Ksiądz Rafał. Niespokojne czasy (początek)

Kontynuacja przygód księdza Rafała Nowiny, nieszablonowego proboszcza wplątanego w walkę o sukcesję po zmarłym biskupie Jakubie

Ksiądz Rafał. Niespokojne czasy (początek)

Maciej Grabski

Ksiądz Rafał. Niespokojne czasy

ISBN: 978-83-240-1448-4
wyd.: Wydawnictwo ZNAK 2010

Spis wybranych fragmentów
Żeby tak wysoko zajść... *
Dobrze, że jesteś Józiu
Proboszcz siedział przy biurku w gabinecie
Południowe spotkanie z Radą

— Żeby tak wysoko zajść... — Mroczek siedział za stołem pochylony nad gazetą. Jego stare okulary do czytania, zsunięte teraz na koniec nosa, odbijały promienie słońca zza okna. Jeden z takich zajączków trafił Szymurę. Trafiony odsunął się z krzesłem w kąt i odruchowo przetarł oczy.

— I tak daleko — zdecydował się dopowiedzieć.

— Wyżej i dalej już się nie da, nawet tak napisali — potwierdził Mroczek.

Zajączki światła poruszyły się gwałtownie na ścianie i zgasły nagle, gdy jakaś chmura przysłoniła słońce. Pociemniało.

— Piszą, że to była długa droga i że to pierwszy raz w historii — Mroczek konsekwentnie streszczał artykuł.

— No i nic nowego, pewnie, że pierwszy raz.

Siedzieli w jadalni u Antoniego. Nikomu się nigdzie nie spieszyło, czekali. Byli zmęczeni. Emocje ostatnich dni przekraczały swoim stężeniem wszystko, co zdarzało się im dotychczas przeżyć. Tygodnie wysłuchiwania ludzi, którzy pomawiali proboszcza Rafała, potem niespodziewane oczyszczenie z zarzutów i list biskupi, dzień później wybór Polaka na papieża i tego samego wieczoru wiadomość o śmierci biskupa Jakuba — było tego stanowczo za wiele.

— Podobno nawet pierwszy sekretarz pogratulował i będzie pewnie spotkanie, jak wróci — Mroczek był nieubłagany.

— Skąd wróci?

— No, stamtąd gdzie pojechał. Podobno jest z wizytą przyjaźni.

Pomilczeli chwilę. Po chwili odezwał się Antczak, w którym zakiełkowało nagle jakieś podejrzenie:

— Henryk, co ty za gazetę czytasz?

Mroczek wyprostował się zdumiony:

— To co zwykle przecież czytam. No, jak by to powiedzieć, organ...

— Tylko nie organ — obruszył się dotknięty do żywego Antoni, ale nikt nie zwrócił na niego baczniejszej uwagi. Antczak z niedowierzaniem patrzył na Mroczka.

— I tak dobrze i dużo o naszym papieżu u nich piszą?

Mroczek złożył okulary i położył je na stole.

— O jakim papieżu? — zdziwił się. — O papieżu piszą, o, tutaj — pokazał palcem kilkuwierszową wzmiankę. — Mogliby nawet nie pisać, i tak wszyscy o tym wiedzą. Ja czytam, że ta, no... — szybko założył okulary i zerknął do gazety — Rutkiewicz, wczoraj weszła na najwyższą górę świata. Pierwsza kobieta i w dodatku Polka. Macie pojęcie?

— Jezu... — jęknął Szymura. — Ty o jakiejś kobicie, ja myślałem, że o papieżu. My tu czas tracimy i słuchamy...

— A masz co lepszego do roboty? — odciął się zirytowany Mroczek. — Jak masz, to nie czekaj z nami na Józka, tylko idź coś rób.

— Co mam robić? — zeźlił się do reszty Szymura. — Dziejowe wydarzenia, to siedzę i czekam aż Bialik przyjedzie. Z gazety się nie dowiem, sam mówisz, że tylko o tej kobicie napisali. No, wielka rzecz, że kobita i tak wysoko, ale u nas każda jest wysoko. Jakby tak popatrzeć, to one tutaj rządzą, zwłaszcza niektórymi.

Mruk tym razem nie odpowiedział na jawną zaczepkę. Wiercący się niespokojnie na krześle Golik zapytał nagle:

— A jak mu się co stało?

— Nie mów nawet — Antoni zaniepokoił się nie na żarty. — Mówił, że wróci dzisiaj, to wróci. Coś go tknęło w zeszłym tygodniu. Powiedział mi, że musi jechać do rodziny, ale na pewno odwiedzi też biskupa Jakuba. Próbował wcześniej, nie dopuszczali go, sam opowiadał. Przyjaźnili się przez tyle lat. Syn go może przywiezie, bo pekaes był już był godzinę temu.

— Zadzwoniliby gdyby się coś stało — poparł go Pazdur. — Poczekać jeszcze trochę trzeba. Na pewno się zjawi.

Znów zapadła cisza.

Tymczasem Bialik, który przyjechał do Gródka autobusem, już od prawie godziny siedział na plebanii. Wyglądał na zmęczonego i zgnębionego, mówił wolniej i dobitniej niż zwykle. Widać było, że śmierć Jakuba była dla niego ciosem. Rafał opowiedział mu pokrótce o ostatnich wydarzeniach. Gdy skończył — zapadła cisza. Nie ciążyła im jednak, obaj myśleli o biskupie Jakubie. Wreszcie Bialik przerwał milczenie.

— Przyjaźniliśmy się tyle lat, księże proboszczu — zaczął — ale długo nie wierzyłem, że Jakub umrze przede mną. Nawet gdy opowiadali, że choruje. Byłem u niego tuż przed śmiercią.

— Myślałem, że miał pan odwiedzić rodzinę, panie Józefie — zdziwił się Rafał. Bialik popatrzył wyblakłymi, spokojnymi oczami na swojego proboszcza:

— Księże proboszczu, czułem, że trzeba pojechać. Rozmawiałem z nim przed jego śmiercią. Muszę księdzu powtórzyć tę rozmowę.

— Nic pan nie musi — zaprotestował Rafał. — To, o czym rozmawialiście z biskupem Jakubem to wasza sprawa.

— Nie. Biskup Jakub zobowiązał mnie przed śmiercią do powtórzenia wszystkiego księdzu proboszczowi tak wiernie, jak tylko potrafię. Powiedział mi, że tylko ksiądz może o tym wiedzieć.

* Tytuły rozdziałów są dziełem red. OPOKA

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama