Podzielmy się zbrodnią [GN]

Po rozpamiętywaniu własnych ofiar przyszedł w Niemczech czas na podzielenie się odpowiedzialnością za własne zbrodnie

Po rozpamiętywaniu własnych ofiar przyszedł w Niemczech czas na podzielenie się odpowiedzialnością za własne zbrodnie.

Jeden z najważniejszych niemieckich tygodników opinii „Der Spiegel” opublikował artykuł, który głosi, że zbrodnie na Żydach nie są tylko problemem niemieckim, ale europejskim. Nie bez znaczenia jest fakt, że tekst pt. „Ciemny kontynent” ukazał się w jednym z najbardziej prestiżowych i wpływowych niemieckich czasopism, znanym ze stanowczego przypominania rodakom odpowiedzialności za wojenne zbrodnie. To pokazuje, jak ogromne zmiany nastąpiły w mentalności niemieckich elit i środowisk opiniotwórczych. Jeszcze niedawno okładka z napisem „Wspólnicy. Europejscy pomocnicy Hitlera w mordowaniu Żydów” byłaby tolerowana jedynie w niszowym periodyku i spotkałaby się ze stanowczym oporem wielu środowisk, jako przykład bezprecedensowego i niedopuszczalnego relatywizowania niemieckich zbrodni. Dzisiaj podobne publikacje zdają się wytyczać nowe horyzonty niemieckiej debaty o przeszłości i własnej odpowiedzialności za zbrodnie.

Sprawa Demianiuka

Artykuł napisany jest przemyślnie, gdyż nie zawiera oczywistych kłamstw. Pretekstem do jego powstania była deportacja do RFN Iwana Demianiuka, Ukraińca, strażnika w obozach koncentracyjnych w Trawnikach, Sobiborze i Treblince, gdzie obsługiwał komory gazowe. Ze względu na wyjątkowe okrucieństwo przez więźniów był nazywany „Iwanem Groźnym”. Jego proces będzie prawdopodobnie ostatnią próbą osądzenia sprawcy Holocaustu przez niemiecki wymiar sprawiedliwości. Fakt, że oskarżony nie jest Niemcem, skłonił redakcję „Spiegla” do postawienia pytania, ilu „Demianiuków” pomagało nazistowskim oprawcom. Autorzy bardzo obszernej publikacji nie negują głównej odpowiedzialności Niemców za wymordowanie milionów europejskich Żydów. Jednocześnie jednak zestawiają liczby: 200 tys. Niemców bezpośrednio uczestniczyło w zagładzie Żydów i tyle samo było ich pomocników, wywodzących się z wielu narodów europejskich. Wychodzi więc na to, że Żydów wymordowali Hitler, grupa jego najbliższych współpracowników oraz — po równo — Niemcy i wszyscy inni, m.in. także Polacy. Teza ta wielokrotnie w tekście jest powtarzana i zachodzi obawa, że wkrótce zdominuje niemiecką debatę na ten temat. Jeśli pamiętamy, że temu zjawisku towarzyszy w Niemczech intensywna dyskusja na temat cierpień własnego narodu, a przede wszystkim ofiar masowych bombardowań i gwałtów oraz ucieczki i wygnania Niemców z terenów wschodnich, zasadne jest pytanie, co zostanie w głowach Niemców. Jakie będzie ich poczucie odpowiedzialności za wywołanie II wojny światowej oraz niezliczone mordy popełnione na wszystkich narodach Europy, a przede wszystkim na Żydach i Słowianach?

Autorzy tekstu podają różnorodne przypadki współudziału mieszkańców okupowanej Europy w zbrodniach na Żydach. Problem w tym, że wrzucając wszystkich do jednego worka z napisem „wspólnicy Hitlera”, nie wyjaśniają niczego. Czymś innym był udział w Holocauście formacji wojskowych i policyjnych satelitów III Rzeszy, jak Rumunia, Węgry, Chorwacja czy Słowacja, a czym innym przypadki denuncjacji Żydów przez pojedynczych osobników, które miały miejsce w całej Europie. W pierwszym przypadku działała machina państwa, w drugim mieliśmy do czynienia z indywidualną decyzją poszczególnych osób, kierujących się różnymi motywami. Nawet jednak w krajach kolaborujących z III Rzeszą najbardziej odrażające przypadki udziału formacji wojskowych i policyjnych w eksterminacji Żydów miały miejsce na wyraźne żądanie niemieckiej administracji.

Zakłamana mapa

Przykładem wyjątkowej manipulacji jest wielka mapa ilustrująca tekst. Przedstawia sieć nazistowskich obozów koncentracyjnych, kierunki deportacji Żydów z całej Europy oraz zawiera informację, że ok. 6 mln Żydów zostało wymordowanych przez nazistów i ich pomocników. W tym podpisie znikli Niemcy. Nie ma ich, wyparowali. Pozostali naziści, którzy w całym tekście nie mają jednoznacznej identyfikacji narodowej, oraz ich pomocnicy, określeni bardzo precyzyjnie jako Ukraińcy, Holendrzy, Rumuni, Węgrzy, Francuzi, Polacy. Niemiec, który uczestniczy w zbrodniach, w tekście zamieszczonym w „Spieglu” traci swą identyfikację narodową — jest nazistą bądź członkiem oddziałów Hitlera, w najlepszym wypadku żołnierzem formacji specjalnych SS. Natomiast motłoch, który uczestniczy w mordach na Żydach w Kownie i w innych republikach bałtyckich, to nie członkowie jednostek specjalnych, kolaborujących z Niemcami, ale Litwini, Łotysze, Estończycy. Ten przekaz wzmacniają kontury państw, zaznaczone na mapie, sugerujące, że istniały wtedy Polska, Litwa, Łotwa czy Ukraina. To oczywiste kłamstwo. Tych państw wówczas nie było. I niewiele wyjaśnia umieszczony w legendzie mapy przypis, że obszary zaznaczone niebieskim kolorem są „obszarami okupowanymi”. W rzeczywistości były to tereny bezpośrednio wcielone do III Rzeszy bądź specjalne jednostki administracyjne, zarządzane przez niemieckiego okupanta. Nie było więc Polski, lecz Generalgouvernement (Generalne Gubernatorstwo), nie było Litwy i Białorusi, lecz Reichskommisariat Ostland (Komisariat Rzeszy Wschód), nie było Ukrainy, lecz Reichskommissariat Ukraine (Komisariat Rzeszy Ukraina). Pominięcie prawdziwych, historycznych nazw sugeruje czytelnikowi, że na tamtych obszarach możliwe były jakiekolwiek suwerenne działania miejscowej ludności. Jednocześnie zaciera podstawową prawdę historyczną, że pełną odpowiedzialność za wszystko, co tam się wydarzyło w tym okresie, ponosiły wyłącznie niemieckie władze oku-pacyjne.

Bicie się w cudze piersi

Czytelnik publikacji w „Spieglu” znajdzie wiele wstrząsających i prawdziwych opisów współudziału miejscowej ludności w zbrodniach na Żydach po niemieckiej napaści na Związek Sowiecki. Nazbyt jednak skrótowo potraktowano rolę, jaką w pogromach i rzeziach odgrywały niemieckie jednostki specjalne, tzw. Einsatzgruppen. To one w czerwcu 1941 r. wkraczały tam z rozkazem szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy obergruppenführera Reinharda Heydricha, aby natychmiast przystąpić do eksterminacji ludności żydowskiej. Heydrich nakazywał postępować tak, aby „wyglądało to, że sama miejscowa ludność zareagowała w sposób naturalny przeciwko dziesiątkom lat opresji dokonywanej przez Żydów oraz przeciwko terrorowi stworzonemu ostatnio przez komunistów”. W takich warunkach doszło m.in. do mordu na Żydach w Jedwabnem, o czym w „Spieglu” jest sporo, z powołaniem się na książkę Jana Tomasza Grossa, ale już bez odwołania się do konkluzji śledztwa prowadzonego w tej sprawie przez IPN, podkreślającego znaczenie niemieckiej inspiracji na tym terenie. Artykuł opisuje zachowanie „szmalcowników”, którzy denuncjowali Niemcom ukrywających się Żydów, ale nie ma już informacji, że „szmalcownictwo” było przez sądy polskiego państwa podziemnego karane śmiercią.

Twierdzenie, że zagłada Żydów jest nie tylko problemem niemieckim, lecz rzekomo obciąża całą Europę, jest fałszowaniem prawdy historycznej. Zbrodnie dokonywane były wyłącznie na terenach przez Niemców i ich sojuszników okupowanych, z ich inspiracji, a najczęściej na ich rozkaz. III Rzesza ponosi za to pełną odpowiedzialność. Oczywiście nie zwalnia to pozostałych narodów z obowiązku rozliczeń z ciemnymi kartami własnej historii. Ten proces zresztą się dokonuje. Także w Polsce, choć autorzy artykułu twierdzą inaczej. Nie informują na przykład, że sprawcy zbrodni w Jedwabnem zostali osądzeni po wojnie, na podstawie Dekretu z 31.08.1944 r. (tzw. dekret sierpniowy), za zabójstwo obywateli polskich narodowości żydowskiej w czasie II wojny światowej. Z pewnością w czasie okupacji zdarzały się haniebne zachowania naszych rodaków, za co wypada uderzyć się w piersi z poczuciem wstydu za popełnione wówczas zbrodnie. Nie może być jednak przyzwolenia na to, aby Niemcy za własne zbrodnie bili się w nasze piersi.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama