ZWYCZAJNI RODZICE (?) cz. II

Artykuł z cyklu wydawnictwa "Katecheta" - WYCHOWANIE DO MIŁOŚCI

WYCHOWANIE  DO  MIŁOŚCI

Hanna  Zielińska

ZWYCZAJNI  RODZICE  (?)  cz.  II

Patrz także cz. I

WYCHOWANIE  DZIECI

Poznawanie  dzieci

ZWYCZAJNI RODZICE (?) cz. II

Na jednym ze spotkań z rodzicami moja koleżanka zaproponowała, aby na karteczkach napisali trzy zalety swojego dziecka. Wielu rodziców było zaskoczonych tą prośbą. Stwierdzali, że nigdy się nad tym nie zastanawiali. Po spotkaniu przyznali, że łatwiej byłoby im wymienić wady dziecka. Jako rodzice wiemy, jak wygląda nasza pociecha, ile ma lat, jaka jest jego waga, do której chodzi klasy (czy zawsze?), jakie ma oceny w szkole, jakie lubi potrawy, czy jest "grzeczne". Jednak często niewiele więcej potrafimy o nim powiedzieć.

Państwo Ludwik i Zelia Martin - wychowując swoje dzieci do "pracy i pobożności" - bacznie obserwowali swoje pociechy. Realizacja tej zasady wymagała bowiem poznawania ich charakterów, aby nakładane na córki zadania nie przekraczały możliwości dzieci.

Relacje z rozwoju dzieci Zelia zamieszczała w listach do swoich bliskich. Martwiła się więc, że mała Marynia jest "zbyt nieśmiała", ale za to "grzeczna i ma wielki strach przed obrazą Boga". Widziała zmiany, jakie następują w dziewczynkach. O tej samej Maryni pisze bowiem kilka lat później, że "ma charakter bardzo specjalny i samowolny (...), pragnęłabym, aby była bardziej uległą"; zdawała sobie jednocześnie sprawę, że było to dziecko bardzo uzdolnione. W kolejnych listach chwali jej pobożność i pracowitość. Widząc z kolei, że Leonka rozwija się wolniej, opóźnia rozpoczęcie jej nauki, czekając aż córka osiągnie odpowiedni stopień dojrzałości. Podobnie postąpił Ludwik, zabierając Terenię z pensji, gdy córka rozstanie z rodziną i samotność przepłaciła ciągłymi bólami głowy. Zelia w listach szczegółowo opowiadała o każdym swoim dziecku, ukazując jego zalety i wady. Wszystko to było przepojone głęboką miłością obojga państwa Martin do dzieci. Poświęcali im dużo czasu: "Celinka okazuje się bardzo inteligentna, ale muszę jej poświęcać trzy czwarte dnia". Wielokrotnie wspominała w swych listach, że musi przerwać pisanie, bo któreś z dzieci pragnie się z nią pobawić czy o czymś powiedzieć. Czasu dla córek nie żałował też Ludwik, odbywając z nimi częste spacery lub bawiąc się z nimi w ogrodzie, czy też wykonując dziecinne zabawki. Szczególnie dużo uwagi poświęcał im - zwłaszcza najmłodszej Tereni - po śmierci żony. Rytuałem staje się codzienna przechadzka "Króla" (Ludwika) i "Królewny" (Tereni), "w czasie której tatuś kupował mi zawsze mały prezencik za drobne pieniążki". [ 1 ] Czasami zabierał też dziewczynki na połów ryb. W czasie wakacji jechał ze starszymi do Paryża lub organizował im wypoczynek nad morzem. Poważne potraktowanie przez Ludwika Martin decyzji czternastoletniej Teresy o wstąpieniu do Karmelu świadczy o tym, że znał swoją córkę; wiedział, że pomimo młodego wieku jej decyzja jest dojrzała, a nie jest to jedynie zwykły dziecięcy kaprys.

* * *

Współcześni rodzice często niewiele wiedzą o swoich dzieciach. Znikoma jest znajomość środowiska, w którym przebywają ich dzieci, zainteresowań, lektur, programów telewizyjnych czy filmów, które oglądają, a przede wszystkim ich poglądów, przekonań, trudności. Pod tym względem rodzice mogliby skorzystać z przykładu Ludwika i Zelii. Państwo Martin bowiem nie tylko doskonale znali swoje dzieci, ale bardzo starannie dobierali, żeby nie powiedzieć kontrolowali środowisko, w którym przebywały ich córki. Dotyczyło to również sytuacji, gdy córki przebywały z dala od domu. Może, naśladując ich, dzisiejsi rodzice nie byliby tak często zaskakiwani niewłaściwymi postawami swych pociech. Rozmowy z dziećmi, wspólne rozrywki, wycieczki, spacery to okazja do lepszego zrozumienia dzieci, poznania ich problemów, możliwość pomocy w kłopotach. Umożliwia to także dzieciom lepsze poznanie i zrozumienie rodziców, ich poglądów, wymagań, uczuć, norm moralnych, wartości, które cenią. A to z kolei pomaga w budowaniu właściwych więzi emocjonalnych w rodzinie. W rodzinie Martin nigdy tego nie brakowało. Obecnie zapominamy często, że dziecko najbardziej w swoim życiu potrzebuje obecności fizycznej i psychicznej obojga rodziców. W pogoni za środkami materialnymi, które mają służyć zapewnieniu lepszych warunków rozwoju fizycznego i intelektualnego dzieci, rodzice mniej dbają o ich rozwój emocjonalny i moralny. Sądzą, że najważniejsze są przyszłe sukcesy dziecka na polu zawodowym, społecznym itp. W rezultacie, jakże często spotykamy wspaniale wykształconych, rozwiniętych intelektualnie lubi fizycznie młodych ludzi, którym brakuje moralnego kręgosłupa. Wychowanie moralno-etyczne wymaga bowiem od rodziców poświęcenia dziecku czasu, odpowiednich kwalifikacji moralno-etycznych, budowania więzi w rodzinie, dojrzałości rodziców do pełnienia ich ról. W pogoni za złudnymi wartościami, wielu rodziców nie znajduje na to czasu, zapomina o tych zadaniach, uważa je za nieistotne lub przerzuca ciężar odpowiedzialności w tym zakresie na inne instytucje. Ludwik i Zelia Martin są tutaj przykładem umiejętnego łączenia tych powinności rodzicielskich; dbając o rozwój talentów córek, ogromną wagę przywiązywali do przekazu wartości.

Nie tłumaczmy się brakiem czasu i koniecznością dbania o byt materialny rodziny. To tylko część prawdy. Pomyślmy, ile czasu spędzamy np. przed telewizorem, oglądając banalne filmy. Jest to czas, który potrzebują nasze dzieci.

Wymagania  w  stosunku  do  dzieci

Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział, że musimy od siebie wymagać, choćby inni od nas nie wymagali. Jak nauczyć młodego człowieka wymagać od siebie? Co zrobić, aby nadmiar wymagań nie zniechęcił go do pracy nad sobą, a ich brak nie zaowocował postawą roszczeniową?

Państwo Martin znaleźli rozwiązanie tego problemu. Ich dzieci od najmłodszych lat miały określone obowiązki. We wczesnym dzieciństwie jest to właściwe traktowanie swoich zabawek, nie niszczenie ich, później osiąganie dobrych rezultatów w nauce, robótki ręczne. Państwo Martin wymagali od swoich córek osiągania dobrych wyników w nauce i pragnęli ich rozwoju duchowego: "(...) przyzwyczajajcie się do dobrego mówienia. Bardzo bym się zmartwiła, gdybyście się w tym zaniedbały (...). Życzę sobie, by Marynia została w tym roku Dzieckiem Maryi. To konieczne, ale przede wszystkim niech się stara zasłużyć na ten piękny tytuł". Jednocześnie Zelia była przeciwniczką stosowania przymusu: "(...) dobiega właśnie sześć tygodni, jak (Marynia) nie pobiera lekcji. Ogarnęła ją jakaś nieprzezwyciężona niechęć: to jest przykre, bo uczyła się bardzo dobrze, ale obawiam się, by nie wpadła na dobre w chorobę, gdybym zastosowała jakiś przymus". Proponując córce Paulinie pewną pracę, zastrzegała jednocześnie: "(...) jeśli to nie sprawi Ci przyjemności - to nie rób tego". Kiedy dziewczynki podrosły, pozwalała im na samodzielne podejmowanie decyzji ("wiem, że nie będę mogła zabronić Ci..."), ale jednocześnie ukazywała skutki dokonania złego wyboru.

Wszystkie sukcesy dzieci były doceniane przez rodziców. Państwo Martin chwalili córki za ich osiągnięcia, nie ukrywali też swej dumy z dzieci, informując nawet o najmniejszych sukcesach rodzinę i pozostałe córki. Nagradzali za dobre wypełnianie szkolnych obowiązków: "Kupię Ci piękne książki, na jakie dobrze zasłużysz, bo bardzo dużo pracowałaś". Ich wymagania dostosowane były zawsze do możliwości córek. Pisząc do Pauliny, Zelia proponowała: "Jestem przekonana, że potrzebujesz odpoczynku i chciałabym, byś zrezygnowała z tegorocznych nagród. (...) Nie będziesz odrabiać swoich zadań, a zajmiesz się tylko rysunkami". Decyzję pozostawili jednak córce. Rodzice troszczyli się też, aby dziewczynki rozwijały swe wrodzone zdolności.

Po powrocie z pensji do obowiązków starszych córek należało opiekowanie się młodszymi siostrami. Marynia codziennie prowadziła lekcje z Celinką i Terenią: uczyła je czytać, pisać, zapoznawała z katechizmem. Pomagała rodzicom w opiece i wychowaniu młodszych dzieci. Zasługą Zelii było to, że "Marynia jest świetnie wprowadzona w gospodarstwo domowe, sprząta pokoje, troszczy się o swoje małe siostrzyczki". Pod koniec życia Zelii opiekowała się także nią. Po śmierci matki ona stała się panią domu. Paulina zajmowała się rodzeństwem, uczyła siostry wszystkich przedmiotów oprócz katechizmu. To należało do zadań Maryni.

Zelia wymagała od córek konsekwentnego wypełniania ich zobowiązań. Gdy nie wywiązywały się z powierzonych obowiązków, spotykały się z ostrą reakcją matki: "Byłam niezadowolona i robiłam jej gorzkie wyrzuty (...). Przyszedł płacz wywołany szczerą skruchą". Była bardzo surowa dla dzieci zwłaszcza, gdy ukazywała im ich niedociągnięcia. Była przy tym zasadnicza i czasami złośliwa. Nie dręczyła jednak dzieci; umiała szybko przebaczyć ich niewłaściwe postępowanie, gdy tego żałowały. Gdy mała Terenia prosiła: "Mamusiu, byłam niegrzeczna, przebacz mi", Zelia reagowała natychmiast: "(...) przebaczenie szybko nastąpiło. Wzięłam swego cherubinka w ramiona, tuląc ją do serca i obsypując pocałunkami". Należy dodać, że Zelia posiadała poczucie humoru sytuacyjnego, który doskonale umiała wykorzystać przy rozwiązywaniu problemów wychowawczych.

Wspieranie  córek

We wszystkich swoich działaniach córki mogły zawsze liczyć na wsparcie rodziców. Mieli oni bowiem świadomość, że wychowują dzieci dla świata, a nie dla siebie. Wielkim oparciem dla Tereni, która w czternastym roku życia chciała wstąpić do Karmelu był jej ojciec. Pojechał z nią do papieża Leona XIII w celu uzyskania zgody dla nieletniej córki. Pomimo niepowodzenia wyprawy do Rzymu, Ludwik Martin nadal popierał swoje dziecko w jej pragnieniu zostania karmelitanką.

Rodzice pomagali również "biednej" Leonce w wyborze drogi życiowej. Dziewczyna starała się znaleźć swoje miejsce w różnych zgromadzeniach zakonnych, lecz nigdzie nie potrafiła wytrwać dłużej.

* * *

Przyjęcie dziecka takim, jakie jest - z jego zaletami i wadami - sprawia niektórym współczesnym rodzicom wiele trudności. Przejawia się to, z jednej strony w stawianiu mu wymagań, którym nie jest w stanie sprostać i odrzuceniem emocjonalnym, gdy dziecko nie realizuje oczekiwań rodziców, z drugiej strony w wyręczaniu dziecka w jego obowiązkach. Ludwik i Zelia znali charakter i możliwości swoich dzieci i akceptowali je takimi, jakimi są. Ukazywali co prawda córkom ich wady, ale jednocześnie pomagali je pokonywać. Dostosowywali swe wymagania do zdolności i możliwości dzieci.

Zaspokajając potrzebę miłości, akceptacji, bezpieczeństwa dzieci, rozwijali w nich dojrzałą osobowość. W imię miłości, zarówno rodzice, jak i później córki, potrafili odłożyć, bądź zrezygnować ze swoich osobistych celów dla dobra całej rodziny lub jej członków. Sądzę, że jest to także rezultatem stworzenia przez państwo Martin równowagi między wymaganiami a swobodą. Obecnie zauważa się często wśród rodziców dwie skrajne postawy. Jedni rodzice, idąc za modą wychowania bezstresowego, przyzwalają dziecku na wszystko. Inni, obawiając się zagrożeń, jakie niesie dzień dzisiejszy, przesadzają z dyscypliną i rozliczają dziecko z każdego działania. W konsekwencji w przyszłości młody człowiek nie potrafi ponosić odpowiedzialności za swoje wybory lub ma poczucie małej wartości. W swojej mądrości wychowawczej państwo Martin wiedzieli, że zakazy są konieczne, gdyż dostarczają dziecku wiedzy o tym, co dobre a co złe, natomiast rygoryzm odbiera wiarę w siebie.

Udzielając córkom pomocy w rozwiązywaniu ich problemów, nie wyręczali ich w podejmowaniu decyzji. Rodzice dawali możliwość córkom samodzielnego dokonywania własnych wyborów, zarówno w sprawach błahych, jak i decydujących o ich przyszłości. Pozwalali na samodzielność nawet kosztem błędnych decyzji. Zdumiewające jest to, że dziewczęta czasami same rezygnowały z tej samodzielności, uciekając pod opiekuńcze skrzydła rodziców. Wielu dzisiejszych rodziców wykazuje nadmierną troskliwość, nie dając dziecku rozsądnej swobody, sądząc, że znają lepiej niż ono samo jego potrzeby. W ten sposób hamują dojrzewanie społeczne młodych ludzi. A przecież tylko człowiek dojrzały potrafi od siebie wymagać.

Trudności  wychowawcze

Nasza córka od pewnego czasu kłamie? Co mamy robić?

Nasz syn znika z domu na całe popołudnia, nie uczy się, nie chce powiedzieć, dokąd chodzi. Co mamy robić?

To pytanie zadają sobie w różnych sytuacjach chyba wszyscy rodzice. Sądzę, że w każdej rodzinie pojawiają się mniejsze lub większe problemy związane z wychowaniem dzieci.

Kłopoty wychowawcze nie omijały również rodziny Martin. Ich sprawczynią była córka Leonia. Prawdopodobnie z powodu choroby przebytej we wczesnym dzieciństwie była mniej inteligentna od swoich sióstr, trudniej przyswajała wiedzę, a przede wszystkim miała niesforny charakter: "(...) niekarna, słuchająca tylko pod przymusem, robiąca przez przekorę zawsze coś innego niż ja pragnęłam choćby nawet miała na to ochotę (...)". Zelia martwiła się: "(...) nie mogę zorientować się, jaka jest ta biedna Leonka. Nie mogę rozeznać jej charakteru, ale tutaj i najmądrzejsi gubią się w domysłach." Pragnęłaby zapanować nad uporem córki. Wiedziała, że "(...) gdyby można było nadać trochę giętkości jej charakterowi, byłaby dobrą dziewczynką, nie lękającą się pracy. Ma żelazną wolę. Jeśli chce czegokolwiek, przezwycięża wszystkie przeszkody, by dojść do celu." Nie przeszkadzało to jednak Zelii wyznać, że "(...) na równi z innymi ją kocham, choć może nie przyniesie mi zaszczytu". Miłość macierzyńska ponad wszystko: "Mimo wszystko ufam jeszcze, że kiedyś dobre nasienie wyrośnie z ziemi". [ 2 ] Przez szereg lat zmieniała osoby uczące Leonkę, posyłała na pensję, skąd zmuszona była ją odebrać ze względu na niewłaściwe zachowanie córki, chociaż opiekę nad nią sprawowała rodzona siostra Zelii - Maria Dozytea. Uważała jednak, że: "mimo wszystko moim obowiązkiem jest próbować jeszcze raz a jeśli to się nie uda, nie będę miała sobie nic do zarzucenia". Matka próbowała różnych środków, aby "przyciągnąć ją do siebie", ale wszystkie były nieskuteczne. Dla Zelii "był to największy ból" jej życia. Pomoc przyszła niespodziewanie i nagle. Leonia "była oczarowana przez służącą, która być może, zrobiła ją nieszczęśliwą bez mojej wiedzy. To Marynia wszystko wykryła i opowiedział mi o wszystkim". Nawet ta uważna i troskliwa matka nie wszystko potrafiła dostrzec. Później Leonka, wyzwolona już z dominacji despotycznej służącej: "ma do mnie nieograniczone zaufanie posunięte aż do wyjawiania mi najmniejszych swoich błędów, chce naprawdę zmienić swoje życie i podejmuje wysiłki, których nikt tak nie może ocenić jak ja".

Być może jedną z przyczyn kłopotów z Leonką było porównywanie przez rodziców osiągnięć i zachowań córek. Być może czuła się gorsza, czuła, że nie zasługuje na miłość. Szukała akceptacji u służącej, która - z niezrozumiałych dla mnie względów - nastawiała ją przeciwko matce. Jednakże w tej sytuacji za wielką zasługę Zelii i Ludwika można uznać stworzenie takiej więzi rodzinnej, dzięki której córka Marynia dostrzegła problemy siostry i pomogła w ich rozwiązaniu. Rodzina Martin może zatem być dla nas wzorem bliskości emocjonalnej w rodzinie: między rodzicami, rodzicami i dziećmi, między rodzeństwem, a także krewnymi. Pomoc, jakiej udzielali sobie nawzajem we wszystkich trudnych sytuacjach, jest żywą odpowiedzią na Chrystusowe wezwanie: "abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem" (J 15,12).

Ludwik i Zelia Martin jako rodzice w pełni zaspokajali potrzeby fizyczne i psychiczne swoich dzieci. Z niezwykłym wyczuciem kierowali ich rozwojem moralno-religijnym, pomagali w dojrzewaniu osobowości. Byli niezrównanymi wychowawcami i jednocześnie przyjaciółmi córek. Stosowany przez nich system wychowawczy oparty był na wiedzy o człowieku i wiedzy o wartościach. [ 3 ] Zdumiewające jest to, że ci ludzie, żyjący w XIX wieku realizowali w swojej rodzinie współczesne zasady wychowawcze: typ wychowania partnerskiego z zachowaniem autorytetu rodziców. Posiadali wspaniałą intuicję wychowawczą. Najważniejsza jednak była mądra miłość i właściwie rozumiane dobro dziecka.

W swoim życiu rodzicielskim odpowiedzieli na apel, który w 1980 r. skierował do rodziców Jan Paweł II: "Niech nasze rodziny będą silne Bogiem, niech kieruje nimi Prawo Boże, łaska i miłość, niech w nich i przez nie odnawia się oblicze ziemi".


Literatura:

  1. W. Cichoń, Wartość, człowiek, wychowawca, Kraków 1996.
  2. G. Gaucher OCD, Dzieje życia, Kraków 1995.
  3. B. i J. Kłysowie, Przygotowanie do ojcostwa i macierzyństwa, w: Człowiek. Osoba. Płeć pod red. M. Wójcik, Łomianki 1998.
  4. Z. Martin, Korespondencja rodzinna 1863-1877, Kraków 1981.
  5. T. Micewicz, Mała wielka święta, Warszawa 1980.
  6. K. Ostrowska, M. Ryś, Przygotowanie do życia w rodzinie, Warszawa 1997.
  7. Stefan Józef Piat OFM, Przedmowa, w: Zelia Martin, Korespondencja rodzinna, Kraków 1981.
  8. S. M. Elżbieta od Ducha Świętego OCD, Wstęp, w: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy, Kraków 1996.
  9. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Dzieje duszy, Kraków 1996.

 1  Jeżeli nie zaznaczono inaczej, cytaty pochodzą z: Zelia Martin, Korespondencja rodzinna 1863-1877, Kraków 1981.

 2  Nadzieje Zelii Martin spełniły się, gdy po wielu nieudanych próbach życia zakonnego w różnych zgromadzeniach, Leonia stała się bogobojną siostrą Franciszką Teresą u sióstr wizytek a Caen.

 3  W. Cichoń, Wartość, człowiek wychowawca, Kraków 1996.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama