Grajek wędrowny. Legendy chrześcijańskie II

Bywa, że Pan Bóg ma z nami sporo kłopotów...

Grajek wędrowny. Legendy chrześcijańskie II

Autor zbiorowy

Grajek wędrowny

Legendy chrześcijańskie II


Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-7502-298-8
Format: 190 x 190 mm
Ilość stron: 64
Rodzaj okładki: twarda

Bywa, że Pan Bóg ma z nami sporo kłopotów. A to okazujemy się nazbyt pyszni i zadufani w sobie, to znów palimy za sobą wszystkie dobre mosty, mierząc łaskawość Boga swoją miarą. Oto opowieści, które mieszczą w sobie prawdy wiele większe niż to, co w nich zmyślone. Może dlatego, że w tych pięknych legendach jak w czarodziejskim lustrze można dojrzeć samego siebie. Bez makijażu. I to pewnie przyczyna, dla której podczas czytania także dorosłym mogą pocić się oczy...

Fragmenty książki:

Siostra Beatrycze

Legenda hiszpańska
spisał Cristobal Lozano

Żyła kiedyś w jednym klasztorze mniszka imieniem Beatrycze, którą Bóg obdarzył wszystkimi swoimi łaskami. Jej cnoty służyły wszystkim za przykład i w klasztorze, i poza nim, a jej uroda przyciągała ku dobru tych, którzy ją podziwiali.

Pewien kleryk, który dzięki swoim sukniom miał swobodny dostęp do klasztoru, zaczął nadskakiwać siostrze Beatrycze w sposób, który miał uchodzić za nabożny, lecz nabożnym zgoła nie był. Chociaż mniszka była cnotliwa i całkowicie oddana Najświętszej Pannie, u której stóp modliła się i śpiewała przez wiele godzin dziennie, w końcu zaczęła skłaniać ucho ku podszeptom uwodziciela i znajdować upodobanie w jego zalotach.

Wytrwałość kleryka była tak wielka i tak długo trwały jego zabiegi, że pewnego dnia Beatrycze uległa, a zapominając, do kogo należy, obiecała zaspokoić żądze młodzieńca. Obowiązki ogrodniczki i furtianki, jakie pełniła w klasztorze, sprzyjały ich planom. Furta stała przed nią otworem, gdyż przecież to Beatrycze miała pieczę nad wszelkimi kluczami. Dość powiedzieć, że zrobiła ze swej władzy użytek i niby głupi motyl rzuciła się w płomień miłości.

Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że mniszka zaprze się swojego oddania Maryi. Oto kiedy już postanowiła popełnić grzech świętokradczy, to nim przekroczyła próg klauzury, wzięła klucze, które zostały jej powierzone, i poszła, by paść na kolana przed ołtarzem Matki Boskiej, mówiąc wśród łez:

– Pani moja i Królowo, przez cały ten czas służyłam Ci z całym oddaniem i miłością, do jakiej byłam zdolna, nikt więc nie mógł mi w niczym przyganić. Stałam się strażniczką klasztoru i starałam się spełniać moje obowiązki uważnie i sumiennie. Dzisiaj zagubiłam się w szaleńczym pożądaniu i nie starczyło mi sił, by je przemóc. Weź więc klucze od swojego domu. Powierzam je Tobie, gdyż odchodzę i czuję, że jestem zgubiona.

Położywszy klucze na ołtarzu Najświętszej Panny, Beatrycze przekroczyła próg klasztoru, gdzie czekał na nią złodziej jej duszy. Ten powiódł ją z sobą i wykorzystał, jak chciał.

Po kilku dniach jednak, znudzony wielce, gdyż zaspokoił swą zachciankę, lubieżny kleryk porzucił uwiedzioną na środku ulicy. Zatrwożona Beatrycze nie wiedziała, dokąd iść. Od krewnych czekałoby ją nie wsparcie raczej, a pogarda i przygana. Gdyby wróciła do klasztoru, musiałaby znieść urągania i szyderstwa ze strony innych sióstr. Wreszcie wybrała wyjście najgorsze: sprzedawała swoją urodę każdemu chętnemu. Z czasem miała wspaniały dom, żyła wśród uczt i klejnotów i nikt nie poznałby w tej wszetecznicy mniszki tak niegdyś pobożnej i cnotliwej.

Tak minęło piętnaście lat. Zdawało się, że Beatrycze zapomniała o wszystkich swoich obowiązkach, ale dawne nabożeństwo do Matki Boskiej nie zgasło w jej sercu. Tliło się gdzieś pod spodem niby ogień i często wracały jej na myśl minione czasy spędzone na służbie Maryi Dziewicy. Wtenczas to Matka Boska sprawiła, że Beatrycze zapragnęła powrócić do klasztoru, by dowiedzieć się, co też o niej mówią. Ta ciekawość była haczykiem, który Matce grzeszników posłużył, by swoją dawną służebnicę doprowadzić do bramy łaski.

Poszła więc Beatrycze do klasztoru ubrana w bezwstydny strój z koronek i wstążek, w którym nikt nie mógłby jej poznać. Wezwała odźwiernego i zapytała, czy znał niejaką siostrę Beatrycze: czy żyje wciąż, a może już brak jej wśród żywych, a jeśli tak, to jakie wspomnienie o niej zachowano w klasztorze.

– Siostrę, o której mówisz – odparł odźwierny – znam dobrze, bo od wielu lat ma pieczę nad kluczami do klasztoru. Jest bardzo cnotliwa, prawdziwa święta, świeci przykładem dla innych mniszek. Wcale się nie zmieniła od dnia, kiedy jako dziewczę wstąpiła do zakonu. Co więcej, wszystkie zakonnice szanują ją i kochają.

Wstrząśnięta tymi słowami Beatrycze snuła tysiące przypuszczeń. Może to jakiś żart? Może jej ucieczka została zatajona przed wszystkimi, żeby zachować dobre imię klasztoru? A może jakaś inna Beatrycze zajęła jej miejsce?

Odźwierny odszedł i Beatrycze już miała sobie pójść, kiedy stanęła przed nią Najświętsza Panna w postaci, jaką Beatrycze doskonale znała. Była to niewiasta podobna wielce do figury ustawionej na ołtarzu, przed którym niegdyś przez lata się modliła.

– Beatrycze – rzekła Najświętsza Panna – ponieważ służyłaś mi z takim oddaniem i taką miłością, przez piętnaście lat zajmowałam twoje miejsce, wykonując twoją pracę, przybrawszy twoją powierzchowność, dbając o ogród i kościół, jak przystoi zacnej mniszce. Nikt więc nie dowiedział się o twojej nieobecności, nikt też nie wie, co się stało. Idź zatem do swojej celi, weź klucze, bądź znów tą, którą byłaś, i odpokutuj za grzechy!

Matka Boska w jednej chwili zniknęła. Rozradowana Beatrycze weszła przez otwartą furtę klasztorną, wśliznęła się tak, że nikt jej nie widział, zamknęła się w celi, by zmienić strój, po czym wmieszała się między inne siostry. Zaraz spostrzegła, że jej obecność żadnej nie zdziwiła, jakby naprawdę przez cały czas nie opuszczała klasztoru.

Widząc tak przedziwny cud, Beatrycze podziękowała Najświętszej Pannie z największym żarem, leżąc krzyżem u Jej stóp i płacząc palącymi łzami. Potem odbyła wielką pokutę z włosiennicą i dyscypliną nie po to, żeby tak wielki cud pozostał utajony, lecz by świat dowiedział się, jak Najświętsza Panna pomaga tym, którzy są Jej oddani.

O wszystkim zaś, co się wówczas wydarzyło, sama Beatrycze opowiedziała swojemu spowiednikowi, ten gdzieś to zapisał, po jego śmierci kto inny skopiował i tak dotrwało to do naszych czasów…

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama