się swymi problemami, cechuje ich ten sam obyczaj, na ogół nie bywają samotni. Marzenia o „globalnej wiosce” zrodziły się przed 30 laty i były spowodowane przez rozwijającą się komunikację elektroniczną, zwłaszcza przez Internet. Ludziom wydawało się, że łatwość porozumiewania się z kimś nawet na antypodach, skurczy świat do rozmiarów „globalnej wioski”. Marzenia niezupełnie spełniły się, gdyż internauta na drugim końcu świata nie stał się naszym sąsiadem, kontakt za pomocą środka zapożyczonego, którym jest Internet, nie stał się kontaktem interpersonalnym, człowiek w swej „globalnej wiosce” pozostał osamotniony.

„Globalna wioska” stała się jednak faktem z innych powodów. Nowoczesne środki komunikacji spowodowały łatwość podróżowania ludzi na dalekie kontynenty oraz przesyłania informacji, kapitału i towarów na duże odległości, dzięki czemu świat dzisiejszy cechuje konsumpcja tych samych dóbr, i to na olbrzymią skalę. McDonald's sprzedaje swe hamburgery niemal na całym świecie. Coca-colę pije się na wszystkich kontynentach. Telewizję satelitarną ogląda się od Europy po Japonię, Amerykę Południową i Nową Zelandię. Mamy także do dyspozycji magnetofony, magnetowidy, odtwarzacze DVD z niezliczoną ilością kaset wideo, z filmami głównie produkcji amerykańskiej. Powszechność tych środków nie została jednak narzucona ludziom siłą, lecz zaakceptowana dobrowolnie, zaś „mcdonaldyzację świata” trudno uważać za spisek międzynarodowy.

Przed kilkoma laty w Warszawie przy ul. Marszałkowskiej sąsiadowały ze sobą McDonald i Hortex. Hortex produkował bardzo dobre potrawy, napoje i lody, ale zbankrutował, gdyż konsumenci wybrali wątpliwej jakości hamburgery. Podobnie w Azji McDonald's niszczy tradycyjną kulturę picia herbaty.

Nagminne dziś spożywanie dań typu „fast food” zagraża rodzinnym obyczajom. Wielodaniowy posiłek spożywany razem przy stole, wspólne rozmowy, spotykanie z tej okazji bliskich i sąsiadów, zwłaszcza spotkania niedzielne — stopniowo zanikają.

„Globalna wioska” zagroziła nie tylko kulturze jedzenia, nastąpiła uniformizacja w sposobie ubierania się, zniknęły stroje ludowe. Również mieszkania są umeblowane w jednakowy, monotonny sposób meblami z masowej produkcji. A co najsmutniejsze, w mieszkaniach tych jest coraz mniej książek, ale jest telewizor i urządzenie wideo.

„Globalna wioska” przemieniła również krajobraz miejski, który bardziej przypomina wesołe miasteczko lub wielkie centrum handlowe, aniżeli dawne tradycyjne miasto z ratuszem, teatrem, szkołą i kościołem.

Pod wpływem tzw. kultury McWorld, która przyczyniła się do powstania zindywidualizowanego „społeczeństwa doznaniowego”, następuje desakralizacja życia. W niedzielę ludzie, zamiast do kościoła, udają się na zakupy i zwiedzanie hipermarketów, a potrzebę transcendencji skutecznie zagłuszają krzyczące reklamy i urok dóbr materialnych. Ekonomizm przekonuje, że tzw. szczęście człowiek znajdzie w nieograniczonym zaspokajaniu swych zachcianek i potrzeb materialnych. Trudno jednak w to uwierzyć, gdyż coraz częściej i głośniej mówi się o frustracji i braku sensu życia we współczesnym świecie.

* * *

Aniela Dylus w swej książce „Globalny rynek i jego granice” pisze, iż globalizacja nie jest bezgraniczna i wszechpotężna, gdyż właśnie etyka, wartości i normy moralne wyznaczają jej granice. Autorka twierdzi, że oceniając globalizację, należy unikać ideologii i jednostronności w ukazywaniu jej konsekwencji. „Pociąga ona przecież za sobą zarazem korzyści, jak i szkody. Stwarza nowe szanse, ale rodzi też nowe zagrożenia”.

Aniela Dylus pisze dalej: „Realizmu w odniesieniu do omawianej problematyki można się uczyć z ostatnich dokumentów papieskich. Jeden z nich, Orędzie na XXXI Światowy Dzień Pokoju, nie pozostawia złudzeń: »Globalizacja ekonomii i finansów jest już rzeczywistością«, świat »podąża drogą globalizacji«. Mimo niejasnych jeszcze konsekwencji dokonujących się zmian, wiadomo już na pewno, że niosą one ze sobą »wielkie nadzieje, ale także pytania i obawy«(...). W Orędziu na XXXIII Światowy Dzień Pokoju (1.01.2000) czytamy: »[procesy globalizacji], choć stwarzają pewne zagrożenia, otwierają też niezwykłe i wiele obiecujące możliwości, właśnie z punktu widzenia celu, jakim jest przekształcenie ludzkości w jedną rodzinę, opartą na wartościach sprawiedliwości, równości i solidarności« (nr 5). Ton papieskiego nauczania daleki jest od determinizmu czy »mentalności twierdzy«. Przenika go przeświadczenie o możliwości i powinności wywierania wpływu na bieg rzeczy”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama