15 niedziela zwykła

Zbiór homilii niedzielnych na rok C

15 niedziela zwykła

Ks. Zdzisław Wietrzak SJ

JEZUS ŻYJE

Homilie niedzielne i świąteczne - Rok B

NIHIL OBSTAT. Prowincja Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, ks. Adam Żak SJ, prowincjał. Kraków 11 września 2002 r., l.dz. 179/02.



15 NIEDZIELA ZWYKŁA

Pwt 30,10—14; Kol 1,15—20; Łk 10,25—37

... [Uczony w Prawie] zapytał Jezusa: „A kto jest moim bliźnim?”

Jezus... rzekł: „Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci... zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita... Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany... Któryż z tych trzech okazał się... bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?” On odpowiedział: „Ten, który mu okazał miłosierdzie”. Jezus mu rzekł: „Idź, i ty czyń po-
dobnie”.

 

WPROWADZENIE

Jest takie rzadko używane słowo „samarytanin”. To piękne słowo pochodzi z dzisiejszej Ewangelii i oznacza człowieka miłosiernego, którego Jezus postawił za wzór nam — ludziom myślącym najczęściej tylko o sobie i mało wrażliwym na drugich. Niech ta piękna przypowieść zapadnie nam w serce i uwrażliwi nas na ludzi cierpiących. Wszak służyć Chrystusowi w bliźnich — to cel naszego życia, to nasze szczęście doczesne i wieczne.

Na wstępie tej Eucharystii przeprośmy miłosiernego Boga za grzechy zaniedbania w pełnieniu miłosierdzia...

HOMILIA

„A kto jest moim bliźnim?”

Łagier sowiecki na dalekiej północy. Nieludzka ziemia. Wśród więźniów był pewien Polak, były wysoki urzędnik państwowy, skazany na 10 lat, żonę odesłano w głąb Rosji. Po nocach nie mógł spać, cierpiał na straszliwe bóle głowy. Pewną jednak ulgę znajdował w modlitwie.

Jego towarzysz obozowy wspomina:

„Nie widziałem nigdy w życiu człowieka, który by się tak pięknie modlił... Szeptał cicho słowa modlitwy głosem tak przejmującym, nabrzmiałym bólem i łzami, jak gdyby korzył się u stóp krucyfiksu, porażony bezgranicznym zachwytem dla Tego, którego ciało umęczone na krzyżu nie wydało z siebie ani słowa skargi...

— Za kogo tak się modlisz? — zapytałem go kiedyś, nie mogąc usnąć.

— Za wszystkich ludzi — odpowiedział spokojnie.

— Za tych, co nas tu trzymają, też? — zapytałem.

— Nie — odparł po namyśle — to nie są ludzie”59.

Nie dziwimy się takiej odpowiedzi u człowieka, który tak wiele przeszedł. Nie wiemy, jak sami zachowalibyśmy się na jego miejscu. Ale nurtuje nas, podobnie jak uczonego z dzisiejszej Ewangelii, pytanie postawione Jezusowi: Kto jest moim bliźnim? Odpowiedź Jezusa była jasno podana w postępowaniu Samarytanina: nawet wrogowi trzeba pomóc, bo to też bliźni. Musiało to zbulwersować słuchaczy Jezusa, bo dla Żyda bliźnim był tylko Żyd. Reszta to nie bliźni. I ten wróg Żydów okazuje miłosierdzie, i jest stawiany za wzór. Warto mu się przyjrzeć.

„Pewien zaś Samarytanin... opatrzył mu rany”

Za czasów Jezusa galilejscy pielgrzymi mieli dwie drogi powrotu z Jerozolimy: jedna wiodła przez nieprzyjazną Samarię, druga prowadziła przez Jerycho i dolinę Jordanu w górę rzeki. Ale droga przez Jerycho była też niebezpieczna. Mówi biblista60.

(Jezus) w kilku słowach kreśli obraz jednego z dramatów będących stałą plagą podróżnych pomiędzy Jerycho a Jerozolimą; droga nie jest długa — około 35 km — ale opada w dół stromo (obniża się o przeszło tysiąc metrów), a prowadzi przez ponurą pustynię, przez nagie wzgórze, przez bezładnie stłoczone skały, na których plama geologicznej smugi manganu o kolorze krwi pogłębia uczucie grozy. Jest to miejsce odpowiednie dla szakali i rabusiów: jeszcze do niedawna nie można się było na tę drogę zapuszczać bez obaw.

Droga do Jerycha jest symbolem naszej drogi — pielgrzymów do wieczności. Jesteśmy narażeni na pokusy szatana, na poruszenia złych emocji, słabości, wad, przyzwyczajeń do złego oraz na niechęć czy wrogość tzw. świata, czyli środowiska nie sprzyjającego wierze i Kościołowi, a nawet mu przeciwnego. Potrzebujemy więc pomocy łaski Bożej. Niestety jesteśmy często zbyt pewni siebie, liczymy na własne siły, nie ubezpieczamy się Bogiem, dlatego złe siły napadają nas, ranią, strącają na dno. Ale nawet na dnie ufajmy. Śpiewamy przecież: „Choćby twa dusza była zbrodniami zbrukana — nie lękaj się! Do Boga ufnie śpiesz jak dziecię — Bo wielkie jest nad tobą miłosierdzie Pana”. Gdy zaczynamy wołać, Jezus słyszy to wołanie, śpieszy na pomoc, pochyla się nad nami, wlewa do ran oliwę i prowadzi do gospody, tj. do świątyni. Dzięki Bożemu pogotowiu możemy dalej bezpiecznie pielgrzymować.

„Idź i ty czyń podobnie”

Jakie uczucie winno nam towarzyszyć w pielgrzymce do domu Ojca? Oczywiście wielka wdzięczność dla Jezusa, miłosiernego samarytanina, i ufność w miłosierdzie Boże. Ufność Jezusowi w łagiewnickim obrazie Miłosierdzia Bożego i często powtarzane słowa: Jezu, ufam Tobie.

Winna nam towarzyszyć także wdzięczność dla tych, co miłosierdzie nam okazali. Może to było jakieś dziecko, które przy nas cierpiących stanęło i nam współczuło. Może to był kolega, który w zwątpieniu nam dobrze doradził. Może dobra pielęgniarka w szpitalu, czuwająca po nocach samarytanka. Może to był kapłan, który roztropnie pouczył. Może bliski człowiek, który nam winę przebaczył. Wszyscy ci byli dla nas jak ewangeliczny miłosierny Samarytanin. Stąd nasza wdzięczność dla nich.

Przykładem wdzięczności i miłosierdzia jest św. Faustyna, która mawiała: Niech nie minie dzień bez aktu miłosierdzia. I podała sposób jego realizacji: modlitwa, słowo przyjazne, czyn. Miłosierdzie to realizowała heroicznie, dlatego została świętą.

Okazji do czynienia miłosierdzia mamy wiele i to codziennie. Będzie to płaczące dziecko, bo jest głodne, chore czy zmarznięte. Będzie to mąż wracający z pracy z poważną miną, którą rozchmurzy szczery uśmiech dziecka. Będzie to syn czy córka zamykający się w sobie, bo im źle i czekają na okazanie serca i poświęcenie im czasu. Będzie to ideowy przeciwnik, wrażliwy na nasze życzliwe słowo. Będzie to może wróg, którego rozbroić może miłość miłosierna. Chrześcijanie bowiem tym się zawsze wyróżniali, że mieli miłość do nieprzyjaciół i tym ich nawracali.

Zakończenie

Czytałem gdzieś o pewnym konkursie recytatorskim w USA. Chodziło o wygłoszenie przemówienia trwającego 10 minut na temat miłości bliźniego. Zgłosiło się wielu kandydatów. Nie przewidzieli oni jednak, że czekał na nich pewien sprawdzian: przed wejściem do studia każdy z nich spostrzegał człowieka leżącego na ziemi na skutek zemdlenia. Było to pozorowane omdlenie. I co się okazało? Zaledwie kilku kandydatów zostawiało konkurs i zajmowało się leżącym człowiekiem. Oni ten konkurs wygrali.

Nasz konkurs życiowy trwa. Ogłosił go Chrystus. Nagroda będzie dla tego, kto w życiu okazywał miłosierdzie. Chrystus czeka na nie w człowieku głodnym, spragnionym, nagim, podróżnym, w więzieniu, chorym, strapionym, pokrzywdzonym. W każdym, nawet nam nieżyczliwym czy wrogim. Wystarczy go tylko zauważyć i pośpieszyć z pomocą. Wtedy na pewno usłyszymy werdykt: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. Amen.

 

PRZED ROZESŁANIEM

Całe serce dał nam miłosierny Jezus. Każdy tam może znaleźć schronienie; nawet największy grzesznik, byle Mu tylko zaufał. I jeśli tyle doznaliśmy miłosierdzia, to czy będziemy nadal zamknięci i niewrażliwi na prośby drugiego człowieka?

Dopomóż mi, Panie, być miłosiernym samarytaninem, miłosierną samarytanką.

59 Gustaw Herling-Grudziński, Inny świat, Warszawa 2000, Czytelnik, s. 285.

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama