Cóż po zaufaniu?

Recenzja: Francis Fukuyama, ZAUFANIE. KAPITAŁ SPOŁECZNY A DROGA DO DOBROBYTU, tłum. Anna i Leszek Śliwa, PWN, Warszawa-Wrocław 1997

Czym w istocie jest zaufanie? Jaką funkcję pełni ono w społeczeństwie? Jak wpływa na działania ekonomiczne? Te pytania długo pozostawały poza sferą zainteresowań filozofów, socjologów i ekonomistów. Okazuje się jednak, że zaufanie bardzo przypomina powietrze: nie widać go wprawdzie, ale jego brak uniemożliwia egzystencję. Tę ważną prawdę dostrzeżono dopiero niedawno. Szczególnie ostatnia dekada obfituje w rosnącą liczbę publikacji, polemik i dyskusji dotyczących fenomenu zaufania.

Już samo zdefiniowanie zaufania budzi poważne kontrowersje. Wyraźnie zaobserwować można ścieranie się dwóch przeciwstawnych koncepcji. Po jednej stronie stają zwolennicy twardej racjonalności, głoszący pogląd, iż zaufanie jest rodzajem aktu woli opartego na rozumowaniu. W ujęciu tym zanim zaufamy, zawsze stawiamy sobie pytanie: dlaczego? Odpowiedź zaś sformułowana zostaje w języku bilansu strat i zysków: ufamy, jeżeli w interesie obdarzonego zaufaniem jest nas nie zawieść. Innymi słowy, nadzieja kontynuowania współpracy i czerpania z tego faktu dalszych korzyści stanowi najlepszą rękojmię zaufania.

Przeciwstawna koncepcja, nie udzielając jednoznacznej odpowiedzi w kwestii istoty zaufania, stwierdza, że na pewno jest ono czymś znacznie więcej niż tylko związkiem opartym na wspólnym interesie. Wystarczy wskazać specyficzną relację zaufania łączącą dziecko i rodziców, czy też zaufanie pomiędzy przyjaciółmi. Zaufanie nie jest tedy kwestią woli, nie można go na zawołanie ubrać i zdjąć niczym okrycie, rodzi się bardzo powoli i narasta stopniowo.

Rozważania prowadzone przez Fukuyamę dotyczą sfery życia ekonomicznego. Wydaje się oczywiste, że w tej dziedzinie większą rolę odgrywa pierwsza z opisanych powyżej koncepcji. Opinię tę w znacznym stopniu podziela również sam autor książki, stwierdzając jednak, iż jest ona poprawna w osiemdziesięciu procentach. Wciąż natomiast pozostaje pewien margines, owe dwadzieścia procent, który nie daje się wyjaśnić w kategoriach czysto ekonomicznych. Zdaniem Fukuyamy tym dodatkowym czynnikiem, który powinien być uwzględniony, jest kultura. Na potrzeby swego studium Fukuyama definiuje kulturę jako zespół odziedziczonych po przodkach zwyczajów i nawyków etycznych i w tak zarysowanej perspektywie wprowadza następnie pojęcie kapitału społecznego, a w szczególności cnoty zaufania.

Przede wszystkim zauważmy, że nie jest to cnota indywidualna, przysługująca jednostkom, charakteryzuje ona bowiem całe zbiorowości. Kulturowo uwarunkowane, oparte na tradycji etyczne zachowania przekazywane są kolejnym generacjom w obrębie danej społeczności. Cnota społeczna nie jest zatem osadzona na opartym na refleksji wyborze, przyswajamy ją sobie zazwyczaj nieświadomie, ucząc się pewnych zachowań od rodziny, przyjaciół, znajomych lub w szkole. Czy zaufanie rozumiane jako jedna z takich cnót społecznych może stanowić element wspomagający gospodarczy rozwój? Fukuyama nie ma co do tego żadnych wątpliwości.

Po pierwsze, jeżeli nie ufamy nikomu, to pozostaje nam co prawda jeszcze niebo gwiaździste nad nami, a prawo moralne w naszym wnętrzu, na pewno jednak nie będziemy w stanie przeprowadzić jakiegokolwiek ekonomicznego przedsięwzięcia. Każde bowiem działanie gospodarcze wymaga aktywnego współdziałania, im zaś jest ambitniejsze, tym więcej potrzeba w nim współuczestników. Spontaniczne stowarzyszanie, łączenie się w organizacje i związki, które łatwiej przebiega w społeczeństwach o wysokim poziomie zaufania, owocuje gospodarczym sukcesem. Brak zaś tendencji do stowarzyszania wynikający z zalegających pokładów nieufności skazuje gospodarkę na bezruch i stagnację.

Po drugie zaś, społeczności o niskim poziomie zaufania zmuszone są ponosić w ramach działalności ekonomicznej dodatkowe, czasami bardzo poważne koszty. Nader kłopotliwe jest już samo sporządzenie umowy, która stanowiłaby odpowiednie zabezpieczenie uwzględniające wszelkie wiarołomstwa kontrahenta, o którym zakładamy, że jest skrajnie nieuczciwy. Stąd zaś znaczne wydatki na honoraria adwokatów, doradców, kontrolerów.

Fukuyama ilustruje tę sytuację następującym przykładem. Wyobraźmy sobie, że po skonsumowaniu posiłku siedzimy w restauracji i zastanawiamy się, czy aby nie opuścić jej dyskretnie, bez zapłacenia rachunku. Gdyby decyzja nasza oparta była tylko na zasadzie maksymalizacji zysku, to za każdym razem powinniśmy dokonywać bilansu uwzględniającego z jednej strony cenę posiłku, a z drugiej ryzyko wstydu i kłopotów w przypadku, gdyby schwytano nas w trakcie ucieczki. Powszechny jednak etyczny nawyk zobowiązujący nas do regulowania należności w restauracjach (a nawet dawania napiwku!) powoduje, że opcja ucieczki nie przychodzi nam w ogóle do głowy. Brak takiego nawyku postawiłby właścicieli restauracji w trudnym położeniu. Byliby oni zmuszeni wynająć dodatkowe osoby pilnujące drzwi wyjściowych, co oczywiście zwiększyłoby ponoszone przez nich koszty.

Wniosek, jaki wyciąga Fukuyama, jest następujący: społeczeństwa o niskim poziomie zaufania zmuszone są płacić swoisty podatek od wszelkich form działalności ekonomicznej, z czego z kolei zwolnione są zbiorowości, w których sprawdzająca się praktyka okazywania zaufania jest otrzymanym w spadku tradycji etycznym zwyczajem.

Praca amerykańskiego filozofa w znacznym stopniu nawiązuje do słynnego dzieła Maxa Webera Etyka protestancka i duch kapitalizmu, którego tezą było, iż czynnik religijny może w pozytywny sposób oddziaływać na życie gospodarcze. Fukuyama twierdzi więcej, uważa on, że całe zaplecze kulturowe danej zbiorowości w istotny sposób wpływa na jej gospodarcze losy. Motywy ludzkiego postępowania, również w sferze działań ekonomicznych, nie muszą wcale opierać się na racjonalności w czysto ekonomicznym sensie, bazującej na zasadzie maksymalizacji zysku za wszelką cenę. Racjonalność celu ekonomicznego zastąpiona zostać może przez racjonalność celu wyższego: moralnego bądź religijnego i - co najciekawsze - tego typu wybór wcale nie prowadzi do upośledzenia sfery ekonomicznej, ale wręcz przeciwnie - w dłuższej perspektywie czasowej działa on wzbogacająco i stymulująco.

Fukuyamowska koncepcja zaufania ujawnia jeszcze jeden paradoks. Opisywane powyżej pozytywne sprzężenie między sprawnością działania gospodarki a istniejącą bazą kultury duchowej przenosi się także na inne sfery związane z funkcjonowaniem nowoczesnego społeczeństwa. Najbardziej efektywne formy nowoczesności wcale nie są całkiem nowoczesne - stwierdza Fukuyama - nie opierają się one bowiem na liberalnej ekonomii ani współczesnych zasadach politycznych, ale na tradycji i kulturze jako wspólnocie etycznych poglądów. Fukuyama wyciąga z tej obserwacji następujący wniosek: współczesne instytucje liberalno-ekonomiczne i polityczne nie tylko współistnieją z religią i innymi elementami tradycji i kultury, ale nawet działają efektywniej w połączeniu z nimi. Co ciekawe, ta myśl Fukuyamy znajduje szerokie poparcie w opiniach wielu współczesnych filozofów, polityków i działaczy społecznych, często bardzo podzielonych w innych kwestiach. Przywołajmy w tym miejscu nader reprezentatywne słowa katolickiego filozofa Michaela Novaka, który stwierdza, iż "demokratyczne, a zwłaszcza liberalne społeczeństwo musi zapobiegać erozji podstawowych prawd, dzięki którym istnieje".

Bardzo bogaty i niezwykle rzetelnie zebrany materiał empiryczny oraz precyzja wywodów sprawiają, że argumentacja Fukuyamy brzmi nader przekonująco. Przedstawia on różne kraje w poszczególnych momentach dziejów, badając je pod kątem prawdziwości swych tez. USA, Chiny, Japonia, Korea, Niemcy, Włochy, Francja... A Polska? O Polsce Fukuyama prawie nie mówi. Warto może w tym miejscu zatrzymać się nad kwestią obecności cnoty zaufania w naszym kraju. Przeszło czterdziestoletni okres rządów totalitarnych na pewno nie sprzyjał jej rozwojowi. Niemniej jednak wydaje się, że nieufność dotyczyła przede wszystkim instytucji totalitarnego państwa, a już sam fakt powstania i prężnej działalności organizacji opozycyjnych, a później "Solidarności", najlepiej świadczył o istnieniu głębokich zasobów międzyludzkiego zaufania, bez których nie byłoby to możliwe.

Okres transformacji, w jakim wciąż się znajdujemy, to czas wyjątkowy. Dokonują się obecnie istotne przewartościowania i zmiany mentalności. Tworzą się nowe wzorce postępowania, które później, w miarę upływu lat zastygać zaczną w formę etycznych przyzwyczajeń. Jest to moment ważnej refleksji, mamy moc pewne standardy zachowań upowszechnić, inne zaś skazać na zapomnienie. Nie jest jednak z pewnością tak, że musimy naszą przyszłość budować od fundamentów. Wspierać się możemy na posiadanych przez nas wartościach kulturowych. Prawdą jest jednak, że z tego skarbca wybierać możemy na różne sposoby. Jak pokazuje Fukuyama, bogata kultura chińska oparta na konfucjanizmie pod wpływem różnorodnych historycznych uwarunkowań była w stanie wytworzyć silną więź zaufania tylko na poziomie relacji rodzinnych. Poza związkami krwi nie było zaufania, co prowadziło do upośledzenia sfery ekonomicznej, gdyż preferowała ona wyłącznie formy aktywności oparte na rodzinnym interesie. Barierę tę udało się pokonać Japonii, która wytworzyła mocną, ponadrodzinną wspólnotę lojalności, jaką tworzą pracodawca i pracownik, co zaowocowało w efektywnych i prężnych ekonomicznie nowoczesnych przedsiębiorstwach. Jednakże również Japonia posiada pewne przeszkody utrudniające udzielanie kredytu zaufania, a mianowicie często ów kredyt ogranicza się do wspólnoty narodowej.

Polska kultura od tysiąca lat związana z chrześcijaństwem wskazuje nam możliwe drogi postępowania. Zastanówmy się bowiem, czy chrześcijaństwo jest religią sprzyjającą rozwojowi zaufania jako cnoty społecznej. Odwołajmy się do pochodzących jeszcze z lat siedemdziesiątych rozważań ks. Tischnera dotyczących roli wspólnej perspektywy nadziei. Chrześcijaństwo, ze swym silnym i jasnym horyzontem wspólnej nadziei, buduje niezwykle mocną więź społeczną. W płaszczyźnie gospodarczej zaś ustanawia ono hierarchię celów, która znosi zagrożenie kolizji interesów: w wolnej grze ekonomicznej konkurent jest wprawdzie przeciwnikiem, ale w perspektywie wyższego celu jest członkiem tej samej społeczności, współtowarzyszem na drodze realizacji wspólnej prawdy. Można powiedzieć więcej: w istotę chrześcijaństwa wpisane jest otwarcie się na świat, porozumienie, dialog i utrzymywanie kontaktu ze wszystkimi ludźmi dobrej woli. Ponadto, jak stwierdza ks. Tischner, niebezpieczeństwo zdrady nie powinno być barierą, która zawęża horyzont chrześcijańskiej nadziei do małej grupki sprawdzonych przyjaciół, rodziny czy jednej organizacji. Zdrada stanowi w chrześcijańskiej perspektywie tylko próbę nadziei, a przykład św. Piotra najlepiej świadczy, że wierność może sięgać głębiej od zdrady.

Niestety, polska rzeczywistość dnia codziennego wskazuje, iż czeka nas wielka praca do wykonania. Religijność nasza często jeszcze staje się osią podziału, pretekstem do oskarżeń, do wynajdowania i demaskowania odstępców i wrogów. A przecież chrześcijańskie spojrzenie na świat to perspektywa, która zachęca nas, byśmy aktywnie współtworzyli klimat wzajemnej ufności, przełamywali bariery izolacji i wrogości wynikłe z nieuzasadnionej podejrzliwości. Wszystko to jest w chrześcijańskim rozumieniu ważnym celem samym w sobie, a na dodatek, jak przekonująco stwierdza Fukuyama: to się opłaca!

GRZEGORZ GRAFF, ur. 1967, pracownik naukowy Politechniki Gdańskiej, doktorant gdańskiej filii Wydziału Nauk Społecznych ATK. Przygotowuje rozprawę doktorską na temat etycznej koncepcji zaufania.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama