Mam 100 lat i chciałabym wam powiedzieć...

Mam niewierzących przyjaciół i często im mówię: Nie wierzysz w Boga, ale Bóg w ciebie wierzy...

Mam 100 lat i chciałabym wam powiedzieć...

Siostra Emmanuelle

Mam 100 lat i chciałabym wam powiedzieć...

Ostatni wywiad z siostrą Emmanuelą

Tłum. Tomasz Gałuszka OP
Ulubiona przez Francuzów zakonnica (w roku 2002 została odznaczona francuską Legią Honorową), siostra Emanuela ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Syjonu, przeżyła prawie sto lat. Przygotowując się do śmierci, która dla niej była spotkaniem dziecka z umiłowanym Ojcem, zgodziła się udzielić wywiadu, w którym opowiada o swojej wierze, o trudnościach, które napotkała, i nadziei, która ją ożywiała.


W książce z werwą i szczerością - pełna szczęścia kobieta odpowiada na pytania dwójki dziennikarzy o wybór własnej drogi życiowej, pracę w Turcji i Tunisie, życie z ludźmi wydziedziczonymi w Kairze, walkę z nędzą i o założone przez siebie stowarzyszenie, które w Afryce i Azji kontynuuje jej działalność.
Wyznania siostry Emanueli są pełne smaku, zadziwiające i wzruszające. Prosty język tego świadectwa sprawia, że dostępna jest ona dla każdego czytelnika

„Ta kobieta wiary wydała wielki prorocki krzyk. A głos proroków zarówno wśród Żydów, narodu wybranego, jak i w Kościele, porusza, budzi, rodzi zakłopotanie”
Kard. Philippe Xavier Barbarin, arcybiskup Lyonu

„Do ostatniego tchnienia siostra Emmanuelle dawała wyraz niewyczerpanej, ogromnej energii i niezachwianej wiary”
Kard. André Vingt-Trois, arcybiskup Paryża

„Umiała apelować do polityków, zwracając się do nich per „ty”. W ten sposób mogła lepiej dotknąć naszych serc, podważyć nasze utrwalone przekonania i nasz komfort”
Nicolas Sarkozy, prezydent Francji

„Dla rodaków była ikoną solidarności i troski o biednych i imigrantów. Według ostatnich sondaży Francuzi uznali siostrę Emmanuelle za najpopularniejszą i najbardziej kochaną osobistość swoich czasów”
L’Osservatore Romano

ISBN 978-83-60040-74-4,
format 130x200,
stron 184,
okładka miękka,
cena 26,90 zł


Rozmowę prowadzą Jacques Duquesne i Annabelle Cayrol.

I. Polecę do Boga jak rakieta

Błędem byłoby przypuszczenie, że zbliżająca się śmierć jest dla mnie powodem jakiejś szczególnej radości. Żadną miarą. Kompletnie nie wiem co będę czuła w podczas agonii. Boję się, że będę bardzo cierpieć. Mówi sie o lęku przed śmiercią. Lęk, to okrutne. A ja nie lubię cierpieć i nigdy nie uważałam cierpienie za jakąś wartość, rodzaj prezentu podarowanego przez Boga. A zatem, boję się. Jednak zawsze sobie powtarzam, że w chwili agonii będę musiała zdobyć się na cierpliwość – cierpliwość nie jest moją najmocniejszą stroną. Daleko stąd, poznamy wszystkich tych ludzi, którzy umierali. Będę więc musiała zdobyć się na cierpliwość, ale później agonia się skończy. Ale tak naprawdę cierpienie agonii nie jest istotne. Istotne jest bowiem to, że na końcu wydam ostatnie tchnienie i zostanę pociągnięta do Boga. Wtedy hop! Polecę do Niego jak rakieta, wejdę do Królestwa gdzie wszyscy się znają, słuchają i śmieją się do siebie, gdzie nie ma już przemocy i nienawiści.

Niektórzy pewnie powiedzieliby, że to tylko idee, bzdury, marzenia. A ja zaś, nie mam żadnych wątpliwości. Oczywiście, ta sprawa czasami mnie zajmuje i niepokoi. Nie można wierzyć że ... Później uspokajam się, rozmyślam. Mówię sobie, że gdyby relacje miłości, przyjaźni, których doświadczamy w życiu, nagle miały zwiędnąć i zginąć, czy mają jeszcze jakikolwiek sens? Ale czy powstały one z ciała czy też z ducha? Ciało może zginąć, duch nigdy. Nie może on zginąć ponieważ nie jest materialny, tworzywem kruchym, które rozsypuje się na kawałki. W taki właśnie sposób rozmyślam sobie gdy czasami dopada mnie strach.

Nie zawsze jest to łatwe.

Oczywiście, nie jest to zawsze łatwe, choć jest to pasjonujące. Pasjonujące jest żyć w taki sposób, napotykać przeszkody, które rozum pojmujący, rozum, który zawsze chce wszystko wiedzieć i wszystko wyjaśnić, odkrywa na waszej drodze, karze podjąć w waszej refleksji. A zatem, hop! Przeskakujemy przeszkody i naprzód w kierunku Boga, w kierunku wieczności. Spokojnie moi mili, cierpliwości, dotrzemy tam.

Jaka jest wieczność?

Wieczność! Z tym pytanie trzeba by się raczej zwrócić do Panu Bogu niż do mnie! Ale moim zdaniem, wieczność polega na wkraczaniu coraz dalej i dalej w otchłań miłości, przenikaniu z dnia na dzień coraz głębiej; a jako że otchłań ta jest nieskończona, nie starczy całej wieczności by ją ogarnąć, by zanurzyć się coraz głębiej w miłość Boga.

II. Pękać z radości, ponieważ jest się kochanym

Mówiliśmy przed chwilą, o tym co chciałaby Siostra powiedzieć teraz, zbliżając się do swoich setnych urodzin.

Przesłanie, które chciałabym pozostawić jest proste. Jak mówiła już Bernadetta Soubirous, mała Bernadetta z Lourdes: „Wystarczy kochać”. To streszcza wszystkie moje przekonania.

Oczywiście, Bernadetta nie była pierwsza. Ale to zdanie streszcza całą Ewangelię. Święty Augustyn, Ojciec Kościoła, mawiał: „Kochaj i rób co chcesz”. Nie oznacza to że „możesz robić wszystko, nieważne co” ale „działaj w wolności z miłością”. Uwaga! Chodzi tutaj o miłość prawdziwą, nie zauroczenie lub zwyczajną sympatię, albo też żal, współczucie, przejściowy zryw. Nic z tych rzeczy. Zarówno Bernadetta jak i święty Augustyn mówili o miłości dla życia, miłości jako daru, miłości darmowej.

Uściślając znaczenie słowa „darmowy”, nie oznacza ono, że trzeba poświęcić życie. Ja nie poświęciłam życia. Nie trzeba poświęcać życia dla szczęścia innych. Powtarzam to i będę powtarzać. Oczywiście, ryzykować życie dla jakiejś ważnej przyczyny, lub by uratować kogoś w jakimś niebezpieczeństwie, jest czymś pięknym, bardzo pięknym, a czasami czymś koniecznym. Ale zdecydować się by oddać życie, cierpieć dla szczęścia innych, nie. Prawdziwa miłość, mocna i trwała, jest wtedy gdy poszukuje się szczęścia innych w tym samym momencie co szczęścia własnego.

Trzeba byśmy byli szczęśliwi razem, byśmy byli „związani” – to wyrażenie, które często stosuje. Bóg stworzył nas do szczęścia. Życie staje się pasjonujące, wtedy gdy rozrywamy okrąg, w którym czasami sami zamknęliśmy się, po to być wyjść ku innym. A zatem, to cudowna przygoda.

Chcę, a zawsze chciałam, używając może słów nieco trywialnych, a szkoda, pękać z radości. Ponieważ jest się kochanym.

To co Siostra powiedziała jest bardzo ładne, nawet jeżeli słowa te wydają się nieco trywialne. Niemniej jednak, kochać nie zawsze jest czymś łatwym.

Oczywiście, nie jestem niewiniątkiem; wiem to doskonale. Zresztą, mam kiepski charakter, jestem władcza, choleryczna, a czasami również złośliwa. Mówiąc to, mam zawsze pewną obawę, że ktoś mógłby mnie w tym momencie podziwiać, myśląc: „Spójrzcie, jaka ta siostra Emmanuela jest pokorna”, tak jakbym szukała komplementów. Prawdą jest jednak inna: rzeczywiście posiadam wszystkie te wady. Zapytajcie tych wszystkich, z którymi pracuję. Niektórzy nie mogli mnie znieść. Mówi się, że jestem twarda, kapryśna, pyszna. Jestem bardzo pyszna, ale walczę z powodu godności i dumy. Duma, to poszukiwanie godności osobistej. To zaś nie jest wadą.

Nie jestem święta. Oczywiście, walczyłam przeciwko docinkom odnośnie do mojego charakteru. To są przeszkody, które trzeba przekraczać. Życie jest torem przeszkód z celem, jakim jest wyjście ku innym, uśmiechem, dzieleniem z nimi swojego życia i uczuć. Ale w sposób prawdziwy. Z uśmiechem pociechy, uśmiechem wspólnoty. Tym celem jest również chorować z innymi.

Madame de Sévigné mawiała do swojej córki: „Choruje na twoje płuca”. Niezwykłe jest to zdanie: cierpię na tę samą chorobę co ty. Kiedy się kocha, istnieje jedno źródło radości, które przebiega nawet przez cierpienie. Poznałam cierpienia i spotkałam ludzi, którzy cierpieli, lecz kiedy oni są razem i się kochają, źródło radości wytryska w ich świecie cierpienia. Wiem coś o tym ponieważ sama to widziałam, i wy też to widzieliście, możecie wszyscy to zobaczyć jeżeli tylko potraficie dostrzec innych, dzielić się z nimi.

Nie jest to niemożliwe. Nie wiem już kto to powiedział: „Rozłup serce człowieka, nawet jeżeli jest twarde, rozłup je a czasami odnajdziesz tam słońce”. Człowiek to serce. Zadanie to pozwolić oddychać temu sercu, nie zadusić go. Wówczas źródło miłości będzie mogło wytrysnąć. Modlitwa może pomóc w tym oddychaniu. Mam często wrażenie, że modląc się otrzymuje miłość. A potem, „mogę już tylko ją rozlewać”, jak mówiła Teresa od Dzieciątka Jezus.

Ale kiedy się nie modlimy? Co mają powiedzieć niewierzący?

Mam niewierzących przyjaciół i często im mówię: „Nie wierzysz w Boga, ale Bóg w ciebie wierzy. Masz zmysł dzielenia się z innymi, masz zmysł miłości, jesteś synem Boga, nawet gdy ciebie kompletnie to nie obchodzi!”

Dzielić się, jest czymś dobrym, jakkolwiek należy to czynić ze sprawiedliwością, we właściwym czasie i miejscu.

To prawda, to kwestia inteligencji. W slamsach, wraz z kairskimi gałganiarzami1, trzeba było znaleźć rozwiązanie, odkryć wspólny sposób bycia, rozwiązać problemy materialne. Przykładowo, stworzyliśmy fabrykę kompostu, w celu segregacji śmieci. Tam, inteligencja grała kluczową rolę. Niestety – to, co powiem nie dotyczy tej fabryki - rozum nie zawsze sięga tego samego poziomu co miłość. Pascal dobrze to opisał. Lecz wciąż skłaniam się ku tezie, że miłość jest w stanie pomóc rozumowi: daje wam rozeznanie odnośnie do innych osób, na temat ich prawdziwych potrzeb, popycha was do poszukiwania satysfakcjonujących środków, by w końcu uczynić ich szczęśliwymi.

Mówię rzeczywiście o szczęściu, nie tylko o przyjemności. Przyjemność i szczęście dzieli ogromna różnica. Często myślę o Odzie do radości Beethovena. Mówi się że gdy komponował tę wspaniałą symfonię był kompletnie głuchy. Nigdy zatem jej nie usłyszał, a mimo to napisał ją by dać radość innym, radość której on sam nie mógł doświadczyć. I właśnie to jest prawdziwe szczęście, ponieważ problem mojego „ja” nie istnieje. Przyjemność to zawsze sprawa mojego „ja”, mój interes, moja mała uciecha ... Szczęście zaś to inni i ja.

Kiedy mówimy już o miłości nie można pominąć zagadnienia namiętności ...

Namiętność ... Po pierwsze, istnieją bardzo różne namiętności. W stosunku do jednej rzeczy lub drugiej ... ku sztuce, aktywności ... i tak dalej. Myślę, że namiętność może być niebezpieczna, skoro dąży w kierunku skrajności, tego co nie pozwala wam widzieć rzeczywistości. Rzeczywistość natomiast nigdy nie jest w jakiejś jednej skrajności, ale jest złożona. Namiętność nie pomaga człowiekowi w zachowaniu jasności umysłu i nie skłania go do pytań o to czy, angażuje się w sprawy, które są dobre dla niego samego ... dobre dla innego, i dla innych. Namiętność może być niszczycielska, ponieważ przeszkadza w uchwyceniu życia w swojej złożoności, gdyż życie nie jest czymś jednym. Namiętność przeszkadza zrozumieć innych w ich całościowej różnorodności i pod różnymi aspektami. To miłość nadmierna, a zatem egoistyczna. Jak mówił Alain: „Namiętność (la passion) jest pewną męczarnią; wskazuje na to sam termin”.

Kwestia ta pojawia się zawsze, gdy powracamy do problemu ubóstwa. W prawdziwej miłości zawsze pojawia się jakaś część ubóstwa. Pomyślcie tylko o Jezusie: miłość ubogich, jest miłością ubogą ... która przyjmuje swoje ubóstwo i która wzbogaca się w dzieleniu jej z innymi.

Każda namiętność przeżywana jest inny sposób, gdyż każda osoba jest wyjątkowa. A zatem muszę być pokorna. Pojawią się pytania – jakby to powiedzieć ... – powszechne na które nie mogę dać odpowiedzi. Ale o ile wiem, to właśnie namiętność przynosi cierpienie, nawet wówczas gdy daje nasycenie. Dzieje się tak, ponieważ jak można zauważyć, prowadzi ona do zapomnienia o innych rzeczywistościach. A ponadto, nie jest trwała. Szczęście, ono samo, jest trwałe.

Miłość do ubogich, pewnie, ale miłość uboga jest trudna do zrozumienia.

To miłość oczyszczona z oczekiwania odpłaty, dowartościowania osobistego. Kocha się kogoś, wraz z tym co posiada, wraz z tym kim jest.

Szczęście? Czym zatem ono jest? Czy jest to tylko przynęta? Ludzie mówią o szczęściu minionym lub szczęściu oczekiwanym, które pragną osiągnąć. Czy istnieje takie szczęście, które łączyło by się z teraźniejszością?

Jeżeli chodzi o osoby zrozpaczone, które nie chcą zobaczyć szczęścia w codzienności ... o pewne osobowości, to trudniejsze ... To oczywiście pojęcie względne. Lecz co byście chcieli? Ja jestem szczęśliwa i znam szczęśliwych ludzi.

Tak, szczęście istnieje.


Przypisy:

1 Francuskie słowo „chiffonier” znaczy gałganiarz, szmaciarz. Kair jest jedną z tych światowych metropolii, która nie posiada służby oczyszczania miasta. Służba ta jest wyręczana przez mieszkańców slumsów, czyli właśnie gałganiarzy.

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama