Monteskiusz – będzie zapomniany

Recenzja: Monteskiusz, "O DUCHU PRAW, tłum. Tadeusz Boy-Żeleński"

Teoria rozdziału władz i system prawodawstwa ewolucyjnego - lekcje Monteskiusza, którymi zapisał się w pamięci potomnych - stały się z czasem elementem naszego poczucia oczywistości. I choć demokracje europejskie nie poszły drogą przez Monteskiusza wskazaną, towarzyszy nam przeświadczenie, że z jego ust nie usłyszymy już godnych uwagi pouczeń; nie przywołujemy go w pracach, sądząc że, w odróżnieniu od Locke’a czy Hume’a, utracił inspirującą moc; nie podnosi temperatury naszych dyskusji, pozostając w cieniu - wciąż prowokujących - Hobbesa i Rousseau. Ukazanie się po czterdziestoletniej przerwie kolejnego wydania O duchu praw skłania do refleksji, czy aby nasze pełne szacunku milczenie oddaje sprawiedliwość myślicielowi, który dla swojej epoki był nie tylko mistrzem, ale i prowokatorem.

1. Filozofia społeczna wypływa z antropologii; podstawami refleksji o naturze rzeczywistości społecznej są rozważania o naturze ludzkiej. Jaka jest zatem istota człowieka - człowieka w stanie czystym, prespołecznym, nie zdeformowanego przez cywilizację? I jak wówczas wyglądają jego związki z innymi?

Hobbes miał wizję pandemonium i każda władza, skoro tylko kładła mu kres, była dlań prawowitą. Rousseau zaś ukazała się kraina równości i harmonii; raj, który na zawsze utraciliśmy - zasadą legitymizującą władzę stała się tu reguła próbująca odtworzyć owe pierwotne warunki w nowej sytuacji historycznej. Pomiędzy tymi dwoma biegunami mieści się cała gama koncepcji antropologicznych, według których ludzie są istotami złożonymi, motywowanymi i instynktem społecznym, i uczuciami egoistycznymi. Usytuowana w tym nurcie wizja Monteskiusza wnosi oryginalny wkład w nasze wyobrażenia o człowieku w stanie natury. Relacja Monteskiusza ukazuje go jako istotę słabą, bezgranicznie lękliwą, przepełnioną poczuciem niższości wobec innych, trwożliwie uciekającą przed nimi. Z obserwacji, że bliźni odczuwają strach podobny do naszego, z instynktu społecznego i pociągu płci powstaje społeczność. I "skoro tylko ludzie znajdą się w społeczności, tracą poczucie własnej niemocy; równość, która była między nimi, ustaje; zaczyna się stan wojenny". A więc dobro, pokój i równość są efektem naszej słabości i lęku, zaś zło, wojna i różnice jawią się jako wyraz swobodnej ekspresji natury ludzkiej, owoc poczucia bezpieczeństwa. To strach tłumi w nas niegodziwość, nadzieja bezkarności zaś uwalnia drzemiące dotychczas złe moce. Trzeba nas dopiero powtórnie zaniepokoić, zagrozić nam, byśmy w ramach więzi społecznych odzyskali zbawienny lęk - hamulec ciemnych żądz. Z tej potrzeby powstaje państwo. "W stanie natury ludzie rodzą się wprawdzie w równości; ale nie mogą w niej trwać. W społeczeństwie tracą ją; stają się z powrotem równi jedynie przez prawa."

W społeczności bez władzy państwowej - ideale anarchistów, libertarian i komunistów - wiążą nas wprawdzie zasady sprawiedliwego współżycia, ale nikt nie stoi na ich straży. Dopiero państwo, egzekutor prawa, gwarantuje wolność dotychczasowym ofiarom - "wolność polityczna obywatela jest to ów spokój ducha pochodzący z przeświadczenia o własnym bezpieczeństwie". Stan państwowy to stan bezpieczeństwa uczciwych obywateli.

2. Monteskiusz upraszcza klasyczną, Arystotelesowską typologię ustrojów państwowych i wyróżnia trzy rodzaje rządów: monarchię, republikę (w jej ramach demokrację i arystokrację) oraz despotię. Przed laty zainteresowanie polskiego czytelnika Ducha praw budziły subtelne obserwacje dotyczące despotii, teraz jego uwagę przykują z pewnością rozdziały poświęcone demokracji.

Historia idei dostarcza przykładów tak rozbieżnych wartościowań systemu ludowładztwa, że trudno nas zaskoczyć kolejną oceną. Opinia Monteskiusza, że rządy ludu są ustrojem niczym nie wyróżnionym, tak samo uprawnionym jak inne (z wyjątkiem despotii, która - jako system nienomokratyczny - skażona jest nieusuwalnym błędem wewnętrznym) również nie wydaje się oryginalna. Już dla Hobbesa forma rządu miała znaczenie drugorzędne. Tym, co czyni z Monteskiusza wielkiego analityka idei demokratycznej, jest fakt, że jako jedyny zwrócił uwagę na to, że demokracja jest ustrojem... najtrudniejszym. Każdy rodzaj mechanizmu rządowego poruszany jest swoistymi sprężynami w postaci namiętności, które go warunkują. Monteskiusz nazywa je zasadą rządu. Otóż o ile zasadą monarchii jest honor, arystokracji - umiarkowanie, despotii - lęk, to rządy demokratyczne wymagają od obywateli wspięcia się na wysoki poziom cnoty politycznej. Aby ludowładztwo sprawnie funkcjonowało, obywatele muszą przedkładać dobro publiczne nad własne, miłować równość i ojczyznę. Nie są to przymioty rodzące się spontanicznie - "gdyby to było tak naturalne i pospolite, Alcybiades nie budziłby podziwu świata". Aby polubić skromność, trzeba wielkiej pracy wewnętrznej i wychowawczej. "Lęk przed rządem despotycznym rodzi się sam z siebie wśród gróźb i kar; honor monarchii wyrasta z namiętności i hoduje je wzajem: ale cnota polityczna jest wyrzeczeniem się samego siebie, które jest zawsze rzeczą bardzo trudną." Następnie, rządy ludu - jak każdy rodzaj rządów - narażone są na skażenie. Skażenie rządu bierze się ze skażenia jego zasady. Skażenie zasady demokracji polega na zanikaniu ducha równości, gdy powodzenie rodzi pychę, bądź na rozprzestrzenianiu się ducha nadmiernej równości, gdy lud nie może znieść władzy, jaką sam ustanowił, i nie szanuje urzędników, których sam wybrał. A "rząd, jak wszystkie rzeczy na świecie, aby go zachować, trzeba go kochać". Bez tej miłości, wypracowanej, pielęgnowanej, demokracja ginie.

Demokracja nie jest ustrojem naturalnym również dlatego, że pozostawiając rzeczywistość własnemu biegowi, nie obserwujemy ekspansji równości: "W monarchii i państwach despotycznych nikt nie dąży do równości, nie przychodzi to nawet na myśl; każdy dąży do wyższości. Ludzie najniższych stanów pragną z nich wyjść jedynie po to, aby się stać panami drugich." Skoro równość nie rodzi się samoistnie, trzeba, aby stanowiły ją prawa. O ile w pozostałych ustrojach system prawny ma ochronić i wzmocnić to, co powstało spontanicznie, by zagwarantować sprawne funkcjonowanie rzeczywistości społecznej, to w demokracji prawo tę rzeczywistość dopiero konstytuuje. Prawodawcy czynią nas równymi, wychowawcy uczą tę równość kochać. Tak pod względem ontologicznym, jak i antropologicznym demokracja jest tworem sztucznym, jest szlachetną korektą natury.

3. Obserwując państwa na przestrzeni dziejów i na różnych kontynentach, sięgając wzrokiem starożytności i ku peryferiom cywilizacji, Monteskiusz zauważa, że ludzie "w nieskończonej rozmaitości praw i obyczajów nie powodują się wyłącznie kaprysem". Nie istnieje uniwersalny ład moralny ani też jeden model polityczny odpowiedni dla wszystkich. Prawodawca, stanowiąc prawa, musi brać pod uwagę ogromną ilość okoliczności: wielkość, położenie, klimat kraju, tryb życia ludności, jej obyczaje, religię, bogactwo i tym podobne, które powodują, "iż rzadki to traf, aby prawa jednego narodu mogły się nadać drugiemu". Duch stanowionych praw ma stosować się do zastanego ducha narodu. Ile narodów, tyle zasad sprawiedliwości i tyle słusznych form rządu. Oto relatywizm Monteskiusza.

Z drugiej zaś strony Monteskiusz jest reprezentantem tradycji prawnonaturalnej. "Twierdzić, że nie ma nic sprawiedliwego ani niesprawiedliwego poza tym, co nakazują lub czego bronią ustanowione prawa, znaczyłoby twierdzić, że nim wykreślono koło, promienie jego nie były między sobą równe." Prawodawcą wszechświata jest Bóg. Każda z podległych mu domen ma swe własne prawa: ma je byt materialny, mają je zwierzęta, duchy wyższe, ma je i rzeczywistość specyficznie ludzka. Prawa normujące życie społeczeństwa mają na względzie sprawiedliwość, która jest "zawsze jednaka, jaka bądź istota by ją rozważała, Bóg, anioł czy człowiek". Monteskiusz jest obiektywistą.

Narzuca się w tym miejscu uwaga, że między teorią Monteskiusza o wielości ewoluujących praw a obecną w jego systemie koncepcją prawa natury tkwi sprzeczność. Czy rzeczywiście? Prawo - "konieczne stosunki wypływające z natury rzeczy" - nie jest prawem dowolnym. Bogactwo form przejawiania się rzeczywistości ludzkiej powoduje bogactwo adekwatnych do niej, naturalnych form prawnych. Monteskiusz wierzy w prawo naturalne, ale nie jest absolutystą; wyznaje relatywizm, ale nie jest subiektywistą. Mamy dany od Boga rozum, który w każdej sytuacji wskaże nam jedynie słuszną drogę - dla każdego inną. Przekonanie o obiektywnym istnieniu wielu ładów moralnych to ślad Stagiryty w systemie Monteskiusza, to refleks Arystotelesowskiej koncepcji środka.

4. W rozgorączkowanej Francji Monteskiusz był osamotniony. Encyklopedystów oburzał spokój jego rozważań; Helwecjusz odradzał mu nawet publikowanie Ducha praw jako utworu zimnego i nie na czasie. Istotnie, panujący wówczas entuzjazm dla idei postępu zastąpiony został u Monteskiusza pełnym wyrozumiałej sympatii opisem różnorodnych ścieżek, jakimi kroczy ludzkość. Zamiast oświeceniowej wiary w potęgę ludzkiego rozumu spotykamy tutaj zabarwione łagodnym pesymizmem obserwacje zachowań ludzkich, rejestracje różnorodnych motywacji, odległe od abstrakcyjnej wizji człowieka w ogóle. Swoistość ducha każdego narodu wyklucza istnienie uniwersalnych prawideł rządzących człowiekiem i historią. Przypomnijmy w tym miejscu również niechęć Monteskiusza do rewolucji, wojen domowych i wszelkiej formy radykalizmu społecznego ("przywołać tedy lud do dawnych zasad znaczy zwykle sprowadzać go do cnoty"). Usprawiedliwionymi są wyłącznie zmiany organiczne - wypływające z ewolucji ducha narodu. Powyższe rysy poglądów Monteskiusza zbliżają go do tradycji konserwatywnej. Myśliciele prawicowi dostrzegają aspekt ładotwórczy jego rozważań. "Monteskiusz jest konserwatystą - zauważa Bronisław Łagowski - gotów usprawiedliwić podbój, jeżeli niesie zwyciężonym potwierdzenie ich praw i zwyczajów."

Największe zasługi położył jednak Monteskiusz dla filozofii liberalizmu; obok Locke’a i Hume’a zaliczany jest słusznie do grona jej ojców. Wspólne im idee społeczeństwa poprzedzającego władzę państwową, a więc zdolnego do samoregulacji, i państwa jako wyłącznie egzekutora praw naturalnych antycypują postulaty państwa minimalnego. Szerokie opracowanie przez Monteskiusza teorii podziału władz, opowiedzenie się w ramach konfliktogennej relacji władza - obywatel za obywatelem, w imię wolności którego władza ma zostać ograniczona, uzupełniają tę charakterystykę. Koncepcja rozdziału władz jest najbardziej twórczym wkładem Monteskiusza w tradycję liberalną, odwraca bowiem uwagę od problemu legitymizacji, który zaprzątał myśli nowożytnych filozofów społecznych. Monteskiusz był pierwszym, który pominął jako nieistotny problem prawowitości władzy, po to by skupić uwagę na jej zakresie. Zauważmy, że czerpiąc z dominującej w języku ówczesnej myśli politycznej siatki terminologicznej kontraktualizmu, pominął fundamentalne dla niej pojęcie umowy społecznej. Teoria kontraktu uzasadniającego władzę została zastąpiona koncepcją władzy ograniczonej. Nie jest ważne, skąd rządzący czerpią tytuł do władzy, skoro w mechanizm ich rządów wpisana jest wolność obywatela. Wielokrotnie od następnego stulecia analizowany konflikt między ideą przedstawicielstwa a jednostkowej niezależności, ideą demokratyczną a liberalną swe źródło i jednocześnie od razu wolnościowe rozstrzygnięcie znajduje właśnie u Monteskiusza.

Czytając Monteskiusza, dostrzegamy jego duchowe pokrewieństwo z wieloma myślicielami; wymieniamy Vico, Burke’a, de Maistre’a, Hegla czy Tocqueville’a, jednak najczęściej przywołujemy oczywiście Arystotelesa. Obaj należą do niewielkiej grupy filozofów monumentalnych - myślicieli ofiarujących nam nie tylko imponująco rozległą panoramę zjawisk, ale ich wnikliwą interpretację; pisarzy posługujących się przy tym językiem prostym i eleganckim (choć pióro Monteskiusza nawet w tym elitarnym towarzystwie jest niezrównane). Są przy tym twórcami, których relacje, tak rzetelne, argumenty, tak przekonujące, dla czytelników mogą okazać się... nieatrakcyjne. Lektura ich dzieł wymaga czasu i cierpliwości, na jakie zwykle nas nie stać. Kto przestudiował (całą!) Politykę Arystotelesa? Kto nie opuści kilku ksiąg, oddając się teraz lekturze Ducha praw? Isaiah Berlin odnotowuje odnośnie do postawy intelektualnej Monteskiusza: "obawiam się, że więcej zrozumienia dla niej okażą urzędnicy państwowi i prawnicy, aniżeli kontynuatorzy Pascala czy Dostojewskiego". Rzeczywiście, idee środka, umiaru, wielości ustrojów właściwych, choć wypływają z istoty rzeczywistości i okazują się nader praktyczne, intelektualnie przegrywają z "nieprzeciętnym", "idealnym", "jedynym". Nie podążamy też śladami Monteskiusza mówiącego: "gdybym mógł sprawić tyle, aby każdy znalazł nowe pobudki miłowania swoich obowiązków, swego władcy, swojej ojczyzny, swoich praw... uważałbym się za najszczęśliwszego ze śmiertelnych". Lojalność przegrywa z pokusą buntu. To nas miał na myśli Jeremy Bentham, kiedy pisał: "Monteskiusz - wartki, błyskotliwy, wspaniały i urzekający - będzie zapomniany już w następnym stuleciu."

 

KATARZYNA HAREMSKA, absolwentka cybernetyki ekonomicznej AE w Krakowie i filozofii UJ, studiowała na uniwersytecie we Freiburgu Bryzgowijskim. Pracownik Instytutu Filozofii UŚ. Publikowała w "Res Publice", "Znaku", "Znaku-Ideach".

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama