Sztuka rodzicielskiej miłości (wprowadzenie)

Rodzicielstwa nie wysysa się z mlekiem matki. Tej sztuki trzeba się stale uczyć -cierpliwie, wytrwale, znosząc błędy i porażki. To jedyna recepta na udaną rodzinę.

Sztuka rodzicielskiej miłości (wprowadzenie)

Wolfgang Bergmann
(tłumacz: Urszula Poprawska)

SZTUKA RODZICIELSKIEJ MIŁOŚCI

ISBN: 978-83-7767-090-3
wyd.: Wydawnictwo WAM 2012

Spis wybranych fragmentów
Wprowadzenie
O MIŁOŚCI, KTÓRA WSZYSTKO ŁĄCZY
Miłość do dziecka wyrównuje wszystko
Lęk — nieodłączny towarzysz miłości

Wprowadzenie

Ja też ciągle jeszcze bywam zaskakiwany. Właśnie trwa konferencja poświęcona problemom wieku dziecięcego. Siedzę na podium i  wygłaszam referat na temat związku między pierwszymi latami życia dziecka a  jego późniejszym rozwojem psychicznym i  duchowym. Nie jest to właściwie trudne. Różne dziedziny nauki  — nauka o funkcjonowaniu ludzkiego mózgu, psychologia zachowań, pedagogika i inne specjalności dostarczają na ten temat wiele cennych informacji.

Ku mojemu zaskoczeniu większość słuchaczy  — rodzice, a  także pedagodzy i  psycholodzy  — ostro oponują przeciwko moim tezom. Tak nie można, mówią! W niektórych głosach czuję nawet agresję. Co ja takiego powiedziałem?

Powoli zaczynam rozumieć: zadałem dwa pytania. Pierwsze: czy udany rozwój psychiczny i duchowy dziecka nie wymaga czegoś więcej niż tylko zapewnienia mu sprzyjających warunków i bodźców dostarczanych często od wczesnego niemowlęctwa? I drugie: na kogo wyrastają dzieci, które zbyt wcześnie i na zbyt długo oddziela się od rodziców?

Znamy odpowiedź na to ostatnie pytanie. Nauka udowodniła, że dzieciom wychowywanym bez ojca i  matki umykają niejako najwcześniejsze spostrzeżenia i  doświadczenia dotyczące otaczającego ich świata, przestają się one z nimi utożsamiać. Poznają wprawdzie detale, szczegóły, przedmioty itd., lecz nie rozumieją powiązań, jakie między nimi istnieją.

To, czego roczne dziecko doświadcza „tu i teraz”, musi się łączyć z  doświadczeniem poprzednich dni i  tygodni jego życia. Dopiero w ten sposób tworzy się jego — jak mówią specjaliści — „zintegrowane” ja. Zintegrowane — znaczy „wynikające z czegoś”. Tu dotykamy istoty rzeczy.

Dziecko kocha mamę i  tatę. Znajome, pełne miłości spojrzenie matki daje dziecku poczucie pewności siebie: „Twoje istnienie na tym świecie jest ważne, nie jesteś samotny i zagubiony”.

To poczucie nie bierze się znikąd. Ono tworzy się dzień za dniem, budują je w  dziecku kolejne doświadczenia. Nasz malec rozumie już np., że klocek, którym bawił się wczoraj, dzisiaj też ma tę samą formę, więc i dziś może się nim bawić tak samo. Czyni to bez lęku, bo przekonał się wielokrotnie, że na mamie i tacie może polegać bez reszty. Pełne zaufania spojrzenie półrocznego czy rocznego dziecka na matkę czy ojca to jedna z najbardziej poruszających reakcji małego człowieka. Zawiera ono w sobie całe zaufanie do świata albo — jak mówił Immanuel Kant — „emocjonalną pewność”. I owa pewność właśnie daje dziecku tę siłę, by odważnie, z ciekawością i chęcią poznawania nieznanego zwracało się do świata.

Jeśli jednak zabraknie tego zaufania, dziecko przeskakuje od jednego fragmentarycznego wspomnienia do drugiego, a wszystkie one nie są z sobą wzajemnie powiązane. W  sferze psychiczno-duchowej dziecka wszystkie doświadczenia gromadzą się osobno.

Czego zabrakło? Poczucia łączności pomiędzy wydarzeniami z wczoraj i dziś, z wczorajszego popołudnia i dzisiejszego przedpołudnia. Wszędzie są jakieś emocjonalne dziury. I dziecko nie potrafi ich pokonać.

Zabrakło siły niekwestionowanej miłości, płynącej ze strony matki i  ojca, która dawałaby dziecku oparcie. Dopiero miłość ze swą delikatnością może sprawić, że wszystko  — przeżycia i  wzajemna komunikacja staną się zrozumiałe i znajdą właściwe miejsce w psychicznej strukturze dziecka.

Kiedy dziecko ma „dziury emocjonalne”, wprawdzie również zwraca się ku światu, ale nie dysponuje czymś niezmiernie istotnym  — oparciem w  miłości. Czuwajmy nad sobą i nad naszymi dziećmi! „Niezintegrowane” dzieci stają się niespokojne i  o  wiele za wcześnie rwą się do świata. Wszędzie szukają ludzi czy przedmiotów, chcąc stopić się w jedno z otoczeniem. Do tego jednak potrzebują stabilności emocjonalnej, inaczej boleśnie się ranią.

A moi słuchacze w supernowoczesnym centrum konferencyjnym? Wielu z  nich to praktykujący pedagodzy i psycholodzy, większość jednak nie patrzyła dotąd w ten sposób na rozwój małych dzieci i nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji sytuacji, jakie tu opisałem. Nie zostali zaznajomieni z takim sposobem widzenia rozwoju dziecka nawet w czasie studiów.

Ich wiedza nastawiona jest na szybki sukces. „Paweł opanował już alfabet do d, ile lat ma Paweł i  co potrafi?” Nie dostrzegają, że tylko to, co w świadomości małego dziecka miało szansę utrwalić się na dobre, również wiedza i  uczucia, będzie istniało także nazajutrz i  w  przyszłości. Bez odpowiedniej porcji miłości małe dziecko egzystuje właściwie w  pustej przestrzeni psychicznej. Dlatego staje się niespokojne, zdekoncentrowane, zapomina, co robiło przed godziną, i z trudnością przypomina sobie, czym bawiło się albo co robiło wczoraj w przedszkolu.

Krótko mówiąc, nie doświadczając silnej relacji  — albo ładniej — miłości, zdezorientowane dziecko wejdzie w świat, którego obcości nigdy do końca nie przezwycięży. Zabraknie mu pewności co do znaczenia gestów, uśmiechów, sposobów zachowania i tego, co się już wydarzyło. W  pamięci będzie miało jakieś strzępki rzeczywistości, które nie tworzą jednak jej logicznego obrazu.

A przecież wszystko mogłoby być takie proste i w gruncie rzeczy jest proste! Gdy pewnego smętnego popołudnia idziemy ulicą za czterolatkiem i  mamy okazję go poobserwować, czujemy — mam nadzieję, że mówiąc to również w  imieniu czytelników nie popełniam nadużycia  — że coś się w nas rozświetla, widząc, że owa mała osóbka zaraża nas jakąś już zapomnianą, pierwotną radością życia. Dzieci dają szczęście i spokój.

Może tak jest — pomyślicie z łagodną rezygnacją — ale to nie dotyczy mojego dziecka, z moim jest inaczej. Moje jest nerwowe i ledwie wstanie, a już dziesięć razy potrafi mnie doprowadzić do irytacji i zmienić moją radość życia w kłębek chaotycznych odczuć.

W porządku, nie zrozumieliście jeszcze tego wszystkiego; każdy, nawet najbardziej zbuntowany gest dziecka wyraża nie tylko obronę własnych zamiarów, ale i szukanie matki, ojca czy kogoś, kogo mogłoby kochać. Dzieci szukają przestrzeni miłości w obrębie swojej rodziny, zaczynając rano, a kończąc wieczorem. W każdym momencie uosabiają szczęście, w niepokoju i w ciszy, w beztrosce, a także w zmartwieniach, których w ich życiu jest bez liku. Trzeba z nimi unosić się niejako nad ziemią, by móc pojąć i zaakceptować ten ich niefrasobliwy, żywiołowy stan. Nie istnieje zapewne bliższy związek w miłości niż związek między rodzicami a dzieckiem. My, rodzice, musimy nauczyć się tylko jednego — musimy to zaakceptować bez żadnych warunków wstępnych. Niby proste, a jednak trudne — jak wszystko, co dotyczy dzieci. Sprostać tej sprzeczności to jedno z  naszych największych wyzwań.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama