Wiersze

Trzy wiersze: "Ulubione bajki mojego dzieciństwa", "(***)", "Starość i ja"

Ulubione bajki mojego dzieciństwa

Ulubione bajki mojego dzieciństwa
Kwitną teraz na nowo
Wypuszczają pędy pomiędzy wierszami.
Wychyla się marzenie o uśmiechu, który nigdy nie nuży,
Jakby był naturalnym kształtem ust,
O przyjaźni, której siły nikt się nie obawia,
O milczeniu, co nigdy nie zmusza do szukania słów.
Pastelowe obrazy ludzkich poszukiwań
Podają się naprzód, wychylają gwałtownie,
Gdy tylko otwieram książkę o przybrudzonej okładce
I zagiętym rogu — oślim znaku porozumienia.
Najbardziej lubię Andersena.
Cichy jest taki i dziwnie zamyślony,
Każda chmura na jego czole, każde spojrzenie
Stało się bajką i żyje, żyje w ciekawych oczach
Dziecięcych i wielkich duszach małych ludzi.
Kiedy miałam dziesięć lat, patrzyłam z radością
Na jasne firanki chmur i byłam pewna, że zapowiedź
Duszy małej syrenki ciągnie się którymś z białych pasm,
Dzisiaj przeraża mnie jej ból i to, że książę wolał inną.
Andersen też się tego bał, a tak bardzo chciał wierzyć,
Że miłość nigdy się nie marnuje i to, co w niej ciężkie
Jest właściwą drogą.
Może tak dobrze? Może jest lepiej trzymać strachy
W ponurych zamkach o siedmiu wieżach, a nadzieje
Ubierać w długie szaty czarownika? Może jest lepiej
Usypiać młodość w ukrytej komnacie, a trudy miłości
Ukrywać pod „żyli długo i szczęśliwie”?
Może wtedy można w to wszystko do końca wierzyć
I lekkim krokiem wyśmiewać poważne miny poważnych ludzi?
	* * *

Tak bardzo jestem wdzięczna za cztery sekundy ciszy,
Które zostawił ministrant
Między długim zdaniem a jego potwierdzeniem
Cztery sekundy ciszy, które wypełniły się
Złotem ornamentów, mądrością greckich mówców
I dziejami stworzenia
Tak bardzo jestem wdzięczna, że uznano mnie godną czasu na wahanie
Starość i ja

Siedemnastoletnia — boję się starości
Troszczę się o swoje starcze ranki i wieczory
Planuję okryć się zielenią wielkiego ogrodu,
Gładkością skóry wnucząt i gęstością drukowanych słów
W zastępstwie gęstości oczek dzierganego swetra
Po świecie będą chodzić napełnieni moimi słowami,
A ja któregoś ranka po śniadaniu w którejś z polskich wsi,
A może gdzie indziej,
Zacznę wątpić w wartość moich słów
Pójdę w głąb ogrodu i wśród kwiatów,
Które pozwalam sobie nazywać moimi,
Będę walczyć z pragnieniem zabrania do grobu
Wszystkich nie przeczytanych książek,
Wszystkich nie zrozumianych zdarzeń,
Wszystkich nie spotkanych ludzi — wszystkiego,
Choć w inny sposób niż robili to faraonowie
Jeśli zostanie jeszcze jakieś wolne miejsce,
Będzie okupowane przez pytania — chcę myśleć,
Że zadawane w twarz Temu, który wie
Albo przynajmniej tym, którzy nie wiedzą,
Ale nie w lustro
Boję się starości
Nie spieszno mi, żeby dowiedzieć się,
Jakiej próby była moja wiara

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama