Jak to pod Grunwaldem było

15 lipca 1410 roku to data powszechnie znana. Ale czy rzeczywiście wiemy, co się tak naprawdę pod nią kryje?

15 lipca 1410 roku to data powszechnie znana. Ale czy rzeczywiście wiemy, co się tak naprawdę pod nią kryje?

 

Bitwa pod Grunwaldem, bo o niej mowa, to jedna z największych rycerskich bitew średniowiecznej Europy. To stwierdzenie nie budzi chyba niczyich wątpliwości. Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej temu wydarzeniu, sprawa przestaje być tak oczywista. Pojawia się wiele niewiadomych i hipotez, które budzą kontrowersje zarówno wśród naukowców, jak i w dyskusjach amatorów — miłośników historii wojskowości. Jedno jest pewne: wobec tej bitwy, mimo że minęło od niej już 600 lat, trudno pozostać obojętnym.

W stronę Grunwaldu

Armie krzyżacka i polsko-litewska spotkały się podczas tzw. Wielkiej Wojny, trwającej w latach 1409-10, na polach pomiędzy wsiami Grunwald, Stębark i Łodwigowo, niecałe 20 km na południowy zachód od Olsztynka. Stało się to po tym, gdy Wielki Mistrz (Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego, jak brzmiała oficjalna nazwa Krzyżaków) Ulrich von Jungingen zastąpił drogę wojskom Władysława Jagiełły pragnącym przekroczyć Drwęcę. Oddziały polsko-litewskie nie ryzykowały przeprawy i postanowiły obejść źródła rzeki, aby osiągnąć wyznaczony cel — Malbork, stolicę państwa zakonnego. Wcześniej Jagiełło zaskoczył swojego przeciwnika, przeprawiając wojsko przez Wisłę w niespodziewanym miejscu, pod Czerwińskiem. Umożliwiło mu ten manewr zastosowanie mostu pływającego na łodziach, którego elementy przygotowano zawczasu w wielkiej tajemnicy. Było to zdumiewające w owych czasach dokonanie inżynieryjne.

Zapomnijmy o wilczych dołach

W bitwie grunwaldzkiej wzięło udział... tak naprawdę nie wiemy ilu zbrojnych. Tu historycy jedynie spekulują, lepiej lub gorzej argumentując swoje obliczenia. Odrzucając fantastyczne hipotezy liczące wojska w setkach tysięcy, możemy przyjąć, że Polaków było ok. 20 tys., Litwinów wraz z Rusinami i Tatarami (nie zapominajmy o nich!) — ok. 10 tys., a Krzyżaków — od 15 do 20 tys. Faktem jest, że obie armie były zaskoczone niespodziewanym spotkaniem pod Grunwaldem. Przypuszcza się nawet, że gdyby Wielki Mistrz odważył się wysłać swoje chorągwie w las (co było jednak w owych czasach dość niebezpieczne, bo groziło utratą kontroli nad wojskiem), przez który powoli i w nieładzie nadciągali Polacy, mógłby bez problemu wygrać tę bitwę. W tej sytuacji nie miał on jednak na pewno czasu na przygotowanie żadnych umocnień polowych czy tym bardziej wykopania wilczych dołów, o których możemy przeczytać w XVI-wiecznych tekstach, a także w sienkiewiczowskich „Krzyżakach”, no i zobaczyć w znanym filmie Aleksandra Forda.

Armaty, chłopi i piszczele

Nie wyobrażajmy sobie również natarcia wojsk krzyżackich jako pędzącej w ataku, podobnie jak we wspomnianym filmie, rzeszy rycerzy z rozwianymi w galopie biało-czarnymi płaszczami. Białe tuniki z czarnymi krzyżami nosili bowiem tylko bracia rycerze, których pod Grunwaldem było zaledwie ok. 250, a krępujących ruchy płaszczy, jak się przypuszcza w czasie bitwy nie używali. Resztę armii stanowili pół-bracia, rycerze z Prus i z zachodniej Europy. Po obu stronach walczyły także oddziały zaciężne m.in. z Czech, Śląska i Pomorza.

Historycy spierają się również o to, czy w bitwie w ogóle brała udział piechota i jak była liczna. Na pewno jednak nie byli to uzbrojeni chłopi polscy, których to walczących dzielnie z niemieckim najeźdźcą możemy zobaczyć w filmie. Prawdą jest natomiast, że Krzyżacy użyli artylerii, prymitywnej jeszcze wówczas i niemającej większego wpływu na przebieg bitwy. O polskich bombardach, które zapewne były na wyposażeniu armii, źródła milczą. Z kolei, o czym mało się mówi, archeolodzy odnaleźli na polach grunwaldzkich resztki pocisków od „raczkującej” wówczas ręcznej broni palnej — rusznic lub tzw. piszczeli. A to tylko niektóre z licznych ciekawostek i zagadek Grunwaldu.

Bitwa na słowa

Koniecznie należy zasygnalizować chociażby rolę ówczesnej dyplomacji, o której często zapominamy, dyskutując o wojnie z Zakonem Krzyżackim. A miała ona znaczący wpływ na układ walczących sił. Zresztą obie strony dokładały wszelkich starań, by przekonać świat do swoich racji. To dzięki posłom i dyplomatom do Malborka ciągnęli rycerze europejscy, by walczyć z niewiernymi czy też pseudo-chrześcijanami, za jakich Litwinów i Polaków podawali Krzyżacy. Natomiast król węgierski Zygmunt Luksemburski przygotował, na szczęście mało realny politycznie, projekt pierwszego rozbioru Polski pomiędzy Węgry, Czechy, Branderburgię oraz Zakon. Nie próżnował także Jagiełło, w którego „korpusie dyplomatycznym” odnoszącym spore sukcesy na dworach europejskich i u kolejnych papieży, byli tak utalentowani politycy i uczeni, jak Mikołaj Trąba, Andrzej Łaskarzyc czy Paweł Włodkowic. Zresztą batalia na argumenty ciągnęła się jeszcze długo po starciu zbrojnym, a sądy polubowne i arbitrażowe prowadziły do kolejnych wojen.

Ta słowna bitwa trwa w jakimś sensie nadal wśród nacji najbardziej zainteresowanych całą „sprawą grunwaldzką”, czyli głównych bohaterów starcia z 1410 r. Rozgrywa się ona przede wszystkim na płaszczyźnie naukowej i propagandowej. Sami zresztą przez wieki, przy różnych okazjach, wykorzystywaliśmy Grunwald jako sztandarowy przykład dziejowej walki z Niemcami o zachowanie polskości.

Tannenberg i Żalgris

W historii niemieckiej interesująca nas bitwa znana jest pod nazwą pierwszej bitwy pod Tannenbergiem (pol. Stębark). Jeśli chodzi o ścisłość, to wieś Stębark, o którą oparte było krzyżackie lewe skrzydło, leży zdecydowanie bliżej pola bitwy niż Grunwald, gdzie krzyżowcy rozbili obóz. Tannenberg dużo bardziej kojarzy się jednak Niemcom ze zwycięstwem ich wojsk nad armią rosyjską podczas I wojny światowej w 1914 r. Propaganda ukazała je oczywiście jako zemstę na Słowianach za klęskę poniesioną przed wiekami w tej samej okolicy.

Z kolei dla naszych litewskich sojuszników hasłem rozpoznawczym wydarzeń sprzed sześciu wieków jest słowo Żalgris (pol. Grunwald). Nie reagują oni jednak zazwyczaj na tę nazwę tak entuzjastycznie, jak my. Niektórzy historycy litewscy zgłaszają wręcz pretensje do swoich przodków za to, że zgodzili się na unię z Polską, która rozpoczęła polonizację ich narodu, oraz że nie skorzystali, po tak wielkim zwycięstwie, z okazji do wywalczenia większej autonomii. Z drugiej strony Żalgris stanowił symbol litewskości narodu wcielonego do ZSRR. Jednocześnie wielu tamtejszych historyków chętnie widziałoby właśnie w księciu Witoldzie rzeczywistego wodza wojsk polsko-litewskich i autora sukcesu. Natomiast w kwestii „ucieczki” części oddziałów litewskich pod naporem chorągwi krzyżackich są przekonani, iż był to celowy, zaplanowany wcześniej manewr taktyczny. Trzeba jednak oddać naszym wschodnim sąsiadom, że co by nie mówić, walczyli dzielnie, a król Władysław Jagiełło, podobnie jak książę Witold, był w końcu ich rodakiem.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama