Uśmiechnięte oczy

Opowiadanie dla dzieci

Ojciec Hipolit był wykształconym człowiekiem. Miał ukończone studia w Akademii Krakowskiej, kilka lat był jednym z medyków króla, ale życie dworskie zmęczyło go, więc postanowił wstąpić do zakonu św. Franciszka. Często odbywał podróże, w czasie których pomagał spotkanym po drodze ludziom — leczył ich ciała i dusze. W tym czasie kraj był mało zaludniony, a jego droga wiodła przez stare puszcze. Wiosna w roku, w którym toczy się akcja tego opowiadania, przyszła wcześnie i marcowe słońce coraz mocniej przygrzewało. Spod zalegających jeszcze resztek śniegu wychylały główki białe śnieżyczki, na wierzbach rosnących nad ruczajami pękały pąki bazi, a ptaki świergotem umilały wędrówkę. Siwy konik ciągnący wózek ojca Hipolita parsknął raźno, wciągając w chrapy zapach dymu unoszącego się nad niewidoczną jeszcze zza drzew kuźnią. Również oczy ojca Hipolita zaśmiały się, wiedział bowiem, iż niedługo znajdzie się wśród ludzi, których bardzo lubił. Jego serce ogarniała radość na myśl, że znów zobaczy młodego Kaspra, syna kowala. Ostatnie drzewa odsłoniły widok na przykucniętą pod lasem kuźnię, a za nią całą, niewielką osadę, skąd dochodziły dźwięki porannej krzątaniny. Nie było jednak wśród nich dźwięcznego głosu Kaspra wyśpiewującego Godzinki. Co się stało? Czyż jego przyjaciel zachorował? Siwek zastrzygł uszami i sam przyspieszył kroku. Zatrzymali się przed buhającą żarem paleniska kuźnią. Kasper wraz z ojcem wyszli na spotkanie miłego gościa. Jednak twarz chłopca była smutna, zawsze roześmiane oczy, z których błyskały gotowe do zabawy ogniki, były spuszczone. Poklepał Siwka, jak zwykł to czynić, ale ojciec Hipolit zauważył, że koń nie dostał ulubionego smakołyku, którym Kasper zawsze go witał.

— Co się stało Kasperku?

— Nic proszę ojca. Zaraz zajmę się Siwkiem.

— Czy wszystko w porządku, wszyscy zdrowi? — dopytywał się zakonnik.

— Tak, proszę ojca. — Zakonnik nie wytrzymał, patrząc na zwykle skorego do śmiechu i chłopięcych psikusów młodzieńca, pokręcił głową.

— Oj, Kasperku, widzę tu rękę jakiejś białogłowy.

— Ależ ojcze Hipolicie — Kasper żachnął się i podniósł oburzone oczy na zakonnika. — O czym ojciec mówi? — znów spuścił oczy i cichym głosem dodał: — Przecież jest post, nasz Zbawiciel wydawany jest na męki.

— A więc o to chodzi? — Hipolit pokiwał głową. — Przecież nieraz tu byłem w czasie postu, ale zawsze zachowywałeś się inaczej. Spójrz na zawiedzionego konia i na siebie, jak ty wyglądasz? Nieuczesany, niedomyty?

— Bo ja poszczę i czynię pokutę. Niedawno byłem na rozstajach pod krzyżem i gdy chciałem przystroić go jak co roku pierwszymi baziami — Chrystus tak smutno na mnie popatrzył... Zrozumiałem, że muszę pokutować. Nie jem nic prócz suchego chleba i piję tylko wodę. — Pod maską powagi w oczach Kaspra pojawiły się dawne ogniki. — Przecież jestem już dorosły.

— Kasprze, a czytasz Ewangelię? Przecież nauczyłem cię czytać i dałem ci tę Świętą Księgę.

— Tak ojcze, każdego dnia.

— I nie przypominasz sobie słów Jezusa z Ewangelii wg św. Mateusza... „A gdy pościcie, nie bądźcie smutni jak obłudnicy,... namaść głowę swoją i obmyj oblicze, abyś nie okazał ludziom, że pościsz, ale Ojcu twojemu, który jest w skrytości...”. Czy myślisz, że bardziej miłe jest Bogu twoje dziwne dla wszystkich zachowanie niż poranna pieśń, którą chwaliłeś Niepokalaną Dziewicę? To, że pościsz i pokutujesz, to dobrze, ale bądź sobą, radosnym, roześmianym chłopcem, przyjaźnie usposobionym do całego świata. Spójrz, jak przyroda budzi się do życia, jak pięknie świeci słońce. To wszystko jest dziełem Boga Wszechmogącego. Idź do krzyża na rozstajach i zanieś Zbawcy piękne bazie. Nie martw się tym, że ta figura będzie miała smutne oczy. To tylko drewniana rzeźba. Przecież Chrystus jest żywy, On jest wszędzie, w każdym napotkanym człowieku, w twojej mamusi, w tatusiu. Popatrz w ich oczy i jeśli zobaczysz w nich radość z twojego zachowania, to bądź pewny, że Ten, który dla naszego zbawienia poniósł śmierć na krzyżu, też na tym krzyżu się uśmiecha. — Zaśmiały się oczy Kaspra, opadła z jego twarzy maska smutku. Ucałował rękę ojca Hipolita, przygładził włosy, radośnie poklepał Siwka, wsuwając mu między wargi ulubiony kawałek cukru, i pobiegł.

Znad strumienia słychać było łamanie bazi i dźwięczny głos Kaspra: „...w krzyżu miłości nauka...”. Przed kuźnią stali uśmiechnięty ojciec Hipolit, rodzice Kaspra, młodsza siostrzyczka szczebiotała: „Kasperek jest zdrowy”. — „Bogu niech będą dzięki” — odpowiedzieli zgodnym chórem dorośli.

Moi Kochani Czytelnicy! Zapamiętajcie słowa ojca Hipolita — jeśli zobaczycie radość z Waszego zachowania w oczach spotkanych ludzi, to najmiłosierniejsze oczy i serce Zbawiciela też się uśmiechają.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama