Pogoda to też polityka

O politycznych kontekstach dyskusji ekologicznych

Atmosfera Ziemi składa się w 99 proc. z azotu, tlenu i gazów szlachetnych. Jej składnikiem jest także niewielka ilość dwutlenku węgla. To on, wraz z parą wodną, wywołuje efekt cieplarniany. Zjawisko przebiega podobnie jak w każdej ogrodniczej szklarni. Gdy słońce oświetla szklarnię, nagrzewa ziemię, ale odbite ciepło nie przenika już poza szklarnię, lecz pozostaje wewnątrz. Stąd w szklarni jest cieplej niż na zewnątrz. Ten sam proces zachodzi na całej kuli ziemskiej, z tą różnicą, że rolę bariery dla odpływu ciepła odgrywa CO2 i inne gazy, zwane cieplarnianymi lub szklarniowymi.

W ostatnich dziesięcioleciach odkrywamy globalne mechanizmy zmian klimatycznych. Część uczonych orzekło, iż spodziewane ocieplenie klimatu może być zabójcze w skutkach nie tylko dla flory i fauny, lecz dla całej ludzkiej cywilizacji. Za głównego winowajcę zagrożenia upatrują właśnie dwutlenek węgla, którego na świecie emituje się coraz więcej. Jakie skutki efektu? Im więcej dwutlenku węgla w atmosferze, tym wyższa temperatura i gorętszy klimat.

Prognozowane przez część badaczy nadejście w niedalekiej przyszłości globalnego ocieplenia spowoduje stopienie całych połaci czapy lodowej na biegunach i przyniesie serię katastrof. Symulacje określające wzrost średniej temperatury o pięć stopni przedstawiają tragiczne następstwa: podniesienie poziomu wód oceanicznych o 60 cm, zalanie wielu portów na świecie, takich jak Wenecja, Londyn, Hamburg, Kopenhaga, Sztokholm, a „z naszego podwórka” — Gdańsk, Szczecin, Malbork i Gdynia. Pod wodą znajdą się całe państwa: Belgia, Holandia, Bangladesz i Dania, a w USA np. Kalifornia.

Drugą poważną konsekwencję ocieplenia można nazwać wędrówką stref klimatycznych. Według niektórych już się ona zaczęła, a doświadczamy jej przez nasilenie zjawiska El Nino. Inni twierdzą, że podwojenie około 2030 roku ilości CO2 w atmosferze (wzrost do 10,4 mld ton), spowoduje w ciągu kilkudziesięciu lat przesunięcie stref w kierunki biegunów. W związku z tym całkowite opady na Ziemi zwiększą się o 15 proc., ale zmniejszą się na kontynentach. Obecną strefę śródziemnomorską obejmie sucha strefa zwrotnikowa.

Zwolennicy wizji rychłego ocieplenia i wędrówki stref klimatycznych podkreślają, że zjawiska te nie są niczym niezwykłym w historii Ziemi. Zatrważające jest natomiast tempo zmian, które dotąd trwały dziesiątki tysięcy lat. Przyczyny zagrożenia to niekontrolowany przyrost dwutlenku węgla pochodzącego z pochłaniającej ogromne ilości energii działalności człowieka, a także wyrzucanie do atmosfery innych gazów przemysłowych.

Jeśli nie człowiek, to...

Rozważania te są tylko hipotezą i mają wielu przeciwników, którzy zarzucają ich zwolennikom nierzetelność w doborze argumentów. Dane geologiczne wskazują bowiem, że stężenie CO2 w atmosferze bywało w minionych epokach nawet sześciokrotnie wyższe, a od około 100 mln lat zarówno średnia temperatura powierzchni globu, jak i stężenie CO2 w powietrzu systematycznie spada.

Nieco „bliższa” nam historia Ziemi dostarcza dowodów o następowaniu po sobie w ciągu ostatnich 850 tys. lat siedmiu lub ośmiu cykli długich zlodowaceń, po których następują krótkie — trwające od 9 tys. do 12 tys. lat — okresy ciepłe. Różnica temperatur między chłodną i ciepłą fazą cyklu wynosi zaś około 3—5 st. C. W tej chwili znajdujemy się w ciepłej fazie cyklu, która trwa już 10 700 lat, dlatego — zdaniem jednego z najznakomitszych klimatologów, prof. Michaiła Budyko — nie można wykluczyć, iż wkrótce nastąpi nie ocieplenie klimatu, lecz nowa epoka lodowcowa. Jest to również tylko hipoteza, ponieważ nie ma dowodów na to, że związana z wysokością temperatury ilość CO2 w atmosferze obniżałaby się. Jako hipoteza nie jest ona jednak w niczym gorsza, niż poprzednia.

Najpoważniejszym argumentem, który przemilczają zwolennicy globalnego ocieplenia, są badania porównawcze między przebiegiem wahań temperatury a emisją antropogenicznego CO2, prowadzone od ponad 40 lat. Wyniki tych badań wykazują, że nie ma zależności między wzrostem lub spadkiem tych wielkości. Na przykład słynny kryzys paliwowy z początku lat siedemdziesiątych nie wywołał żadnej zmiany emisji dwutlenku węgla powstałego w procesie spalania paliw i produkcji cementu, natomiast w masie atmosferycznego CO2 nastąpił drastyczny spadek i ochłodzenie.

Zmniejszenie emisji antropogenicznej w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych nastąpiło przy jednoczesnym wzroście poziomu dwutlenku w atmosferze, związanym z podwyższoną temperaturą powietrza. W 1992 roku — w okresie najwyższego wzrostu produkcji CO2 przez przemysł — wystąpił jeden z największych spadków masy tego związku w atmosferze. Pytanie, czy przez emisję CO2 człowiek ma bezpośredni wpływ na zmiany klimatyczne, jak chcieliby zwolennicy teorii rychłego ocieplenia, pozostaje więc otwarte. ... coś jest na rzeczy Niezgoda na uproszczenia nie oznacza, że należy bagatelizować inne, naprawdę zgubne, wpływy CO2 na życie na Ziemi. Ale to osobne zagadnienie. Warto zastanowić się tymczasem nad przyczynami tak powszechnego, ale nieuzasadnionego, przyjęcia za pewnik bezpośredniego wpływu działalności człowieka w tym zakresie na temperaturę.

Ciekawe, że twórca hipotezy ocieplenia klimatu G. S. Callendar opierał się na tendencyjnej selekcji danych na temat stanu dwutlenku węgla w XIX-wiecznym powietrzu. Jego następcy poszli jeszcze dalej. Po 1985 roku zniknęły z większości publikacji wysokie wyniki oznaczeń atmosferycznego CO2 w „starym” lodzie. Zastosowano także „metodę” odrzucania niskich wyników z prób lodu XX-wiecznego. Uczyniono tak najprawdopodobniej w celu udowodnienia założenia o rzekomo niskim naturalnym poziomie tego związku w atmosferze.

Zdaniem jednego z amerykańskich klimatologów, orędownika hipotezy szybkiego ocieplenia i katastrofalnych jego skutków, Stephena Schneidera, metoda zastraszania bogatych społeczeństw jest najlepszym sposobem zdobywania od ich rządów — czułych na ekologiczne niepokoje wyborców — funduszy na badania. Jest o co kruszyć kopie. USA, Unia Europejska i Bank Światowy wydają na ten cel około 5 mld dolarów rocznie.

Schneider twierdzi: „Aby opanować wyobraźnię opinii społecznej, musimy składać uproszczone dramatyczne oświadczenia i nie wspominać o naszych wątpliwościach. Każdy z nas musi znaleźć właściwą równowagę między skutecznością działania a uczciwością”.

* * *

Zwolennicy takich metod uważają, że bez pewnej manipulacji system polityczny nie sfinansuje badań nad środowiskiem, których prowadzenie jest przecież konieczne. Wprzęganie polityki do rydwanu bojowników o środowisko, a jeszcze bardziej malwersacje intelektualne, prowadzą jednak do lekceważenia ekologii. Coraz częściej dyscyplina ta kojarzona jest z szalonymi anarchistami, hasłami naiwnego antyglobalizmu i zakulisowymi działaniami różnego rodzaju lobby — które pod płaszczykiem troski o środowisko, załatwia własne interesy — a nie z nauką. Niestety, odpowiadają za to nieuczciwi naukowcy i politycy. W ostatnich latach rośnie opór wielu państw wobec przyjęcia, posiadającej wiele dobrych elementów, Konwencji Klimatycznej ONZ. Wynika to m.in. z utraty powagi światowych instytucji ekologicznych. Jest to jednak „wylewanie dziecka z kąpielą”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama