Na giełdzie akcje człowieka spadają

Współczesny świat zredukował problemy etyczne i sferę wartości do sfery konsumpcji - co z tego wynika?

We współczesnym, zglobalizowanym świecie, mechanizmy wolnego rynku emigrują na kontynent, który zdawał się być do niedawna wolnym od konsumeryzmu - na tereny szeroko pojętej moralności.

O ile jeszcze jakiś czas temu nie można było dostrzec wolnorynkowych reguł w życiu codziennym, o tyle od rozpoczęcia na wielką skalę procesu makdonaldyzacji społeczeństwa, zaczynamy zauważać pewne smutne zjawiska, których nie można nazwać inaczej, niż wytwarzaniem ludzkich produktów jednorazowych.

Współczesność wymaga od nas stosowania mechanizmów wolnorynkowych w relacjach z innymi ludźmi, zajmującymi przestrzeń społeczną, czy też osobistą i tym samym, narzuca na nowoczesnego homo sapiens jarzmo samotności. Samotność bowiem wynika z zagubienia, a do tego dochodzi przede wszystkim wtedy, gdy zmusza się nas do samooszukiwania.

Dzisiejszy świat, nastawiony na konsumpcję, zysk i trawienie, jest naszpikowany atrybutami młodości, więc siłą rzeczy, ucieka przed śmiercią oraz naturalnym rozkładem.

Wspomniane zjawisko samooszukiwania się, zachodzi wówczas, gdy dajemy się ponieść lękowi, jaki kotwiczy w świecie konsumpcji. Owy lęk nakierowany jest na śmierć, którą rynek sprzedaży stara się wyprzeć z naszej świadomości za wszelką cenę. Przyodziewając maskę młodego człowieka o wybielonych zębach, zdaje się ganić wszystko to, co stare w sensie fizycznym oraz wszystko to, co może budzić w nas swoje obrzydzenie swoją nieudolnością. Mamy do czynienia z kryzysem starzejących się ludzi, którzy chcą być wiecznie młodzi. Świat konsumpcji, oferuje im tak bardzo pożądaną młodość, choć w istocie jej namiastkę, a nawet zwykłą wizję, forsowaną w aksjomatyczny sposób, jako coś namacalnego i oczywistego. Strach przed śmiercią towarzyszy nam przez cały czas, a próba zapomnienia o niej, sprawia, że oszukując siebie samych, stajemy się zagubieni we współczesności.

Zagubienie okazuje się nieodłączną częścią nowoczesnego homo sapiens. Nie potrafi on znaleźć sobie miejsca, celu i określić podstaw swojej przynależności moralnej, więc identyfikuje się z wartościami rynku. Jest, to zjawisko zauważalne na przykładzie młodych osób, które chłoną popkulturę w szaleńczym tempie, z wolna identyfikując się z regułami wolnego rynku. Dziś mamy do czynienia z procesem wypierania rdzennych mieszkańców metaforycznego kontynentu, na rzecz nowo przybyłych kolonizatorów. Niestety jak to bywało w historii, kolonizacja odbywa się w sposób krwawy, z uwzględnieniem zasady, iż zastanych osobników należy wybić do nogi.

Zjawisko makdonaldyzacji nakłada się cieniem na kontakty międzyludzkie, wypierając z drugiej osoby znamiona człowieczeństwa.

Popularny staje się seks, mający na celu jedynie konsumpcję, branie i oczywiście zero zobowiązań. Najlepiej także, aby wszystko odbyło się w sposób Fast-Food, który dziś można nazwać Fast-Sex. Zamawiamy to, na co mamy ochotę i odbieramy swoje w ekspresowym okienku. Dzieje się to szybko, sprawnie, bez problemów i niepotrzebnych perturbacji. Broń Boże z inwestycją! Przecież każdy doskonale wie, iż inwestowanie swojego kapitału, wiąże się z możliwością straty, bowiem gra na giełdzie niesie ze sobą ryzyko, a kto chce zostać bankrutem? Lepiej zatem zrezygnować z tego, co można by ochrzcić mianem inwestycji emocjonalnej. To bardzo niebezpieczna i niedochodowa działalność.

Stosując mechanizmy wolnego rynku wobec innych ludzi, zaczynamy traktować ich jak produkty - jw.: ludzkie produkty jednorazowe. Każdy partner przecież się zużywa i jest jedynie jednorazowym partnerem, którego można używać przez określony czas. Jest to zresztą logiczne, ponieważ wolny rynek nie każe nam ciągle kupować. Jeżeli tak myślimy, to jesteśmy w poważnym błędzie. Wolny rynek każe nam zużywać zakupione dobra i zastępować je nowymi. Inaczej jego istnieje straciłoby sens. W ostatecznym rozrachunku pewne osoby, traktują innych, jako właśnie ów jednorazowy produkt, który trzeba będzie za niedługi czas, zastąpić innym, nowym.

Nie dziwmy się więc, kiedy małżeństwo zaczyna być zwykłym paktem, biznesowo-politycznym interesem, czy inwestowaniem kapitału, a na końcu zostaje skwitowane papierem rozwodowym. Ślub, jaki udziela dziś wciąż żywy Elvis w pewnych częściach Stanów Zjednoczonych, to chyba najlepszy przykład tego, z czym mamy do czynienia.

Aborcja uznawana jest za atrybut nowoczesności tak, jak ciepła woda w kranie, czy kuchenka mikrofalowa.

Wykonanie aborcji na życzenie, w „warunkach nie urągających człowiekowi”, jest ważny aspektem życia w krajach, które rozwinęły „cywilizację najwyższej próby”. Oczywistym staje się, że dziecko, to tylko zachcianka, produkt. Potomek i jego życie, uznawane jest za czyjąś własność, a w tym konkretnym przypadku, własność rodziców. Decyzja obojga ludzi zaczyna mieć na celu jedynie swoje samozadowolenie, miejscami przypominając biznesową decyzję, mającą dać im pewne korzyści. Nic nie stoi zatem na przeszkodzie, aby owego produktu się pozbyć, gdy tylko okaże się, że ktoś wcisnął nam do ręki mało interesującą ulotkę. Wszyscy wiemy, co robi się dziś w niepotrzebnymi ulotkami - wyrzuca do kosza.

Wyrzucanie ludzkich produktów jednorazowych do kosza nie tyczy się tylko dopiero co narodzonych istot, ale też tych powoli opuszczających nasz świat. Eutanazję traktuje się, jako spalarnię śmierci lub też recykling, bo kto zmywa plastikowe talerzyki? Starzy ludzie są dla współczesności, która opiewa młodość i wykazuje lęk przed śmiercią, osobami z gruntu wrogimi. Są zużytymi talerzykami, więc oczywistym jest, że trzeba się ich pozbyć, zastępując nowymi.

W pewnych państwach, lekarz ma prawo dokonać eutanazji, jeżeli uzna, że pacjent już do niczego się nie nadaje, ale to nie wszystko. Lekarze mogą również, usunąć płód, kiedy posiada on stwierdzony defekt. Nie dziwmy się. Przecież wybrakowane produkty należy odrzucić z taśmociągu, bo ważna jest perfekcja i maksymalne zadowolenie konsumenta. Zatraca się tą zasadę moralności, która mówi, iż hedonistyczna przyjemność, nie jest najwyższą wartością. Opiekowanie się dzieckiem z Zespołem Downa to w rzeczy samej wielkie wyrzeczenie, a za wyrzeczenie nikt nam nie płaci. Cierpienie, tak zakorzenione i ważkie w religii katolickiej, staje się dziś czymś wyobcowanym i niezrozumiałym, co w oczach pewnych osób, de facto przybiera zdehumanizowaną postać. Wydaje się jednak, że to właśnie cierpienie, jest jedyną formą poznania istoty człowieczeństwa w drugiej osobie, bo tylko wtedy, kiedy dzielimy z innymi cierpienie, wyciągamy ku nim rękę, pomagając sobie nawzajem nieść swoje krzyże. Tworzymy wtem wspólnotę, w której nie jesteśmy jedynie konsumentami, produktami lub zużywającymi się bateriami, lecz odczuwającymi tak samo ból i tak samo dążącymi do szczęścia istotami ludzkimi.

Tak nabrzmiała dziś sprawa In Vitro, jest znamienną cechą świata, który próbuje zastosować mechanizmy wolnego runku w naturalnych procesach życia takich, jak narodziny.

Każdy ma prawo do dziecka. Przypomina to zapis w konstytucji Stanów Zjednoczonych, w której widnieje klauzura o tym, że obywatel ma niezbywalne prawo do własności prywatnej. Własność prywatna nabiera dziś nowego znaczenia, gdyż nie dotyczy jedynie przedmiotów martwych, lecz też i tych żywych.

Dziś mówi się: „Rodzice mają prawo posiadać dziecko”. Wydaje się, że współczesność myli prawo do zasięgnięcia kredytu z podarowaniem światu nowego, mniejszego świata. W prawdzie każdy człowiek, to świat sam w sobie, a apokalipsa dokonuje się zawsze w wymiarze jednostki (mowa tu o laboratoryjnym niszczeniu zarodków). Dlatego tym bardziej traktowanie owego mikroświata w kategoriach kredytowej, jest nie tylko niemoralne, ale też i wsteczne, kiedy mamy na myśli cywilizacyjny poziom rozwoju danego społeczeństwa.

Moralność chrześcijańska budzi obrzydzenie świata konsumpcji, gdyż nie można jej kupić, sprzedać lub choćby wypożyczyć.

Nadzieja, miłość, wiara... Te wartości nie mogą podlegać prawom wolnego rynku, ponieważ ich istotę stanowi coś niepodzielnego, a rzeczy niepodzielnych nie da się rozłożyć na sztuki, miarkować, kształtować wedle uznania i w ostatecznym rozrachunku sprzedać.

Każda moralność, a w szczególności chrześcijańska, jest naturalnym wrogiem konsumeryzmu, nie tylko ze względu na przeciwstawne założenia u swej podstawy- te można z łatwością obejść, używając języka, którego tak bardzo bał się w swoich pismach Orwell. Wszystko da się ubrać w bełkot, a potem zgrabnie wepchnąć komuś do ręki. Panteon wartości chrześcijańskich, jest wrogiem dla konsumeryzmu, gdyż zabiera od człowieka zagubienie, a tu już nie pomogą ładne słowa, czy marketingowe epitety. Można zakryć fundamenty, lecz wchodząc do środka, zawsze poczujemy się bezpieczni i pewni siebie. Współczesność stara się wspomniane bezpieczeństwo zdewaluować, aby łatwiej coś narzucić, a tym samym rządzić. Tylko człowiek zagubiony wyciągnie rękę po eliksir szczęścia i młodości, zamknięty w różowym piśmie lub nowym, jakże „wypasionym” telefonie komórkowym.

Teodycea ma dziś nowe zastosowanie. Nie używa się jej w filozoficznych dociekaniach, aby zrozumieć istnieje zła na świecie stworzonym przez dobrego Boga. Zastosowano ją do dziedziny, która zajmuje się usprawiedliwianiem barbarzyńskiej kolonizacji terenów moralności.

Gottfried Leibniz objął swoim kręgiem rozważań filozoficznych zagadnienie, jakie na wokandzie miało możliwe wytłumaczenie tego, że na świecie, stworzonym przez na wskroś dobrego Stwórcę, panuje zło. Można odnieść wrażenie, iż dzisiejszy świat mass mediów, strefy komercji oraz nastawionego na konsumenta rynku, przejął tą naukę, dając jej nowe zastosowanie.

Przytoczmy argumenty Leibniza, zahaczając myślami o usprawiedliwienia, jakie serwuje nam się w mediach, kiedy ktoś zaczyna wyciągać wszystkie brudy i odpadki, które pozostawiają po sobie mechanizmy konsumeryzmu. Jest to przykład makdycei.

  1. Żyjemy w najlepszym z możliwych światów - Argument używany bardzo często. Po epoce komunizmu i poprzedzającego go, eksploatującego człowieka kapitalizmu, jest tarczą obroną i znaczy tyle, iż dzisiejszy system jest może niedoskonały, lecz przecież najlepszy, jaki wymyślono i można wymyślić.
  2. Jednym z objawów doskonałości świata jest istniejąca w nim wolność - Ciężko jest polemizować z kimś, kto zarzuca nam zamach na swoją wolność wyboru. To, że ktoś kupuje kolorowe pisma, czy zmienia partnerki niczym rękawiczki, jest jego wolnością osobistą i nic nam do tego.

Wsłuchując się w rzeczywistość, z pewnością usłyszymy takie i inne sądy. Nie powinno się prowadzić z nimi dysput, ani na pewno obalać, bo przedstawianie tak sprawy przez naszych oponentów, jest w istocie podaniem gotowych narzędzi do rąk ludzi, którzy mechanizmy konsumpcji krytykują. Zauważmy, że formułowanie swoich racji w ten sposób, świadczy tylko i wyłącznie o kompletnym zagubieniu idei wolności i istoty wspólnoty społecznej. Jak nauczyła nas historia, depesze z kolonizowanego kontynentu, zawsze wieją hipokryzją. Nie przypadkiem bananowe republiki, mają w swych nazwach przydomek: Demokratyczna.

Jacek Ponikiewski: pisarz, dziennikarz, filozof. Zajmuje się pisarstwem dotykającym filozofii egzystencjalnej w pojęciu teistycznym, jak i dziennikarstwem informacyjnym.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama