Ponowoczesne wyzwolenie człowieka

O postmodernizmie i wartościach ludzkich

Większość treści ponowoczesnych zostaje wypowiadanych pod hasłem wyzwolenia, a tym wyzwoleniem jest właśnie odrzucenie klasycznych rozróżnień i kategorii filozoficznych aksjologicznych. Metafizyka i epistemologia, poddane wnikliwemu badaniu w systemie podejrzeń, okazały się być tak naprawdę strukturami władzy narzucającymi hierarchie i formy poddaństwa. Na fakt, iż poddaństwo, przemoc i władza nie są tylko czymś zewnętrznym, czymś co ma postać wyłącznie fizyczną czy polityczną, zwrócono uwagę już dawno. Od tego momentu rozpoczęło się tropienie głębszych źródeł owych zewnętrznych zależności, gdyż, jak twierdzono, bez ich ujawnienia i opanowania, zewnętrzne zniewolenie nie może zostać usunięte.

  Czy pełne odrzucenie starych kategorii prawdy, dobra, natury, istoty, obiektywizmu, itd., rzeczywiście uczyni świat lepszym? W tej kwestii nie ma całkowitej zgody wśród postmodernistycznych autorów. Niektórzy z nich, na przykład Richard Rorty, twierdzą, że rozstanie się z autorytaryzmem filozofii będzie miało podobny wpływ jak rozstanie się z religią: przyniesie ludziom ulgę, pozbawi poczucia winy i zdejmie z nich ciężar przesadnych oraz niepotrzebnych obowiązków. Tę wizję niektórzy przedstawiają w barwach radosnych, inni w szarych, ale jedni i drudzy uważają, iż zniknie podstawa do wyniszczających sporów oraz budowania arbitralnych hierarchii. Do pewnego stopnia wrócimy do początków dziejów naszej kultury, kiedy sofiści próbowali stworzyć alternatywę dla tyranii filozofii Sokratesa i Platona, ale zostali uciszeni. Zamiast filozofii będziemy mieli - jak twierdzi Rorty - "demokrację", a jak twierdzi inny amerykański postmodernista Stanley Fish - "retorykę", w której żadna wypowiedź nie może mieć ostatecznego autorytetu. Na stary zarzut Platona, iż tam gdzie nie ma prawdy pojawić się musi siła, postmoderniści odpowiadają - podobnie jak kiedyś sofiści - iż to nic nie szkodzi. Wszystko jest bowiem rodzajem siły: od argumentu, przez perswazję, do instytucji i przemocy fizycznej. Siłą były też zawsze filozofia i nauka, ale udawały, że nią nie są. W sytuacji, kiedy nie będziemy mieli złudzeń, istnieje szansa, by stosowanie siły stało się łagodniejsze, mniej agresywne i lepiej kontrolowane.

  Czasami ów nowy współczesny świat stanowi dziwną mieszankę grozy, nudy i radości. Z jednej więc strony, działa puszczony przez postmodernistów mechanizm podejrzeń, który każe spodziewać się najgorszych autorytaryzmów; perfidny system kontroli nadal istnieje i w każdej chwili może przerodzić się w ludobójstwo. Bauman straszy więc kolejnymi Holocaustami, które, według niego, czyhają w strukturach dzisiejszego kapitalizmu. Z drugiej strony, opisuje on ponowoczesny świat w barwach szarych, jako zbiorowisko ludzi samotnych i obcych; zjawisko obcości, które kiedyś odnosiły się do grup marginesu teraz zostanie rozciągnięte na całość życia społecznego. Z trzeciej strony, pojawia się u tego autora - podobnie jak u innych - nadzieja na jakąś ogólnoludzką solidarność, na więzy braterstwa, ale już zbudowane na nowych podstawach, a raczej na wspólnym braku jakichkolwiek podstaw. Będzie to braterstwo i solidarność ludzi raz na zawsze wykorzenionych.

Linię krytyki, opartą na niemal całkowicie przeciwnych założeniach, zapoczątko­wał Emile Durkheim swoim wpływowym pojęciem „anomii". Dla Durkheima ludzie są z natury bestiami, egoistycznymi, indywidualistycznymi istotami gotowy­mi walczyć o swoje interesy, nie licząc się z innymi. Dopiero kiedy ograniczają ich reguły kultury, normy i wartości, daje się uniknąć wojny wszystkich przeciwko wszystkim i moż­liwe staje się harmonijne współżycie w społeczeństwie. W pewnych warunkach historycz­nych reguły kulturowe tracą swoją scalającą moc albo zupełnie zanikają. Mowa tu o warun­kach anomii, rozregulowania kontroli normatywnej albo zaniku norm, kiedy ludzie pozo­stawieni sami sobie, bez drogowskazów, mają poczucie wykorzenienia i zagubienia. Uciekają się do zachowań dewiacyjnych lub samobójstw, co prowadzi do anarchii i chaosu społecz­nego. Społeczeństwo nowoczesne sprzyja powstawaniu warunków anomii i tym samym należy nieustannie zwracać uwagę na utrwalanie lub odbudowywanie silnego porządku moralnego. Pojęcie anomii zrobiło w socjologii wielką karierę. Robert Merton zastosował je w szczególnym przypadku pojawiającej się w strukturze społecznej rozbieżności między kulturowo określonymi celami a dostępnymi w praktyce możliwościami ich osiągnięcia. Kiedy taka rozbieżność występuje - a Merton uważał, że tak właśnie było w wielkich, gorzej sytuowanych grupach nowoczesnego społeczeństwa amerykańskiego - powstają róż­norodne wzory adaptacyjne, w tym różne formy dewiacji. Takie rozumienie anomii, jakie przedstawił Merton, zainicjowało wpływowy trend w socjologii dewiacji i kryminologii.

Kolejny wątek krytyki funkcjonuje pod etykietą „społeczeństwa masowego" lub upadku „wspólnoty". Nacisk kładzie się na społecznie dezintegrujące skutki uprzemysłowienia, urbanizacji i demokratyzacji, zarówno na poziomie makro, jak i mikro. Przeczucia tego rodzaju można odnaleźć już u Ferdinanda Toenniesa w jego sceptycyzmie wobec Gesellschaft (społeczeństwa nowoczesnego) jako przeciwieństwa Gemeinschaft (tradycyjnej wspól­noty). Krytycy podążający za Toenniesem twierdzili, że w społeczeństwie nowoczesnym ludzie zatracili swoją indywidualną tożsamość, zaczęto ich traktować jako anonimowy, za­tomizowany tłum pracowników, urzędników, wyborców, nabywców lub widzów. Wszyst­ko za sprawą skali, w jakiej działa społeczeństwo nowoczesne, ze swoimi wielkimi rynka­mi, widowniami, publikami, elektoratami czy organizacjami o zasięgu narodowym, a na­wet ponadnarodowym. Różnice między jednostkami i unikalna przynależność grupowa ulegają zatarciu albo są zupełnie ignorowane. W efekcie zerwane zostają międzyludzkie więzi wspólnego zamieszkania, podobieństwa etnicznego, religijnego bądź klasowego; jed­nostki stają się osamotnione i są wykorzystywane. Na poziomie osobowości, psychiki, utrata poczucia wspólnoty oznacza pogorszenie się jakości życia, rodzi frustrację i cierpienie. Na poziomie politycznym oznacza, że ludzie, jako zobojętniała, ujednolicona i zależna masa, pozostają na łasce bezosobowych biurokracji i rządów. Taka masa jest podatna na manipulację i ucisk, stąd rozdrobnienie społeczeństwa zwiększa niebezpieczeństwo rządów auto­kratycznych, a nawet totalitarnych. Sprzyja to także mobilizacji wszelkiego rodzaju ruchów społecznych będących substytutami nieistniejących więzi społecznych. „Słabo ze sobą zwią­zani i niezintegrowani ludzie łatwo angażują się w aktywne formy działalności w życiu politycznym i w uczestnictwo w ruchach masowych, które zapewniają im pełne członko­stwo w społeczeństwie narodowym". W centrum zainteresowania tej tradycji krytycznej znajduje się odrodzenie wspólnoty - pierwotnych więzi grupowych, więzi z rodziną, narodem, kościołem etc.

Kolejny wątek krytyki narodził się stosunkowo niedawno. Można go wpisać pod szyld ekologii. Do jego artykulacji mogło dojść dopiero wtedy, gdy zachodzące na skalę świato­wą urbanizacja i uprzemysłowienie społeczeństwa doprowadziły do nagromadzenia wy­starczająco istotnych skutków negatywnych. Kiedy intensywność utajonych dysfunkcji i za­grożeń, nieprzewidzianych i nieantycypowanych, przekroczyła pewien punkt krytyczny, podniosły się ostrzegawcze głosy. Równocześnie z narodzinami świadomości ekologicznej wśród zwykłych ludzi pojawiły się różnorodne koncepcje teoretyczne. Niektórzy autorzy skupili się na wyczerpywaniu się zasobów naturalnych, dewastacji środowiska, genetycz­nych zmianach w populacji ludzkiej. Inni zastanawiali się nad „barierami wzrostu" i kreślili katastroficzne scenariusze przyszłości ludzkości. Jeszcze inni, bardziej po­zytywnie nastawieni, starali się określić warunki „kontrolowanego rozwoju". Ten rodzaj krytyki, mimo że zainteresowany ostatecznie losem społeczeństwa, spoczywał często w rę­kach specjalistów od nauk przyrodniczych, czasami ekonomistów, a tylko okazjonalnie sa­mych socjologów.

Inna tradycja krytyczna odnosi się do skali globalnej i wskazuje na wytwarzane przez nowoczesność nierówności oraz zachwianie równowagi w obrębie wspólnoty międzyna­rodowej. Sięga ona leninowskiej teorii imperializmu, według której logika systemu kapita­listycznego z jego poszukiwaniem maksymalnego zysku, taniej siły roboczej i surowców, jak również szerokich rynków zbytu dla produktów, prowadzi nieuchronnie do kolonialnej lub neokolonialnej eksploatacji słabszych krajów lub regionów świata przez najbardziej rozwinięte centra kapitalistyczne. Tradycja ta zrodziła we współczesnej socjologii tak zwa­ne teorie zależności, głoszące nieuchronny podział świata na centrum oraz regiony peryferyczne i semi-peryferyczne (inna wersja Pierwszego, Dru­giego i Trzeciego Świata), czemu towarzyszy utrwalenie biedy i zacofania peryferii, do których należy ogromny procent ludzkiej populacji. W jeszcze nowszej interpretacji tego samego tematu sugeruje się, że główną osią napięć i konfliktów w przyszłości będzie rosną­cy rozdział między zamożną Północą i słabo rozwiniętym Południem.

Ostatni rodzaj argumentacji skierowanej przeciwko nowoczesności dotyczy zjawiska wojny. Wskazuje się na bezdyskusyjny fakt, iż liczba, skala, brutalność i destrukcyjność wojen w epoce nowoczesnej przekracza wszystko, co było znane wcześniej. Szacuje się, że w samym XX wieku ponad 100 milionów ludzi straciło życie w wyniku działań wojennych. Jest to z pewnością częściowo spowodowane rozwojem techniki wojskowej, co jest z kolei rezultatem spektakularnego postępu technicznego w okresie nowoczesności. Co jednak jeszcze ważniejsze, powodem są poważne zmiany społeczne namnożone przez przemysłowo-miejski system poprzez (l) stwarzające podziały konsekwencje dążenia do maksymalizacji zysku, bogacenia się i zawłaszczania, które prowadzą do ostrych konfliktów interesów eko­nomicznych między państwami narodowymi, oraz (2) nacisk na racjonalną efektywność, kalkulację, instrumentalizm, co pozwala na zdegradowanie ludzi do zbędnych przedmio­tów i zawieszenie wszelkich hamulców moralnych, które w przeciwnym razie mogłyby zapobiec masakrze na skalę masową. Groźbę wojny nuklear­nej i możliwość całkowitej samozagłady ludzkości uznaje się za ostateczne argumenty prze­ciwko nowoczesności.

Ambiwalentne doświadczenia i konsekwencje nowoczesności - zarówno pozytywne, jak i negatywne - dały początek wielu wizjom teoretycznym zajmującym się przyszłością społeczeństwa ludzkiego. Jedna z nich jest zakorzeniona w optymistycznym i progresywistycznym klimacie klasycznej socjologii i kontynuuje teoretyczny schemat ewolucjonizmu. Głosi ona, że występujące obecnie tendencje, przeważnie pozytywne, będą kontynuowane w przyszłości i że nowoczesność będzie po prostu ewoluować w tym samym kierunku, osiągając coraz bardziej dojrzałą, doskonałą formę. Zalążki przyszłości można odnaleźć w teraźniejszości, w bardziej zaawansowanych typach społeczeństw (szczególnie Europy Zachodniej, Japonii i Ameryki Północnej), z obecnych trendów występujących w społe­czeństwie da się po prostu ekstrapolować jego przyszły obraz. Tak wyglądają podstawowe założenia teorii społeczeństwa postindustrialnego, jak również licznych przepowiedni futurologicznych rozwiniętych w dekadach, jakie nastąpiły po II wojnie światowej, zanim zaczęto powszechnie dostrzegać negatywne konsekwencje nowoczesności.



opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama