Sto opowiadań o radości życia (1)

Fragmenty książki zawierającej opowiadania zebrane przez Briana Cavanaugha TOR (1)

Sto opowiadań o radości życia (1)

Brian Cavanaugh

Sto opowiadań o radości życia

Wydawnictwo Księży Marianów 2006
ISBN 83-7502-003-6



Spis treści
Wprowadzenie „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!” Rozplątanie czy uwolnienie?7
1. Zrobić wszystko, co trzeba 11
2. Zastanówcie się nad orzechem12
3. Ewangelia według ciebie12
4. Dawać czy zatrzymywać13
5. Chuck Yeager — odpowiednie warunki14
6. Modlitwa alfabetyczna14
7. Pokonać słabość15
8. Straciliśmy z oczu sens Bożego Narodzenia15
9. Sztuka jest taka łatwa17
10. Bezcenny składnik17
11. Matczyna parafraza 1 Listu do Koryntian, rozdział 13 18
12. Z entuzjazmem19
13. Tygrysiątko, które ryknęło20
14. Błyskotliwy analfabeta21
15. Miasto o czterech dzielnicach21
16. Sztuka rozmowy22
17. Sadzenie dużych ziemniaków23
18. Postawa decyduje o reakcji24
19. Przywódca wie25
20. Niedostrzeżona wartość26
21. Gdzie są wasze zdolności?26
22. List o pokorze (XIV)27
23. Współtowarzysze — „z chlebem”29
24. Spełnione marzenia, palące pragnienie30
25. Wizja ślimaka31
26. Głosiciel nowych prawd32
27. Tragedia czy błogosławieństwo losu?33
28. Sztuka przywództwa34
29. Cudowny most34
30. „Przemiana”35
31. Błędny rycerz z Asyżu36
32. Ogród umysłu39
33. Życzliwość zdobywa więcej sympatyków40
34. Historia samoprzylepnych usuwalnych karteczek 40
35. Dyskutantki kontra Tłumiciele42
36. Św. Franciszek Salezy odwiedza Rzym43
37. Poskromić dzikość43
38. Przeżyć gułag44
39. Póki „liny”, póty nadziei44
40. Różne spojrzenia45
41. Nie tracić z oczu celu46
42. Sprawozdanie z dobrych wiadomości47
43. Chodzenie w życiu na skróty47
44. Ziemski mistycyzm48
45. Krótkowzroczny biskup49
46. Błogosławieństwa — lekcja50
47. Współczucie widać w oczach51
48. Bóg czyni cię zdolnym52
49. Kępka trawy53
50. Tona cegieł54
51. Przeszkoda czy szansa?55
52. W twoim ręku55
53. Wędrowiec i pasterz56
54. Oszukiwanie samego siebie59
55. Kwalifikacje na mówcę60
56. List do Diogentusa61
57. Życie źle zbilansowane62
58. Początki szopki bożonarodzeniowej64
59. Prosty gest65
60. Legenda o zaginionej wyspie66
61. Niebo czy piekło?68
62. Ku samozagładzie69
63. Bądź latarnikiem69
64. Pomoc w potrzebie70
65. Noc i dzień71
66. Doniosłość rzeczy oczywistych72
67. Sens Bożego Narodzenia73
68. Tajemnica powodzenia74
69. Klasyfikacja kazań75
70. Waga płatka śniegu76
71. Najcenniejszy skarb77
72. Lekarstwo dziadka77
73. Nie poddawaj się79
74. Moc latania80
75. Modlitwa o kontrolę nad językiem81
76. Chęć i bodziec82
77. Drobna fala nadziei82
78. Wielki dar króla83
79. Wielka wartość katastrofy84
80. Robić postępy85
81. Zbyt szybka rezygnacja85
82. Łagodzić błahe spory86
83. Kto zagra drugie skrzypce?87
84. Dzień, w którym byk stanął na drodze88
85. Na czym polega problem?89
86. Przyjdźcie do mnie89
87. Jak oddawać cześć90
88. Trzeba wiele trudu, by zakwitło91
89. Nie da rady wszystkich zadowolić91
90. Czy mnie znasz?92
91. Największa umiejętność93
92. Twoje odbicie93
93. Obrączka94
94. Co widzisz?94
95. Silny wiatr, głośny grzmot, ani kropli deszczu! 95
96. Modlitwa i nauka96
97. Rok czasu97
98. Zrealizuj to98
99. Nie tracić przytomności umysłu99
100. Oliwa dobroci100

Wprowadzenie

„Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!”

Rozplątanie czy uwolnienie?

Czy ktoś wam kiedyś powiedział: „Przechodzisz właśnie czas kryzysu, będący szansą na odmianę życia i rozwój duchowy?”. Takie przełomowe chwile są rzeczywiście okazją, by człowiek nabrał nowego spojrzenia na doświadczenia życiowe. Kończyłem właśnie pracę nad tą książką, kiedy w moim życiu pojawiła się istotna zmiana. Po z górą dziesięcioletniej pracy edukacyjnej w jednym miejscu miałem przenieść się na inną uczelnię. Spróbuję opowiedzieć wam, jak powoli dojrzewałem do nowej sytuacji.

Kiedy wracałem z rozmowy kwalifikacyjnej w sprawie nowej pracy, myśli kłębiły mi się w głowie, wirując jak stado opętanych tańcem derwiszów. Niewesoło czułem się na myśl o porzuceniu dotychczasowej posady. Zacząłem zastanawiać się nad przyczynami mojego wahania. Czy brało się ono stąd, że poczułem się zbyt wygodnie i bezpiecznie tam, gdzie dotąd byłem? Czy bałem się ryzyka?

Przyszło mi do głowy to, co sam mówię studentom zgłaszającym się do mnie, gdy staną przed koniecznością podjęcia jakiejś istotnej decyzji: „Nic naprawdę ważnego w życiu nie pojawia się w strefie wygody i bezpieczeństwa. Musimy opuścić utarte koleiny i wkroczyć w strefę ryzyka. Tylko tam odnajdziemy sukces i życiowe osiągnięcia”. Uprzytomniłem sobie, że jeśli moje wahania związane z podjęciem nowego zadania zrodziły się z nadmiernego przywiązania do bezpieczeństwa i wygody, nigdy już nie będę mógł wygłosić tego typu słów zachęty.

Wszystko to działo się podczas Wielkiego Tygodnia, a obraz Łazarza w grobie nabrał dla mnie nowego znaczenia. Nie chodziło już tylko o jedną z wielu biblijnych opowieści, lecz o osobiste doświadczenie dające nową perspektywę. Poczułem, że Jezus wzywa mnie, bym wyszedł z grobu. Usłyszałem własną odpowiedź: „Sam powiedz, Panie Jezu — gdzie chcesz, żebym wyszedł? Na zewnątrz jest za jasno, a tutaj tak miło i bezpiecznie. Jest mi tu całkiem dobrze, dziękuję”.

„Wyjdź na zewnątrz!” — zdawał się powtarzać Jezus. A dalsze Jego słowa były przełomowe: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić!” (J 11,43-44). Bo widzicie, Łazarz nie mógł sam się uwolnić z krępujących go chust i bandaży. Tak samo my nie potrafimy sami wyzwolić się od tego, co nas wiąże. Zacząłem zadawać sobie pytania: „Na czym polegają moje więzy? Czy jest jakaś różnica między bezpieczną skorupą, którą sobie stworzyłem, by odgrodzić się od innych, a opaskami krępującymi Łazarza? Czym jestem uwiązany w tym zapewniającym wygodę i bezpieczeństwo grobowcu?”.

Było tak, jakby mgła zaćmiewająca mój umysł zaczęła się z wolna rozwiewać i zaświtała mi myśl, że rozmaite pancerze, którymi staram się odgrodzić od tylu rzeczy, niczym się nie różnią od grobowca i bandaży krępujących Łazarza. Powstały, by mnie chronić i osłaniać, ale w gruncie rzeczy odbierają mi wolność, zamiast mi ją zapewnić.

Podjąłem się zatem nowego zadania. Po tym wszystkim nabrałem poczucia, że teraz lepiej rozumiem historię Łazarza. Przekonałem się, że muszę zrzucić pancerze, które mnie krępują. Muszę wydostać się ze strefy bezpieczeństwa i wkroczyć w obszar ryzyka i nowych przedsięwzięć, tak mi się przynajmniej wydawało. Jednak niedługo po moim przybyciu na nowe miejsce sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Miłe, zgrabne, staranne zakończenie gdzieś się zapodziało.

Rozmawiałem o mojej interpretacji historii Łazarza z kilkoma osobami z nowej pracy, w których towarzystwie czułem się swobodniej. Dałem im do zrozumienia, że pozbycie się tych więzów jest dla mnie wielkim ryzykiem i prawdopodobnie będę potrzebował pomocy, by tego dokonać. Tylko mgliście pamiętam kolejność wydarzeń w ciągu następnych kilku dni. Wydawało się, że życie wymyka mi się spod kontroli. Dawne lęki, porażki, straszydła kryjące się w mrocznych zakamarkach umysłu wypełzły z zamknięcia i zaczęły mnie osaczać i opanowywać. Miałem uczucie, jakbym przewrócił się i wpadał w czarną otchłań, nie mając czego się chwycić.

Na szczęście ktoś napomknął o doradcy dla personelu, a ten znalazł czas, by ze mną porozmawiać. Kilka wizyt u niego w połączeniu ze wsparciem ze strony roztropnego spowiednika pomogło mi zrozumieć, że to nowe doświadczenie było raczej wyplątywaniem niż uwolnieniem z więzów. W moim życiu zaszło zbyt wiele zmian naraz i to uruchomiło wewnętrzny mechanizm „przechyłu”.

Pojąłem, że jest wyraźna różnica między mogącym wymknąć się spod kontroli wyplątywaniem a powolnym wyzwalaniem się z więzów. Po pierwsze, procesu wyzwalania nie da się przeprowadzić samodzielnie. Potrzebujemy wsparcia ze strony kogoś, kto pomoże nam wsłuchać się w samych siebie i zadać sobie kilka trudnych pytań. Po drugie, takie rozwiązywanie jest często bolesne, zwłaszcza gdy więzy dotykają najbliżej istoty naszego „ja”. Poluzowanie tych więzów, które z upływem lat stwardniały w mocny pancerz, dokonuje się powoli. Po trzecie, z wyplątywaniem się jest jak z nakręcaniem bąka — chwyta się za koniec i silnie szarpie. Najczęściej jednak kręci się on potem w sposób niekontrolowany, tocząc się to w jedną, to w drugą stronę, bez wyraźnego kierunku. Podobnie dzieje się, gdy przy próbie wyplątania mamy uczucie, że życie wymyka nam się spod kontroli.

I wreszcie — ta opowieść nie ma miłego, zgrabnego zakończenia typu „żyli odtąd długo i szczęśliwie”. Proces uwalniania się z więzów nadal trwa. Wytrwale podążam drogą ku zrozumieniu i przyswojeniu sobie pewnych prawd. Jedno, co wam mogę powiedzieć, to że istnieje wyraźna różnica między wyplątywaniem się i wyzwalaniem z więzów. Owszem, nadal słyszę głos wzywający: „Wyjdź na zewnątrz!”. Zrzucanie kolejnych warstw pancerzy i uwalnianie z dalszych więzów jest ryzykowne. Ale łatwiej pokonać tę drogę, wiedząc, że są ludzie, którym na mnie zależy na tyle, by pomóc mi w duchowym wyzwoleniu się i którzy będą moimi przewodnikami na szlaku wiodącym ku zrozumieniu i wewnętrznej integracji. Mogę więc zacząć nowy dzień w obliczu Słońca, które Wzeszło.

Jeśli moja wersja historii wskrzeszenia Łazarza znajdzie oddźwięk w waszych sercach, gdzie poczucie bezpieczeństwa i wygody stało się czymś na podobieństwo grobowca, posłuchajcie słów Chrystusa wzywającego: „Wyjdź na zewnątrz!”.

(...)

8.

Straciliśmy z oczu sens Bożego Narodzenia

Brian Cavanaugh TOR

Podczas przedświątecznej gorączki czasem zapominamy o przesłaniu i obietnicy, jakie niesie ze sobą Boże Narodzenie. Najczęściej zajęci przygotowaniami biegamy tu i tam, nieomal tratując innych w poszukiwaniu stosownych prezentów, na które tak naprawdę nas nie stać.

Czy cała ta krzątanina nie jest przypadkiem zemstą szatana skierowaną przeciw Bogu albo przeciw Wcieleniu — narodzinom Syna Bożego? Diabeł oślepia nas blaskiem świecidełek, ogłusza dźwięczeniem dzwoneczków i brzękiem sklepowych kas. Straciliśmy z oczu sens Bożego Narodzenia — przesłanie pokoju i obietnicę radości dla wszystkich ludzi dobrej woli.

Prawdziwą wspaniałość tych Świąt można częściej odnaleźć w prostocie — prostocie opartej na świadomości i umiejętności słuchania. Im bardziej wsłuchamy się w świat wokół nas, tym lepiej uświadamiamy sobie ogrom cierpienia i trosk, gniewu i napięcia dręczących ludzi. Przesłanie i obietnica Bożego Narodzenia mogą przynieść nadzieję maluczkim, zagubionym, nic nieznaczącym, sponiewieranym, zranionym i załamanym.

Jednym z największych darów, jakie możemy ofiarować każdemu, z kim zetkniemy się w okresie najbliższych Świąt, jest „praktykowanie spontanicznych aktów dobroci i bezinteresownego piękna”. Przypomina mi się widziana parę lat temu historyjka obrazkowa autorstwa Johnny'ego Harta. Jej bohater imieniem Wiley szuka odpowiedzi na jedno z ważnych pytań życiowych. Jest ono proste i bardzo na czasie. Wiley chce wiedzieć, „Gdzie się podziała dobroć?”, a potem pisze następujący wierszyk:

Dlaczego ludzie trud sobie zadają,

Żeby na innych sprowadzić kłopoty?

Dlaczego chętnie drugim dokuczają,

Choć w dwójnasób odcierpią — wiedzą o tym?

Czemu ranimy często z całej siły

Tych, których przecież naprawdę kochamy?

Zamiast słów przykrych, nie mówimy miłych,

I wciąż cios każdy musi być oddany.

Czemu tak trudno nam szanować ludzi,

Mieć dla nich uśmiech i życzliwe słowa?

Niech bliźni zawsze respekt w tobie budzi,

Gdy chcesz, by on cię z szacunkiem traktował.

Czemu kogoś za błąd winą obarczać?

Każdy był kiedyś w sytuacji takiej.

Miłość i przebaczenie — to wystarcza,

By za drzwi wygnać Szatana kopniakiem.

Na nadchodzące Święta przygotujmy w darze coś trwałego, co pozostanie, kiedy nas już zabraknie. „Praktykować spontaniczne akty dobroci i bezinteresownego piękna.” No dalej, spróbujcie to zrobić! Tylko trochę was to zaszokuje. Jestem pewien, że ludzie będą zdumieni, a całe otoczenie poruszone. Śmiało, spełniajcie dobre uczynki jak gdyby nigdy nic. Światu przyda się taki wstrząs.

(...)

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama