Polacy w świecie

Relacja z wyprawy przez Azję i Afrykę, "Szlakiem Polaków w świecie" mającej na celu uczczenie 600-lecia Wydziału Teologicznego i 150-lecia Wydziału Geograficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w 1997-8 r.

27 listopada 1997 wyruszyła z Krakowa 3-osobowa grupa na wyprawę przez wiele krajów Azji i Afryki. Celem jej było uczczenie 600-lecia Wydziału Teologicznego i 150-lecia Wydziału Geograficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wyprawa nosiła kryptonim "Szlakiem Polaków w świecie" i była kontynuacją wizyt ośrodków polonijnych z WYPRAWY DOOKOŁA ŚWIATA 1992-1994. Tym razem zaplanowano trasę następującą: Rosja (koleją transsyberyjską z Moskwy do Pekinu), Chiny, Laos, Tajlandia, Indie, Nepal, Kenia, Tanzania, Zambia, Zimbabwe, RPA. Od Indii do Afryki Płd program realizował kierownik wyprawy Władysław Grodecki, samotnie. Wyprawa zakończyła się zgodnie z planem 26 maja 1998 roku. Poza aspektem poznawczym i przygodowym niezmiernie ważnym celem ekspedycji było odwiedzanie polskich cmentarzy i grobów polskich uchodźców z czasów 2-giej wojny światowej. Z 15. cmentarzy w Azji i Afryce pobrano ziemię na kopiec J. Piłsudskiego (m.in. Irkuck, Harbin, Kolhapur, Indie, Arusha, Morogoro; Dar es Salam w Tanzanii, Najrobii w Kenii, Livingstone i Lusala w Zambii oraz Oudtshorn w RPA).

W towarzystwie Chińczyków przemierzyliśmy w ciągu 8-miu dni trasę Moskwa-Pekin, liczącą 9003 km - mając świadomość, że przez dwa ostatnie wieki dla Polaków Syberia była nie tylko pojęciem geograficznym ...

Chiny słynące niegdyś z ogromnej gościnności dziś postrzegane są przez podróżników jako kraj, który trzeba koniecznie odwiedzić, ale liczyć musimy wyłącznie na siebie. Na nic zdaje się umiejętność wszystkich języków świata, jeśli nie znamy języka chińskiego. Szokuje w tym kraju brak psów, kotów, ptaków, dzieci ...

Chińczycy dużo jedzą, na markecie w Kantonie można kupić do jedzenia m.in. psy, koty, muchy pekińskie, karaluchy, węże, szczury. Na moich oczach Chińczyk zjadł żywego skorpiona. Tylko mur Chiński i neony Las Vegas są widoczne z Księżyca. Warto zobaczyć też słynną armię terakotową koło Xianu, pałace Pekinu i ostańce erozyjne Guilinu. Podróżowanie po Chinach autobusami i pociągami ze względu na straszliwy brud i większą liczbę pasażerów w przedziale jest bardzo uciążliwe. Pobyt więc w Laosie i Tajlandii był chwilą wytchnienia, dodać trzeba, że mieszkańcy tych krajów są bardzo gościnni, a ceny niskie.

W zmieniających się z dnia na dzień Indiach nie zapomina się o przeszłości - 25 lat czekali dawni mieszkańcy obozu Kolhapur-Valivade - polskie dzieci i kobiety uchodźcy "Z NIELUDZKIEJ ZIEMI" i mieszkańcy miasta na tę uroczystość. 2 marca 1998 roku w obecności maharadży Kolhapuru 14 byłych mieszkańców z Wlk. Brytanii i USA i około 1000 Hindusów dokonano odsłonięcia pomnika poświęconego polskim dzieciom i kobietom. Indie były pierwszym krajem, który udzielił pomocy Polakom deportowanym w głąb Rosji w 1940 roku. Byłem jedynym gościem z Polski, a witał mnie po polsku Hindus-nauczyciel języka angielskiego w obozie w Valivade. W miasteczku Lonavla k. Bombaju w 1961 roku polska Salezjanka (dziecko Kolhapuru) założyła szkołę dla dziewcząt, gdzie dziś kształci się ok. 2000 osób. W samym sercu Indii Jevodaja k. Raipuru lekarka z Warszawy Helena Pyz prowadzi leprozorium, założone przez polskiego misjonarza o. Wiśniewskiego. W obozie trędowatych mieszkałem 3 dni !!! Indie są krajem bardzo tanim; za 35 dolarów można wykupić bilet "okrężny" i objechać cały ogromny kraj, zatrzymując się w dowolnym mieście, tyle samo wydałem za przejazd z lotniska do centrum Nairobii -stolicy Kenii. Przyjeżdżający do tego miasta odwiedzają z reguły muzeum Karen Blixen, autorki ksiażki Pożegnanie z Afryką i udają się w kierunku Mt. Kenia, do miasteczka Naniuki, by choć przez chwilę stanąć na równiku. Afryka to wielki zwierzyniec; kto nie marzy o Safari w słynnym Serengetti - najbardziej znanym parku narodowym Afryki, niestety, obfite opady deszczu uczyniły drogi nieprzejezdne i uniemożliwiły mi wizytę w tym miejscu. Musiałem zadowolić się mniej znanymi parkami narodowymi: Najrobii, Mikumii, Tarangire, Mosi Oa Tunya. W czasie przejażdżki przez Mikumi zaatakował samochód wielki słoń, który naszą Toyotą bawił się jak piłką, ale na szczęście zabawa wkrótce mu się znudziła, zaś w rezerwacie lwów k. Pretorii lew ugryzł kawał opony naszego samochodu - trzeba było wzywać pomoc techniczną. W afrykańskim buszu wśród czarnych mieszkańców pracują i polscy misjonarze - najmłodszych (księży diecezjalnych z krakowskiego) poznałem nad jeziorem Wiktoria w Tanzanii, zaś najbardziej zasłużonych w Zambii i Zimbabwe. Wymienię najwybitniejszych: ks. kardynał Adam Kozłowiecki, pierwszy polski misjonarz, ks. diecezjalny o. January Liberski. W Liwingstone, gdzie znajdują się słynne wodospady Wiktorii, pracuje jako wikariusz generalny polski werbista Stanisław Zysk.

To dzięki tym prawdziwym "traperom Kościoła" mogłem oglądać i filmować niezwykłe bogactwo strojów i form różnych ceremonii religijnych Ludzi Buszu. Ostatni etap WIELKIEJ WYPRAWY - Płd. Afryka - tak piękna i ciekawa, ale ze wszystkich krajów na trasie była najbardziej niebezpieczna. W Johannesburgu - największym mieście RPA, tylko w niektórych regionach centrum można zobaczyć "białych" na ulicy. Najbogatsi mieszkają w pilnie strzeżonych i otoczonych murami dzielnicach. Dziś jeszcze czują się dość bezpiecznie, ale za kilka łat ... Dyskryminacja białego człowieka przez Murzynów chyba nigdzie nie jest tak wielka i bezwzględna jak w RPA. Liczne spotkania z Polakami dowiodły, że nasi rodacy czują się bardzo zagrożeni. Na kiepskich drogach Afryki Wsch. i Płd. (poza RPA) wszyscy jeżdżą jak szaleni, stad duża liczba wypadków. Z Livingstone do Lusaki miałem wracać okazją z dwoma siostrami zakonnymi w niedzielny poranek. Wyjazd jednak przełożyłem o dwa dni. Po południu tego dnia dotarła do nas tragiczna wieść - obie zginęły! Wspomnę jeszcze o innym zagrożeniu: Afryka wyniszczana jest przez AIDS, gruŹlicę i malarię. Ta ostatnia nie ominęła również i mnie - przez 3 dni miałem temp. 41 stopni.

Kończąc chciałem serdecznie podziękować wszystkim kolegom, przyjaciołom, dziennikarzom, którzy w czasie trwania wyprawy i w trakcie przygotowań udzielali mi pomocy.

Zainteresowanym wyprawą podaję swój adres: Władysław Grodecki, ul. Heleny 10/107 30-838 Kraków tel. (012) 6570 533

Władysław Grodecki

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama