Klauzula sumienia, prof. Chazan i dylematy prawne

Klauzula sumienia to wyznacznik cywilizacyjnej dojrzałości społeczeństwa. Niestety często pozwalamy się z tej dojrzałości ograbiać, nie rozumiejąc jak działa tzw. "agenda setting" - stajemy się ofiarami medialnych prowokacji

Klauzula sumienia, prof. Chazan i dylematy prawne

Kiedy przed dwoma laty pisałem tekst Klauzula sumienia dla opornych, byłem przekonany, że wyjaśnianie problemu klauzuli sumienia to w zasadzie syzyfowa praca. Nie myliłem się. To, co obecnie wyprawia się w kwestii prof. Chazana, który odmówił wskazania lekarza, który w jego zastępstwie wykona aborcję, pokazuje, że społeczeństwo i media w dalszym ciągu nie potrafią zrozumieć kwestii klauzuli sumienia.

Podejrzewam, że cała sprawa (podobnie jak wcześniejsze ustawiane przez lobby aborcjonistów, także słynna Roe vs. Wade) została sprowokowana przez tzw. „agenda setting”. Chodzi o to, że celowo tak ustawia się dyskurs publiczny, żeby stworzyć "temat dyżurny", przedstawić odbiorcom fałszywe dylematy oraz w obliczu skrajnych sytuacji doprowadzić do zamącenia etycznego (lub politycznego). Takie skrajne sytuacje to np. gwałt na nastolatce lub ciężarna kobieta, której zdrowie jest potencjalnie w niebezpieczeństwie, albo — jak w tym przypadku — poważna choroba lub wada genetyczna dziecka w łonie matki.

Niestety nawet ludzie poważni i mający dobre zamiary dają się często wciągać w dyskusję zgodnie z „agendą” ustawioną przez profesjonalnych lobbystów, spin-doktorów i innych medialnych manipulatorów. Przykładem takiego niezamierzonego wciągnięcia się w dyskusję zgodnie z agendą jest artykuł „Sumienie, etyka, klauzula i durszlak, oczywiście”. Sytuacje graniczne zawsze wzbudzają emocje. Wtedy wyłącza się myślenie i łatwo godzimy się na agendę, czyli „zestaw myślowych kroków” wyznaczonych przez lobbystów. Kto nie wzruszy się sytuacją matki, która dowiedziała się, że jej dziecko nie ma szans na samodzielne życie i umrze zaraz po porodzie? Jednak powodem traumy matki jest nie fakt noszenia w łonie dziecka, a jego nieuchronna śmierć. Tymczasem ulegamy agendzie lobbystów, próbujących tę traumę przedstawić jako związaną z noszeniem w łonie chorego dziecka i próbujemy (również zgodnie z agendą) „ulżyć” matce, domagając się dla niej prawa do przerwania ciąży. Jednak, odkładając emocje na bok, czy myśląc przytomnie, nie powinniśmy dojść do całkiem innych wniosków? Czy chore dziecko nie jest dzieckiem? Czy dziecko, które zachoruje na grypę przestaje być dzieckiem, bo trochę zagrożone jest jego życie? A może dziecko, które zachoruje na świnkę, bo ta ma poważniejsze powikłania? A może dziecko, które zachoruje na niewyleczalny nowotwór? Wiadomo, że zostało mu już tylko kilka miesięcy życia. Czy z tego powodu należy zmniejszyć traumę matki, zabijając dziecko? Jeśli jednak uznajemy, że zabicie dziecka jest zawsze złe, nawet gdy nie ma nadziei na przeżycie więcej niż kilku miesięcy, to dlaczego nagle zabicie dziecka w łonie matki zaczynamy uważać za dobre? Przecież nikt nie każe matce nosić w sobie martwego płodu! To, co nosi w sobie matka, to jest żywe dziecko, które - podobnie, jak to chore na raka, ma przed sobą jeszcze tylko kilka miesięcy życia. Jej trauma z powodu utraty dziecka nie zmniejszy się z tego powodu, że to dziecko zabije. Wręcz przeciwnie - gdy je urodzi i będzie mogła je pożegnać, wtedy proces żałoby dokona się w sposób naturalny i nie spowoduje szkody w psychice matki. Natomiast gwałtowna utrata osoby bliskiej, bez możliwości pożegnania - to właśnie jest trauma.

A może mówimy nie o sytuacji "konfliktu dwóch sumień" (lekarza i pacjenta), ale o sytuacji, w której lekarz ma sumienie i traktuje dziecko w łonie matki jak człowieka, a matka po prostu nie ma sumienia i nie traktuje swojego dziecka jak człowieka, tylko jak przedmiot, którym chciała się cieszyć, ale niestety się popsuł, więc trzeba go wyrzucić? Ale nawet w tej sytuacji przerwanie ciąży powoduje traumę - na poziomie hormonalnym, nawet gdy już nie funkcjonuje sumienie.

Kolejnym elementem standardowo wykorzystywanym przez lobbystów proaborcyjnych i „agenda setters” jest powołanie się na autorytet. W tym przypadku jest to m.in. autorytet ks. prof. Andrzeja Szostka, byłego rektora KUL. Według opinii tego etyka, prof. Chazan postąpił niesłusznie, ponieważ nie powinien łamać prawa (nie wskazując innego lekarza), ale dążyć do jego zmiany. Czy tym samym profesor, były rektor KUL, etyk, potępia odmowę dokonania aborcji, sugeruje, że nawet szanując klauzulę sumienia, należy zawsze wskazać innego lekarza, który dokona aborcji i twierdzi, że prawa pozytywnego (tj. stanowione) należy bezwzględnie przestrzegać? Ależ skąd! Miałem z ks. prof. Szostkiem wykłady z etyki i pamiętam z nich coś wręcz przeciwnego. Wskazywał nam sytuacje, w których prawo pozytywne jest poważnie wadliwe, i że nie należy go bezwarunkowo honorować.

W tej konkretnej sytuacji problem polega na tym, że:

- prawo oparte jest na kompromisie, niestety źle zaimplementowanym. Lekarzowi w sytuacji, gdy dana procedura medyczna jest niezgodna z jego sumieniem, nakazuje się wskazać innego lekarza, który ją wykona. To jest logiczna sprzeczność. Jeśli coś jest sprzeczne z sumieniem, to nie mogę zgodnie z sumieniem odesłać do innej osoby, która zrobi to za mnie!

- prawo nie jest jednak narzucone z góry przez jakiegoś okupanta, czy też instytucję, na którą nie mamy wpływu. Wręcz przeciwnie, obywatele, a już zwłaszcza osoby sprawujące tak odpowiedzialne funkcje jak prof. Chazan, powinni dążyć do zmiany nielogicznego prawa, a nie łamać je. Ponieważ często ta kwestia jest rozumiana na zasadzie fałszywego dylematu, warto ją ująć precyzyjniej. Nieprzestrzeganie niemoralnego prawa i dążenie do jego zmiany nie wykluczają się przecież, ale dopełniają! Nie powinno być takiej sytuacji, w której osoba mająca wpływ na zmianę prawa (np. poprzez zgłoszenie obywatelskiego projektu ustawy, poprzez lobbying, poprzez publiczne wypowiedzi nawiązujące do zmiany prawa) nic nie robi, aby to prawo zmienić, tylko łamie je z przekonaniem, że jest złe. Z całą pewnością nie oznacza to, że dopóki złe prawo nie zostanie zmienione, osoba ta ma obowiązek przestrzegać go, łamiąc własne sumienie i porządek moralny wynikający z prawa naturalnego. Istotne jest to, by nie poprzestała na sprzeciwie sumienia, ale jednocześnie dążyła do zmiany złego prawa [Por. Kompendium Nauki Społecznej Kościoła 399-400, 409, 552-553, 566-570]. Obowiązkiem moralnym katolika jest bowiem nie tylko samo zachowywanie zasad moralnych, ale także dążenie, aby znalazły one odzwierciedlenie w prawie pozytywnym.

Jak sądzę, ks. prof. Szostek chciał zwrócić uwagę na tę drugą część problemu (to również opieram na mojej pamięci jego wykładów), a media zrobiły z niego obrońcę lobby aborcyjnego.

Spójne logicznie (choć obiektywnie wciąż niewłaściwe) rozwiązanie prawne nie powinno polegać na tym, że to lekarz ma odsyłać do innego lekarza. Zadaniem lekarza jest leczyć, a nie przejmować rolę urzędnika państwowego i wdrażać złe prawo, ustanowione przez państwo. Państwo, które ustanowiło złe prawo, powinno samo ponosić tego konsekwencje, a nie przerzucać ciężar egzekwowania prawa na lekarza. Jeśli pacjent ma mieć możliwość wyboru w systemie innego lekarza, innego szpitala itp., to tę możliwość ma zapewnić samo państwo. Czy będzie to platforma elektronicznej informacji, czy broszura informacyjna, czy urzędnik, który pomaga dokonać wyboru - to już kwestia techniczna. W każdym razie nie można z jednej strony dawać lekarzowi opcji skorzystania ze sprzeciwu sumienia, a jednocześnie nakazywać mu w tej samej sprawie złamanie swoich zasad sumienia!

Wyjaśniam też - po głosach zaniepokojonych czytelników, że nie popieram złego prawa, zwracam tylko uwagę na niekonsekwencję prawodawcy, który jedną ręką daje lekarzowi możliwość skorzystania z klauzuli sumienia, a drugą - odbiera mu ją, każąc współuczestniczyć w procederze skierowania do kliniki aborcyjnej. Swoją drogą, można postawić pytanie: a co z urzędnikiem? Czy urzędnik reprezentujący państwo ma obowiązek przestrzegać prawa także wtedy, gdy jest sprzeczne z wymogami moralnymi? Odpowiedź jest negatywna: nie ma takiego obowiązku, a wręcz powinien sprzeciwić się temu prawu. Najprawdopodobniej poniesie w tej sytuacji konsekwencje swej decyzji i zostanie zwolniony. Jego sytuacja różni się tym od sytuacji lekarza, że lekarz nie jest przedstawicielem państwa i jego podstawowym obowiązkiem jest leczyć. Karanie lekarza za to, że skorzystał z prawa do sprzeciwu sumienia jest czymś godzącym w same podstawy ładu prawnego (przez rozbicie związku między porządkiem prawnym a porządkiem moralnym), a jednocześnie niesprawiedliwością względem lekarza nawet w kontekście takiego ułomnego systemu prawnego.

Przede wszystkim zaś: nie dajmy się wpuszczać na tory emocjonalno-myślowe wyznaczone przez lobbystów i ustawiaczy agendy! Miejmy świadomość, że celowo wykorzystują oni trudną sytuację rozmaitych osób, aby wzbudzić nasze emocje i zamieszać w naszym sumieniu i nie pozwólmy na to, żeby sterowali nami!

 

PS. Zwrócono mi uwagę, że mój tekst może zostać odczytany w tym sensie, jakoby lekarz miał obowiązek przestrzegać prawa, nawet gdy jest sprzeczne z normami moralnymi. Absolutnie nie to było moją intencją. Istotne jest to, aby nie poprzestać na stwierdzeniu faktu, że prawo jest złe, więc nie należy go przestrzegać, ale również dążyć do zmiany złego prawa (które jest złe z przynajmniej dwóch powodów: ponieważ jest wewnętrznie sprzeczne, oraz ponieważ jest sprzeczne z normami moralnymi). Z tego względu dodałem kilka zdań zaznaczonych jaśniejszym drukiem, aby wymowa tekstu była jasna.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama