Kto jest moim bliźnim

Homilia na 15 niedzielę zwykłą roku C

Opowiadanie o człowieku, który wpadł w ręce zbójców, i o dobrym Samarytaninie należy do najlepiej znanych z całej Ewangelii i wywierających najsilniejsze wyrażenie. Droga z Jerozolimy do Jerycha prowadzi przez pustynię. Aż do naszego wieku była ona drogą niepewną, nieustannie zagrożoną napadami zbójców. Wpaść w ich ręce, a potem leżeć zbitym aż do krwi i porzuconym na drodze - to sytuacja skrajnej potrzeby. To że w takiej sytuacji człowiek oczekuje pomocy, a ten, kto mu jej udzieli, jest jego bliźnim - to rzecz oczywista dla wszystkich. Nie można jednak nie zauważyć, że taka pomoc mocno angażuje i niekiedy łączy się z osobistym niebezpieczeństwem, a zawsze zakłóca własny spokój i plany. Dwie osoby widziały tego na wpół umarłego człowieka, ale przeszły inną stroną drogi. Troska o własne bezpieczeństwo i wygodę była silniejsza od współczucia dla tego opuszczonego człowieka. Tym bardziej wymowna jest postawa Samarytanina. Reaguje on w sposób wzorcowy: odsuwa wszystko inne na drugi plan i widzi tylko potrzebę tego człowieka, który leży na skraju drogi na wpół martwy. Robi wszystko, aby go wydobyć z tego nieszczęścia w sposób możliwie najpełniejszy.

Nie możemy zapominać o pytaniu, które dało powód do tego opowiadania. Pewien uczony w Prawie zapytał Jezusa:„Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”. Obchodziło go więc życie wieczne i był przekonany, że musi coś zrobić w tym kierunku, że nie spadnie mu ono z nieba. Chciałby wiedzieć, co musi uczynić. Jego pytanie może być dla nas pobudzające: czy my także jesteśmy zainteresowani życiem wiecznym? Sięga bowiem to pytanie poza troski i korzyści doczesne. Zakłada, że ze śmiercią nie kończy się wszystko, bo jest życie wieczne, nieśmiertelność; owszem, jest życie, które kończy się w chwili śmierci, ale jest także i takie życie, które przekracza śmierć. Świadom odpowiedzialności za życie po śmierci, uczony w Prawie pyta: „Co mam robić, aby istnienie po śmierci nie stało się dla mnie sytuacją udręki, ale życiem wiecznym pełnym radości?”.

Znana jest także przeciwna postawa: „Nie interesuje mnie wcale, czy po śmierci żyje się nadal i jak się to dzieje. Mam już wystarczająco trosk w związku z obecnym życiem i nie chcę obciążać się tymi sprawami, które dotyczą życia wiecznego. Zresztą nie wie się o nich nic pewnego, i po co zaprzątać sobie głowę. Staram się zaspokoić moje oczekiwania względem obecnego życia i nie roztrząsać możliwości życia wiecznego”. Taka postawa zostaje wyraźnie nazwana przez Jezusa „głupotą” (12, 13-21). Tak jak w innych przypadkach, rozwiązaniem nie może być zamknięcie oczu i nieprzyjmowanie czegoś do wiadomości. Nie można uchylać się od poważnej odpowiedzi na pytanie o życie wieczne, mówiąc, że nie chce się mieć z tym nic wspólnego. Dla Jezusa natomiast życie wieczne jest najważniejszą, decydującą rzeczywistością. I właśnie na tym tle Jezus daje odpowiedź uczonemu w Piśmie, bo tylko na tym tle ma ona swój ostateczny fundament. Jeśli nie ma życia wiecznego, jeśli nie ma odpowiedzialności wobec żywego Boga, to w ostateczności jest obojętne, jak się zachowamy na drodze wiodącej do Jerycha. Wszystko szybko będzie zapomniane. Nikt mnie o to nie będzie pytał ani przed nikim nie będę musiał zdawać sprawy. Ale odpowiedzialność przed Bogiem nie jest czymś nie związanym ze sprawami tego świata. Ona pro-wadzi wprost do samego środka naszego obecnego życia i określa jego formę. Ona też określa, co jest prawdziwe, a co fałszywe na drodze do Jerycha. Bez tej odpowiedzialności pozostaje tylko problem, jak najdłużej i możliwie najwygodniej żyć.

Jak Jezus, tak samo uczony w Prawie wychodzi z założenia, że istnieje życie wieczne. I całkowicie zgadza się z Jezusem, że aby je osiągnąć, jest absolutnie konieczne miłować Boga i bliźniego w obecnym życiu. Jedyny problem uczonego w Prawie zawiera się w pytaniu: „Kto jest moim bliźnim? Kto należy do kręgu osób, które mam kochać jak siebie samego?”.

Nie jest jasne, jak szeroki według niego byłby ten krąg. W każdym razie zdaje się być przekonany, że powinny tu być jakieś granice. Żydzi za swoich bliźnich uważali tylko ludzi własnego narodu, ich byli zobowiązani kochać i pomagać im.

Odpowiedź Jezusa zakłada, że nie można tutaj wyznaczać ścisłej granicy. Nie można powiedzieć: „Moim bliźnim może być jeszcze ktoś z trzeciego pokolenia, kto mieszka na mojej ulicy, kto pracuje w mojej fabryce, kto jest dla mnie sympatyczny itd.”. Jezus odrzuca takie i inne, podobne kryteria, ograniczające krąg osób, które powinno się kochać. Tak jak przy różnych innych okazjach, zmienia kierunek patrzenia, poszerza horyzont. Uczony w Prawie pytał Jezusa: „Kto jest moim bliźnim, kogo powinienem kochać?”. Jezus odwraca pytanie: „Kto stał się bliźnim człowieka, który wpadł w ręce zbójców?”. W ten oto sposób Jezus zmienia perspektywę. Jeśli chodzi o miłość bliźniego, nie mogę myśleć o niej zaczynając od siebie samego: „Komu ja mam jeszcze coś dać? Komu jeszcze ja mam pomóc? Od jakiego punktu ta powinność już mnie nie dotyczy? To nie stopień pokrewieństwa lub sympatia określa, kto jest moim bliźnim, ale rzeczywista potrzeba, w jakiej ktoś się znajduje. Osoba, która zjawia się na mojej drodze i jest w potrzebie - to właśnie bliźni, i jemu powinienem okazać miłość i pomoc. Trzeba więc, byśmy umieli dostrzec, kto potrzebuje pomocy, i pomogli mu według naszych możliwościi zdolności. Tylko wtedy nasza droga staje się drogą, która prowadzi ku życiu wiecznemu.

Nie powinniśmy obliczać, w jaki to sposób okazać pomoc jak najmniejszym kosztem, najwygodniejszym dla nas, możliwie najmniej nas angażującym. Prawdziwa pomoc zawsze łączy się z trudem i niewygodą. Winniśmy rozejrzeć się wokół siebie i ochoczym sercem rozpoznać, kto potrzebuje naszej pomocy i w jaki sposób my możemy jej udzielić. Jest tylu „zbójców” i na tyle sposobów rani się ludzi, którzy wymagają potem pomocy. Jak wiele osób wpadło w ręce zbójców: leżą na naszej drodze, zdani na naszą pomoc. Powinniśmy przyzwolić na to, że zakłócą nam one nasz spokój. Każda z tych osób to bliźni, którego mamy kochać.

Pytanie o życie wieczne odsyła nas wprost do naszego codziennego życia. Musimy być odpowiedzialni za naszą drogę codzienną, żeby stała się ona dla nas drogą ku życiu wiecznemu. Dzieje się tak tylko wtedy, jeśli na tej drodze nie spieszymy się, gnani troską o siebie i własne plany, ale potrafimy się zatrzymać i pomagamy tym, którzy leżą na skraju drogi i potrzebują pomocy.

Pytania

  1. W jaki sposób Jezus zmienia kierunek patrzenia uczonego w Prawie? Jakie inne przykłady można przywołać?
  2. Jak są ze sobą związane życie wieczne i postawa w życiu ziemskim?
  3. Czy mam oczy otwarte i serce gotowe do pomocy? Jakie potrzeby napotykam na mojej drodze? Kto potrzebuje mojej pomocy?

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama