Bajka dla Jana Pawła II: Zniszczony dom

Beletryzowana książka o cywilizacji śmierci i cywilizacji miłości: Rozdział V

Bajka dla Jana Pawła II: Zniszczony dom

Wacław Maślanka

Bajka dla Jana Pawła II

Wydawnictwo WCM Opole 2008

 ISBN 978-83-924678-0-9
Wydawnictwo Cywilizacja Miłości WCM Opole 2008
45—040 Opole Pl. Kopernika 4/6 Tel. 077/ 456 - 41 - 97



Rozdział V Zniszczony dom

W starym domu, gdzie kiedyś mieszkali osadnicy leśni, w obszernym pomieszczeniu na parterze, zebrali się ludzie w liczbie ponad stu. Przez drzwi wchodziły wciąż nowe osoby, wolno robiło się ciasno. Coraz bardziej zwarty tłum, wpatrzony w brodatego starca, słuchał mądrych życiowych słów, wypowiadanych ze szczególną życiową energią, która pomimo późnego wieku mówcy, wychodziła z siłą, charakterystyczną dla ludzi wielkiego ducha i dobrego serca — wzmacniając tym słuchaczy. Ludzie poczuli się wspólnotą. Nikt nie wiedział, kiedy wszyscy stali się społecznością ducha, integralną jej częścią. Słowa starca wypowiadane z uczuciem, przejęciem godnym najwyższej uwagi i troską o wszystkich ludzi, czyniło mówcę nadzwyczajnym i proroczym jednocześnie. I wszystko dzięki jednemu człowiekowi, chcącemu zmieniać ten świat na lepszy. Znamienną cechą tego starszego człowieka było pełne zaangażowanie w to, co robił, pozostawiał siebie samego bez reszty dla innych — budził ufność i miłość.

Człowiek ten nie dbał o siebie. Nosił stare powycierane spodnie dżinsowe i czerwony sweter z wełny, z widocznymi dziurami na łokciach. Długie siwe włosy w kształcie czapki — jakby specjalnie ucięte zgodnie z modą; gęsta i siwa broda świadczyły o pewnym zaniedbaniu, ale i o wieku tego człowieka, który swoją mową naprawiał świat. I choć sam uważał, że „nie da się zreperować całego świata” — jak z uśmiechem to często przypominał, to każdy ma swoje przeznaczenie od wielkiego Boga; a Ten, jeśli zechce, to poruszy innych, ten świat za ich pośrednictwem naprawi — choćby wszyscy stracili nadzieję.

Człowiek ten był inny od wszystkich, jego wygląd zewnętrzny, słowo poparte zaangażowaniem serca, jakie przekazywał, skłaniało do refleksji; jego twarz była łagodna, wesoła, zarazem ciekawa. Ten jego osobisty czar nakazywał przykuć uwagę i wzrok, i tak trwać — było to bezpieczne, wyzwalało takie pozytywne uczucia, jakie daje przebywanie z kimś, kto bardzo i bezwarunkowo kocha, ukazywało wielką radość. Starzec łagodził swoją obecnością atmosferę otoczenia, uśmiechał się, wzbudzał u słuchaczy pozytywne uczucia, a te w człowieku wołały o wzajemność. Skłaniały bowiem do braterstwa, tworząc atmosferę spotkania dobrą i spokojną. Starzec ten zwał się Syrach.

W drzwiach domu, do którego wciąż napływali ludzie, ukazało się trzech mężczyzn gustownie ubranych. Stanęli spokojnie przy drzwiach, nie mogąc wejść dalej. Jednak wciąż wchodzący ludzie wcisnęli trójkę mężczyzn głębiej do starego domu — czyniąc w ten sposób ze słuchaczy jeszcze bardziej ciasny tłum.

W tej przyjaznej grupie, pomimo panującego tłoku i niewygody — chciało się trwać. Nikt też nie protestował, kiedy ci, którzy chcieli się przekonać czy znajdą gdzieś więcej wygody, cisnęli się w niemożliwe do zajęcia miejsca.

Starzec z siłą i zaangażowaniem, mówiąc całym sobą — starał się przekazać to, co najważniejsze, podstawowe i istotne. Z wielkim urokiem wypowiadał słowa:

Pan powierzył każdemu indywidualną misję w tym życiu; szczęście człowieka polega więc na jej najlepszym wypełnieniu z ofiarnością i radością, która lubi być, gdy wypełnia się to wołanie Pana powołanie. Jeśli chcesz żyć pełnią, codziennie rano wstawać z entuzjazmem i chęcią życia, to warto się starać o to, aby odkryć profil tej misji. To bardzo dużo, bo wpływa na całe życie, tutaj i teraz, na życie przyszłe i na bliskie osoby żyjące w twoim otoczeniu, na przyszłych partnerów i na wszystko, z czym będziesz miał kontakt w życiu. Piękno życia lubi iść w zgodzie ze swym stwórcą, z Bogiem — dlatego oparcie na Nim, może dać ci wspaniałe możliwości odkrywania swoich talentów, a przez to świetnej samorealizacji, dającej najwyższą satysfakcję. Pamiętajcie też, że wypełnianie swojego przeznaczenia przez wszystkich na całym Świecie — daje gwarancję najlepszego życia.

Człowiek spełniony to taki, który wypełnia swoje przeznaczenie, dzięki czemu czuje, że żyje — wszyscy mamy talenty i według nich powinniśmy działać — to dar, który powinniśmy rozwijać, aby tworzyć świat dobry i radosny.

Jeśli szukasz szczęścia własnym rozumem i przez ekonomiczne gospodarowanie zasobami materialnymi życia, to możesz się zawieść i czeka cię na pewno droga obfitująca w niepewność. Pożyjesz, owszem, ale nie masz pewności swojego położenia. Dlaczego tak w życiu jest i co o tym generalnie decyduje?

Wskazywałoby to na obecność Wielkiej Siły, samego Boga i ważność jego życiodajnych praw, uzdalniających człowieka do odważnych i wielkich czynów. Zobacz choćby na wielkich naukowców odkrywców, większość z nich ufa Dobrej Nowinie. Na drodze własnego rozwoju odkrywają istnienie Boga — bowiem to, co jest im dane przeżywać, wyraźnie na to wskazuje.

Zbyt doskonałe to wszystko i zaskakujące pięknem dla małego człowieka, aby mniemać, że świat powstał na przestrzeni lat w drodze ewolucji. Można w nim odkryć zaskakujący porządek i konsekwencję, która układa wzajemną zależność istot w nim żyjących, dzięki niej życie trwa i wskazuje podstawowy wzorzec postępowania dla człowieka; wzór postępowania naturalnego, moralnego.

Zobacz na pory roku, jak przypominają cykle człowieczego życia. Wiosna — narodziny, lato — życie w pełni sił, jesień — schyłek, zima — starość. Pory roku są najbardziej przemawiającą wskazówką od Boga, pomagającą nie zapominać o sensie życia i jego kruchości.

Wielkich i ważnych czynów dokonuje człowiek związany moralnym porządkiem prawa życia. Jedynie przynależność do tej sfery prawej świadomości, nobilituje do czynów wielkich i godnych zachwytu.

Bez oparcia na właściwie pojętej moralności, nie może istnieć rozwój dla pożytku ludzi, taki który bierze pod uwagę wszystkich, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Prawdziwy rozwój cechuje długofalowość, troska o żywotne interesy każdego człowieka i unikanie przerostu partykularnych interesów. Społeczność w takim rozwoju staje się zintegrowana, a jej owocami jest szczęście w wydaniu najlepszym, bo powszechnym. Proste więc prawa życia, proste ich wypełnianie, prosta konsekwencja to recepta na to, by uczynić życie na całej Planecie szczęśliwym. Kiedy wszyscy przestrzegają prawa moralnego, życie staje łatwiejsze. Kiedy człowiek żyje nieuczciwie i mija się z prawem moralnym, to koszty życia są o wiele większe, a sam jest w sferze ducha zagrożony problemami, oddającymi według takiej zasady jak: bodziec — reakcja. Zło więc rodzi zło, w tym przypadku złe przeżycia. Jakimi treściami żyjesz, tak się czujesz. Jeśli popełniasz wykroczenie, to treścią twojego życia jest zło i reakcją na zło będzie złe samopoczucie. W złej świadomości organizm człowieka wytwarza toksyny, lub nadmiar hormonów walki nieadekwatnych do sytuacji. Jeśli nie nastąpi rozładowanie tych sił, kumulują się i szkodzą organizmowi.

Kiedy jesteśmy razem w Kościele obróceni do siebie wzajemnie, kiedy nasze spojrzenia się spotykają i nie unikamy już wzroku braci i sióstr, odkrywamy wspaniały stan pokoju i tej radości, jaka jest znana tym, którzy doświadczają dobrych relacji społecznych. Człowiek nie może unikać człowieka, powinien się spotykać i w tym spotkaniu uzupełniać najlepiej, a jego człowieczeństwo ma prawo zakwitnąć jak kwiat. Wszyscy wówczas mogą na ziemi utworzyć ogród podobny do rajskiego, lub graniczący z nim.

Kiedy ksiądz na środku Kościoła podejmie bezpośredni kontakt z wiernymi; zorganizuje połączenie satelitarne z inną parafią na drugim końcu świata; i kiedy cały zintegrowany Kościół na Mszy stanie solidarnie czując wspólnotę z ludźmi po drugiej stronie globu modlącymi się do jednego Boga — to wierni Kościoła wyjdą naprzeciw globalizacji, aby się zjednoczyć duchem i rozpoczną realizację Cywilizacji Miłości.

Trzech przybyszów popatrzyło na siebie znacząco. Wypełnione prawdą oczy ubranego na biało gościa zaiskrzyły się uśmiechem, dwóch pozostałych gości szczerze odwzajemniło radość białej postaci, po czym wszyscy skierowali uwagę na mówiącego dalej staruszka, który kontynuował swą mowę:

Z troską o bliźniego i wszystkie jego sprawy, o wzajemne odwiedzanie się w różnych punktach świata i pomoc dla tych na drugiej stronie Planety, wymieniając kulturę własnych środowisk i poszerzając więzi międzyludzkie w społecznościach ludzkich, wpływamy na ochronę wartości wspólnych i najważniejszych, bo moralnych, dzięki którym życie dobrze płynie. Wymiar tego rozciąga się przez cały świat, a ma to znaczenie przemożne. Kształt tego życia trwa i zależy od nas i prowadzących nas drogą dobrze pojętej moralności. Oni a myślę o przewodnikach — muszac być bardzo odpowiedzialni, bo odpowiadają za siebie i za innych w bardzo ważnym historycznie czasie. Przewodników należy kochać, aby niesieni tą miłością, dawali z siebie wszystko.

Starzec przerwał mowę, znieruchomiał, wszyscy widząc, co się dzieje, zamilkli, a ten z prostotą zapytał:

Kochacie mnie?

Słuchający jego złotych myśli podnieśli gromkie „taaaak”, co było wyrazem ich prostej radości, jaka wyrywa się z otwartych serc — widzących dobro. Uśmiech towarzyszył każdemu, a nadzieja, jaka panowała i wypełniała obecnych, wskazywała na tę wartość życia, jaką można odnaleźć w pokoju pochodzącym z dobra czystych ludzkich serc.

Starzec podniósł ręce do góry na znak zadowolenia i dał znać, że dalej chce mówić.

Teraz, moi kochani, powiem wam o nowych czasach, jakie niewątpliwie nas czekają, bo nie mamy już na ziemi innego wyjścia. Człowieka czeka dobry i spokojny byt, a atmosfera życia ma być wypełniona pokojem. To nowe dobre czasy, które nadchodzą.

Wobec ekspansji techniki docierającej dziś wszędzie i wchodzącej w życie człowieka tak znacząco, że ma to wpływ na wyhamowywanie jego humanistycznego rozwoju i redukcję autonomii ludzkie „ja” w wyniku interakcji człowieka z techniką skazane jest bardziej, niż kiedykolwiek, na załamanie i staje się to coraz bardziej problematyczne; kiedy technika wypiera człowieka z systemu znaczenia społecznego, zaczyna zajmować pierwsze miejsce i jest częściej w posiadaniu najwyższego priorytetu, znaczenia — budując nowy, nieznany dotąd system wartości. Brakuje w tym wszystkim jeszcze rządów maszyny, zamiast, jak to ma miejsce, rządów człowieka. Komputer na wzór człowieka zastępuje prezydenta miasta — potraficie sobie to wyobrazić?

„Panie prezydencie, proszę zrozumieć moje złe położenie bytowe i udzielić mi pomocy. Razem z moimi czterema córkami i żoną nie umiemy się utrzymać — przecież zlikwidowali najpewniejszy zakład produkcyjny i nie potrafię sobie poradzić, jestem bezrobotny”.

Komputer skalkuluje twoją sytuację i da wynik, ale nie będzie w tym ludzkiego zrozumienia trudnej sytuacji rodzinnej, bo komputer nie pojmuje wszystkich potrzeb człowieka. Świat rządzony przez komputery tak, jak w przykładzie — miałby za cel dehumanizować społeczeństwa, a to wystarczy, aby za swojego życia zobaczyć piekło na ziemi.

Pamiętajmy jednak o naszym kontakcie z komputerem, zwróćmy uwagę, jak od wielu lat, wyznacza on nam postępowanie w życiu prywatnym, społecznym i zawodowym. Poznajmy nową interakcję człowieka z maszyną. Dzięki tej machinie człowiek komunikuje się z innymi, ale też nie spotyka się z innymi, jak zawsze i to stanowi problem. Bowiem interakcja człowieka z człowiekiem za pośrednictwem komputera to 20% prawdziwego żywego kontaktu twarzą w twarz. A współcześnie wybieramy wygodę i komunikujemy się częściej przez Internet, bo łatwiej i wygodniej, kiedy na ulicach, w pracy, w sklepach, jeden przed drugim uciekamy — wstydząc się okazywania miłości. Niesie to za sobą duży zasób negatywnych zdarzeń uderzających w naturę społeczną człowieka. Pojawia się ból, który mnoży cierpienie.

W wyniku tejże nadspodziewanej silnej ekspansji „machiny”, która wpływa na deprecjonowanie znaczenia ludzkiego „ja”, wciągając go w sploty tak trudnych do refleksyjnego przeżycia wydarzeń, człowiek współcześnie staje w obliczu poważnego problemu egzystencjalnego i pyta „jak żyć”?

Wielki przełom w wyniku trudnej sytuacji, weźmie swój początek w bolesnej i trudnej konfrontacji człowieka z „machiną”, gdzie ludzkie prawo sprzyjające nowoczesnym technologiom, przesunie człowieka na boczne tory egzystencji i wyraźnie wpłynie na uprzedmiotowienie człowieka. To, że maszyna steruje losem ludzkim, nie jest już tak do końca science fiction; jej rozwój obecnie już ingeruje w życie ludzkie i niebezpiecznie ma to coraz większy wpływ na zmianę kształtu życia, deformując humanizm i jego przejawy. Jest to niebezpieczne, bo niepewne, kiedy człowiek w ustalaniu prawa bierze pod uwagę rozwój technologiczny i pomija człowieka, często dla zysku — ofiarą w takim razie zawsze pada człowiek. Rozwój ten często kształtuje prawa relatywne, w efekcie cierpimy, bo maszyna nas nie rozumie, a pewne działania na jej rzecz trzeba wykonać. Świat w swoim biegu, rozwoju nowoczesnych technologii i nowych form egzystencji ludzkiej, postępując dalej, powinien oczekiwać tzw. przesilenia. Będzie to wynikiem bólu, jaki przeżywamy w zderzeniu z nowoczesnością, uwikłani w sploty zdarzeń, niechroniących naszych żywotnych interesów, a często spychających na margines prawdziwej i dobrej aktywności.

Taki skomplikowany bieg życia — podyktowany pozorną normalnością skłania wręcz do uruchamiania instynktu samozachowawczego, którego rozruch jest wynikiem niepokoju i lęku, jaki gnębi nowożytnego człowieka coraz częściej spychanego przez rozwój technologiczny na boczne tory.

Dlatego w dążeniach samozachowawczych, aktywność ludzka wpłynie na obecne warunki egzystencji i podejmie zmiany; nieważne, kiedy to nastąpi, ale nastąpi, ponieważ zagrożenie uruchamia reakcje obronne, wówczas powinna nastąpić nowa epoka, czas życia promujący wartości moralne. Oparcie się na tych wartościach daje równowagę, która wpływa na naturalny rozwój człowieka. Dążenie do ukształtowania nowego porządku, stanie się więc oparciem dla coraz większej liczby społeczności świata, ponieważ wyklucza wszystkie aspołeczne zjawiska, tworząc nowy kontekst społeczny: bez lęku i niepokoju w atmosferze dobrze pojętej wzajemnej miłości.

Kierunek dążeń indywidualnych i społecznych, jaki będzie obowiązywał w nowych czasach — poprawnego znaczenia wartości człowieka wskazuje na Dekalog, jako najtrwalsze oparcie dane człowiekowi w dziejach ludzkości. Prawo bowiem stanowi rękojmię równowagi życia, a gdy chodzi o prawo w doświadczeniu wiary i miłości — to nie zna ono punktów kontrolnych i zwykle jest w sercu każdego człowieka — co daje ustawiczny porządek i jest przyczyną ładu. To prawo najlepiej ochrania człowieka i jego tożsamość, która jest tutaj podstawą całości; bo najpierw wartość podstawy, jakim jest ludzkie „ja” i od tego kolejne wszystkie działania ludzkie, a następnie każdy inny rozwój.

Nowe czasy więc, wskazując na Boga, są wizją niedalekiej przyszłości i tworzą się w wyniku przesilenia, które zapoczątkował zwrot w kierunku wartości życia i dobrze pojętego interesu człowieka.

Siła życia i wola życia stają się w takich warunkach motywem działania ludzkiego, które we własnych możliwościach intelektu dostrzeże wartość i znaczenie Prawa Bożego. Walorem tego prawa jest stała i konsekwentna ochrona humanizmu. Na całej Planecie ma szansę zaistnieć nowy prąd wskazujący na dobre postępowanie, jako znamię nowej epoki. Życie w takich warunkach ma stać się inne, bo lżejsze i powinien nastąpić zwrot w kierunku rozwoju wspólnot ludzkich, zgodny z naturalnymi potrzebami człowieka, zwłaszcza potrzebą rodziny. I jak wspólnoty zaspakajają potrzeby życia w sposób bardziej bezpieczny od samotnej egzystencji, tak zabezpieczenie to wpłynie na inny, bo całkowity rozwój człowieka. Nastąpi powrót do dawnych form kontaktów międzyludzkich. Uformuje się nowy człowiek, posiadający zabezpieczenie humanistyczne, ukształtowane we wspólnocie rodzinnej i innych wspólnotach opartych na Dekalogu. Każdy, dostrzegając własną, personalną wartość w kontekście całego cywilizowanego świata, może wykazywać nowe i większe możliwości radzenia sobie na co dzień, od tych, które miał w warunkach rozproszenia społecznego i uwikłania w zależności od cytowanej „machiny”. Życie stwarza nowe uwarunkowania, gdzie człowiek zajmuje ważne miejsce i staje się uprzywilejowany. A każdy bez wyjątku, znajduje sens i znaczenia swojego życia w oparciu o Prawo Boga i atmosferę wzajemnej sympatii.

Realizacja człowieczego przeznaczenia, kieruje tym światem według fenomenalnej woli samego Boga. Przeznaczenie wyrażone w ludzkich dążeniach i działaniach zgodnych z wolą Boga, formuje ten świat zgodnie z najlepszymi predyspozycjami ludzi. W tej realizacji, człowiek rozwijając to, co najlepiej potrafi, i co jest powodem jego szczęścia, staje się szczęśliwym i jest gotów dzielić się szczęściem z innymi.

Życie, w którym szanuje się człowieka i każdą rzecz, o jaką się człowiek stara w atmosferze pokoju i radości budzi zastanowienie i pociąga. Człowiek w refleksji nad własną egzystencją odnajdzie tęsknotę za dobrą atmosferą bytu, za tym, co sprawia, że jego życie staje się lepsze i bezpieczniejsze, że posiada pewne znaczenie, że jest zakotwiczone w ważnym stałym miejscu, że jego zasadnicze kwestie są rozwiązywalne. Walor dobrej atmosfery życia już się budzi w społeczeństwie i pociąga, dlatego w przyszłość należy popatrzeć z nadzieją, angażując swoją małą wierność Prawu Dekalogu.

Dobrze gada, wina mu dać, bo prorokuje nam! — Odezwał się ktoś z tłumu, poruszony mądrą mową i zaangażowaniem starca, jakie zobaczył.

Szybko do tego głosu dołączyli się inni i w pewnym momencie wszyscy wydawali z siebie okrzyki radości, okazywali ten entuzjazm, który udzielał się wszystkim i utwierdzał w przekonaniu o jego słuszności. Trzech gości również się uśmiechało i widać, że byli to ludzie, którym nieobce życiowe trudy.

To wielki człowiek i za nim pójdziemy wykrzykiwano co chwilę; Panowie, do walki o lepsze! — wydobył się silny głos z tłumu — bo dość już tej dziczy ludzkiej, gdzie jeden bez skrupułów oszukuje drugiego! Razem zmienimy ten świat i będziemy żyć szczęśliwie! Zmienimy ten świat miłością!

Jak zmienimy ten świat na lepszy? — krzyczał w zupełnie innym tonie rosły mężczyzna, był to Paweł Pałac — właściciel gigantycznych świniarni w okolicach miasta Markt. Poruszony niezrozumieniem, jakie w tym momencie przeżywał, nie umiał uzmysłowić sobie, jak mogą przyjść lepsze czasy — gdy obok dzieje się gwałt i sromota. Przejęty do gruntu kontynuował:

Co zrobimy, kiedy dobrze zorganizowana banda w moim mieście — krzyczał żałosnym głosem Paweł Pałac terroryzuje wszystkich i dokonuje bezkarnie okropnych zabójstw, tu nie widać szans na lepszy świat. Kradzież już jest niczym, w porównaniu ze strasznymi zabójstwami na człowieku. Obcina się publicznie członki ludzkie, oblewa się krwią, gwałci się i potem zabija niewinne kobiety. Ostatnio donieśli mi moi pracownicy, żeby uważać i chronić dziewice, bo ta dzicz szuka dziewic i zamyka — trzymając je do wielkiej publicznej orgii, która ma się odbyć w jedno z chrześcijańskich świąt. To jest szaleństwo i opozycja wobec dobra! Banda ta jest dobrze zorganizowana i chce całkowicie rządzić w mieście. Obok nas rozgrywa się tragedia, a moje zwierzęta mają więcej prawości w sobie od ludzi z bandy Gwiazd.

Co mam zrobić sam i jaką bronią walczyć? Przecież muszę ukrywać siebie i swoją rodzinę, otaczam się ochroną i załamuję ręce. Kiedy odkrywam kradzież w przetwórni mięsa, to jeszcze nic, lecz znajduję tam leżących nieżywych, powkładanych do maszyn ludzi, po części zmielonych.

Tu z ust słuchających wyrwał się głos zdumienia, oczy szerzej się otworzyły — była to reakcja prawdziwego przerażenia. Wszyscy patrzyli teraz na starca Syracha a ten trwał zamyślony. Z oczu Pawła Pałaca popłynęły łzy bólu i czekał on na zbawcze słowo mędrca, bowiem całkowicie nie wierzył w nowe dobre czasy, opanowany lękiem przed okrucieństwem, z jakim często miał kontakt.

Pawle — łagodnie powiedział starzec Syrach — twoja uczciwość jest mi znana, tak jak widzę twój ból po tym, co się stało. Znam po części warunki społeczne w mieście i wiem, ze Saturn ze swoja bandą Gwiazd przesadza. Prawo okazuje się bezsilne lub politycy przymykają oczy na te wydarzenia ze względu na liczebność tej zgrai, zależy im na ich głosach. Jest w tym zbrodnia, która domaga się kary. A my, patrząc na to, mamy prawo się bronić. Bronią w przypadkach skrajnych może być nawet zadanie śmierci — tak uczy nas Prawo Moralne. Jednak postawą, jaka nas obowiązuje, aby pozostać przy Ojcu Mądrości — jest miłość, która zwycięża wszystko. Najpierw miłość — a w trudnej sytuacji obrona. A teraz nie martw się już Pawle, bo ten wielki Świat nie zmieni się w jednej chwili. To proces, ale już rozpoczęty i dlatego trzeba walczyć o dobre czasy zawsze i wszędzie. Dobrze, że się odezwałeś, bo bandy w Markt to poważny problem. I też po to jesteśmy, aby krzewić miłość i zdobywać serca nawet tych oprawców mordujących bliźnich. To trudna mowa, wiem, ale naszą bronią jest miłość wraz ze wsparciem samego Boga. Dlatego razem zwyciężymy i uczynimy ten Świat pięknym, będzie panować Prawo Boga w atmosferze wzajemnej miłości.

Starzec Syrach zszedł z miejsca, gdzie stał, przecisnął się przez tłum bardzo sprawnie jak na swój wiek. Widząc to Paweł Pałac zaczął iść w kierunku starca i po chwili spotkali się w serdecznym uścisku. Trwali chwilę w geście wzajemnej przyjaźni, po czym Syrach wyszeptał w ucho Pałaca: jesteś bystry i rozumiesz, że czasem trzeba zachować się życiowo. Jak wymyślisz coś, co powstrzyma bandę Gwiazd, choćby w najmniejszym wymiarze — to nawet, jeśli sposób nie będzie za święty przyczynisz się do dobra i tworzenia nowych czasów. Trzymaj się kochany, jak będziesz miał jakiekolwiek problemy, to przyjedź do starego domu, tutaj zawsze drzwi otwarte.

Wokół obejmujących się serdecznie przyjaciół zrobiło się miejsce. Ściśnięty tłum już brawo bił, a z piersi stojących wydobywały się okrzyki radości. Ludzie kładli sobie ręce na ramiona i cieszyli się wyraźnie, był to dobry czas.

Po długich chwilach, gdy życzliwość i serdeczność zapanowały niepodzielnie w atmosferze tego spotkania, Syrach udał się na miejsce, skąd mówił. Ludzie patrzyli teraz na niego i ponownie zaczęli bić brawo. Chcieli w ten sposób dziękować za dobro, jakiego doświadczali w trudnym czasie, gdy człowiek przed człowiekiem uciekał.

Starzec widząc efekt swojej mowy i pocieszonego Pałaca — poczuł siłę, która rodzi się z radości i wdzięczności słuchających — rozumiał jak dobre słowa prowadzą do dobrych czynów. Cieszył się szczerze, podnosił ręce, wskazywał na Boga; w starym domu panowała atmosfera nowych czasów i tej nadziei, jakiej nikt przez wieki rozwoju cywilizacji nie umiał zapalić w pracujących coraz więcej ludziach. Coraz bardziej samotnych i bardziej zmęczonych, a przez to żyjących bezładnie i bezrefleksyjnie. Światełko nadziei w kaganku ludzkiego istnienia zaczynało się tlić i zapowiadało się, że rozjaśni mroki.

Patrzyli na to stający w tłumie mistrz Henryk, Marek i waleczny swojacki Woju. Byli częścią tej dobrej wspólnoty i cieszyli się z takiego obrotu wydarzeń, zwłaszcza po ostrzeżeniach i wskazaniach postaci, jaka ukazała się im w małej przytulnej dolinie, pośród drzew.

Marek słyszał słowa starca o wspólnocie w Kościele, o ławkach tworzących okrąg, o ołtarzu na środku i nowej atmosferze — a myśli te były mu bliskie. Zastanawiał się nad zbieżnością tych myśli. Bo przecież nie tak dawno taki sam pomysł prezentował Mistrzowi Henrykowi.

Jego umysł się rozjaśnił, Marek tworzył nowe przemyślenia, które domagały się wyrażenia i wymiany; szukał rozmówcy i wzrok miał wlepiony w starca Syracha — mówiącego tak wspaniale i proroczo.

Jak swój poznaje swego i ogarnia jego duszę radość nieopisana tak Marka na widok starca Syracha mówiącego tak wspaniałe, bliskie jego sercu myśli — zmieniła się twarz, pojawił się uśmiech i ogarnął zachwyt; a nowe pomysły z zadziwieniem samego bohatera, mnożyły się w myślach i ciasno im było.

W odległości kilku metrów, oparty o kawał drewnianego wejścia do starego domu, stał wielki pisarz i rozmawiał z Bogiem. Zamyślony dziwnie, jakby odpłynął zupełnie świadomością w dal. Co jakiś czas ściskał powieki, po czym z głośna wypowiedział: Wiem już, o co chodzi, Panie Wielki i Święty, który zawsze poruszałeś moje serce, dając mi moc rozpoznawania najróżniejszych sytuacji; chcesz, aby Marek coś znaczącego zrobił i zagrzewasz do czynu swojego i bardzo oddanego Tobie człowieka. Dajesz mu kontakt z mądrością i wzmacniasz jego siły; coś mi się wydaje, że nie wejdzie on z nami do Królestwa Życia. Za bardzo globalnie myśli i za to wróci na ziemię, bo według Twojej mowy wszyscy powstaną, aby tworzyć na nowo ten Świat. Pozwól jednak, choć trochę zakosztować mu tej radości, którą tak słodko poznałem, aby wiedział, na co pracuje i jaki jest jego ostateczny cel. Tak Cię proszę Panie. Pokochałem Marka i jest on mi drogi jak syn — facet ma w sobie siłę — i chcę mu pomóc. Spraw Ukochany który bronisz słabych i wyciągasz z bagna głupich, a bogatych ustawiasz na tory zrozumienia; rozumnym dajesz działanie, aby stali się wielcy — spraw, aby mój faworyt Marek dokonał dla Ciebie wielkich rzeczy! Tak Cię proszę swoim prostym sercem!

Wśród słuchających starca Syracha panowała atmosfera życzliwej przyjaźni. Ludzie cieszyli się i patrzyli na swojego lidera, umacniając go swoją miłością i nie chcąc się z nim rozstać. Wypełnioną pokojem atmosferę wzajemnej życzliwości zagrzewała pieśń, wypływająca ze szczerych, kochających ludzkich serc. Śpiewali wszyscy, nie wiadomo skąd ją znali, kołysali się i uśmiechali do nadziei, jaką niosła przyszłość wypełniona ogólnym dobrem:

Był stary lecz odważnie żył, spoglądał prosto w oczy

Samotnie, ale dzielnie trwał, jak Słońce życie toczył

I dom i stary trwali tak — jak dwa drzewa na skale

I byli zawsze tacy tam — dla innych, by szli dalej

Nie dali się historii zjeść — bo poszli swoją drogą

Ufając zawsze święcie tak, że Niebiosa pomogą

Ich wiara i nadzieja szły z miłością zawsze czyściej

Poczciwy stary ciepły dom i starzec z złotą myślą

Gdy swego czasu spłonął dom i zimno było wszędzie

Wołali biedni ludzie tak: oj co to teraz będzie?

Samotny starzec ufnie siadł i oczy swe wzniósł w Niebo

Wołał o nowy piękny dom i doczekał się tego

Starzec ten pewny domu był i wiedział, że dostanie

Bo układ z wielkim Bogiem miał za Prawa miłowanie

I dostał dom cudowny był, tam tłum wchodził oknami

A Starzec dalej sobie był i Boga w sercu chwalił

W życiu po śmierci nadzieję miał i Boga oglądaniu

Aby na zawsze w szczęściu trwać i już nie cierpieć za nic

Tłum kochał i wywyższał go lecz ten o nic nie prosił

Zachował swój największy skarb, bo Boga w sercu nosił


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama