Tragiczne lato

O mordach na Wołyniu w 1943 r.

Świt po niedzieli 11 lipca 1943 r. na Wołyniu był straszny. W niebo unosił się dym ze spalonych domostw i kościołów. Tysiące pomordowanych ciał czekało na pochówek.

Na bezbronną ludność w ponad 125 jednostkach administracyjnych trzech powiatów: horochowskiego, łuckiego i kowelskiego ruszyły oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), aby przeprowadzić zaplanowaną od dawna czystkę etniczną.

Pierwsze uderzenie spadło na Wołyń, ale kilka miesięcy później zaatakowane zostały także polskie wsie w Małopolsce Wschodniej, czyli jak mówili Ukraińcy w Galicji Wschodniej. Ocenia się, że ofiarą mordów dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu w latach 1943—1945 padło blisko 60 tys. Polaków.

Dlaczego Wołyń?

Szereg czynników sprawiło, że właśnie Wołyń — gdzie w okresie międzywojennym nie dochodziło do silnych napięć polsko-ukraińskich — stał się widownią koszmarnych wydarzeń. Ukraińcy na tym obszarze mieli wielką przewagę liczebną. Według spisu z 1931 r., mieszkało ich tam 1 mln 418 tys., czyli 68 proc. Polaków było ok. 350 tys., a więc niecałe 17 proc. Po dwóch latach sowieckiej okupacji (1939—1941) ta liczba jeszcze bardziej się zmniejszyła wskutek wywózek na Sybir i eksterminacji, zwłaszcza elit politycznych, gospodarczych i społecznych. Na tym terenie praktycznie nie było żadnych polskich oddziałów zbrojnych. Sławna 27. Wołyńska Dywizja AK powstała dopiero na początku 1944 r. Polska ludność była tam całkowicie bezbronna i rozrzucona na rozległych obszarach we wsiach, koloniach i osadach. Ukraińcy natomiast dysponowali siłami kilku tysięcy dobrze uzbrojonych żołnierzy UPA. Wiosną 1943 r. do lasu zbiegło także około 5 tys. Ukraińców, służących wcześniej w niemieckiej policji pomocniczej. W napadach na polskie wioski jednostki zbrojne wspierała często ludność cywilna. Wreszcie niezwykle ważne było to, że na Wołyniu była słaba niemiecka administracja. Gdy zaczęły się rzezie, Niemcy, poza kilkoma przypadkami, nie interweniowali.

Inaczej było w Galicji Wschodniej. Tam formacje ukraińskich nacjonalistów wprawdzie także były silne, ale jednocześnie miały w terenie mocnego przeciwnika, jakim były liczne i dobrze uzbrojone oddziały AK. Galicja Wschodnia, jako dystrykt Galizien, była częścią Generalnego Gubernatorstwa i traktowana jako bezpośrednie zaplecze frontu. Gubernator Hans Frank nie mógł dopuścić tam do chaosu, gdyż stanowiłoby to bezpośrednie zagrożenie dla linii komunikacyjnych na front wschodni. Wołyń nie miał strategicznego znaczenia, dlatego Ukraińcy liczyli na to, że uda im się stworzyć tam własne struktury administracyjne i wojskowe w chwili wycofania się Niemców, a tuż przed nadejściem Armii Czerwonej.

Plan zbrodni

Ukraińcy w tym czasie byli największym w Europie narodem bez państwa. Dwukrotne próby wybicia się na niepodległość w 1918 r. oraz w 1941 r. zakończyły się niepowodzeniem. Istniejąca od 1929 r. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), najważniejsza wówczas siła polityczna na Ukrainie, głównych przeciwników ukraińskiej państwowości widziała w sowieckiej Rosji i Polsce. Siły skrajne już na początku XX wieku rzuciły hasło „Lachy za San”, zakładając usunięcie wszystkich Polaków z terenów, jak to określano, Zachodniej Ukrainy, czyli polskich Kresów Wschodnich. Początkowo nikt nie zakładał, że plan ma zostać zrealizowany poprzez wymordowanie całej polskiej ludności na tym terenie. Jednak w warunkach wojennego zdziczenia i bezprawia plan polityczny stał się faktycznie planem zbrodni, zatwierdzonym w lutym 1943 r. przez kierownictwo OUN.

Już wiosną 1943 r. nasiliły się ataki na polskie osady. Dodać trzeba, że ruch ukraińskich nacjonalistów nie był jednością. Jednak przewagę w OUN zdobyło radykalne i antypolskie skrzydło zwane banderowcami, od nazwiska ich przywódcy Stepana Bandery. Banderowcy mieli także największe wpływy w UPA, powołanej początkowo do walki z Niemcami i Sowietami, ale uczestniczącej także w wielu akcjach antypolskich. Bandera w tym czasie przebywał w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen, osadzony tam przez Niemców, gdy w czerwcu 1941 r. próbował we Lwowie, opuszczonym przez wojska sowieckie, proklamować ukraińską państwowość. Bandera, syn unickiego duchownego spod Lwowa, za wydarzenia na Wołyniu bezpośrednio nie odpowiadał. To on jednak już w okresie II Rzeczpospolitej zatruł ukraińską duszę fanatyzmem i zbrodniczym terroryzmem, gdy inicjował zamachy na przedstawicieli polskiej władzy i przekonywał swych rodaków do używania radykalnych metod w rozprawie z Polakami.

Oddziałami UPA, które dokonywały zbrodni na Wołyniu, dowodził szef okręgu UPA „Północ” płk Roman Dmytro Klaczkiwśkij, używający pseudonimu „Kłym Sawur”. On przeprowadził koncentrację oddziałów, które uderzyły w niedzielę 11 lipca 1943 r. według starannie przygotowanego wcześniej planu. Strzelcy otaczali kordonem wieś, aby nikt z niej żywy się nie wydostał. Rzezi dokonywały natomiast jednostki samoobrony, często bez broni palnej, uzbrojone jedynie w siekiery, noże, widły, kosy i topory. Mordercy zwartymi grupami szli od domu do domu, mordując mieszkańców. Nie oszczędzano nikogo. Zabijano często z nieopisanym sadyzmem, aby ofiara umierała jak najdłużej, wbijana na pal, rżnięta piłą, palona, rąbana. Dochodziło także do profanowania zwłok. Ten sposób postępowania był celowy. Wiadomości o barbarzyństwach miały złamać ducha oporu i zmusić pozostałych do ucieczki z Wołynia, który miał w ten sposób zostać ostatecznie „oczyszczony z Polaków”, jak głosiły rozkazy OUN.

Chłopska rebelia

Rzeź na Wołyniu była nie tylko radykalną próbą szowinistycznej rewolucji narodowej, ale przede wszystkim chłopską rebelią, która miała zlikwidować nie tylko Polaków, ale także „panów” na tym obszarze. Kwestia społeczna zawsze wywoływała napięcia w relacjach polsko-ukraińskich. Polacy często byli właścicielami majątków, a na Wołyniu w okresie międzywojennym na wielką skalę odbywała się akcja osadnicza, której celem było wzmocnienie polskiej substancji na Kresach. Ziemię otrzymywali legioniści, a także żołnierze z 1920 r. Ukraińcy odbierali to jako akt niesprawiedliwości, co podsycało jeszcze antypolskie nastroje. Kierownictwo UPA doskonale zdawało sobie z tego sprawę i wiosną 1943 r. ukraińskie wioski objeżdżali agitatorzy z OUN, obiecujący wszystkim, którzy wezmą udział w „narodowej rewolucji” nie tylko własne państwo, którego zalążek miał powstać właśnie na Wołyniu, ale także upragnioną ziemię. Dlatego za oddziałami morderców na miejsce zbrodni nadciągały watahy rabusi, składające się także z kobiet i wyrostków. Zabierali mienie i dobytek pomordowanych oraz palili ocalałe zabudowania.

15 sierpnia 1943 r. kierownictwo UPA usankcjonowało grabieże, wydając dekret o przekazaniu Ukraińcom całej ziemi polskich kolonistów. Spowodowało to, że miejscowa ludność chętnie i tłumnie uczestniczyła w zbrodniach, które traktowano jako akt sprawiedliwości dziejowej i historyczny odwet za wieki upokorzeń, krzywd i poddaństwa.

Nie wszyscy mordowali

Ofiarami zbrodni nacjonalistów byli nie tylko Polacy. Z równym okrucieństwem mordowani byli Ukraińcy, którzy próbowali ratować Polaków bądź byli z nimi spokrewnieni. W fundamentalnej pracy Ewy i Władysława Siemaszków na temat ludobójstwa na Wołyniu opisanych zostało ponad 250 przypadków, kiedy Ukraińcy próbowali ratować polskich sąsiadów. 167 poniosło za to śmierć. Przeciwko rzeziom wystąpił także unicki metropolita Lwowa Andrij Szeptycki, który jeszcze w 1942 r. wydał głośny list pasterski „Ne ubyj” (Nie zabijaj), grożąc ekskomuniką organizatorom i wykonawcom zbrodni. Jednak jego apelu już nikt nie słuchał. Zdarzały się przypadki, że do zbrodni podżegali również uniccy duchowni, podobnie jak duchowni prawosławni. Znanych jest wiele relacji o tym, jak przed mordami w cerkwiach była święcona broń, którą miano zabijać Polaków. Wiemy także, iż były przypadki, że gdy ukraińscy duchowni odmawiali udziału w takiej ceremonii, byli za to karani śmiercią jako zdrajcy „narodowej rewolucji”. Jesienią 1943 r. rozpoczęły się akcje odwetowe polskiej partyzantki, które skierowane były także przeciwko ukraińskiej ludności cywilnej. Ocenia się, że do 1945 r. zginęło kilka tysięcy Ukraińców, głównie w Galicji Wschodniej i na Chełmszczyźnie.

Ludobójstwo przeprowadzone przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach przez blisko 50 lat okryte było milczeniem. Dopiero przed pięciu laty w Polsce i na Ukrainie uczczono ofiary zbrodni. Do dzisiaj wiele z nich nie ma swoich grobów. Wołyń opustoszał, miejsca, w których w 1943 r. były kwitnące wsie i osady, zarosły trawą i chaszczami.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama