Złudny kompromis aborcyjny

Czy tzw. "kompromis aborcyjny" obowiązujący obecnie w Polsce jest logiczny i konsekwentny, czy raczej jest prowizorycznym rozwiązaniem, nie do utrzymania na dłuższą metę?

Według najnowszego sondażu przeprowadzonego przez CBOS 50% Polaków opowiada się przeciwko aborcji. Jednocześnie większość z nas popiera "kompromis aborcyjny". Tylko 7% osób uważa, że aborcja powinna być zabroniona gdy ciąża zagraża życiu matki, 14%, gdy zagraża zdrowiu matki, 12% gdy ciąża jest wynikiem gwałtu i 25% gdy wiadomo, że dziecko urodzi się upośledzone. Nie jestem zdziwiony tymi wynikami. Poparcie dla "kompromisu aborcyjnego" bazuje na współczuciu dla kobiet w  bardzo trudnej sytuacji życiowej. Samemu miałem kiedyś podobne zdanie jak większość społeczeństwa. Dopiero dzięki dogłębnemu przestudiowaniu zagadnienia zrozumiałem, że moje podejście zawierało błędne założenia i było zwyczajnie nielogiczne.

Większość osób, które przeciwstawia się aborcji, deklaruje, że uważa nienarodzone dzieci za ludzi. Logiczną konsekwencją takiego założenia powinno być uznanie, że te dzieci nie mogą być zabijane w jakimkolwiek przypadku. Aby uświadomić sobie dlaczego, trzeba spojrzeć na już urodzone osoby. Czy są jakieś powody, które mogą usprawiedliwiać ich zabijanie, jeśli są niewinne? Pewnie większość z nas się zgodzi, że nawet najtragiczniejszy los jednego człowieka nie może usprawiedliwiać zabicia innego. Czy zrozpaczony ojciec szukający organów na przeszczep dla swojego syna może zabić znajomego tylko dlatego, że akurat byłby dobrym dawcą? Tymczasem "kompromis aborcyjny" opiera się właśnie na  takich założeniach. Tragiczny los matki ma być powodem dla którego można zabić jej dziecko, które osobiście w niczym nie zawiniło. Jeśli zgadzamy się na "kompromis" oznacza to więc, że albo wbrew deklaracjom w  głębi serca nie uważamy nienarodzonych dzieci za ludzi albo uważamy je za gorszych ludzi.

Na szczęście,  z reguły nie trzeba jednak przeciwstawiać sobie życia dziecka i szczęścia matki, gdyż obie te rzeczy są z sobą zbieżne!

"Jak można być tak okrutnym by nakazywać rodzić dziecko 12-letniej zgwałconej dziewczynce?" Pytania w tym stylu są najczęściej stawianymi przez zwolenników aborcji. Mają wskazywać na to, że "pro-liferzy" są to osoby zupełnie wyzbyte współczucia i ludzkich odruchów, fanatyczni wyznawcy idei, który dla niej są gotowi poświęcić szczęście wielu osób. Naturalne jest bowiem, że wobec wielkiej tragedii utożsamiamy się z dziewczynką i chcielibyśmy jej pomóc. Nie zdajemy sobie sprawy, że takie stawianie sprawy ma nas, poprzez rozbudzenie naszych emocji, zwyczajnie zmanipulować.  W 2008 r. nie odnotowano w Polsce żadnego przypadku aborcji, w którym ciąża byłaby wynikiem czynu zabronionego. Takie sytuacje jeśli już się pojawiają to i tak nieletnich dotyczą wyjątkowo rzadko. Do lobbowania na rzecz aborcji służą więc przypadki, które praktycznie nie występują. Co więcej nasz typowy sposób myślenia o problemie, postrzeganie że zgwałcona kobieta i poczęte dziecko stoją po przeciwnych stronach sporu, a ich szczęście wzajemnie się wyklucza, jest oparty na błędnych założeniach i stereotypach. Najczęściej sądzimy, że większość zgwałconych kobiet chce się "pozbyć ciąży". Tymczasem w jedynym badaniu jakie zostało przeprowadzone na ten temat w USA okazało się, że 75-85% zgwałconych kobiet nie zdecydowało się na taki krok. Powszechnie wierzymy, że aborcja może pomóc kobietom uporać się z ich cierpieniem i  traumą po gwałcie. Niestety kobieta, która dokona aborcji, nie odwróci przeszłości — dalej pozostanie zgwałconą i dalej będzie z tego powodu cierpieć. Teraz tylko do jednej traumy, dołoży drugą — wyrzuty sumienia z  powodu uśmiercenia dziecka. Według badań Dr. David'a Reardon'a, dyrektora amerykańskiego Elliot Institute, współautora książki „Ofiary i zwyciężczynie: otwarcie o  ciąży, aborcji i dzieciach urodzonych z przemocy seksualnej”, żadna z kobiet, które zdecydowały się na  urodzenie dziecka poczętego w wyniku gwałtu, nie żałowała tej decyzji. Dla porównania 78 proc. kobiet, które dokonały aborcji uważa, że było to najgorsze z możliwych rozwiązań. Wiele z nich zdecydowało się na ten krok, ponieważ były naznaczone przez otoczenie jako "noszące dziecko gwałciciela". W rzeczywistości to co nazywano "zabiegiem", tylko pogłębiło ich cierpienie; co więcej, "usunięcie ciąży" odbierały jako powtórny gwałt. Aborcja wzmacnia w kobiecie także poczucie izolacji i  wstydu, ponieważ pozwala jej otoczeniu wierzyć, że problem został rozwiązany i kobieta nie wymaga już jakiejś specjalnej uwagi.

Negatywny wpływ aborcji na  psychikę kobiet jest też istotnym argumentem w dyskusji o pozostałych przypadkach "kompromisu", ale nie jedynym.

W Polsce aborcja najczęściej, o czym się nie mówi, wykonywana jest legalnie w sytuacjach uszkodzenia płodu (w 2008 r. 467 na 499 "zabiegów"). Pod tym pojęciem kryje się zabijanie dzieci, które mogą urodzić się upośledzone (np. z zespołem Downa), nieuleczalnie chore, czy niepełnosprawne (polski sąd orzekł, że wystarczającym powodem jest to jak dziecko nie ma ręki i  nogi) . Popierając takie rozwiązanie, w praktyce zgadzamy się na  selekcję ludzi na lepszych — zdrowych i gorszych — chorych i  upośledzonych. Przy tym Ci drudzy nie zasługują na to aby żyć.

Najbardziej popularnym argumentem za tym by dopuszczać zabijanie niepełnosprawnych dzieci, jest to, że nie można być tak okrutnym wobec rodziców, by skazywać ich na wiele lat "męczenia się" z upośledzonym dzieckiem. Ale czy można być tak okrutnym wobec dziecka, by nie tylko odbierać mu trochę przyjemności z życia jakby to miało miejsce w  przypadku rodziców, ale by w ogóle odbierać całe życie? Co więcej w ten sposób sprowadzamy dzieci jedynie do roli zabawek swoich rodziców, które muszą być dokładnie takie jakie oni sobie wymarzyli, a  rodziców uczymy egoizmu. Co będzie jak zdrowe dziecko nie będzie spełniało naszych ambicji np. będzie się kiepsko uczyć,  będzie sprawiać problemy wychowawcze albo w którymś momencie dozna wypadku? Przestaniemy się nim zajmować i je kochać? Jeśli któryś rodziców rzeczywiście przerasta możliwość wychowania niepełnosprawnego dziecka, to zawsze mogą je oddać do adopcji.

Argumentem jaki wielokrotnie słyszałem jest też to, że dzieci są zabijane dla ich własnego dobra, po to by nie musiały długo cierpieć. Zawsze on mnie szokuje. Kto nam daje prawo do decydowanie za kogoś czy jego życie jest coś warte czy nie?! Wiele osób z pewnością wolałoby żyć cierpiąc niż umrzeć. Dlaczego w przypadku tych dzieci miałoby być inaczej? Tym bardziej, że w wielu przypadkach upośledzenie czy niepełnosprawność, choć bardzo dotkliwe, w ogóle nie wyklucza czyjegoś szczęścia. Czy człowiek bez ręki i nogi nie może być szczęśliwy?

Jeśli założymy, że chore dzieci można zabijać tylko dlatego, że ich choroba jest tragedią dla ich rodziców czy nich samych, to nie ma żadnych powodów dla których nie mielibyśmy uznać tego samego w odniesieniu do już urodzonych dzieci.

Trzeba też wspomnieć o tym, że odnotowywane są przypadki gdy okazuje się, że zabite dzieci wobec których podejrzewano różne choroby, były zdrowe. Niestety wtedy jest już za późno by je uratować.

32 razy w Polsce w 2008 r. aborcja została wykonana z powodu zagrożenia zdrowia kobiety. W tym przypadku chyba najwyraźniej może wystąpić konflikt między losem matki i dziecka i trzeba sobie postawić pytanie czy zdrowie jednej osoby można ratować zabijając inną? Co jednak jest istotne nikt nie zabrania matce się leczyć. Jeśli dziecko umrze w  wyniku kuracji matki, nie można uznać tego za aborcję.

Z pewnością wiele razy słyszeliśmy, że "kompromis aborcyjny" jest koniecznością, gdyż trzeba jakoś pogodzić różne poglądy w społeczeństwie. Jeśli zgadzamy się z tą argumentacją, jednocześnie uważając nienarodzone dzieci za ludzi, to musimy się zmierzyć z okrutną prawdą — takie podejście oznacza, że dla "świętego spokoju" akceptujemy zabijanie w  świetle prawa kilkuset niewinnych osób rocznie. A co więcej najczęściej wcale nie pomagamy w ten sposób kobietom!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama