Walka o Polskę, walka z Polską

Ukazuje stosunek pokolenia wojennego do polskiej tradycji historyczno-kulturalnej

1. "Obecne młode pokolenie kulturalne, mówiąc i wierząc w konieczność bardzo głębokich duchowych przemian, uczy się jednocześnie bardzo wielu rzeczy od wieku XIX, ceniąc lekceważone dotąd wartości polskiej tradycji" - pisał w artykule Pokolenie wojenne Andrzej Trzebiński, rówieśnik Baczyńskiego i Gajcego, kolega z ławy szkolnej Borowskiego, najbliższy przyjaciel Bojarskiego. W jego własnej twórczości znać przede wszystkim fascynację Mochnackim i Norwidem. Mochnacki pojawia się kilkakrotnie, Norwid kilkunastokrotnie na kartach Pamiętnika Trzebińskiego. Do Mochnackiego będą odwoływali się też inni twórcy pokolenia wojennego, zwłaszcza ze środowiska "Sztuki i Narodu", dla którego - jak pisze Tadeusz Sołtan - "był on jakby medium, poprzez które próbowano sięgać do istoty świadomości romantycznej, przejmować te jej składniki, które wydawały się najbliższe aktualnej sytuacji historycznej". Norwid natomiast stanie się najistotniejszą romantyczną postacią dla całego prawie pokolenia.

Niewątpliwie jest Norwid wielkim autorytetem duchowym "Sztuki i Narodu". To parafraza jego słów z Promethidiona ("Artysta jest organizatorem wyobraźni narodowej") będzie stanowić niezmienną dewizę dla wszystkich numerów pisma i dla postawy całego środowiska. W szóstym numerze opublikowany zostanie nie znany list poety, opatrzony wstępem Stanisława Marczaka-Oborskiego zawierającym znamienne stwierdzenie, że Norwid "jest jednym z nielicznych w naszej tradycji kulturalnej pisarzy, którzy zachowali pełny autorytet i siłę atrakcji". W wyrastających ze "Sztuki i Narodu" "Sprawach Kultury" Tadeusz Sołtan uzna Norwida za pierwszego ze skarbca przeszłej wielkości, w którego dorobku myśl współczesna znaleźć może dla siebie oparcie. Wiersze Norwida i odwołania do jego postawy twórczej pojawiać się też będą kilkakrotnie w "Prawdzie Młodych".

Zatem przede wszystkim Mochnacki i Norwid, a nie Mickiewicz, Słowacki czy Krasiński - takiego wyboru z tradycji romantycznej dokonuje pokolenie wojenne.1 Nie tyrteizm i mesjanizm stanowią przedmiot fascynacji młodych twórców wojennych, ale połączenie realizmu i żarliwości, poświęcenia i odpowiedzialności, roztropności i pracowitości, kulminujące w wyznaczającej kształt zarówno dzieła, jak życia zasadzie historycznego aktywizmu. W Norwidzie i Mochnackim widzą oni przedstawicieli romantyzmu samoprzezwyciężającego własne słabości. Pierwszy zabezpieczał przed "złudzeniami i widmowością", drugi przed "bezsiłą romantyzmu". Jednak zarówno sam wybór tych dwu postaci, jak i sposób lektury ich dzieł nie stanowią oryginalnej własności pokolenia wojennego. Przeciwnie, wyraźnie wskazują na tego, którego pisma stały się - zacytujmy znów Tadeusza Sołtana - "dla znacznej części twórców wojennego pokolenia rodzajem przewodnika po kulturze polskiej i europejskiej minionego półtorawiecza" - na Stanisława Brzozowskiego. To właśnie Brzozowski, odkrywając na nowo romantyzm dla polskiej współczesności, wydobył z niego przede wszystkim te dwie sylwetki - Mochnackiego i Norwida. O Mochnackim pisał, że był "żywym wzorem tego, czem jest człowiek nowoczesny, tj. świadomie uczestniczący w dziejach, w tworzeniu kultury i narodu". W Norwidzie zobaczył twórcę, który "sformułował zadanie naszych czasów, zadanie całej nowoczesności: człowiek będzie miał własną kulturę, gdy będzie umiał tworzyć, co chce".

Brzozowski odróżniał postawę romantyczną od historyczno-kulturalnej formacji romantycznej. Największą wartość drugiej widział w wysiłku zmierzającym do przezwyciężenia pierwszej. "Przezwyciężenie romantyzmu - pisze Andrzej Walicki - miało być w jego koncepcji »dziełem najwyższego romantyzmu«." Najpełniej według Brzozowskiego przezwyciężenie to dokonało się w "filozofii romantyzmu polskiego". Wrócimy do tego wątku, gdyż ma on zasadnicze znaczenie dla zrozumienia stosunku pokolenia wojennego do polskiej tradycji. W tym miejscu jednak chcę zwrócić uwagę na sam sposób czytania przez Brzozowskiego polskich romantyków: widział on w nich przede wszystkim filozofów, myślicieli, twórców idei, kodyfikatorów pewnej postawy wobec życia. Nie znaczy to, że nie interesował go sam wymiar artystyczny ich twórczości, ale i on był przez niego opisywany w języku idei. Tak też czytali romantyków twórcy pokolenia wojennego. W ich sposobie lektury to, co artystyczne, było zarazem widziane jako ideowe, a to, co filozoficzne, jako mające swe konsekwencje w postawach praktycznych. Na przykład Norwid fascynował pokolenie wojenne ze względu na obecny w jego twórczości "świat wartości", który był zarazem projektem "świata codzienności". Wedle świadectwa Tadeusza Sołtana, uczestnika stworzonego przez Trzebińskiego Ruchu Kulturowego, Norwid uosabiał "poszukiwanie drogi do realizmu, pojmowanego jako przezwyciężenie (...) antynomii ducha i rzeczywistości. (...) Droga ta prowadziła przede wszystkim poprzez integrację osobowości, zniesienie dualizmu życia duchowego i działalności praktycznej".

Wróćmy do przerwanego wątku. W rozdziale Legendy Młodej Polski zatytułowanym Polskie Oberamergau Brzozowski pokazywał, że romantyzm, który staje się pretekstem "mającym nadać wartość męczeństwa życiowej bezsilności", jest nie tyle nawiązaniem do istoty postawy romantycznej w okresie jej ostatecznej krystalizacji, co owocem wygody epigonów, dla których "niemoc" będąca "klątwą tamtych wielkich" stała się "w oczach tych dzisiejszych ich zasługą". Największą zdobycz polskiego romantyzmu widział Brzozowski w koncepcjach wprowadzających na miejsce postaw bezsilności i bierności postawę czynu duchowego i związane z nią przeświadczenie - wyrażone najpełniej przez Norwida - że naród "odrodzić się może jedynie jako świadome dzieło człowieka, jego własny twór, zwycięstwo jego swobody nad ślepą i niemą koniecznością".

Romantyzm stał się dla Brzozowskiego przykładem samoprzezwyciężania się polskiej słabości, co w jego filozofii znalazło swoje odzwierciedlenie w idei aktywnego, twórczego stosunku człowieka do świata. Rozwój polskiego romantyzmu widział Brzozowski jako ciąg wzajem się dopełniających koncepcji i postaw, samą zaś "ideę dopełniania" jako jego największą zdobycz. Wedle tej idei człowiek poznaje prawdę o własnym losie tylko świadomie dopisując do niego kolejny rozdział, społeczność narodowa zaś kształtuje swą tożsamość w ciągłym wysiłku podejmowania jako współczesnych problemów, które stawia przeszłość. Jeśli "dla emigracji ówczesnej zadaniem było zachować wiarę w swą samoistność wobec naporu obcych prądów myślowych, obcego życia, zadaniem dzisiejszych polskich pracowników - pisał Brzozowski w Legendzie - jest stworzyć nie panującą nad zwątpieniem wiarę - lecz panującą nad rzeczywistym życiem - myśl polską". Takich pracowników, którzy chcą nie "zachować", lecz "stworzyć" polską rzeczywistość, widziało w sobie pokolenie wojenne. Od Norwida i Brzozowskiego pokolenie to uczyło się twórczej kontynuacji przeszłości, która byłaby zarazem tej przeszłości świadomym przedłużeniem i przezwyciężeniem. Uczyło się takiego stosunku do tradycji, w którym, aby z tradycji tej móc czerpać, trzeba ją jednocześnie samemu wzbogacić.

Stąd stosunek tego pokolenia do romantyzmu był wyraźnie ambiwalentny. Z jednej strony fascynacja Mochnackim i Norwidem jako wyrazicielami właśnie krytycznego stosunku do własnej tradycji (choć przecież nie kwestionującymi jej wagi). Z drugiej strony świat wielkich dramatów romantycznych - Dziadów czy Kordiana - z ich "koncepcją kultury narodowej" jako - wedle określenia Trzebińskiego - "gigantycznego pamiętnika narodu". Taki romantyzm, traktowany jako "synonim wysokiego duchowego czy nawet wręcz mistycznego patriotycznego zaangażowania", był przez pokolenie wojenne "sadzany na ławie oskarżonych". Z tym że oskarżano tu nie tyle samą literaturę romantyzmu, co sposób jej odczytywania i jej wpływ na kształt polskiej tradycji, stosunek do własnej przeszłości i teraźniejszości. Krytykowano więc nie tyle romantyzm XIX-
-wieczny, co jego współczesne anachroniczne postaci, oparte na wierze w możliwość przejmowania wprost wzorców z przeszłości.

Tej wiary pokolenie wojenne nie podzielało. Publikujący w "Płomieniach" Karol Lipiński był szczególnie wrażliwy na bezkrytyczne wprowadzanie wzorców romantycznych w obręb systemu wychowawczego. Bojarski i Trzebiński, kolejni redaktorzy "Sztuki i Narodu", śledzili "wczorajszość, zmechanizowanie postaw, niezdolność świeżego i głębokiego przeżycia spraw świeżych i głębokich" w literaturze.2 Publicysta "Prawdy Młodych" wskazywał na szablonowość i schematyczność postaw romantycznych dnia codziennego okupowanej Polski, przybierających postać znamiennego zastąpienia: "Zamiast trzeźwego spojrzenia - impuls. Zamiast realności w ocenie faktów - patetyzm." Zamiast - możemy kontynuować - krytycznego spojrzenia na możliwość adaptowania wzorów z przeszłości dla potrzeb teraźniejszości - wiara w moc historycznych analogii. Autor cytowanego artykułu zwracał uwagę, że historia przez nawarstwianie się podobnych zdarzeń "może się powtarzać". Źle jednak, "gdy powtarzają się postawy, gdy nakłada się człowiek". Postaw nie przejmuje się z przeszłości, postawy tworzy się w oparciu o przeszłość - tak najkrócej można by podsumować istotę ambiwalentnego stosunku pokolenia wojennego do romantyzmu.

W romantyzmie pokolenie to odnajdywało zatem bliską sobie problematykę, w jej późniejszych krytycznych przedłużeniach tę linię tradycji, którą samo chciało kontynuować. Twórcy pokolenia wojennego nie traktowali romantyzmu jako zjawiska historycznego, którego opisów i interpretacji należałoby szukać w podręcznikach historii polskiej literatury czy kultury. Traktowali romantyzm jak stojące przed nimi wyzwanie, splot naijstotniejszych polskich i ludzkich po prostu problemów, których rozsupływanie nie oceną szkolną było mierzone, ale kształtem własnego życia. To nie było pokolenie epigonów romantyzmu. To nie było po prostu - jak widzi to Antonina Kłoskowska - "ostatnie wcielenie romantycznego modelu". Romantyków pokolenie to traktowało jak przewodników duchowych, pozwalających rozpoznać uwarunkowania swej własnej sytuacji, dających wskazówki co do możliwych sposobów postępowania i przecierających szlaki, którymi można by podążać w poszukiwaniu własnych rozwiązań. Mimo że własne drogi pokolenia wojennego nie zostały wytyczone w sposób wyraźny, a też i nie do końca samodzielny; mimo że zamiast "twórczego przetworzenia" mamy tu często do czynienia z odtworzeniem, zamiast "żywej nauki" widzimy naukę umierania - mimo to sądzę, iż pokolenie wojenne stworzyło oryginalną artykulację "wielkiej problematyki okresu romantycznego".

Poszukując własnej tożsamości, pokolenie to zwróciło się w stronę kilku istotnych problemów tkwiących korzeniami w romantyzmie i zostawiło po sobie zapis prób ich rozwiązania. Są to problemy następujące: uzgodnienie relacji pomiędzy słowem i czynem, wypracowanie stosunku jednostki do własnej społeczności narodowej i jej historii, wyznaczenie przyszłego kształtu kultury narodowej.

2. Pierwszy z tych problemów podjęty został najbardziej bezpośrednio przez Trzebińskiego w artykule Pokolenie liryczne i dramatyczne, który zwykło się odczytywać jako manifest literacki. Istotnie, jest to projekt nowego typu literatury, który swą podstawą czyni przeświadczenie, że "skończyła się oto epoka słów w literaturze (...). Musi się w niej zacząć epoka czynu." Kategoryczny, hasłowy wręcz charakter tego pojawiającego się na początku tekstu oznajmienia sprawia, że opozycja słowo - czyn narzuca się nam jako porządkująca całość następujących potem rozważań. A przecież na końcu artykułu pojawi się wyraźna zmiana perspektywy: "Słowo i czyn - ? Nie chodziło o nie. Chodziło o aktywność i kontemplację i o ich wzajemne, ostre idiosynkrazje." Nie chodziło więc Trzebińskiemu również tylko o literaturę, ale o pewną postawę artystyczną, a szerzej - postawę wobec życia.

Lirykę i liryczność traktuje Trzebiński jako symboliczną nazwę dla sytuacji oddalania się od siebie słowa i czynu, czyli postawy kontemplacyjnej i aktywnej. Rozejście to widoczne jest zwłaszcza wtedy, gdy warunki zewnętrzne, tak jak to się dzieje w czasie wojny, narzucają niejako konieczność aktywnej reakcji. Słowo czystej kontemplacji, tracąc z wojenną rzeczywistością bezpośredni kontakt, nie jest w stanie tej rzeczywistości wyrazić. Odchodząc "tam, gdzie odchodzą umarli", słowo przestaje być jakimkolwiek odbiciem dramatu ludzkiego świata, przestaje pulsować treścią tego świata, a w konsekwencji zamiera. Takie słowo, nazywając to, czego nie ma, fałszuje rzeczywistość. Dlatego właśnie w czasie wojny, kiedy rozszerza się przepaść między słowem i światem, konieczne staje się zespolenie postawy kontemplacyjnej i aktywnej, tak by w efekcie stworzyć nowy typ postawy - postawę dramatyczną, czyli "postawę bezpośredniego stosunku do rzeczywistości". W "Prawdzie Młodych" właśnie "świeże spojrzenie na rzeczywistość, umiejętność wychwytywania z niej spraw najboleśniejszych, wreszcie - bezpośredni do niej stosunek" zostaną przeciwstawione zabarwionym goryczą klęski kontynuacjom (głównie emigracyjnym) myślenia przedwojennego i nazwane "główną zdobyczą pokolenia młodych".

Postawa dramatyczna byłaby więc zespoleniem tego, co powszednie, konkretne i praktyczne, z tym, co teoretyczne, intelektualne i uniwersalne; wyrażałaby się w odpowiedniości bezpośredniego doświadczenia i słów, które to doświadczenie opisują; z jednej strony, wymagałaby zanurzenia się świadomością w głąb życia, z drugiej, podnoszenia życia do poziomu świadomości. Jej cechę charakterystyczną stanowiłoby ciągłe napięcie pomiędzy dokonanym a wypowiedzianym. Albo, mówiąc innym językiem: między kontemplowaniem wartości a przyświadczaniem im w codziennym życiu.

Sądzę, że postawa ta bliska była nie tylko Trzebińskiemu i w związku z tym miał on prawo przemawiać w imieniu pokolenia. W innym pokoleniowym manifeście, tym razem zamieszczonym w "Prawdzie Młodych", znajdziemy wszak podobne słowa, mówiące o niemożności "dzielenia życia na dwa odrębne działy, z których jeden jest państwem rzeczywistości, a drugi abstrakcji". W następnym numerze tego samego pisma jego autorzy w zgodności słów z czynami będą widzieć "zadanie pierwsze" dla młodych: "Dość już mamy wielkich słów bez pokrycia. Dość deklamacji o Bogu, Ojczyźnie i Honorze!". Choć więc środowiska "Prawdy Młodych" i "Sztuki i Narodu" są odmienne i odmiennym posługują się językiem, w obu wypowiadany jest ten sam postulat: słowa sprawdzane być muszą przez rzeczywistość. "Nie istnieje inne poznanie, jak tylko przez czyn. Nie ma poznania biernego" - pisze Trzebiński, wyraźnie nawiązując do Brzozowskiego i jego interpretacji polskiego romantyzmu. Wedle autora Kultury i życia "zasada węgielna światopoglądu romantyzmu polskiego", który swym pojawieniem się zwiastuje "epokę czynu, godzącego myśl z bytem", jest ta oto: "myśl bez czynu jest bezsilna nawet jako myśl, gdyż to właściwie człowiek poznaje, co w sobie dopełnia". Poznanie zatem i dla polskich romantyków czytanych przez Brzozowskiego, i dla samego Brzozowskiego, i dla Trzebińskiego będzie funkcją aktywnej obecności człowieka w świecie, nagrodą za trud twórczego przekształcania tego świata. Świat odsłania się nam w naszym wysiłku.

Choć na kartach "Płomieni" romantycy prawie w ogóle się nie pojawiają, a Brzozowski czytany jest jako twórca filozofii pracy raczej niż filozofii czynu - to do tego miejsca Trzebiński i Jan Strzelecki, Bojarski i Karol Lipiński są ze sobą zgodni. Zgody tej nie deklarują w swoich pismach wprost, ale można ją odnaleźć w zasadniczych rysach ich stosunku do świata. Kategorie takie, jak "czyn", "praca", "walka", "twórczość", będą tego stosunku różnorakimi konkretyzacjami i dopiero w ich obrębie dokonywać się będzie różnicowanie postaw. Natomiast u ich źródła tkwi to samo przekonanie o niezbywalnej roli ludzkiego trudu w poznawaniu i przetwarzaniu rzeczywistości.

Jeśli najistotniejsze przesłanie romantyzmu odczytać - za Marią Janion - jako przekonanie, że rzeczywistość "wyposażona jest (...) w »głębsze znaczenia« i że trzeba do nich dotrzeć drogą hermeneutycznego zabiegu: odsłonięcia tego, co ukryte"; że "zarówno natura, jak i historia są twórczyniami symbolicznych tekstów do odczytania", że "istnieje Księga Natury i Księga Historii, istnieje Księga Kosmosu - z niebem usianym pismem gwiazd, istnieje Księga Losu i Księga Żywota" - to takie przesłanie nie było w pokoleniu wojennym podejmowane. Doświadczeniem tego pokolenia był bowiem rozpad wszelkich możliwych Ksiąg w sposób trwały przechowujących prawdę o tajemnicach ludzkiego losu. Na "dnie wojny", będącym zarazem "dnem historii", nie odnajdywano prawdy o trwałości Księgi, odnajdywano prawdę o jej kruchości. O kruchości ludzkiego świata we wszelkich jego wymiarach. Wewnątrz takiego doświadczenia niemożliwa była postawa hermeneuty odsłaniającego to, co ukryte. Bowiem jeśli to, co ukryte, odsłania się jako zagłada absolutna, to konsekwencją takiego odsłonięcia musi być porzucenie jakkolwiek rozumianej postawy poznawczej. Jeśli coś z zagłady absolutnej jest w stanie się uratować, jeśli jest coś, co można by przeciwstawić jej okrutnym prawom, to tym czymś jest nie to, co daje się odczytać z Księgi Losu, ale to, co samemu się do niej dopisze: "Trzeba przejrzeć - pisał Trzebiński - tylko tę tajemnicę, że każdej Apokalipsie musi towarzyszyć nasza ludzka Księga Genezis."

Teraz możemy zbliżać się już powoli do miejsca, w którym oddalają się od siebie postawy pokolenia wojennego. Po śmierci Bojarskiego w "Sztuce i Narodzie" ukaże się pisane przez kolejnego redaktora naczelnego Wspomnienie o Przyjacielu. Trzebiński poprzedzi je jeszcze kilkoma akapitami, w których, starając się oddać istotę postawy Bojarskiego, sportretuje zarazem samego siebie. Ten portret jest portretem artysty dążącego do dopełnienia swych zmagań z materią sztuki zmaganiami z tworzywem samego życia, tak aby nad nim zapanować, zdobyć "poczucie przewagi nad żywiołem". Zdobycie tego przeczucia jest wedle niego możliwe tylko u źródeł samego życia, tam, gdzie się ono tworzy, w ciągłym "wychyleniu się w tajemnicę, w nieznane". Znów cytować można Brzozowskiego: "Życie najistotniejsze jest nie tam, gdzie się ma już świadomość, lecz tam, gdzie się ją wytwarza, wydobywa, wyrywa z głębin kipiącego żywiołu." Te słowa autora Legendy Młodej Polski przylegają jeszcze do całego pokolenia wojennego. Tu jeszcze jest grunt wspólny. Próby świadectwa Strzeleckiego są na przykład takim właśnie zapisem zmagań jednostki o swą własną świadomość, zmagań toczonych na dnie wojennego oceanu, pośród kipiących żywiołów życia i śmierci. Cytujmy dalej Trzebińskiego: "Niezwykłością życia jest jego energia, jego pęd ku nieznanemu, poszukiwanie wypadku." Poszukiwanie wypadku? Tak, bowiem dla Trzebińskiego i Bojarskiego walka z żywiołem zostanie związana w sposób konieczny z niebezpieczeństwem, grozą, "zagadką śmierci". Wojna zaś, która to niebezpieczeństwo, grozę i śmierć przynosi, zostanie uznana za szansę na dopełnienie myśli takim czynem, który nada ostateczny sens ludzkiej postawie wobec świata. "Czyn jako chęć świadectwa o sobie, niepokój, że bez czynu człowiek jest niedostateczny" - pisze o postawie Bojarskiego Trzebiński, a ma tu niewątpliwie na myśli "czyn uderzenia". Wziąć udział w którejś z kolejnych wypraw organizowanych przez Konfederację Narodu Uderzeniowych Batalionów Kadrowych to było marzenie Bojarskiego i Trzebińskiego. Przełożeni chronili młodych, wybitnych twórców od niepotrzebnej śmierci i ostatecznie żaden z nich w akcji UBK nie wziął udziału. Nie dawali jednak za wygraną, w ciągłym ocieraniu się o śmierć widzieli sens swojego życia. Nie sens narzucony przez okoliczności tylko, ale - zadany sobie. Wojna z jej "grozą pochylania się w nieznane" uznana przez nich została sama w sobie za wartość, jako potencjalna przestrzeń samorealizacji. Śmierć - za tej samorealizacji niezbędny składnik. Kreślili zatem wizerunki przyszłego powojennego świata w cieniu nieuchronnej, wojennej śmierci.

"Nadchodzi epoka bezwzględnej niekończącej się walki, epoka akcentowana mocnym, radosnym rytmem kroków żołnierskich i upartą wolą działania" - pisał Bojarski w pierwszym artykule pierwszego numeru "Sztuki i Narodu". Walka była przez niego postrzegana jako wspólna podstawa wojennego i powojennego wysiłku. Przyszłe życie i życie w ogóle Bojarski i Trzebiński widzieli jako wciąż odsuwającą się sprzed piersi człowieka linię frontu. Wierzyli, że tylko walcząc, tylko płonąc, tworzy się inny, lepszy świat. Według nich Księga Genezis winna być pisana tym samym językiem co Apokalipsa. Na siłę zniszczenia trzeba odpowiedzieć siłą tworzenia, na złą siłę - siłą dobrą. "Siła nie jest obcą prawu, stanowi ona rdzeń, z niej rodzi się ono" - to nie Trzebiński, to znów Brzozowski, którego autor Kwiatów z drzew zakazanych tak bardzo cenił, ale którego koncepcji nie zdążył domyśleć do końca. Miał Trzebiński świadomość, że "siła" sama w sobie nie może stać się wartością, a jedynie korelatem wartości osadzających się w świecie. Szukał silnych, trwałych form kształtowania się tego, co wartościowe. Taką formą miał być Ruch Kulturowy, ale w jego obrębie Trzebiński nie zdążył już wypracować innych kształtów "siły" jak dyscyplina i rozkaz.

Postawa bliska tej, którą reprezentują Bojarski i Trzebiński, zostanie scharakteryzowana i skrytykowana w otwierającym 6. numer "Płomieni" artykule Wojna jako namiastka życia. Jego autor opisuje stanowisko, dla którego tworzy termin "mistyka wojny". "Mistyką wojny - pisze - nazywamy przekonanie, że jedynie wojna stawia ludzi przed powagą życia, wyrywa z miernej codzienności przeżyć i prac, otwiera na głos wspólnoty, tworzy poczucie łączności z historią, - że tylko wojna tworzy ludzkie bohaterstwo. Że jest więc, przez to, wartością, najwyższą z wartości życia." Młodzi, wierni mistyce wojny, dla których linia frontu przebiega już nie tylko na polu bitwy, ale w ich własnych sercach, zostają przez tę wojnę wprowadzeni w "rdzeń tych odczuć i spraw, które Conrad nazwałby powtórnie Jądrem Ciemności". Mistycy wojny prawa rządzące Ciemnością chcą podnieść do wymiaru uniwersalnych praw ludzkiego świata. Utożsamiając przestrzeń walki z przestrzenią wszelkiego wartościowego życia, a stan psychicznego napięcia, natężenia woli, niezbędny dla ukształtowania się twórczej postawy wobec życia, ze stanem zagrożenia właściwego dla pola bitwy, są już o krok od "pozornie żelaznego wniosku": "dążność do walki jest wieczna, jest źródłem wojny, więc wojna jest wieczna, jest prawem istnienia". Mistycy wojny - pisze autor "Płomieni" - łudzą się, że wewnątrz "jądra ciemności", stając na pierwszej linii frontu, są istotnie w tym miejscu, w którym rozstrzygają się kształty przyszłego świata. O tych bowiem decydują politycy, wykorzystujący wartości, którym służą mistycy, do własnych celów.

Czy pisząc swój artykuł o "mistykach wojny", autor "Płomieni" rzeczywiście miał na myśli twórców z kręgu "Sztuki i Narodu"? W każdym razie została w tym artykule wydobyta, a przez wyostrzenie różnic - podkreślona istotna odmienność w kształtowaniu się w obrębie pokolenia wojennego postaw przełamujących opozycję pomiędzy refleksją i praktyką. Środowisku "Sztuki i Narodu" istotnie bliższa będzie, przynajmniej w pierwszym okresie istnienia pisma, taka postawa, dla której wojenny świat bezwzględnych, twardych praw stanie się wzorem bezwzględnego, twardego życia. "Płomieniowców" natomiast wojna, postrzegana jako "namiastka życia", nauczy, iż zrębów własnej postawy trzeba szukać nie w zgodzie z wojną, ale przeciw jej zasadom.

Redaktorzy "Płomieni" inaczej zatem niż twórcy "Sztuki i Narodu" czytać będą Brzozowskiego. Jeśli Brzozowski pisze o wysiłku stwarzania podstaw własnego istnienia w walce z pozaludzkim, to Bojarski czy Trzebiński wzoru tej walki szukać będą w postawie żołnierza. Natomiast "Płomieniowcy", świadomi niebezpieczeństw związanych z absolutyzacją napięcia psychicznego właściwego dla atmosfery walki, poszukiwać będą innego wzoru działania, który gwarantowałby "nie roztapianie się w szczegółach, a przejęcie tylko tego, co istotne: pobudek działania oraz jego jakości; ciągłego zestawiania teorii z praktyką; potwierdzania myśli w czynie i uzasadnienia czynu przez myśl". Świadomość konieczności stworzenia podobnego wzoru będzie miał zresztą również Trzebiński (nazwie go "wzorem na ład serca"). Ponieważ jednak świat, w obrębie którego wzór taki mógłby się pojawić, będzie postrzegał jako pole walki raczej niż - tak jak "Płomieniowcy" - jako plac budowy, zatem wzór ten będzie u niego "niebezpieczny i nieprzekazywalny", a droga do jego zdobycia wieść będzie "poprzez walkę, dramat i szaleństwo". I choć sam napisze dalej, że zdobywanie tego wzoru powinno wyrastać ze sprzeciwu wobec "myślenia emocjonalnego" i "bazować na intelekcie", to przecież "wzór na ład serca" będzie jednak przede wszystkim wzorem emocjonalnym, opartym na sile woli, na nieustępliwości charakteryzującej zdobywców (Trzebiński pisze o "metodzie osiągania złotego szczytu").

Jeśli jednak teraz opuścimy przestrzeń samych tekstów i zobaczymy naszych bohaterów w przestrzeni okupacyjnego życia codziennego, to znów przed oczami staną nam podobieństwa. Nie tylko tak oczywiste, jak konieczność łączenia nauki, pracy, roboty konspiracyjnej, własnej twórczości, a nierzadko i walki, ale przede wszystkim wspólne przeświadczenie pozwalające łączyć aktywność we wszystkich tych wymiarach życia - przeświadczenie o tym, że jakiekolwiek przełamywanie opozycji "słowa" i "czynu" musi się zaczynać od wysiłku samoświadomości, umiejscowienia siebie samego w otaczającej człowieka przestrzeni ludzi i rzeczy; musi się zaczynać od wysiłku "zrozumienia własnej funkcji w czasie dzisiejszym i nadejść mającym". Konsekwencją tego przeświadczenia, teorią i praktyką pokolenia wojennego, stanie się redagowanie i wydawanie własnego pisma. Robić pismo będzie znaczyło mieć odwagę słowa - mówienia rzeczy własnych, choćby były niepopularne czy kontrowersyjne, i odwagę czynu - podejmowania działalności, za którą wyznaczono cenę najwyższą. Robić pismo będzie znaczyło chcieć podjąć wysiłek zmierzenia się z wewnętrznym chaosem uczuć i myśli, tak by wyprowadzić z niego "wzór" własnej postawy, i będzie znaczyło chcieć przełamywać całe mnóstwo konkretnych, technicznych problemów związanych z prezentacją tej postawy na zewnątrz. Robić pismo będzie znaczyło obmyślać i pisać teksty, poprawiać je i redagować, dyskutować nad nimi, komponować numer, wynajdywać konspiracyjne lokale redakcyjne, przepisywać teksty na białkówkę, nierzadko także załatwiać pieniądze na papier, farbę, druk; wreszcie samemu swe pismo promować i kolportować. Czy tak wielkiej energii nie lepiej było skierować w inną, może bardziej teoretyczną, może bardziej praktyczną stronę? "Czy nie lepiej - pytano siebie w 1. numerze "Drogi" - zająć się pracą zarobkową albo, jeśli już koniecznie ryzykować, to czyż nie lepiej wydać radykalny manifest polityczny? A jednak nie - odpowiadano. - Jednak lepiej pismo. (...) To pismo jest dla nas - darujcie wielkie słowo - czynem."

3. Wróćmy raz jeszcze do Brzozowskiego i jego wpływu na postawę pokolenia wojennego. Dla pokolenia tego bowiem lektura tekstów Brzozowskiego stanie się nie mniej ważnym przeżyciem pokoleniowym jak sama okupacja. Czytanie Brzozowskiego, choć niesystematyczne i z konieczności wyrywkowe, choć raz bardziej emocjonalne, innym razem bardziej intelektualne, choć nie zawsze samodzielne - zadecyduje w stopniu może największym tak o istotnych podobieństwach, jak i różnicach w obrębie wojennego pokolenia. Jedni czytali przede wszystkim Legendę Młodej Polski, inni Płomienie, wszyscy zaś czytali Pamiętnik - ostatnie słowo umierającego Brzozowskiego.

Z Pamiętnika właśnie pochodzą słowa: "Trudna to naprawdę rzecz być dzisiaj Polakiem, chcieć myśleć, chcieć pracować." Tadeusz Sołtan, który od tego cytatu rozpoczyna w swej książce rozdział o fascynacji pokolenia wojennego Brzozowskim, w komentarzu podkreśla jego okupacyjną aktualność:

Było wtedy trudno być Polakiem nie tylko dlatego, że wymagało to odwagi zachowania bezwzględnej wierności ojczyźnie w warunkach hitlerowskiego terroru, gdy każde ujawnienie uczuć patriotycznych, nie mówiąc już o udziale w zorganizowanym ruchu oporu, mogło równać się narażeniu na okrutne represje. Było też jednak trudno być Polakiem - w najgłębszym oczywiście znaczeniu tego słowa - gdy najpowszechniejsza chyba forma narodowej świadomości sprowadzała się wówczas po prostu do gwałtownego protestu przeciwko rzeczywistości, bez szukania dostatecznie efektywnych środków jej przyszłego formowania.

Otóż właśnie. Pokolenie wojenne z jednej strony wyraźnie sprzeciwiało się wszelkim odmianom "postawy widza", polegającej na oderwaniu od dnia codziennego okupacji z jego zasadniczym celem: moralnego, konspiracyjnego i zbrojnego oporu aż do wywalczenia przez Polskę całkowitej suwerenności; z drugiej - jak pisze cytowany przed chwilą komentator - odczuwało wyraźną "niechęć w stosunku do objawów ułatwionego ogólnikowego patriotyzmu, różnych prób nawrotu do nacechowanego pewną czułostkowością ubiegłowiecznego »umiłowania ojczyzny« i podtrzymywania nastrojów poprzez »krzepienie serc«". Lektura Brzozowskiego stanowiła dla pokolenia wojennego lekcję krytycznego myślenia o przeszłym i teraźniejszym kształcie polskiego życia. W "Płomieniach" Lipiński obnażał fatalne skutki "pedagogiki idealistycznej", w "Sztuce i Narodzie" Bojarski, Trzebiński i Gajcy konsekwentnie tropili przejawy "patriotycznego frazesu", w "Prawdzie Młodych", gdzie z jednej strony raz po raz wybijano wersalikami zapewnienia o umiłowaniu ojczyzny, z drugiej nie szczędzono gorzkich słów pod adresem Polski Podziemnej, gdy pojawiały się w niej - z tradycji romantycznej wywodzone - zapewnienia o "naszym męczeństwie" i "śmierci na polu bitwy".

Niezależnie jednak od swych poszczególnych artykulacji krytyczna postawa pokolenia wojennego była ufundowana na wspólnym przekonaniu, że okupacja nie rozgrzesza okupowanego narodu z jego własnych win, a cierpienie nie jest samo w sobie tytułem do chwały. Przeciwnie - okupacja pozwala krytycznie spojrzeć na swą własną przeszłość i poszukać w niej przyczyn zaistniałej sytuacji. Walka o Polskę dopełniona zatem musi zostać walką z Polską, z tymi jej postaciami, które całkiem straciły swą aktualność i których anachroniczność może być już tylko zagrożeniem dla Polski współczesnej. Ważne jest to, że obie formy walki miały być ostatecznie dwiema postaciami tego samego wysiłku. Świadome zagrożeń płynących z absolutyzacji postawy bogoojczyźnianego epigona czy zawodowego prześmiewcy, pokolenie wojenne szukało alternatywnych wzorów polskości. 3

Swą postawę kształtowało przede wszystkim w opozycji do takiej postaci patriotyzmu, którą z jednej strony cechowała niechęć do rewizji przeszłości, z drugiej zaś ucieczka od myślenia o przyszłości. "Najpierw niepodległość, a potem zobaczymy, reszta się jakoś sama przez się załatwi" - takie stanowisko, co wyraźnie uwidoczniło się w dyskusji wokół Kamieni na szaniec, było całkiem obce twórcom pokolenia wojennego. Mimo to, że doświadczali śmierci czyhającej na nich na każdym kroku, całymi sobą byli wychyleni w przyszłość. W związku z tym nie godzili się ani z zapoznającymi wartość życia postawami ofiarniczymi ("Nie sztuka umrzeć - sztuka żyć" - przypominano w "Prawdzie Młodych"), ani z wytwarzającą się pod ciśnieniem okupacji "sztuczną dwoistością życia, sankcjonującą jego prowizoryczność na Dziś, usprawiedliwiającą z góry wszystkie niedociągnięcia, stawiającą pewne wzory na »Po wojnie« dopiero" - jak pisała redakcja "Płomieni" w numerze 5. Wizja przyszłości, powojennego porządku stosunków międzyludzkich i stosunków międzypaństwowych, kultury gwarantującej stabilność tych stosunków, wizja przyszłej Polski i jej miejsca w Europie - to istotny składnik postawy pokolenia wojennego.

O swoistości tej postawy decyduje tak silnie obecna w publicystyce tego pokolenia świadomość, że owej wizji przyszłości towarzyszyć musi ciągły wysiłek jej urzeczywistniania. Wizja nie mająca praktycznego dopełnienia traci swą wartość. Zdawano sobie przy tym sprawę, że konspiracja sprzyja tworzeniu się takiego modelu postaw, w którym wartością staje się raczej śmierć w pięknym uniesieniu niż praca w pocie czoła. Ponieważ praca w państwie, w którym toczy się "życie na niby", traci swoją wartość, dążność do przywrócenia jej właściwego miejsca w hierarchii wartości będzie bardzo wyraźna i w "Prawdzie Młodych", i w "Płomieniach". W tym drugim piśmie zwracano przy tym uwagę na istotną różnicę pomiędzy "najważniejszą i najbardziej konkretną" w czasie wojny "pracą wojskową" a "intensywną pracą gospodarczą w określonym kierunku", w którą ta pierwsza będzie się musiała zmienić po wojnie. Mniej o pracy pisano w "Sztuce i Narodzie", gdzie wysiłek postrzegany będzie przede wszystkim poprzez kategorie twórczości i walki, choć potem zmieni się to wraz z powstaniem Ruchu Kulturowego, który będzie deklarował "pełną świadomość trudu pracy i jej powagi".

Natomiast "odpowiedzialność" będzie słowem bliskim wszystkim twórcom pokolenia wojennego. "Rozumiejąc i doceniając odpowiedzialność, przyjmujemy ją ze wszystkimi wypływającymi stąd konsekwencjami" - pisano w jednym z numerów "Prawdy Młodych", w innym z całkowitą aprobatą cytowano fragment artykułu z redagowanego przez rówieśników pisma "Dziś i jutro": "Jedno pokolenie, nasze pokolenie, ma dźwignąć cały ciężar odpowiedzialności. Programy nasze muszą być rzutowane na najbliższe dziesiątki lat i każdy fragment musi być możliwie przewidziany w zaprojektowanej wszechstronnie całości. Nie gotowe recepty partyjne, a ciągły wysiłek myślowy wskazać może jedynie słuszne rozwiązanie." Zdania te wyraźnie wskazują na dwa istotne wyznaczniki postawy pokolenia wojennego. Pierwszym jest świadomość koniecznego wzięcia odpowiedzialności za kształt powojennego życia swojego narodu (co w "Płomieniach" dodatkowo wyraźnie łączono z "przyjęciem odpowiedzialności za zbiorowe życie narodów"). Drugim - pewność, że kształtu tego nie da się odnaleźć w programach istniejących partii politycznych. Najmocniej i najczęściej przeciwko opisywaniu i ocenianiu postaw w języku polityki występować będą redaktorzy "Prawdy Młodych". W jednym z artykułów wprost zwrócą się do swoich rówieśników z apelem: "Odrzućmy małostkowe rozgrywki, wyjdźmy ponad opłotkowość partyj politycznych. Niech kryterium wartości człowieka stanie się dla nas nie jego przynależność polityczna, lecz jego wartość moralna, a dalej intelektualna i organizatorska."4 W "Płomieniach" starano się dokonać wyraźnego rozróżnienia pomiędzy polityką opartą "przede wszystkim na zrozumieniu podstaw teoretycznych" dla podejmowanych przez siebie działań od politykierstwa, w którym "wystarcza spryt i zrozumienie zasad gierek taktycznych". W "Kulturze Jutra" mówić się będzie o tym, że "kultura narodowa nie oznacza (...) jakiegoś podporządkowania kultury problematyce politycznej", a zdanie to jako bliskie sobie przepisze potem Trzebiński do jednego z własnych artykułów. Mimo różnych koneksji i sympatii politycznych trzy omawiane przez nas środowiska pokolenia wojennego wyraźnie podkreślać będą, że formułowane przez nie programy i próby ich praktycznej realizacji nie dają się sprowadzić do kategorii politycznych.5

Jeśli przypomnimy sobie, że zasadniczym problemem pokolenia wojennego będzie wzajemne uzgodnienie słowa i czynu, to w tym miejscu odnajdziemy inną jego postać: konieczność znalezienia dla swoich wizji takich form życia społecznego, wewnątrz których możliwe będzie ich urzeczywistnienie. "Zadanie - pisał Trzebiński w artykule Pokolenie wojenne - jest nie tylko myślowe, teoretyczne. Nie wystarcza filozoficzny system, próbujący zharmonizować i związać ze sobą rozerwane i pełne dysonansów rozszczepione nurty kultury. Zadanie jest przede wszystkim praktyczne. Związać twórców w jakąś żywą całość, pokusić się o syntezę nowego pokolenia w kulturze!" Wspólne różnym środowiskom pokolenia wojennego będzie, po wielokroć na łamach omawianych przez nas pism wyrażane, przekonanie, że "wszystkie idee sprowadzają się w ostatecznej konsekwencji do ludzi, którzy je realizować będą oraz do problemu wychowania tych ludzi". Sama koncepcja wychowania będzie już wyraźnie różniła Bojarskiego i Trzebińskiego od Lipińskiego i Strzeleckiego. O wiele istotniejsze wydaje się jednak podobieństwo, do którego w tym miejscu doszliśmy.

Otóż w publicystyce pokolenia wojennego zapisane zostało bardzo mocne, a mające fundamentalne znaczenie dla wizerunku tego pokolenia przeświadczenie, że o obliczu przyszłego, powojennego świata, o jego pięknie bądź ohydzie, jego zwycięstwach lub klęskach zadecydują nie najpotrzebniejsze i najlepsze nawet programy polityczne czy gospodarcze, ale "jakość człowieka". "Przygotowując nowy typ człowieka, wypełnia się najbardziej realny program pracy dla Ojczyzny" - czytamy w "Prawdzie Młodych". Pierwszy z serii istotnych dodatków do tego pisma zostanie zatytułowany O nowy typ Polaka, a będzie w nim mowa o konieczności wychowania w przyszłej Polsce "nowego typu człowieka". Właśnie "nowy typ człowieka", "nowy typ jednostki", "nowy typ ludzi" - to tak ważne kategorie zbliżające do siebie publicystykę omawianych przez nas środowisk. Jeśli twórcy jednego z tych środowisk nazywać się sami będą "socjalistami", innego "uniwersalistami", a jeszcze inni podstawą swej tożsamości uczynią katolicyzm, to te różne samoidentyfikacje bazować będą na tej samej pewności, że wizerunek nowej powojennej Polski, tak jak całej powojennej rzeczywistości, w swej najistotniejszej postaci nie od haseł, programów czy symboli stanie się zależny, ale od ludzi będących ich nosicielami. We wszystkich trzech środowiskach pisano o mającej się dokonać rewolucji, ale miała to być rewolucja nie bezpośrednio instytucji społecznych czy politycznych dotycząca, ale postaw moralnych, osobowości, charakterów.

Paweł Rodak

, ur. 1967, pracuje w Katedrze Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się historią kultury i krytyką literacką.

Znak 8/1998

Przypisy:

1. Sołtan wspomina, że "na stosunek pisarzy wojennego pokolenia do literatury romantycznej wpłynął (...) w niemałym stopniu sposób »przerabiania« romantyzmu na seminariach konspiracyjnej polonistyki. (...) W miarę rozszerzania się zakresu zainteresowań oraz własnej aktywności organizacyjnej i twórczej młodzi aspiranci literatury zaczynali traktować nieraz »wielkie słowo« jako dziedzictwo trochę martwe, pomnikowe. Wyjątkiem był może Norwid - inny, bliższy, bardziej współczesny. Dzieła natomiast poetyckie Mickiewicza i Słowackiego, nie mówiąc już o Krasińskim, mogły przewijać się w tematyce zajęć akademickich, wywoływać różne uczucia, dostarczać bodźca serdecznym wzruszeniom, ale nie stwarzały właściwie problemów żywych, aktualnie ważnych" (Motywy i fascynacje, Warszawa 1978, s. 27).

2. Cytat pochodzi z artykułu Bojarskiego Co z tą "państwowotwórczością", w którym ostro krytykował okupacyjną poezję współpracowników "Wiadomości Literackich"; według niego poezja ta "nie wychodzi poza strojenie potoczystego, łatwego patriotyzmu w stare chwyty formalne". Trzebiński w recenzji z Kwiatów polskich Tuwima pisał, że jest to poezja "przesycona (...) do samego dna zamaskowaną, a jednak jak łatwo uchwytną wiarą poety, że historia się powtarza, że historia może się w ogóle powtarzać, że współczesność - a zapewne i przyszłość - dadzą się ująć bez reszty w kategorie przeszłości, ponieważ wszystko już i tak było". Oba artykuły ukazały się w 1. numerze "Sztuki i Narodu".

3. Maria Janion we Wprowadzeniu do Gorączki romantycznej (Warszawa, 1975) podkreśla, że kulturze polskiej, choć posiada swoich "krytyków systemu romantycznego" i epigonów tego systemu, brak autentycznych "wątków alternatywnych" (s. 19). Na końcu książki wskazuje jednak na Brzozowskiego, który "jako jednocześnie krytyk i kontynuator (...) próbował, korzystając z romantyzmu, zbudować zarazem alternatywę dla kultury polskiej, alternatywę, która z istoty rzeczy nie byłaby imitacją romantyzmu, panującego dość niepodzielnie nad umysłami polskimi" (s. 544). Sądzę, że miejsce tej alternatywy, która swą najistotniejszą artykulację zawdzięcza Brzozowskiemu, ale na Brzozowskim się nie kończy, jest w obrazie kultury polskiej niesłusznie marginalizowane.

4. "My, nowe pokolenie - pisano dalej - musimy wyciągnąć konsekwencje moralne z wszystkich spraw politycznych, ekonomicznych, socjalnych, narodowych. Dość mamy zawodowych graczy politycznych, specjalistów od politykowania, demagogów partyjnych. Partie polityczne istnieć muszą, jako wyraz różnorodności poglądów społeczeństwa, jako ośrodki krystalizacyjne twórczych wartości ideowych, przynależność do tej czy innej grupy politycznej nie może decydować jednak o naszym stosunku do człowieka. Nie przylepiajmy etykiet na żywych ludzi, jak aptekarz nalepia je na słoiki z maścią. »Endek« czy socjalista, ludowiec czy »sanator« - nie to jest ważne. Ważne jest tylko: człowiek uczciwy - człowiek nieuczciwy, ofiarny - gnuśny, gorący - »letni« - to jedyna możliwa linia podziału" ([Wł. Bartoszewski], U świtu wielkiego dnia, "Prawda Młodych", grudzień 1942).

5. "Prawda Młodych": "Nie reprezentujemy żadnej grupy politycznej ani żadnego ośrodka dążącego do uzyskania władzy" ([Wł. Bartoszewski], Kim jesteśmy?, luty 1943). "Sztuka i Naród": Ruch Kulturowy "nie stanowi (...) w rzeczywistości kulturalnej Polski żadnej partii ani stronnictwa" (Deklaracja [Ruchu Kulturowego]). "Płomienie": "Chęć wydawania pisma teoretycznego nie oznacza w najmniejszym stopniu zamiaru stworzenia jakiejkolwiek organizacji politycznej" (Od Redakcji, nr 4, październik 1942).



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama