Dziadowska ruchliwość

Fragmenty książki p.t. "Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie. O marginesie społecznym XVI-XVII w."

Dziadowska ruchliwość


Michał Rożek, ks. Jan Kracik

Hultaje, złoczyńcy, wszetecznice w dawnym Krakowie

O marginesie społecznym XVI-XVII w.

ISBN: 978-83-61533-47-4
wyd.: Wydawnictwo PETRUS 2010

Wybrane fragmenty
ŻEBRACY
Między nauką Kościoła a praktyką społeczną
Bractwa Ubogich i Bractwo Miłosierdzia ks. Skargi
Szpitale, czyli przytułki
Dziadowska ruchliwość
Nędza niedostrzegana i fałszywi ubodzy
Żebracy na jubileuszach kościelnych
Przymus pracy. Dom poprawy i manufaktura żebracza
Betelfochty i Bractwo Miłosierdzia prymasa Poniatowskiego
ŻYWI LUDZIE
Dziwna symbioza okrucieństwa i miłosierdzia
Ludzie marginesu w oczach własnych
Religijność wyrzutków

Dziadowska ruchliwość

Kościół, gromadzący ludzi w niedziele i liczne święta, przyciągał amatorów jałmużny. Biskup Łubieński na początku XVIII wieku już nawet nie próbował nakazywać, jak Maciejowski przed stu laty, by przepędzano żebraków sprzed świątyń. Zalecał tylko dla Krakowa ustalenie jakiejś liczby dziadów przy każdym kościele, aby się nie zbiegali i nie czynili tumultów w jednym miejscu. Wyłączne związanie żebraka z określonym kościołem było możliwe, zresztą i bez zachęty. Zasiedziały w korzystnym miejscu dziad nie potrzebował często zmieniać kruchty, a posługi pełnione stale czy dorywczo w kościele podniosły jego pozycję. Nie kontrastowało to zbyt ostro z proszalnym trybem życia, gdyż służba kościelna także żyła częściowo z datków od wiernych. Pomocnik dzwonnika z Będzina, Marcin Jaworski, był wędrującym żebrakiem, czterokrotnie więzionym w Krakowie około 1692 roku za kradzieże. „Byłem przy kościele Panny Marii za dziada” — zeznawał w 1768 roku Maciej Derczycki, uprzednio wieloletni zakrystianin u bernardynów na Stradomiu. Dziad był grabarzem u Wszystkich Świętych w 1742 roku. Marianna Siejkowa żebrząca pod kościołem Karmelitów mówiła w 1749 roku: „pod Panią Dziewicą Na Piasku jałmużną się żywię”. Działający przy kościele Mariackim „dziadkowie” przyłapali kiedyś na cmentarzu dwu awanturników, przymknęli ich w dzwonnicy i wezwali pachołków6.

Możliwość „pożywienia się” ubogiego przy farze, klasztorze lub kaplicy wynikała również z rozpowszechnionego zwyczaju kwestowania przez zakony i konfraternie. „Wyprawiło się panów braci w kapach par cztery z miedniczkami po petycie” — zanotował skryba Arcybractwa Męki Pańskiej w 1691 roku. Siedem lat później postanowiono nie wysyłać sługi brackiego „na tabliczkę” bez potrzeby czy bez wiedzy prefekta. Wyprawić można było kogokolwiek. Szymon Wapiński, 19—letni syn żebraka, żył latem z dorywczej pracy przy murarzach, „a zimą chodzę w kapie od ojców marków, prosząc na światło, za co biorę trzeci grosz od złotego”. Mąż kobiety utrzymującej się z wyrabiania szkaplerzy, około 1767 roku, „z opłatkami i z tacą chodził”7. Do nadużyć było tu szczególnie blisko. Satyra z początku XVII wieku każe tak mówić jednemu z kwestarzy:

A wy, starzy brodacze, coście dobrze zdrowi, 
Nie leńcie się posłużyć leda szpitalowi. 
Puszkę wziąwszy szpitalną, włożyć ją na szyję, 
I ja sam takem czynił, ba i z tego żyję, 
Prosiłem gdzie na kościoły albo na organy, 
Powiadając, że będzie grzeczny, malowany,
A zawszem miał list pewny, co mi z miasta dano, 
Jeszcze mnie na kazaniu wszędy zalecano. 
To ja więc jak na wędę łowił stare grosze, 
Czasem się też wytrzęsło i z puszki po trosze8.

A oto odpowiednik literackiego konterfektu. Antoni Szakowski, rodem z Wodzisławia, służył w różnych klasztorach krakowskich, potem u kupców, a kiedy się zadłużył, zajął się zbieraniem jałmużny, rzekomo na rzecz wizytek — „zakonnice nie wiedziały o tym, żem ja pod ich imieniem kwestował”9.

Znajomość sztuki czytania, nawet gdyby była powszechna, nie na wiele się zdała w identyfikowaniu osoby zaopatrzonej w urzędowy papier. Coraz to więc pojawiał się tu i tam ktoś, kto:

Nosi puszkę żelazną, dzwonek mosiądzowy, 
Prosi rzekomo na szpital i na kościół nowy, 
Prosi chytry nieborak na jakiego świątka, 
Chocia z tamtej jałmużny nie da mu i szczątka10.

Kwestowanie na rzecz klasztoru, szpitala lub budowy kościoła nie dawało jednak takich możliwości jak żebractwo w miejscach pielgrzymkowych i na odpustach. W życiorysach opowiadanych przed hutmanem krakowskim przewijają się nazwy tych miejscowości —

z Krakowa byłem w Kobylance, w Dukli, chodziłem po odpustach; przyszedłem do Krakowa z Kobylanki, bom się tam ofiarował, (...) z tego się żywię, co uproszę.

Przemierzali drogi do pobliskich parafii, szli do Leżajska, Kalwarii, Częstochowy lub wracali stamtąd. Znajomość stosownych pieśni nabożnych przydawała się wszędzie11.

Niewielki i zapełniony miejscowymi krakowski szpital prawie nie dawał możliwości schronienia wędrownym żebrakom. Miasto przyciągało dziadów, dając szansę zdobycia doraźnych datków, po które wyciągało się jednak zbyt wiele rąk. Popychało to z powrotem na wieś. Tam było łatwiej o pożywienie i dodatkowe zajęcie. Stan wiedzy potocznej i wierzeń ludowych oraz niedostatki usług medycznych sprzyjały szarlatanom. Najkorzystniej było wystąpić w roli znachora, który posługuje się naturalnymi specyfikami lub magiczną mocą. Należało więc:

Maści mieć rozmaite, wódki, świeczki, zioła, 
Powiadając, żem ja tu od fary, z kościoła.

Duże korzyści dawały tez wota woskowe sprzedawane na odpuście, doradzanie zabobonnych praktyk („włosów niech urzynają, a w ściany wtykają”), zażegnywanie burz, odpędzanie gradów, okadzanie obory, udzielanie wszelkich porad („łżyjcie dobrze, gdy się was o co będą radzić”), od kosmetycznych, po matrymonialne. Kto nie miał przekonania do życiowej mądrości wędrujących dziadów i bab, tego sami żebracy straszyli karą bożą lub zemstą własną. „Pauperkowie i jałmużny żebrzący” umieli i w mieście wykazać podobną przemyślność w wyłudzaniu i wymuszaniu datków. Spośród omówionych już zarządzeń przeciw włóczęgom wystarczy wspomnieć tu publikatę krakowskich władz grodzkich i miejskich z 1729 roku. Oto zabierają oni chleb kalekom i starcom, gdyż

po kamienicach, dworach i sklepach kupieckich kwestują, a bardziej się różnej kondycji ludziom naprzykrzają i prawie do dawania sobie jałmużny to przegróżkami, to postrachami, to innymi różnymi wymyślnymi sztukami i sposobami przymuszają12.

W praktykowanym systemie udzielania pomocy odróżnienie potrzebujących od szalbierzy było rzeczywiście utrudnione.

 

6 Synodus... ab C. Łubieński... 1711, s. 36; APKr 869, s. 51—53, 121—123; 877, s. 183; 879, s. 272; 883, s. 53, 369.

7 APKr 883, s. 267; 887, s. 37, 130; 3311 — Akta archikonfraternii Męki Pańskiej, 1689—1720, k. 44.

8 Peregrynacja dziadowska, jw., s. 151.

9 APKr 885, s. 238.

10 S. Klonowic, Worek judaszów, jw., s. 46.

11 APKr 881, s. 92; 883, s. 47, 265, 267.

12 Peregrynacja dziadowska, jw., s. 147—149; APKr 3563 (publikata 1729).

dalej >>

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama