Sokrates alternatywny - Alternatywa jako utopia

Fragmenty książki "Medytacje filozoficzne"

Sokrates alternatywny - Alternatywa jako utopia

Józef Życiński

Medytacje filozoficzne

ISBN: 978-83-927267-6-0

wyd.: Wydawnictwo PETRUS 2008




Sokrates alternatywny

Tusz i pomadkę mieć na sobie, 
W jedwab ustroić się i pióra, 
I w gruchającej, ptasiej mowie 
Udawać, że tak chce natura. 
Tyle rozumiesz filozofie. 
Czesław Miłosz, Poeta siedemdziesięcioletni

Alternatywa jako utopia

Wiek XIX stanowił okres rozwoju wielu nęcących utopii. Barwną wizję świetlanej przyszłości wiązano w nim z rozwojem nauki lub z koniecznością historyczną, która miała nieść nieuchronnie powszechne szczęście i dobrobyt. Kiedy miejsce kolorowych marzeń zajęła szara rzeczywistość codziennego dnia, niespełnione sny o szczęściu zastąpiono tęsknotą za „innym”. Jej obecność inspiruje wiele programów społeczeństwa alternatywnego.

Zarówno postęp społeczny, jak i postęp w nauce dokonywał się dzięki połączeniu tęsknot za innym światem z umiejętnością operowania alternatywą logiczną. Wyrazem świętej naiwności byłoby jednak oczekiwanie, iż sama alternatywa stosowana metodą prób i błędów wprowadzi nas na szlak wiodący do szczęścia. Niestety wielu sympatyków wizji społeczeństwa alternatywnego zdaje się całą logikę klasyczną sprowadzać do operowania alternatywą. W programach nowej utopii nie zadają sobie oni nawet trudu, by w stylu Marksa liczyć, kiedy może nadejść upragniony stan powszechnego dobrobytu. Rozczarowani posępnym „dziś” twierdzą tylko, iż wystarczy zanegować i odrzucić obecne struktury, aby „jutro” mogło być piękniejsze. Ich koronnym argumentem pozostaje krótkie pytanie „why not?” — dlaczego by nie spróbować?

Podczas gdy z utopiami wieku XIX można było podejmować próbę merytorycznej dyskusji, dyskusja wydaje się niemożliwa z propozycjami społeczeństwa alternatywnego, nauki alternatywnej czy etyki alternatywnej. Sympatycy tych ujęć mają niewątpliwą rację, sporządzając rejestr chorób współczesnej cywilizacji. Równocześnie, jeśli wykluczyć mało reprezentatywne kręgi krzykliwych demagogów, z reguły nie twierdzą oni, iż oferowane przez nich środki uszczęśliwią ludzkość w przyszłości. Twierdzą znacznie ostrożniej, iż jest już tak źle, że nie musimy się obawiać, by zmiany mogły jeszcze coś pogorszyć. Dlaczegóż by więc nie podjąć próby odwrócenia obecnego porządku? Why not?

To nieśmiałe „why not?” może działać rozbrajająco. Może również rodzić uczucia sympatii wobec osób, które nie wytrzymały tempa narzuconego przez pęd cywilizacji i zdecydowały się na wybór ucieczki w alternatywę. Kazimierz Brandys tak wspomina jedno ze swych amerykańskich spotkań ze zwolenniczką społeczeństwa alternatywnego: „W piątek przyszła Ewa z bukiecikiem rumianków i książką. (...) Je trzy garstki ryżu dziennie (...). Opowiada o swoim pobycie w Kalifornii, gdzie żyje się bliżej raju. O czterdziestoletnich dzieciach kwiatach z długimi siwiejącymi włosami. Kołyszą się przez całe dni w hamakach, zasłuchani w ptasi szczebiot. — Niezmiernie wydelikaceni. Płaczą, jak ktoś zrani się w rękę, nie trzeba im mówić o gułagach, bo będą smutni i nic nie zrozumieją (...). — To ci, co niegdyś uciekali do komun w buszu, do Utopii”.

Ani delikatność uczuć, ani urok nowej wizji nie zwalnia z pytania o merytoryczne uzasadnienie alternatywnych propozycji. Przy ich ocenie przydatne mogą okazać się analogie dotyczące fascynacji marksizmem, tak znamiennej dla inteligenckich środowisk sprzed 60—70 lat. Typ argumentów znamienny dla filozofii „why not” kładzie w usta jednego ze swych bohaterów Arthur Koestler. W jego powieści The Age of Longing (1951 r.) przyjaciółka Fiedii Nikitina wywodzi: „Komuniści, nawet gdyby byli w błędzie, posiadają jednak wiarę. Być może wierzą w miraż, ale czy nie lepiej jest wierzyć w miraż niż nie wierzyć w nic?”. Dlaczego nie spróbować? Nawet jeśli nie jest to prawdziwe, może jednak okazać się piękne.

Znamienna dla sygnalizowanej postawy okazuje się niefrasobliwość zarówno w traktowaniu wartości kulturowych, jak i tradycji humanistycznej. Pragmatyczni entuzjaści rewolucji październikowej instruowali społeczeństwo w 1919 r., iż trzeba raczej żałować jednej zgubionej śrubki niż zburzenia świątyni błogosławionego Wasyla. Maksym Gorki, uważany za czołowego humanistę epoki stalinowskiej, ze spokojem mówił w 1922 r. o ofiarach z ludzi, jakich wymaga realizacja rewolucyjnych zasad marksizmu: „Przypuszczam, że umrze większość z 35 mln zagłodzonych. Umrą półdzicy, idioci, mieszkańcy wsi. Zastąpi ich nowa rasa ludzi wykształconych, rozsądnych, energicznych”. W tym samym czasie, gdy czołowy piewca humanizmu socjalistycznego reprezentował czysto statystyczne podejście do dramatu głodu, prześladowań i śmierci, oficjalna propaganda czarowała Zachód zasadą „człowiek to najcenniejszy kapitał” i powtarzała slogan o potrzebie „zwrotu ku człowiekowi”.

Efektowna alternatywa inspirowana gorącą miłością do mirażów kosztowała miliony niewinnych istnień. Trzeba było dystansu i czasu, by dostrzec głęboko nieludzki charakter podobnej romantyki. Jaką cenę trzeba będzie zapłacić za nowe formy społecznego romantyzmu? Ile czasu będzie potrzeba, by móc udzielić konkretnej, kategorycznie negatywnej odpowiedzi na pozornie niewinne „why not?” Jakie środki przyjąć, aby dostrzec, że niektóre z krzykliwych grup propagujących postęp i wyzwolenie nie znają żadnych innych wartości oprócz oczarowania swym stylowym krzykiem? Osobiście uważam, iż dla obiektywnej oceny nowych propozycji trzeba stosować tę samą metodę, którą praktykował Sokrates w swoich dialogach. Zastępowanie Sokratejskiej logiki sugestywną retoryką stanowi niepokojącą oznakę kulturowego regresu. Okazuje się ona tym bardziej niepokojąca, że często krzyk stanowi jedynie efektywną metodę ukrywania pustki.

 

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama