Czy Kościół katolicki boi się demokracji?

O blaskach i cieniach demokracji

Kościół będzie zawsze zwalczany
przez możnych tego świata, bo głosi,
że człowiek jest ważniejszy niż władza
a wychowanie ważniejsze niż ustrój.

Jednym z najczęściej powtarzanych mitów na temat chrześcijaństwa jest twierdzenie, że religia chrześcijańska, a zwłaszcza Kościół katolicki, boi się demokracji. W rzeczywistości to demokracja boi się chrześcijaństwa i to z wielu względów. Przede wszystkim dlatego, że każdy system władzy i każdy ustrój społeczny boi się zarówno osób jak też instytucji, które ukazują konieczność respektowania kryteriów moralnych w polityce i we wszelkich formach aktywności społecznej. Każdy system władzy boi się też istnienia niezależnych od siebie instytucji. Cała historia ludzkości potwierdza niepokojący fakt, że każda władza deprawuje i że każda staje się w jakimś stopniu zaborcza. Zasada ta odnosi się również do ludzi sprawujących władzę w demokracji. W systemach demokratycznych władzy nie sprawuje przecież demokracja, lecz konkretni ludzie.

Zmieniają się ustroje i władcy, a Kościół katolicki od dwóch tysięcy ma odwagę przypominać wszystkim rządzącym, że kto sprawuje władzę w administracji państwowej czy samorządowej, ten nie przestaje być człowiekiem. Taki człowiek sam zresztą przekonuje się o tym, że nie jest kimś doskonałym i że przynajmniej czasami ma trudności w roztropnym kierowaniu swoim życiem osobistym, małżeńskim i rodzinnym. Ma też trudności, by oprzeć się pokusie wykorzystania władzy dla prywatnych celów i dla egoistycznych zachcianek. Władza jest dla człowieka nie tylko szansą, ale też zagrożeniem. Jest szansą na to, że człowiek ten będzie troszczył się o dobro innych ludzi i o dobro wspólne. Ale jest też zagrożeniem, że tym łatwiej zatroszczy się wyłącznie o własne dobro i że ulegnie pokusie korupcji.

Kierując się realizmem, którego uczy nas Bóg, Kościół ukazuje człowieka - także człowieka władzy - w jego wielkości, ale też w jego słabościach i ograniczeniach. Zasadę tę odnosi Kościół również do osób, które sprawują władzę wewnątrz Kościoła. Jeśli nie są to ludzie, którzy Boga i człowieka kochają bardziej niż inni i jeśli ludzie ci przyjęli określone urzędy nie po to, by służyć, lecz by im służono, to wtedy władza, jaką otrzymali, może okazać się dla nich przekleństwem zamiast błogosławieństwem. Kościół jest znakiem niepokoju dla wszystkich sprawujących władzę, gdyż komu więcej dano, od tego też więcej można i należy wymagać.

Z całym realizmem Kościół przypomina o tym, że decydująca o losie człowieka i państwa nie jest technika rządzenia, lecz postawa człowieka, a także system wartości, jakim się on kieruje. To nie dzięki demokracji a jedynie dzięki mądrej hierarchii wartości może człowiek obronić siebie przed krzywdą z zewnątrz, a także przed własną słabością. Chrześcijaństwo demaskuje myślenie magiczne, które polega na przekonaniu, że demokracja jest systemem idealnym i że rozwiąże ona wszystkie problemy człowieka. Trzeba być kimś naiwnym, by wierzyć, że człowiek zależy bardziej od systemu społecznego, który tworzy niż że tworzony przez niego system zależy od człowieka. Absolutyzowanie jakiejkolwiek formy władzy jest absolutyzowaniem wytworu człowieka, a to okazuje się zawsze groźną formą bałwochwalstwa.

Chrystus uczy nas realizmu. On zmieniał pojedynczych ludzi, a nie systemy społeczne. Wychowanie człowieka to bowiem jedyna droga do rozwoju społeczeństwa, do osiągnięcia trwałego pokoju, a także do sprawiedliwego podziału dóbr materialnych i duchowych. Bez troski o odpowiedzialne wychowanie (nie tylko młodego!) człowieka, każde społeczeństwo skazane jest na rozpad. Właśnie dlatego cywilizacja śmierci mogła dotknąć Cesarstwo Rzymskie, a teraz grozi Europie, mimo że panuje tu zupełnie inny niż wtedy ustrój społeczny.

Na temat systemów społecznych najczęściej wypowiadają się politycy, a zatem ci, którzy nie mają zwykle odpowiedniego przygotowania antropologicznego. W konsekwencji wielu polityków nie rozumie człowieka w sposób integralny i całościowy. Właśnie dlatego podatni są oni na bezkrytyczne przyjmowanie ideologii, które nie respektują realiów człowieka oraz rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. Niektórzy z polityków sami tego typu ideologie tworzą. Historia ludzkości ukazuje fakt, że w każdej epoce ogromną cenę krzywd i cierpienia płacą ludzie, którzy ulegają politycznym ideologiom i utopiom. W XX w. marksiści twierdzili, że odkryli najlepszy system społeczny w historii ludzkości. Obecnie identyczne zapewnienia słyszymy z ust liberałów i innych bezkrytycznych wyznawców absolutyzowanej demokracji.

Wiemy już, jak bardzo mylili się marksiści, gdy twierdzili, że los człowieka zależy nie od niego samego, ale od systemu społecznego, a zwłaszcza od własności środków produkcji. Efektem było życie w fikcji, prześladowanie „wrogów” systemu, rosnąca bieda materialna. System demokracji ludowej i sprawiedliwości społecznej okazał się w rzeczywistości systemem ludobójczym. Kościół katolicki przestrzega przed traktowaniem demokracji jako równie „nieomylnego” systemu, za jaki wcześniej — nieraz ci sami ludzie! — uznawali marksizm. W ubiegłym stuleciu lansowany był „bohater socjalizmu”, a teraz promowany jest swoisty „bohater demokracji”, czyli ktoś, kto nieustannie posługuje się sloganami o prawach człowieka, tolerancji, wolności słowa, respektowaniu praw mniejszości i państwie prawa. Tymczasem faktyczny — a nie ideologiczny - „bohater” demokracji to człowiek, który ma poważne problemy z kierowaniem sobą i własnym życiem. Stąd rosnąca przemoc i przestępczość na naszych ulicach i w naszych szkołach oraz rosnąca liczba ludzi zniewolonych alkoholem, narkotykiem, popędem seksualnym, Internetem, pracą, pieniędzmi, władzą czy jeszcze innymi formami utraty wolności.

Nie tylko człowiek w demokracji przeżywa kryzys. Kryzys przeżywa też demokracja jako ustrój. Zwłaszcza współczesna demokracja europejska pełna jest mitów i fikcji, gdyż to, co oficjalnie głoszą jej przedstawiciele, w coraz mniejszym stopniu zgodne jest z rzeczywistością. Kościół katolicki demaskuje mity, w które wierzą bezkrytyczni wyznawcy demokracji i w ten sposób broni demokrację przed nią samą sobą, czyli przed zredukowaniem samej siebie do nic już nie znaczących sloganów. Wiele jest przejawów fikcji, której ulega współczesna demokracja. Wiele jest też przejawów zła, które usiłuje skrzętnie ukrywać.

Pierwsza z typowych fikcji, które obserwujemy w państwach demokratycznych, to przekonanie, że w tych państwach nie ma już dyskryminacji i że tym bardziej nie mogą tam obowiązywać regulacje prawne, które dyskryminują jakąś grupę obywateli. Tymczasem w praktyce dyskryminacja istnieje nadal i przejawia się na wiele sposobów. Przejawem — maskowanego oczywiście — dyskryminacji jest istnienie różnych korporacji zawodowych i grup nacisku, które dbają wyłącznie o własne interesy kosztem interesów innych grup społecznych. Co więcej, bywa i tak, że dyskryminujące zasady wpisane są do konstytucji państw demokratycznych! Dla przykładu w Anglii konstytucja zakazuje, by katolik mógł sprawować urząd premiera, a także kilka innych ważnych urzędów w państwie. Mimo tego typu regulacji prawnych, Anglia uważana jest za państwo demokratyczne.

Innym przykładem drastycznej formy dyskryminacji jest fakt, że w niektórych krajach demokratycznych Europy obowiązuje zakaz kary śmierci dla morderców, ale w tych samych krajach można legalnie zabijać ludzi niewinnych: dzieci w okresie rozwoju prenatalnego, a także ludzi chorych czy starszych. W niektórych z tych krajów przygotowano już projekty ustaw, które pozwolą na zabijanie dzieci także po porodzie. Tymczasem nie ma bardziej drastycznej formy dyskryminacji, jak nierówne traktowanie obywateli w kwestii najbardziej podstawowego prawa, jakim jest prawo do życia.

Inną groźną fikcją we współczesnych państwach demokratycznych jest traktowanie tolerancji jako wartości podstawowej. Kto twierdzi, że demokracja opiera się na tolerancji, ten głosi zupełnie absurdalną tezę, gdyż gdyby tolerancja rzeczywiście była na czele wartości, to trzeba byłoby natychmiast zlikwidować kodeks karny, który jest przecież wysoce „nietolerancyjny”. Slogan o tolerancji jako podstawowej wartości jest wykorzystywany po to, by ukryć fakt, iż współczesna demokracja próbuje zbudować samą siebie na pustce aksjologicznej i że podstawowe wartości - miłość, prawdę, odpowiedzialność i uczciwość - traktuje jako coś „niepoprawnego” politycznie i jako relikt niedemokratycznej przeszłości. Ci, którzy absolutyzują tolerancję, usiłują nie pamiętać o tym, że zgodnie z ich zasadami trzeba byłoby tolerować wszystko, a zatem również nietolerancję.

W konsekwencji oderwania współczesnych systemów demokracji od podstawowych wartości, dochodzi do tak groźnych wypaczeń, że politycy przyznają określone i przywileje prawa jakiejś grupie społecznej tylko dlatego, że grupa ta stanowi mniejszość. Na razie odnosi się to, na przykład, do tak zwanych mniejszości seksualnych. Wkrótce jednak tym samym tokiem myślenia mogą pójść przedstawiciele innych mniejszości (na przykład złodzieje czy skorumpowani politycy), żądając dla siebie akceptacji i depenalizacji ich zachowań.

Kolejna fikcja, typowa dla systemów demokratycznych, to mit o równości wszystkich obywateli wobec prawa oraz mit o tym, że w demokratycznym państwie każdy obywatel może mieć jednakowy wpływ na podejmowane decyzje. Tymczasem codzienność potwierdza, że im ktoś wyższe stanowisko zajmuje w demokratycznym systemie władzy, tym bardziej czuje się - i faktycznie jest! - bezkarny. Z kolei na to, jakie partie dominują w danym społeczeństwie i jakie podejmują one decyzje, znacznie większy wpływ od poszczególnych obywateli mają właściciele mediów czy określone grupy interesów finansowych.

Oczywistą fikcją w każdym państwie demokratycznym jest też to, że demokracja zapewnia istnienie państwa prawa. Tymczasem coraz liczniejsze afery korupcyjne - począwszy od afer w naczelnych organach Unii Europejskiej — dowodzą tego, że nie tylko poszczególni obywatele łamią prawo, ale że w systemie demokratycznym łamanie prawa okazuje się łatwiejsze i ma większe przyzwolenie przedstawicieli władzy niż w innych systemach społecznych! Obywatele demokratycznych krajów coraz bardziej przekonują się również o tym, że „rozwój” demokracji polega przede wszystkim na rozwoju biurokracji. Każdy, kto ma kontakt z urzędem państwowym czy samorządowym, często spotyka tam takich urzędników, którzy okazują się prawdziwym „panem i władcą”.

Jeszcze inny mit na temat funkcjonowania systemów demokratycznych, to mit o wolności słowa. Mit ten jest podwójnie nieprawdziwy. Po pierwsze dlatego, że faktyczną wolność wypowiedzi mają jedynie nieliczne grupy społeczne, związane z systemem władzy i z dominującymi mediami. Po drugie, w demokracji wyżej stoi „wolność słowa” niż wolność mówienia prawdy. Dla przykładu, gdy ktoś stwierdza oczywisty fakt, potwierdzony badaniami empirycznymi, że pornografia prowokuje do zachowań przestępczych czy że antykoncepcja hormonalna niszczy zdrowie, to takiego faktu nie poda niemal żadne z „poprawnych” politycznie mediów. Media te propagują natomiast oczywiste kłamstwa, na przykład o tym, że prezerwatywy równie dobrze chronią przed AIDS jak wstrzemięźliwość przedmałżeńska i wzajemna miłość małżeńska. W miejsce wolności do wyrażania prawdy, demokracja promuje w praktyce „wolność” do manipulacji i kłamstw, a „poprawność” polityczna staje się formą prymitywnej, a jednocześnie wysoce skutecznej cenzury.

O tym, jak niedoskonała jest demokracja, świadczy fakt, że im dłuższe są tradycje demokratyczne w danym państwie, tym bardziej rośnie w nim liczba regulacji prawnych, tym częściej są one zmieniane i tym częściej też stają się tak bardzo zawiłe, że nawet specjaliści nie są już zgodni co do sposobu rozumienia tychże praw. Coraz częściej też okazuje się, że parlamentarzyści celowo tworzą złe prawo po to, by ktoś z nimi powiązany mógł na tym skorzystać. Mnożenie zbędnych praw oraz dewaluacja prawa to zatem kolejne niepokojące oblicze współczesnej demokracji.

Dochodzi obecnie do tego, że w warunkach państwa demokratycznego najwygodniej żyją ci, którzy łamią prawo i którzy wzbogacają się w nielegalny sposób. Najtrudniej natomiast żyje się tym ludziom, którzy są uczciwi i którzy poważnie traktują regulacje prawne demokratycznego państwa. W konsekwencji obserwujemy coraz większe rozczarowanie obywateli systemem demokratycznym. Niezbitym dowodem tego stanu rzeczy jest coraz niższa frekwencja w wyborach do parlamentu i do władz samorządowych. Jeśli w wyborach politycznych uczestniczy, dla przykładu, 30% obywateli i rządy obejmuje partia, która te wybory zdecydowanie wygra, to i tak będzie ona reprezentować niewielką mniejszość obywateli danego kraju. W ten sposób demokracja przestaje być już demokracją.

Chrześcijaństwo przypomina o tym, że demokracja — podobnie jak wszystkie inne ustroje i systemy sprawowania władzy — nie jest wartością, a jedynie mechanizmem, czyli narzędziem. W tym przypadku jest to mechanizm określający sposoby wyboru władzy oraz sposoby sprawowania tejże władzy. O tym, czy dany mechanizm jest dobrodziejstwem czy też przekleństwem dla danego społeczeństwa, nie decyduje sam mechanizm, lecz sposób jego stosowania przez konkretnych ludzi. Tam, gdzie władzę sprawuje szlachetny król, społeczeństwo może świetnie się rozwijać, a tam, gdzie władzę sprawuje człowiek prymitywny czy przestępca, jego rządy będą szkodliwe dla społeczeństwa i państwa, choćby swoją władzę człowiek ten otrzymał w demokratycznych wyborach, a fatalne dla kraju decyzje podejmował zgodnie ze wszystkimi procedurami, które obowiązują w demokracji.

Demokracja może być najlepszym systemem sprawowania władzy jedynie w tych społeczeństwach, w którym większość obywateli to ludzie mądrzy, dojrzali i uczciwi. Jeśli tego typu obywatele stanowią mniejszość, to demokracja w tych społeczeństwach okazuje się systemem szkodliwym. Jakość podejmowanych decyzji nie wynika przecież ze stosowanych procedur, lecz zależy od stopnia dojrzałości ludzi, którzy się tymi procedurami posługują. Z tego względu zupełnie inne decyzje większością głosów podejmą ludzie chorzy psychicznie czy przestępcy, a inne ludzie dojrzali i odpowiedzialni. Rozstrzygającym czynnikiem, który decyduje o jakości uchwalanych praw, jest zawsze osoba, a nie procedury, którymi osoba ta się posługuje.

Kościół demaskuje inny jeszcze mit związany z demokracją, a mianowicie twierdzenie, że w oparciu o demokratyczne procedury można podejmować decyzje odnoszące się do każdej dziedziny życia człowieka, łącznie z tym, co dotyka naszych więzi, wartości i sumienia. Tymczasem demokratyczną większością głosów można ustalać, na przykład, wysokość podatków, ale nie można w ten sposób ustalać praw przyrody czy praw moralnych. Jan Paweł II wielokrotnie przypominał o tym, że demokracja pozbawiona wartości skazuje samą siebie na degenerację i prowadzi do jawnej lub ukrytej dyktatury.

Cywilizacja tolerancji - postawionej ponad prawdą - oraz cywilizacja demokracji - postawionej ponad miłością - prowadzi do tworzenia cywilizacji śmierci dlatego, że programowo wypacza ona ludzkie sumienia. Obecnie dochodzi nawet do tego, że niektóre grupy społeczne (na przykład politycy czy lekarze) przypisują sobie władzę decydowania o tym, których ludzi i w jakiej fazie ich rozwoju można legalnie zabić. Większej władzy nie przypisywał sobie nawet Lenin, Stalin czy Hitler. W tak barbarzyńsko „liberalnej” demokracji największą karierę zawsze będą robić ludzie o najbardziej wypaczonym sumieniu.

Konsekwencją wypaczonych sumień jest to, że w projekcie traktatu konstytucyjnego Unii Europejskiej politycy zanegowali nawet oczywisty fakt, jak to, że cywilizację europejską od dwóch tysięcy lat nie budowali głównie ateiści czy muzułmanie, lecz chrześcijanie. W społeczeństwach, w których mniejszość obywateli to ludzie szlachetni i dojrzali, Jezus przegra każde kolejne demokratyczne wybory, w których alternatywą dla Niego będzie bandyta czy morderca, typu Barabasza. Coraz częściej przekonujemy się o tym, że mieliśmy już demokrację „ludową”, mamy obecnie demokrację liberalną, lecz nie potrafimy zbudować demokracji normalnej.

Chrześcijaństwo przypomina jeszcze jedną oczywistą prawdę, a mianowicie fakt, że rzeczywista wartość danego systemu społecznego zależy najbardziej od tego, na ile system ten radzi sobie z odpowiedzialnym wychowaniem młodego pokolenia swoich obywateli. Mądre wychowanie jest bowiem najważniejszym zadaniem, jakie stoi przed każdym społeczeństwem. Od jakości wychowania dzieci i młodzieży, a także od promowania dojrzałości u ludzi dorosłych, zależy teraźniejszość i przyszłość każdego narodu. A w tej dziedzinie demokracja europejska okazuje się systemem nieudolnym i tolerującym — a czasem nawet wspierającym — demoralizację człowieka i degradację jego obyczajów.

Wszystkie zasygnalizowane powyżej ograniczenia i zagrożenia, jakie niesie ze sobą demokracja, sprawiają, że ludzie dojrzali wiedzą o tym, iż demokracja potrzebuje pomocy chrześcijaństwa, gdyż potrzebuje dojrzałego systemu wartości oraz mądrego systemu wychowania swoich obywateli. Świadomy tego faktu był W. Churchill, gdy powtarzał, że do demokracji ludu należy arystokracja ducha. Kościół wskazuje jedyną drogę do prawdziwej demokracji, a mianowicie odpowiedzialne wychowanie człowieka. Demokracja nigdy nie zapewni szczęścia nieszczęśliwemu człowiekowi. Jego los i jego szczęście zależą od więzi, jakie tworzy i od wartości, jakimi się kieruje.

Chrześcijaństwo formuje takich obywateli, którzy są w stanie zbudować coraz dojrzalszy system demokratyczny, rzeczywiście wolny od wskazanych powyżej mitów i wypaczeń. Mocą Bożej prawdy o człowieku i mocą Bożej miłości do człowieka, chrześcijaństwo wychowuje ludzi, którzy są w stanie podjąć się najtrudniejszego zadania na tej Ziemi: w mądry i odpowiedzialny sposób kierować samym sobą i własną rodziną. Demokratycznie wybrani politycy deklarują na ogół zgodnie to, że uznają niezbywalną godność człowieka, ale to zwykle nie oni lecz Kościół katolicki pomaga człowiekowi postępować w sposób godny jego godności.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama