Finanse Kościoła

Głos w dyskusji nad artykułem bpa Skworca omawiającym problemy finansów Kościoła

Z uwagą przeczytałem opublikowany w 19. numerze "Gościa Niedzielnego" wywiad z bp. Wiktorem Skworcem na temat finansów Kościoła oraz "małą polemikę" ks. Pawła Buchty z numeru 23. Chciałbym ustosunkować się do tych wypowiedzi, a zwłaszcza do niektórych wątków z tekstu ks. Buchty.

Całkowicie się zgadzam z Księdzem Biskupem i cieszę się, że mamy tak myślącego Pasterza oraz że taki człowiek jest przewodniczącym Komisji Ekonomicznej Konferencji Episkopatu Polski. Jego wypowiedzi tchną duchem Ewangelii i troską pasterską, a nie tylko finansową. Ksiądz Biskup wyczuwa nastroje wiernych i większości kapłanów oraz szanuje tradycje Kościoła w Polsce. W podobny sposób wywiad odebrali moi koledzy, z którymi rozmawiałem i byli uczniowie, którzy czytają "Gościa Niedzielnego". Całkowicie słuszne jest stwierdzenie, że "system finansowania Kościoła powinien zostać niezmienny w tym znaczeniu, że źródłem środków finansowania Kościoła i jego instytucji powinny pozostać dobrowolne ofiary wiernych". W Polsce ani system węgierski, z 1-procentowym opodatkowaniem wiernych, ani włoski, gdzie Kościół otrzymuje 0,8 proc. podatku dochodowego swoich wiernych - który w wywiadzie telewizyjnym poparł bp Tadeusz Pieronek - jest na razie nie do przyjęcia.

Dobrowolność ofiar dotyczy w zasadzie wysokości, a nie samego faktu ich składania. Każdego katolika obowiązuje piąte przykazanie kościelne, które brzmi: "Wierni są zobowiązani dbać o potrzeby Kościoła" (choć osobiście, tak jak wielu kapłanów i wiernych, wolałbym formę zachęty z KKK 1351 w wersji niepoprawionej). Wierni mają "dbać nie tylko o potrzeby materialne, ale i duchowe". Można by dodać do tego stwierdzenia ważne słowa: "Każdy według swojej możliwości". To zobowiązywałoby zamożnych do proporcjonalnie większych ofiar, a biednych do wspomnianych w Ewangelii "dwóch pieniążków" (por. Mk 12, 41). Ci zaś, którzy nie mają na własne utrzymanie, nie tylko "mogą czuć się zwolnieni" ze składania ofiar pieniężnych, ale są z tego obowiązku zwolnieni, bo mogą się podzielić tylko swoim niedostatkiem. Ci wierni zobowiązani są natomiast do modlitwy w intencji Ojca Świętego i Kościoła oraz ofiarowania Bogu swoich cierpień. Jeśli są zdolni do pracy, powinni ofiarować swą "pracę", np. przy pielęgnowaniu chorych, staruszków i samotnych w domu czy hospicjum albo w opiece nad dziećmi rodziców pracujących. Mogą pomagać w sprzątaniu i dekorowaniu kościoła parafialnego, porządkowaniu cmentarza czy plebanii.

Dobrowolność ofiar jest chyba zatwierdzona przez Komisję Episkopatu. II Polski Synod Plenarny tylko zachęca wszystkich katolików do wielkoduszności i ofiarności (p. 96), a w dokumencie "Powołanie i posłannictwo świeckich" apeluje: "W rozmowach środowiskowych, formacyjnych, należy rozbudzać odpowiedzialność wiernych za potrzeby parafii i diecezji" (p. 44).

Wypowiedzi ks. P. Buchty, w wielu wypadkach słuszne, tchną kanonami i są jurydyczne. Spraw finansowych Kościoła w Polsce nie da się rozwiązać, tylko powołując się na kanony Prawa Kanonicznego. W Polsce na razie nie ma innych źródeł zdobywania środków finansowych, jak tylko dobrowolne ofiary wiernych. Dlatego cytowanie kanonów (260 czy 222 p. 1) bez uzasadnienia pastoralnego w duchu miłości, a taki jest ton tych wypowiedzi, może przynieść skutki negatywne. Jestem przekonany, że jedynie słuszną drogą jest droga wychowywania wiernych - od najmodszych lat przez katechezę, ogłoszenia parafialne, kazania - do umiłowania Kościoła powszechnego, lokalnego i parafii. Ta miłość zaowocuje odpowiedzialnością i ofiarnością. Wiele potrafią zrobić nawet najmniejsze dzieci w parafii, gdzie buduje się kościół, na rzecz misji świętych (np. w Tylmanowej).

Ojciec Święty nie pisze wprost o finansach, ale mocno podkreśla: "Kościół w nowym stuleciu, na drodze swego rozwoju historycznego, będzie potrzebował wielu różnych rzeczy, jeśli jednak zabraknie mu miłości (agape), wszystko inne będzie bezużyteczne" (42). W tym kontekście widzi też działalność charytatywną Kościoła. Pisze: "Potrzebna jest dziś nowa wyobraźnia... winniśmy zatem tak postępować, w taki sposób, aby w każdej społeczności chrześcijańskiej ubodzy czuli się jak u siebie w domu" (50).

Nie wyobrażam sobie, aby w parafii można było w imię tzw. sprawiedliwości ustalić w porozumieniu z Radą Gospodarczą czy Akcją Katolicką jakąś formę podatku od dochodów na potrzeby Kościoła. To może odstręczyć od Kościoła. Tak było w Niemczech i w Austrii, gdzie Polacy "wypisywali" się z Kościoła. Kto miałby egzekwować płacenie tego podatku? Zdarza się, że najbogatsi nie uczestniczą w ogóle albo rzadko we Mszy św. niedzielnej. Wysyłanie zawiadomień o konieczności zapłacenia składki na Kościół może wzbudzić niechęć do proboszcza. Czy nie lepsza jest serdeczna, pełna troski prośba proboszcza w imieniu parafii czy diecezji? Ludzie widzą, że w parafii coś się robi, buduje, remontuje, i są gotowi do dużej ofiarności, nawet ci, którzy rzadko praktykują. Znane są przypadki, że ludzie zamożni przynoszą poważne ofiary, mówiąc: "Ja tam nie mam czasu na modlitwy, proszę się za mnie pomodlić". Albo: "Pieniędzy nie dam, bo nie mam, ale chętnie ofiaruję pracę" i przychodzą do pracy, np. przy budowie kościoła nawet z sąsiednich parafii. Albo przyjeżdżają do diecezji, by pomagać przy budowie seminarium duchownego (tak dzieje się w Tarnowie). Ile to w diecezji tarnowskiej, w wioskach liczących 650-900 ludzi, wybudowano pięknych kościołów, plebanii, a ludzie zintegrowali się przy tej okazji w prawdziwą wspólnotę parafialną. Proboszczowie tych parafii szukali możliwości zdobywania pieniędzy: głosili rekolekcje, szukali partnerskich parafii za granicą i w Polsce, w klubach polonijnych, rozprowadzali książki. Ludzie przychodzili do pracy, wyrabiali np. cegłę, nie tylko na potrzeby swojej parafii, ale i dla innych, i w ten sposób zarabiali na inne materiały budowlane (np. w parafiach Obidza, Grabno). W jednej z miejskich parafii wierni wyrabiali palety na eksport, by zyskać środki na budowę wspaniałego kościoła i plebanii z salami katechetycznymi. Wierni o swoich proboszczach mówili z chlubą: "Nasz proboszcz nie tylko jest dobrym duszpasterzem, ale i wspaniałym gospodarzem".

Kościół ma naturalne i pozytywne prawo prowadzić działalność gospodarczą i powinen to czynić, ale roztropnie, nie może - jak zauważa bp Skworc - "uczestniczyć w bezwzględnej walce o wyniki gospodarcze, w agresywnej reklamie itd.". Niektóre pomysły księdza Buchty są "karkołomne", np. dotyczące organizowania "usług leczniczych i pielęgniarskich", kiedy istnieją kasy chorych. Czy na chorych mamy zarabiać, zamiast im pomagać? Albo jakie firmy handlowe byłyby odpowiednie?... Może te, które w niedzielę handlują?! Co innego małe kioski rozprowadzające książki i czasopisma religijne. A odnośnie do "Gościa Niedzielnego", to w diecezji tarnowskiej rozprowadzany jest głównie przez parafie, i parafie nieraz dokładają do tego, a nie zarabiają. Chodzi o to, by ludzie go czytali.

Są proboszczowie pomysłowi, np. produkują znicze, palety i w ten sposób pomagają parafii, a ludziom dają pracę. I to jest godne naśladowania.

Autor w jednym miejscu pisze: "W Kościele, ze względu na brak środków finansowych, wiele z zadań się nie realizuje". A nieco dalej: "Kościół w Polsce, mimo że nie posiada zbyt wielkich środków finansowych, jest w stanie prowadzić wiele różnych inwestycji i przedsięwzięć charytatywnych". Sądzę, że Kościół w Polsce dobrze realizuje swoje zadanie, mimo skromnych zasobów materialnych. Działalność charytatywną Kościół realizował też za czasów PRL-u, mimo że w 1950 roku odebrano wszelkie dobra materialne, jakie miała Caritas. Mimo to, przez tzw. ubogie środki (ofiary ludzi) i pracę opiekunek rejonowych, docierał do biednych, preferując "ową opcję preferencyjną na rzecz ubogich".

W roku 1986 Ojciec Święty, przemawiając w swojej bibliotece do dyrektorów charytatywnych z całej Polski, powiedział: "Ta działalność Kościoła w Polsce stępiła ostrze ateizmu". Czy Kościół, mając "bogate środki", mógłby to osiągnąć? Nie wiem też, czy niektóre propozycje działalności gospodarczej ks. Buchty, mogą "stępić" rodzącą się dziś niechęć do Kościoła i kapłanów? Kościół może mieć więcej, ale po to, by więcej rozdawać. W przeciwnym razie wolę "Kościół ubogi". Jeśli chodzi o utrzymanie księży, to ich standard życiowy w większości jest zadowalający. Kapłani mają w zasadzie to, co jest "konieczne do ich godnego utrzymania". Dzisiaj nasze społeczeństwo zubożało, zwłaszcza na wsi, i to trzeba wkalkulować, próbując określić standard życia kapłanów. Nas też obowiązuje ofiarność i pewna asceza życia. Ojciec Święty w 1987 roku w Tarnowie, a głównie w seminarium w Szczecinie, apelował, abyśmy się "raczej mieli na poziomie uboższej rodziny". Nie wiem, na jakiej podstawie ks. Buchta uogólnia, że "iura stole" są opodatkowane na rzecz parafii w 25-30 proc. W diecezji tarnowskiej nie było i nie ma takiego podatku.

Zastanawiam się, dlaczego prestiż powołań kapłańskich spada w publicznej ocenie. I to nie tylko na Zachodzie, ale i w Polsce. Nie należy się martwić spadkiem notowań w skali "społecznej". Chrystusa i Jego uczniów nikt nie umieszczał na równi z Piłatem i Herodem. Ale niepokoi spadek w ocenie "uczciwości i rzetelności". Czy nie jest tak, że "pazerność" jednego kapłana, skrzętnie nagłaśniana, gorszy wielu, a setki żyjących duchem Ewangelii jest niedostrzegna, bo to wydaje się czymś normalnym. Dlatego trzeba robić wszystko, aby nie było tego jednego i by wypowiedzi, nawet pojedyncze, były lepiej wyważone.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama