Anioł gwiazdkowy

Zbiór krótkich historii p.t. "Anielskie opowieści dla duszy", których narratorami są spotkani przez autora zwykli ludzie.

Anioł gwiazdkowy

Eduard Martin

tłumacz: Andrzej Babuchowski

ANIELSKIE OPOWIEŚCI DLA DUSZY

ISBN: 978-83-277-0067-4
wyd.: Wydawnictwo WAM 2014

Ponad czterdzieści krótkich historii, których narratorami są spotkani przez autora zwykli ludzie. Opowiadają o ważnych dla siebie doświadczeniach. Diametralnie zmieniły one ich życie i sprawiły, że nic nie było już potem takie samo. Mówią zarówno o wydarzeniach dramatycznych i bolesnych, związanych z cierpieniem, chorobą czy śmiercią bliskiej osoby, ale także o drobnych i codziennych sytuacjach, które tylko z pozoru nic nie znaczą. Dobre słowo, życzliwy gest, chwila rozmowy, jakiś list, jakieś spotkanie... - to tytułowe anielskie mgnienia, które nierzadko trudno nam zauważyć.
Każda z przedstawionych historii to wzruszająca zachęta do chwili refleksji nad własnym życiem i do zadania sobie ważnego pytania: Czy potrafię odczytywać anielskie znaki i czy ulepszam według nich własną codzienność? "Człowiek musi bowiem komuś spełnić sen, żeby spełnił się jego własny. Takie jest tajemnicze prawo miłości i nadziei".


Tatusiu, zrób dzień / Anioł gwiazdkowy

Anioł gwiazdkowy

To zdarzenie wygląda na zmyślone — zwierzał się osiemdziesięcioletni listonosz K. B. — Że jest prawdziwe, będę mógł wam łatwo udowodnić. W końcu...

Siedzieliśmy przy rozświetlonej choince i słuchaliśmy.

— Mając dwadzieścia dwa lata pracowałem już na poczcie i byłem w kiepskim stanie psychicznym. Moja rodzina... wolałbym raczej o tym nie mówić. Ożeniłem się jako dwudziestolatek, a moje małżeństwo bardzo szybko się rozpadło, nigdy nie byłem człowiekiem towarzyskim, więc przebywałem zazwyczaj sam ze sobą, świat wydawał mi się marnym i nieszczęsnym miejscem, nie miałem żadnych przyjaciół. Pewnego dnia, rozdzielając listy, znalazłem o, tamten, który, jak widzicie, stoi oparty za szkłem w biblioteczce. Koperta bez adresu. Otwieram go, a w nim nieporadne dziecięce literki:

Drogie Dzieciątko,
proszę cię chcę konika.

Niczego więcej w tym liście nie było. Z pewnością ów mały nadawca wierzył, że Dzieciątko jest wszechwiedzące, i że tak samo jak nie musi się Mu przedstawiać przy modlitwie, tak też nie musi i tym razem.

Poruszył mnie ten list. Wyobraziłem sobie dziecko, które prosi i wie, że jego życzenie mu się spełni.

Mnie tych życzeń już tyle się nie spełniło... Tylko że jeśli nie spełni się pierwsze, wówczas boli to trochę inaczej, człowiek nie jest jeszcze zahartowany przez następny ból.

Nagle zauważyłem, że na odwrocie koperty jest jeszcze coś. Było tam napisane — możecie tu sobie zobaczyć: Zostaw mi poszę (posił, biedaczek, a nie prosił) konika za szopą koło gospody, gdzie mieszkamy abi mi go nikt nie zabrał. Może być drzewjany.

Nie miałem za wiele pieniędzy, prawie nic. Ale zaraz następnego dnia poszedłem kupić konika i zostawiłem go za szopą koło gospody. W miasteczku była tylko jedna gospoda, więc nie mogłem pomylić szopy.

Czekałem tylko i obserwowałem. Przesiedziałem w gospodzie całe popołudnie przy oknie, skąd widać było pudło z konikiem, i długo nie mogłem się doczekać. Wreszcie, kiedy już karczmarz zaczął na mnie podejrzliwie zerkać — byłem bowiem ostatnim gościem — ujrzałem dwie postacie.

Na podwórzu za gospodą otwarły się drzwi szopy, z których wyszedł mały chłopiec, a obok niego — anioł.

Anioł? Tak mi się zdawało. Wysoka jasnowłosa dziewczyna w białej sukni. Dziecko prowadziło tego anioła za szopę, anioł natomiast był mocno zakłopotany. Usłyszałem, jak chłopiec radośnie krzyknął: „Wierz mi!”. Potem wziął pudło i wszedł razem z nim i aniołem do szopy.

Chyba nigdy do tej pory nie miałem tak wyraźnego poczucia, że spełniłem dobry uczynek. I kiedy zasypiałem w wigilijny wieczór, był ze mną ten jasnowłosy anioł, który opuścił mnie dopiero nad ranem, gdy już się obudziłem. A potem... — pan K. B. uśmiechnął się i odwrócił w stronę drzwi, przez które weszła szczupła pani z talerzem świątecznych ciastek.

— Przez całe Boże Narodzenie włóczyłem się wokół tego domku i tej szopy tak długo, aż doczekałem się anioła, z którym, mimo iż jestem nieśmiały, udało mi się zaznajomić. Nie mylicie się. Właśnie tu przyszedł. Z tym aniołem żyję już prawie sześćdziesiąt lat i muszę powiedzieć, że nigdy nie dostałem piękniejszego prezentu pod choinkę niż wtedy, żywego prezentu.

Mój mały szwagier dostał konika, a ja anioła.

Kiedy zastanawiam się nad tym po tylu latach, myślę, że jest w tym jakaś prawidłowość. Człowiek musi komuś spełnić sen, żeby spełnił się jego własny. Takie jest, wybaczcie mi te wielkie słowa, tajemnicze prawo miłości i nadziei.

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama