Wieści ze Słuchanicy (7). O księżach

Księża w "krzywym zwierciadle" ludowej poetki.

 

Raba Wyżna, 15 maja 1998

 

 

Baranku Bozy z tonsurkom!

Dziś bedzie o księzach.

Ciekawość, cyś Ty mioł to na głowisi wyskubowane? Cy może juz znieśli? Straśnie mi się widziało to kółko na głowie u księdza probosca Polońskiego i co jo się taty onudziła - tato, jako mu to golom cy strzygom tak równióćko (równiutko, równiućko?). I skąd wiedzom, na ktorym miejscu głowy? W ogóle ksiądz nos, dzieci, więcy interesowoł niźli to, co robił i godoł.

Ksiądz. Kto to był ksiądz? Bo kto to jest teroz, to wiadać. Jo tu kcem kapke pozbacować downe, dobre casy (ładne mi dobre - same wojny i komuchy!) i role księdza na wsi. Tata i stryki opowiadali, ze jesce kapke downiyj ksiądz słuzył do strasenio piekłem i mękami strasnymi. Casem obiecowoł niebo, ale nie kazdemu, o niy! Poniektory bił pięściom w kozalnice, grzmioł i palicem pokazowoł strasne rzecy, które juz-juz stojom za tobom, grzyśniku! A ty stois u brom piekieł! Ale niedockanie twoje! Nic ani nikt cie tustela nie uratuje, cheba ze (i tu miałak napisać - cheba, ze dos odpowiednio na ofiare, ale przecie pisem do księdza, więc mogłabyk go urazić. No to nie napisem nic do tego "cheba ze"). Cheba ze się poprawis. Ale jakoz się tu porawić, kie zimno w nogi, jeść się kce, w chałpie przednówek i biyda jedna pani. Krowięta rycom, zimnioki w piwnicy (do sadzenio), piwnica zaparto na kłódke, a kluc prtaśnęty do studnie. Bo jak zjymy, to co posadzimy? Wsy i wselako gowiydź zrejom za obsywkom, tata dostoł łońskiej niedzieli dziuga, a mama majom mordowisko co drugi tydzień. Siostra Wikta mo kołtuna, a brat Jasiek suchoty. Nijakiem światem nie wiada, z cego się tu poprawiać. Ani ukraść nima co kany, bo syćka na jednyj drodze...

Ksiądz. Dobrze mu godać, bo pojedzony. Kie nos pytoł do piyrsyj komunii, juz był wiecór. Gosposia mu przyniesła kukiełke z mlekem! - Siedym grzychów głównych! Pytoł z pełnom gębom. - Obzarstwo... stękoł stryk i myśloł - obzarstwo, ile jo by takik kukiełek zjod! Jednom to bych odrazu wbił w kufe całom i popił mleka kwortom - mmggł-łyk.

Ksiądz. Cysty, mądry, daleki. Obcy wsi. Ale był tyz taki, co godoł z ludziami po góralsku i kurzył z gazdami fajke koło parkanu, po sumie. Nie bars się to widziało chudzinom, bo po piyrse z dziadami się nie kumoł, a po drugie nie pasuje, coby taki mądry cłek godoł jak wsiok!

Ksiądz. Był taki, co gonił z loskom za parobkami i dziywkami. Casem z parasolem. Idom se w niedziele Maryśka ze Staskem, Józek ze Zośkom pomiędzy zyta, Potockem ku Okopom. A tu ci ksiądz pędzi od plebanije z parasolkom i łup, łup po plecak. Chłopcyska uciekły, ale panny obił.

- Nowe obycaje wprowadzajom! Zgorsynie siejom! Szatan się zagnieździł na tej przebrzydłej Wojdyłówce!

- Boś zozdrosny! Som gonis ku tamtym pannom - he he he - septali se pod chórem parobki.

Ksiądz niemioł łatwego zywota i na wsi. Baby go lubiały i bośkały po ręcak, nosił w góre ręce, bo się wrodził tego śpikowanio i ciepkanio, i ślinienio. Podpatrowały go, co robi ze swojom gosposiom. Obgadowały, ze utrzymuje rodzine za skłodkowe piniądze. Ze pasie krowy na cudzym. Słuzącyk wyzyskuje bardziej niz inksy gazda. Wadzi się z dziedzicem, ale sadzo go przed ontorzem. Ksiądz był jedyn, a ludzi kupa. Boli się go i ryceli ze strachu w kościele, zozdrościli mu, podziwiali, ale byli i tacy, co się stawiali. Kozdo wojna niesie utrate obycajów. Po piyrsyj wojnie światowyj poniekorzy, co juz odsłuzyli i przezyli, nie boli się księdza. I taki jedyn prasnon katechete kamieniem w księzom głowe! (Miałak napisać - łeb - ale przecie pisem do księdza, to by go mogło urazić...) Za to, ze nie kcioł ślyź z parkanu i wlyź do kościoła jak Bóg przykozoł.

- Właź do środka! - wołoł ksiądz.

- A mnie tu dobrze!

- Właź, ale juz! I sarpnon wojoka za rękow. Po kościele wojok z kamieniem zacekoł przy zokrystyji! Nie na drodze, nie pod krzokiem, ba przy zokrystyji! I beł! Ale tercjanki to przewidziały i obroniły osobe duchownom. Kapke ino obsiniało mu ucho, a wojok się mioł, e, mioł! Podropany i obgryziony przez baby, gnoł do trzeciej wsi bez pola i lasy! He heu! To były casy!

Za moik młodyk roków księzo byli dobrymi przyjociołami dzieci. Grali z chłopcyskami w noge, robili zdjęcia i ucyli filmy wywołówać (w izbie, pod kocem, owiniętom bibiułkom cyrwonom zorówkom. Ale to było dopiyro po 57 roku, bo wtej nom załozyli elektryke. Haj.). Nie strasyli nos, a jacy pociesali. Mnie ucył i kozania rekolekcyjne dawoł ksiądz Lelito, ktorego pote skozali na kore śmierzci, za jakiesi karabiny i kulki schowane w kościółku U Krzyza na Obidowej. I tak w to nikt nie wierzył, kie w gazetak napisali "karę śmierci wykonano". Za jakisi cas małymi literkami dopisali "kary śmierci nie wykonano". Ale nie idzie tu o dobrych, złych cy byle jakik duchownych. Męcenników cy sybarytów. Idzie o to, coby se odpedzieć na pytanie, kto to jest ksiądz. Ino mi nie godoj, ze - TYZ CŁOWIEK. Juz teroz za nasych casów, kie juz nie było komuny, ale jesce i w sklepie nie było nic, abo było nieduzo, stoli my w kolejce zakręconej siedem razy bez sklep. Na środku było kapke miejsca i tam się zrobił jakisi strasny harmider. Skokały pięści, chustki wioły - eche, baby się bijom o kolejke! Ale nie! Słychać wyraźnie, o co się wadzom - o księdza! NIE WOLNO NIGDY O KSIĘDZU GODAĆ ŹLE!!! Zakońcyła krzykiem ta, co zacena zwade. Podsłuchała, ze przed niom w kolejce obgadujom księdza, nie o to, ze mo jakie baby abo rodzine, ale ze komusi ktoregosi dulara nie oddoł, cosik tam przyoroł, kogosi cosi kajsi, no. I się zaceno.

Włośnie. Cy o księdzu mozno godać źle? Cy wiy młody, co się na księdza biere, jaki bee mioł cięzki kawołek chleba i skrowek zycio?

Tata mi opowiadoł, jak downo, downo zyła we wsi dziadówka co jom wołali Maryna Kur-Kur. Okropnie tego nie lubiała, a klyna przy tym straśnie. I co się nie robi. Naprawiali dach na kościele chłopy wsiowe, a jedyn śnik był strasny baciar. Kie ujrzoł, ze idzie Maryna poza parkon udar się z dachu: "Maryna kur kur!" i schowoł się za descke. A wtej wyseł zza kościoła ksiądz probosc w cornej rewerendzie odmowiajęcy brewiorz. A Maryna ze strasnymi klędźbami i kijem "ty byku w cornym kabocie!!!" I telo. Do dziś mi to zyjące stryki jesce opowiadajom jako niezwycajnie śmiysne zdarzenie. A wszystko się skupio na tym, ze Maryna powiedziała "ty byku w cornym kabocie", co ksiądz przyjon do sobie. He, he. He. Minyno juz od tego casu pewnie ze sto roków. A moze ino osiemdziesiąt? Co to za przyjemność powiedzieć księdzu w ocy brzyćko, bezkarnie, cudzom gębom. Hej ze ino hej! Cy Ty casem o tym myślis?

Pozdrówkom. Babka Krzysia.

WANDA CZUBERNATOWA

, poetka. Jej utwory poetyckie, satyry, notatki i pamiętniki drukował m.in. "Dziennik Polski’’, "Orzeł Tatrzański’’, "Tygodnik Podhalański’’. Wydała następujące tomiki: Kino (1979), Pastorałki krzesane (1985), Płoty za koty (1986), Wiersze kuchenne (1986), Młodnik (1989), Jeszcze trochę idę (1994). Mieszka w Rabie Wyżnej.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama