Pierwszy połów ludzi

Homilia na 3 niedzielę zwykłą, rok A

Zbawcza misja Jezusa musiała się jakoś rozpocząć. Rozpoczęta się tak samo zwyczajnie i niepozornie, jak wcześniej dokonało się Jego zwiastowanie, narodzenie i chrzest

Jezus dostosował swoją metodę działania do ludzkich możliwości. Świadomie zrezygnował z wszelkich przejawów wszechmocy i boskości. Wpisał się całkowicie w ówczesną kulturę, zwyczaje, styl życia. A zarazem podniósł to wszystko na wyższy, boski poziom, uświęcił różne aspekty człowieczeństwa. W ten sposób zadziałało Jego światło, rozświetlając mroki ludzkiego życia, dramatów, niepewności. Sama obecność Jezusa już czyniła świat innym, bezpieczniejszym. Była znakiem nadziei.

Ale na tym nie był koniec. Jezus przyszedł dać nam coś jeszcze bardziej konkretnego: swoje słowo, obietnicę królestwa i wezwanie do nawrócenia. To w ten sposób ziszcza się nadzieja, a człowiek rozpoznaje prawdziwą drogę. Chyba za mało konkretnie i dosłownie traktujemy naukę Chrystusa. Często pozostawiamy ją w sferze haseł i alegorycznych obrazów, podczas gdy w rzeczywistości niesie ona cały szereg niezwykle logicznych, konkretnych i trafnych wskazań, do bezpośredniego stosowania w praktyce. Trzeba tylko trochę zrozumienia i zaufania do Słowa Bożego. Jestem przekonany, że pozwoliłoby to rozwiązać nam większość naszych problemów.

Przykładem takiego zaufania była postawa pierwszych uczniów Jezusa: Szymona, Andrzeja, Jana i Jakuba. Z pozostałych Ewangelii wynika, że nie byli to beztroscy młodziankowie, którzy w przypływie hippisowskiej fantazji rzucili rodziny i pracę i wybrali się w świat za przygodnie poznanym lekkoduchem. Po pierwsze: znali już Jezusa, bo słyszeli uroczyste, wiarygodne świadectwo Jana Chrzciciela. Spędzili z Nim sporo czasu w domu, obserwując Jego codzienne życie i weryfikując w ten sposób Jego nauczanie w praktycznym zastosowaniu.

No i istotny szczegół: nie zostawili swoich rodzin i firm na pastwę losu, lecz po prostu - mówiąc dzisiejszym językiem - wzięli bezpłatny urlop, a dobytek i najbliższych oddali pod opiekę swoich wspólników. Zapewniło to rodzinom środki do życia, a im pozwoliło podjąć się zupełnie nowej misji - apostołowania. Mieli to odtąd robić aż do końca życia. Choć trzeba przyznać, że dopiero po kilku latach przebywania z Jezusem, po wielu lekcjach - nieraz bardzo bolesnych, nauczyli się Go rozumieć; dopiero po zmartwychwstaniu w pełni w Niego uwierzyli, a po Zesłaniu Ducha Świętego oddali Mu całe swoje życie. Był to zatem długi i trudny proces dojrzewania do tego zadania, ale Jezus cierpliwie daje każdemu tyle czasu, ile trzeba.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama